Logo Przewdonik Katolicki

O coś mu chodziło

Paweł Stachowiak
FOT. TOMASZ MICHALIK/PAP. Jacek Kuroń

Jacek Kuroń zawsze czynił to, w co wierzył, choć była to niekiedy wiara prowadząca na manowce. Jednocześnie był jednym z niewielu, który ze swoją przeszłością szczerze się rozliczył.

Na okładce grubej, 700-stronicowej książki twarz człowieka, którego wielu wciąż dobrze pamięta. Niektórym najbardziej kojarzy się z legendą opozycji, KOR-em i pierwszą „Solidarnością”. Inni pamiętają wieczorne „dobranocki” w telewizji początku lat 90., podczas których charakterystycznym ochrypłym głosem starał się rozmawiać z ludźmi zniechęconymi trudami ówczesnych wolnorynkowych reform. Ja sam nie mogę zapomnieć, jak podczas ogłaszania wyników wyborów prezydenckich w 1995 r. miał łzy w oczach i nie były to bynajmniej łzy radości. Są pewnie i tacy, którym kojarzy się z wojującym marksizmem, ideologicznym fanatyzmem czasów stalinowskich i niesławną rolą, jaką odegrał, niszcząc polskie harcerstwo.
Jacek Kuroń – wiele twarzy, ten sam człowiek. Czy jest w tej fascynującej biografii jakiś element stałości? Czy młody zetempowski aparatczyk z początku lat 50., mówiący swej dziewczynie: „Kocham ciebie, ale najbardziej Stalina”, późniejszy opozycjonista, który spędził w więzieniach prawie 10 lat, wreszcie poseł, minister i kandydat na prezydenta, otwierający parasol nad liberalną polityką Leszka Balcerowicza, to nie jest przykład życiowej i politycznej niekonsekwencji, szamotania się?
 
Pomnik, ale prawdziwy
Jacek to biografia Kuronia pióra dwóch wybitnych dziennikarek, Anny Bikont i Heleny Łuczywo. Obie są legendami opozycji demokratycznej lat 70. i 80., przyjaciółkami i współpracowniczkami Kuronia. Jedną z wartości tej, ośmielę się napisać: wybitnej, książki jest właśnie próba pokazania współtwórcy KOR-u jako postaci integralnej, choć wcale przecież nie oczywistej. Znając doświadczenia autorek można się było spodziewać hagiografii, apologii, a co najmniej ostrej polemiki ze wszystkimi, którzy ośmielają się strącać go z pomnika. Jeśli ktoś oczekiwał takiego tonu, zawiedzie się, choć jednocześnie trudno się oprzeć wrażeniu, że Jacek jest jednak pomnikiem jednej z najbardziej fascynujących i niejednoznacznych postaci naszej współczesnej historii.
Istotną wartością książki jest jej popularny charakter i dziennikarskie doświadczenie autorek. Jacek Kuroń doczekał się już bowiem biografii naukowej: kilku obszernych tomów autorstwa prof. Andrzeja Friszke, które dają wyczerpujący obraz funkcjonowania środowisk lewicowej opozycji w latach 60., 70. i 80. Potrzebne było dzieło ukazujące postać Kuronia w sposób bardziej wielowymiarowy, a zarazem napisane językiem żywym i zajmującym. I właśnie taka jest książka Bikont i Łuczywo.
Jej bohater to człowiek pełen sprzeczności: ofiarny i samolubny, a jednocześnie niezwykle aktywny i pełen chęci pomagania, do tego polityk, z różnymi, charakterystycznymi dla tego „zawodu”, przypadłościami. Zadeklarowany ateista, jednak szukający Boga, przeniknięty potrzebą Absolutu, „niewierzący chrześcijanin”, jak wielu go postrzegało. Autorki nie ukrywają tych sprzeczności, szczegółowo opisując np. fanatyzm młodego stalinowca, niefrasobliwość wychowawcy, która kosztowała życie trojga dzieci pozostających pod jego opieką podczas kąpieli w Wiśle czy niechlubną rolę w procesie niszczenia tradycyjnego harcerstwa. Obraz malowany przez autorki te ciemne barwy zawiera, ale jednocześnie pokazuje, że Jacek Kuroń był jednym z niewielu – być może jedynym – który tak szczerze i dogłębnie rozliczył się z tamtą przeszłością. Ich śledztwo udowadnia, że niekiedy brał wręcz odpowiedzialność za działania, za które nie ponosił pełnej i jednoznacznej winy. Nie sposób zarzucić autorkom sporządzenia portretu „ku czci”.
 
Zapomniana historia
Popularyzatorski walor Jacka widoczny jest w jednym jeszcze wymiarze. To nie jest dzieło, które mogliby w pełni pojąć jedynie znawcy najnowszych dziejów Polski. Być może dlatego właśnie książka tak się rozrosła, gdyż autorki konsekwentnie ujmują życie swego bohatera w szerokich ramach historycznych. Niekiedy można odnieść wrażenie, że jego biografia jest raczej kanwą, na której osnuta została opowieść o tych wymiarach przeszłości, które są dziś zapominane i przekłamywane.
Przykładem może być tu opis środowiska, z którego wyrósł Kuroń – polskiej, lewicowej, ale przecież niekomunistycznej inteligencji. Ludzi wrażliwych na los innych, czynnych, dalekich od konformizmu. Dziś jest to rzecz godna przypominania, bowiem uproszczona i z gruntu fałszywa narracja, używająca słowa „lewactwo” na określenie wszelakiego zła, prowadzi do wykluczenia z panteonu polskiej pamięci tak pięknych postaci jak np. ojciec Jacka – Henryk Kuroń.
Jacek jest w pewnym wymiarze historią polskiej lewicy niepodległościowej, tej z ducha PPS, z tradycji Bolesława Limanowskiego (o którym pisał w poprzednim numerze „Przewodnika” Jacek Borkowicz). Pokazuje, że nawet jeśli młodzież wychowana w tej tradycji zbłądziła na bezdroża komunizmu, to dojrzewając, jakże często odwracała się odeń, nie tłumiąc wcale swej lewicowej wrażliwości. Jacka może z pożytkiem czytać każdy, nawet jeśli jego wiedza historyczna jest ograniczona. Lektura przydałaby się również i tym, którzy sądzą, że służba krajowi i człowiekowi była przymiotem jedynie prawicy.
Przede wszystkim książka Bikont i Łuczywo pozostaje jednak żywym, refleksyjnym, pełnym wrażliwości wizerunkiem Jacka Kuronia i jego bliskich: ojca, żony, syna. Trudno bez wzruszenia czytać listy, które pisali do siebie Jacek i Gaja, wtedy gdy on był internowany, a ona umierała na nieuleczalną chorobę płuc. Historia ich miłości, wielkiej choć przecież naznaczonej rozłąką i niełatwym charakterem Jacka, jest jednym z najbardziej poruszających fragmentów książki. Gaja urasta na jej współbohaterkę, jest z jednej strony wcieleniem dawnej figury żony czekającej na męża, uwięzionego, prześladowanego za dobrą sprawę, pogodnie i z uśmiechem czyniącej wszystko, aby przeżył i wrócił, nawet jeśli to oznacza wyrzeczenie się własnych ambicji. A przy tym to silna, inteligentna, samodzielna kobieta, która być może byłaby ważną postacią opozycji. Też powinna się doczekać biografii.
 
Robił to, w co wierzył
Wróćmy na koniec do pytania o nić przeplatającą się przez barwny i nieco chaotyczny kobierzec życia Jacka Kuronia. Uważny czytelnik bez wątpienia ją dostrzeże. „O coś mu chodziło” – powiedział Aleksander Kamiński, harcmistrz, autor Kamieni na szaniec, stojący na przeciwnym niż Kuroń biegunie wizji harcerstwa i wartości, na których należy opierać wychowanie młodzieży. Wyczuł to, co kryło się za twarzą marksistowskiego ortodoksa, za ideologicznym sloganem. Był to żywy duch ideowości, poświęcenia dla sprawy, niezgody na skostnienie idei w biurokratycznych instytucjach. Jacek Kuroń zawsze czynił to, w co wierzył, choć była to niekiedy wiara prowadząca na manowce.
Zaczął się buntować wtedy, gdy zauważył, że system, któremu zawierzył, zaczyna kostnieć, nabierać cech partyjnej oligarchii, a zamiast wymarzonego państwa proletariatu rośnie monolit aparatu i nomenklatury. Ta swoista utopijna antysystemowość nadaje jego biografii rys spójności. W swych niekiedy chaotycznych myślach i działaniach (celnie zauważają autorki, że dziś zapewne zdiagnozowano by u niego ADHD) był człowiekiem kierującym się żarliwą wiarą, raczej świecką niż religijną, choć doświadczenia tejże także nie były mu obce, szczególnie w chwili wielkiej duchowej próby, gdy w 1982 r. umierała Gaja. Ks. Jan Zieja napisał wtedy do Jacka Kuronia słowa, które warto na koniec przywołać: „Tak, masz prawo czuć się i nazywać się chrześcijaninem szukającym swej drogi, skoro czynisz wysiłek, by każdego dnia żyć w prawdzie i w miłości. (…) Żeś występował przez wiele lat przeciw przemocy – za to Ci cześć! Tobie i wszystkim, co tę postawę podzielali i podzielają”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    Piotr
    21.11.2018 r., godz. 14:52

    Naprawdę świetna opowieść o życiu jednej z ważniejszych postaci polskiej polityki ostatnich kilkudziesięciu lat. Wzruszająca i mądra - pozycja obowiązkowa dla każdego, komu bliskie są losy naszego kraju.

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki