Wprawdzie najwięcej wydarzeń związanych z obchodami roku Leonarda da Vinci, z pewnością najbardziej utalentowanego człowieka w historii, ma miejsce we Włoszech – co jest zrozumiałe, bo Leonardo kojarzy się wszystkim przede wszystkim z Italią – ale najważniejsza wystawa ma dopiero zostać otwarta za kilka miesięcy w Paryżu. Dlaczego? Bo ostatnie lata życia Leonardo da Vinci spędził we Francji, we Francji także umarł 2 maja 1519 r., pozostawiając tu jedne z najsłynniejszych dzieł swojego życia, w tym przede wszystkim obraz Mona Lisa, hit Luwru. W tym paryskim muzeum znajduje się aż pięć z piętnastu zachowanych obrazów geniusza renesansu, bo oprócz tajemniczej Giocondy także Madonna wśród skał, Święty Jan, Święta Anna Samotrzeć i kobiecy portret zatytułowany La belle ferroniere. Od lat kuratorzy nie ustają w wysiłkach, aby zdobyć obrazy, manuskrypty i ryciny z innych muzeów i od właścicieli prywatnych z całego świata.
Leonardo i Francja
Do tej wystawy Luwr przygotowuje się od dziesięciu lat, angażując do pracy nad nią wszystkie siły i możliwości, tak aby zgromadzić tyle dzieł Leonarda, ile to tylko możliwe. To ma być wystawa, jakiej jeszcze nie było. Według planów od października 2019 r. w Luwrze będzie można zobaczyć prawie wszystkie obrazy, niemal sto rysunków (w tym należące do Królewskiej Kolekcji Elżbiety II) i manuskrypty, w tym największy zbiór notatek z różnych dziedzin zatytułowany Kodeks atlantycki, który jest przechowywany w Mediolanie. Wiadomo też, że to właśnie na tej wystawie zostanie pokazany wizerunek Chrystusa Zbawiciela Salvator Mundi, który został zakupiony na sensacyjnej aukcji w 2017 r. za 450 mln dolarów przez arabskiego kolekcjonera. Ale czy rzeczywiście paryska wystawa będzie w takim kształcie, w jakim ją zaplanowano? Na razie nie jest to wcale takie pewne z powodu nieporozumień włosko-francuskich. Oczywiste było, że na wystawę w Luwrze przyjedzie wiele dzieł wypożyczonych z czterech muzeów włoskich, taka była umowa między rządami obu państw zawarta w 2017 r. Dzieła tej klasy wypożycza się najczęściej na zasadzie wymiany, tak miało być i tym razem: za Leonarda da Vinci do Włoch miały przyjechać dzieła Rafaela. Tymczasem pojawiły się głosy, że Francja chce „ukraść” rocznicę Włochom, szczególnie wtedy, gdy francuski minister kultury powiedział, że da Vinci „ukochał Francję”. Czy ta – wydawać się może – infantylna przepychanka może spowodować, że kilka ważnych eksponatów do Francji jednak nie dotrze? Przekonamy się za kilka miesięcy. Francuskiego ministra kultury zapytano nawet, czy nie obawia się, że włoski rząd będzie się domagał zwrotu Mony Lisy. Skąd, Mona Lisa została nabyta legalnie – odpowiedział spokojnie.
Śmierć nad Loarą
Leonardo da Vinci miał 64 lata, gdy wyruszył do Francji. Był rok 1516. Dlaczego? Jego dotychczasowy mecenas, Giuliano de Medici zmarł, a młody król Franciszek I go uwielbiał i był gotowy dać mu pieniądze i pracę. We Francji Leonardo zamieszkał w posiadłości Cloux niedaleko rezydencji królewskiej na zamku Amboise nad Loarą. I tak Leonardo odtąd pełnił rolę królewskiego malarza, architekta i inżyniera. Właściwie można powiedzieć, że jego aktywność skupiała się na pracach inżynieryjnych, między innymi projektował królewską rezydencję przeznaczoną dla matki Franciszka I, co łączyło się z planami osuszania terenu i zmiany biegu rzeki. Projektował też mechaniczne zabawki, które miały zabawiać dwór, podobno skonstruował mechanicznego lwa dla królewskiego syna. Raczej nie malował, ale przywiózł ze sobą z Włoch trzy obrazy, wśród nich była Mona Lisa. W październiku 1517 r. widział je goszczący u Leonarda kardynał Luigi d’Aragona, co opisał dokładnie jego sekretarz Antonio de Beatis. W swoich wspomnieniach zapisał on także, że mistrz już pewnie niczego nie namaluje z powodu paraliżu prawej ręki. Nie wiedział pewnie, że Leonardo da Vinci był mańkutem. Faktycznie, był już po jednym wylewie, a drugiego nie przeżył. Zmarł dwa lata później. Giorgio Vasari pisał, że ostatnie dni przed śmiercią Leonardo dużo się modlił i przyjął komunię, a dziewięć dni przed śmiercią sporządził testament. Mona Lisa wraz z innymi obrazami przypadła młodemu opiekunowi i uczniowi Leonarda, a w 1547 r. została kupiona przez Franciszka I i już nie opuściła Francji.
Swój pogrzeb dokładnie zaplanował. Życzył sobie, by pochowano go na zamku w Amboise, w kolegiacie Saint Florentin. Podczas pogrzebu sześćdziesięciu biedaków miało trzymać zapalone świece, prosił, by odprawiać za jego duszę trzydzieści Mszy i trzy koncelebrowane w trzech kościołach, w tym w bazylice w Saint Denis. Tak się stało, ale czy nadal spoczywa w Amboise? Losy zamku były burzliwe, w 1560 r. hugenoci chcieli porwać przebywającego tam młodziutkiego Franciszka II. Nie udało im się, wymordowano ich tam, a dwór królewski opuścił to miejsce, które już nigdy nie odzyskało dawnego blasku. W XVII w. zamek służył za więzienie, a w 1802 r. został w dużej części zburzony. A co się stało z grobem Leonarda da Vinci? Do końca nie wiadomo, podobno w 1863 r. poeta, krytyk, dyrektor Comedie Française i miłośnik Leonarda da Vinci, Arsène Houssaye, przekopał teren kolegiaty i odnalazł kości, czaszkę oraz fragmenty płyty nagrobnej. Na wieku widniały litery: LEO DUS VINC. Miał zamówić odlew czaszki, a kości złożył w wiklinowym koszu, tyle że na kolejne dziesięć lat zaginęły. Kiedy zostały odnalezione ponownie zakopano je w kaplicy św. Huberta znajdującej się w zamku i zamieszczono napis: „Tu prawdopodobnie jest pochowany Leonardo da Vinci”.
Zagadka grobowca
Ciekawość nie daje spokoju szczególnie teraz, kiedy nauka potrafi zbadać niemal wszystko, a na pewno kod genetyczny. Już w latach 50. XX w. włoscy naukowcy mieli ochotę przekonać się, czy szczątki uznawane za Leonarda faktycznie należą do niego. Nie było to takie proste, Francuzi wcale nie chcieli na ekshumację i na takie badania pozwolić. Zresztą nawet jeśli pobierze się z kości materiał DNA, to z czym go porównać, skoro malarz nie pozostawił po sobie potomków? Okazuje się, że jest to możliwe: podobno Leonardo da Vinci rozmazywał farby na płótnie poślinionym kciukiem. Jeśli tak rzeczywiście było, to może naukowcom udałoby się znaleźć materiał genetyczny z jego obrazów? Brzmi to jak science fiction, ale jest całkiem prawdopodobne, choć dotąd się to nie udało. Jest jednak nadzieja, że gdy naukowcy dostaną pozwolenie na otwarcie krypty i znajdą tam choć część szkieletu, będą mogli nawet bez badań DNA z dużym prawdopodobieństwem określić tożsamość szczątków, biorąc pod uwagę badania biochemiczne, mikrobiologiczne, datowanie węglem i porównując to z wiedzą na temat faktów z życia Leonarda da Vinci, które znamy. Grupa z organizacji Leonardo da Vinci Heritage od kilkunastu lat poszukuje prawdziwych szczątków artysty, zaczęli od pobierania odcisków palców z manuskryptów, a teraz szukają jego żyjących krewnych. Inna grupa, w skład której wchodzą genetycy, historycy sztuki i antropolodzy z Włoch, Francji, Hiszpanii, USA i Kanady, w ramach „projektu Leonardo” także szuka jego biologicznych śladów. Trzy lata temu udało im się odtworzyć drzewo genealogiczne Leonarda, według którego we Włoszech żyje obecnie czterdziestu potomków jego rodziny, a jednym z nich jest reżyser Franco Zeffirelli. Nie poddają się też w kwestii DNA i chcą pod tym kątem przebadać szczątki matki Leonarda, która najprawdopodobniej jest pochowana w Mediolanie. Badaniami DNA zajmuje się J. Craig Venter Institute, duża niezależna amerykańska organizacja badawcza non profit specjalizująca się w multidyscyplinarnych projektach dotyczących badań DNA i mikrośladów biologicznych.