Logo Przewdonik Katolicki

Roślinny lek

Natalia Budzyńska
FOT. UNSPLASH

Mam znajomego w Lublinie. Jest neurologiem i ojcem chłopca, u którego kilkanaście lat temu zdiagnozowano niezłośliwego guza mózgu. Tyle że ten guz rósł i był nieoperacyjny.

Chłopiec przechodził różne kuracje, tygodniami leżał w szpitalu, wiele razy brał chemię, po której bardzo cierpiał. Znajomy kilka lat temu wspomniał o leczniczej marihuanie, że działa doskonale wręcz na chorych na lekooporną padaczkę. Przyznaję, słuchałam trochę z niedowierzaniem, bo jak uwierzyć, że są ludzie, którzy mają nawet trzysta ataków padaczki dziennie! A medyczną marihuanę potraktowałam jako niekonwencjonalną metodę medycyny alternatywnej. Błąd! I mimo że od czerwca 2017 r. w Polsce stosowanie marihuany do celów medycznych zostało zalegalizowane, tak naprawdę moja na ten temat wiedza była prawie żadna. Bo tak to jest, kiedy coś cię nie dotyczy bezpośrednio. Kiedy więc moja koleżanka na hasło „lecznicza marihuana” zareagowała sarkastycznie: „He, a co ona niby leczy?”, postanowiłam wdrożyć się w temat. A wyszła akurat książka, reportaż interwencyjny o nieco niefortunnym tytule Zdrowaś mario. Tytuł miał być kontrowersyjny i zwracający uwagę, tyle że wiele osób może zmylić, bo połączenie pierwszych słów modlitwy z fotografią liścia marihuany, miękkiego narkotyku kojarzonego z relaksacją i upojeniem, wielu odrzuci zamiast zaciekawić.
Tymczasem książkę przeczytać warto. Bo owa „maria”, „maryśka”, „marycha” okazuje się potężnym roślinnym lekiem. Autorka książki, Aleksandra Pezda, spotyka się z ludźmi, którym marihuana przedłużyła życie, zahamowała chorobę, polepszyła jakość życia, zlikwidowała uporczywy i chroniczny ból, stłumiła uboczne skutki innych leków. Legalnie stosują ją chorzy w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych czy w Izraelu. Chorzy na co? Z nowotworami na przykład, z glejakiem dajmy na to. Nawet takim najgorszym. Z lekooporną padaczką. Ze stwardnieniem rozsianym. Z chorobą Leśniowskiego-Crohna. W książce polscy chorzy mają imiona i nazwiska oraz historię choroby, której towarzyszy historia pozyskiwania marihuanowego leku. I tu napotykamy absurd: mimo że leczenie konopiami jest legalne, to kupić ich w żadnej formie w polskiej aptece nie można. Przywiezienie kupionego na polską receptę suszu z Holandii jest nielegalne, podobnie jak kupno u polskiego dilera. W Polsce leczniczych konopi samemu w doniczce też hodować nie wolno, bo policja i areszt. Za chwilę ma pojawić się lek sprowadzany z Kanady. Będzie drogi. A to przecież zwykła, a właściwie niezwykła roślina, którą najwyższy czas odtabuizować i przestać się jej bać!
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki