Nie rozumiałem uporu, z jakim Platforma Obywatelska, póki rządziła do 2015 r., robiła wszystko, by takie upamiętnienie w Warszawie się nie pojawiło. Żałuję na przykład, że nie powstał tzw. pomnik świateł przed Pałacem Prezydenckim. A nie powstał z powodu niezrozumiałego uporu prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, którą – tu też się pewnie narażę niektórym, bo przecież trudno połączyć te dwa poglądy (sympatię do Lecha Kaczyńskiego i do jego następczyni) – uważam za niezłą prezydent Warszawy. To znaczy, rozumiem powody tego uporu, ale trudno mi je zaakceptować. Platforma od początku rozumiała wielki symboliczny ładunek katastrofy smoleńskiej i dlatego starała się nie dopuścić do tego, by swego rodzaju „kult smoleński” lewarował następnie poparcie dla PiS. W efekcie po dojściu do władzy PiS starał się zrewanżować za wszystkie próby ograniczania tego „kultu” z sobie właściwą przesadą.
I choć uważam, że pomnik smoleński powinien stać w Warszawie w ważnym miejscu, ubolewam, że aby go postawić, PiS zastosował trick prawny, przekazując władanie nad pl. Piłsudskiego wojewodzie. Ten sam trick następnie posłużył do upamiętnienia w tym miejscu Lecha Kaczyńskiego. Niestety, pomnik jest brzydki. Pół biedy, że śp. prezydent ma zapiętą marynarkę na oba guziki, co jest dowodem nieznajomości zasad eleganckiego ubioru, pół biedy, że właściwie nie jest do siebie podobny. Żywiona przez PiS uraza do przeciwników politycznych sprawiła, że pomnik Lecha Kaczyńskiego jest większy od pomnika Józefa Piłsudskiego i znacznie lepiej wyeksponowany na placu od monumentu Marszałka.
Podczas przemówienia z okazji odsłonięcia tego pomnika prezydent Andrzej Duda stwierdził, że po Marszałku Piłsudskim Lech Kaczyński był największym politykiem w naszej najnowszej historii. To wywołało we mnie sprzeciw. Doceniam rolę Lecha Kaczyńskiego w budowie polskiej polityki po 1989 r., w budowaniu suwerenności Polski, w uwrażliwianiu na zagrożenie, jakie płynie ze wschodu, w promowaniu niezależności energetycznej od Rosji. Ale twierdzenie, że od Piłsudskiego nie było większego polityka to... po prostu nieprawda. Można się zżymać na buńczuczne wystąpienia Lecha Wałęsy, ale jest on najbardziej rozpoznawalną postacią polskiej historii. Jego egocentryzm nie pozwolił mu się rozliczyć z jego przeszłością z lat 70., gdy współpracował z SB, ale nie zmienia to faktu, że w latach 80. zapisał piękną kartę historii Polski, tworząc wydarzenia, które doprowadziły do upadku komunizmu. Takich kluczowych postaci ostatniego stulecia jest kilka. Może Kaczyński jest w pierwszej piętnastce, ale na pewno nie jest na miejscu pierwszym.
Jak mawiał XIX-wieczny historyk Józef Szujski, fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki. Tak, Lecha Kaczyńskiego trzeba upamiętniać. Ale pisanie na nowo historii i czynienie z niego najważniejszej niemal postaci XX w. to już po prostu fałszowanie historii. A fałszywa historia prowadzi do fałszowania polityki. Myślę, że świętej pamięci prezydent nie powinien być tak instrumentalnie traktowany. Był zbyt przyzwoitym człowiekiem za życia, by dziś budować jego legendę, której celem jest pisanie historii od nowa.