Logo Przewdonik Katolicki

Tajemnica czyśćca

Ks. prof. Henryk Seweryniak, dr Monika Białkowska
FOT. ROBERT WOŹNIAK, AGNIESZKA ROBAKOWSKA/PK

Monika Białkowska: Niedaleko Watykanu w kościele Sacro Cuore del Suffragio jest Muzeum Dusz Czyśćcowych. Zebrano w nim fizyczne dowody, które miały być pozostawione przez dusze, upominające się u bliskich o modlitwę. Tamtejszy proboszcz i kustosz muzeum zapewnia, że autentyczność wszystkich eksponatów została potwierdzona. Można tam zobaczyć wypalony w drewnie ślad dłoni, odcisk dłoni na koszuli nocnej, który zostawić miała czyjaś matka, czy odciski palców na szlafmycy. Swoją drogą ciekawe, że dusze czyśćcowe przychodzą do ludzi w nocy. A tu nam mówią niektórzy mądrzy ludzie, że z tym czyśćcem to nie do końca wiadomo, czy istnieje, że jest wynalazkiem średniowiecza…

Ks. Henryk Seweryniak: I ten obraz niestety zaczyna się utrwalać. Ale św. Perpetua w II w., zanim została pożarta na rzymskiej arenie przez dzikie zwierzęta, pisała w więzieniu pamiętnik. Zapisała również sen. Przyśnił jej się brat, który umarł młodo. Był w brudnym ubraniu, było mu źle i bardzo ją o coś prosił. Po tym śnie Perpetua zaczęła się modlić, za niego też ofiarowała swoje przyszłe męczeństwo. I znów jej się przyśnił już szczęśliwy i uśmiechnięty. Dla mnie jest to wyraźne świadectwo, że chrześcijanie bardzo wcześnie wierzyli w istnienie jakiegoś stanu pośmiertnego oczyszczenia.
 
M.B.: Wyobrażali go sobie jakoś?
 
H.S.: Utrwaliła nam się choćby metafora poczekalni. Coś w niej jest: mam bilet w kieszeni, wiem, dokąd mam dotrzeć.
 
M.B.: Ale siedzenie w poczekalni do przyjemności nie należy.
 
H.S.: Jest i smutne, i niewygodne, czy czyściec nie jest właśnie taki? Ale wolę inne porównanie, dużo trafniejsze moim zdaniem. W XV w. zaczynał się już handel odpustami, straszenie karami czyśćcowymi. Ale żyła wtedy św. Katarzyna Genueńska, autorka pięknej opowieści o duszy, która oddzieliła się od ciała i wędruje do Boga. Dusza wie jednak, że nie może się do Niego jeszcze zbliżyć, że jest jeszcze niegotowa, zbyt brudna, niegodna tego spotkania. I świadomie z niego rezygnuje, bo jest przekonana, że nie ma prawa dostać się do najczystszego źródła miłości, że musi najpierw przejść przez stan oczyszczenia, odnowienia, podczas którego przeżywa żar i mękę miłości To jest dla mnie najpiękniejsza opowieść o czyśćcu.
 
M.B.: Tak naprawdę to Marcin Luter zasiał nam wątpliwości w kwestii czyśćca: choć raczej nie o sam czyściec mu chodziło, ale o całą otoczkę wokół niego, o to, że stał się pretekstem do handlu odpustami, do sprzedawania uwolnienia od kar czyśćcowych.
 
H.S.: Luter głosił, że człowiek jest zbawiony wyłącznie łaską Boga. Moje uczynki, zdobywanie odpustów, całe to zasługiwanie jest niepotrzebne. Jest albo niebo, albo piekło, człowiek nie ma już nic do zrobienia. To smutna doktryna, która pozbawia nas czegoś ważnego. Pozostaje wprawdzie pamięć po zmarłym, ale jest i świadomość, że poza podaniem ostatnich leków czy przytuleniem po raz ostatni, nie mogę już dla niego zrobić nic więcej. A my dzięki wierze w czyściec to „więcej” mamy. Kiedy idę na cmentarz, to nie jest tylko kwestia pamięci – to jest kwestia obcowania świętych. Ja mogę im pomóc, oni wstawiają się za mną. Czyściec jest miejscem, w którym pięknie realizuje się nasza ludzka solidarność.
 
M.B.: Ludzka solidarność po obu stronach życia.
 
H.S.: Nie wierzę tylko, że w czyśćcu już nic nie można zrobić, można tylko czekać na cudzą modlitwę i na wieczność.
 
M.B.: A może to znaczy, że człowiek może robić dobro i zło albo wybierać tylko, będąc jednością duszy i ciała? I że sama tylko dusza i samo tylko ciało nie decydują o tym, co najważniejsze?
 
H.S.: Charakterystyczne jest i to, że prawosławni też odrzucają naukę o czyśćcu. Oni jednak nie chcą o tym mówić, żeby nie wchodzić na płaszczyznę spekulacji. Uważają, że to niepotrzebne dociekania i też powtarzają, że to dopiero średniowiecze itp. W jednym trzeba przyznać im rację: samo słowo czyściec, łacińskie purgatorium, zrodziło się rzeczywiście na przełomie XII i XIII w. Ale to tylko słowo. Świadomość, że jest coś przed niebem, była dużo wcześniej.
 
M.B.: I ta świadomość nadal jest silna. Ludzie doskonale wiedzą to, co pisała Perpetua – że kiedy przyśni się ktoś bliski zmarły i jest mu źle, to trzeba się za niego modlić, zamówić Mszę.
 
H.S.: To jest bardzo stara tradycja. Już w III w. św. Efrem Syryjczyk prosił, umierając, żeby odprawiać za niego Msze św., bo bał się o swój los. Potem wokół podobnego przekonania wyrosła cała tradycja Mszy gregoriańskich.
 
M.B.: A wymienianki czy wypominki, różnie w różnych częściach Polski nazywane? Te długie litanie zmarłych, odczytywane przed Mszą, niekiedy przy kolejnych dziesiątkach różańca? Pamiętam babcię Wereskową. Była od zawsze w drugiej ławce po prawej stronie i donośnym głosem prowadziła wszystkie śpiewy, często pewniej od samego organisty. I godzinki prowadziła, i różaniec przede Mszą, i różaniec w czasie wymienianek. Uderzyło mnie, kiedy któregoś roku już nie siedziała w drugiej ławce, ale wyczytana była pośród innych nazwisk w swojej rodzinie w czasie wymienianek. Księża, zwłaszcza nowi w parafii, zacinają się czasem, plączą nazwiska, nie wiedzą, jak je wymawiać czy akcentować – a dla parafian to najbliżsi, przyjaciele, sąsiedzi, nauczyciele, rodzice szkolnych kolegów. Sami swoi! Czasem mam wrażenie, że tam bardziej niż o samą modlitwę, chodzi o przypomnienie, że oni wciąż są z nami, że to nadal jest wspólnota.
 
H.S.: Modlitwa też jest, zaraz potem jest zwykle Msza św., ludzie na nią przychodzą. Tylko trochę wcześniej i to jest bardzo dobre. Ale wypominki mają głęboki aspekt solidarnościowy. Bo zobacz, czy jest inne miejsce w całym kręgu naszego życia, żeby tamtych ludzi przypomnieć? Na co dzień pamiętasz o swojej rodzinie, ale wspólnota parafii czy miasta jest dużo większa! Większa także o nich, o tych z drugiej strony życia.
 
M.B.: I jak to się ma do czyśćca, od którego zaczęliśmy?
 
H.S.: Mam wrażenie, że temat, którego dotknęliśmy, jest dla wielu nie tyle obojętny, ile raczej ambiwalentny. Że ludzie, jeśli chodzi o życie po tym życiu, są dzisiaj rozchwiani. Z jednej strony są te sny, o których mówiłaś, są objawienia prywatne dotyczące czyśćca, a z drugiej niemal bezwiednie przy grobie wygłasza się sentencję: „Będziesz żył w naszej pamięci” albo powtarza się do bólu świetną poniekąd strofę ks. Twardowskiego: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Ale powtarza się tak, jakby już nie było z nimi żadnego związku poza pamięcią, wspomnieniami. Wypominki, oprócz aspektu solidarnościowego, są i powinny być wyrazem wiary: „Ty żyjesz i realna jest miłość, która nas łączyła. Chcę dać jej wyraz, prosząc moją wspólnotę eucharystyczną o modlitwę za ciebie, uczestnicząc w niej osobiście”.
 



Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki