Anoreksja to poważne zaburzenie, choroba śmiertelna – tak mówią lekarze.
Anoreksja to styl życia, dążenie do perfekcji, droga, aby zyskać podziw innych ludzi i osiągnąć szczęście – tak mówią zwolenniczki pro-Any.
„Ana” to anoreksja. Najlepsza przyjaciółka, która daje akceptację, poczucie przynależności, niezależności i sprawczości (czyli to, czego nie potrafią dać rodzice, znajomi, szkoła).
„Pro” oznacza, że robi to profesjonalnie.
Anorektyczna subkultura
Początki filozofii pro-Ana sięgają końcówki lat 90., ale jej złote czasy nastały wraz z rozwojem forów internetowych, portali społecznościowych, darmowych aplikacji do odchudzania oraz blogów. Te ostatnie, będące intymnymi dziennikami anorektyczek, są lekturą przerażającą. Czasem ich treść jest zastrzeżona dla osób, które udowodniły swoją miłość do Any, np. publikując własne bilanse energetyczne. Najczęściej jednak dostęp do chudych blogów jest otwarty – motylki chętnie dzielą się swoim doświadczeniem z początkującymi dziewczynami. „Jeśli przytyłyśmy, oznacza to naszą porażkę. Padłaś? Powstań. Popraw koronę i zasuwaj dalej na swoje szczęście”.
Do ruchu pro-Ana należą przede wszystkim dziewczęta. Przekonują, że anoreksja nie jest chorobą, ale filozofią, świadomym wyborem. Zjawisko to dotyczy właściwie tylko internetu. Tylko w polskiej blogosferze mamy setki stron, których celem jest wzajemna motywacja w ekstremalnym odchudzaniu. Zwolennicy pro-Any nie prowadzą aktywnego naboru do swojej społeczności. Mimo to ciągle dołączają nowi fani tej specyficznej subkultury, w której anoreksja staje się przepustką do elity. Elity, która jest chuda, a więc piękna, rozsądna i mająca silną wolę, żeby – przepraszam za wyrażenie, to próbka narracji pro-Any – nie żreć.
Królowa motyli
Ana jest królową motyli. Tak nazywają siebie hołubiące ją dziewczyny. Eteryczne, lekkie, delikatne motyle są uosobieniem ich pragnienia o zwiewnej sylwetce. Motyl to także symbol oderwania się od przyziemnej rzeczywistości, on spogląda na świat z szerszej perspektywy. Poza tym motyl to najwyższe stadium, coś o wiele doskonalszego niż paskudna gąsienica. Wreszcie motyl jest kruchy. I żyje krótko.
Symbolem motylków są czerwone nitki, rzemyki, wstążki. Dziewczyny noszą je na prawych nadgarstkach („Po czerwonej bransoletce rozpoznasz siostrę swoją”).
Thinspiracje
„Siostry” nieustannie karmią się obrazkami ideału. Blogi pro-Ana zawierają spisy „posiłków”, wyliczenia kalorii, historie z domu czy szkoły, ale przede wszystkim thinspiracje (po angielsku thin to chudy + inspiracja). Są nimi zdjęcia szczupłych aktorek i modelek (np. Kate Moss czy Angeliny Jolie), grafiki z motywem motyla czy mobilizujące hasła („Zrób dziś coś, czego innym się nie chce, a jutro będziesz miała to, czego inni pragną”).
Popularne są też metamorfozy, czyli zdjęcia dziewczyn, które były „grube”, a teraz są chude, a także fotografie osób otyłych lub jedzących tłuste posiłki.
Motylki przekonują, że chudną dla siebie. Tylko czy na pewno? „Czasem po prostu trzeba zacisnąć pięści i iść do przodu, nie dając tej pieprzonej satysfakcji innym, którzy mówili, że nie dasz rady” lub „Kiedy już nie masz siły, wyobraź sobie, że patrzy na ciebie osoba, która w ciebie nie wierzyła”.
Dekalog pro-Any
Oprócz thinspiracji motyle blogi zawierają też zbiory zasad nazywane dekalogiem pro-Any. Każda blogerka publikuje własny, ale główne przesłanie każdego z nich jest takie samo – twoja wartość zależy od twojej wagi. Dlaczego? Bo jeśli nie jesteś szczupła, to znaczy, że nie jesteś atrakcyjna. Bo bycie szczupłą jest ważniejsze od bycia zdrową. Bo nigdy nie jesteś zbyt szczupła. Dlatego będziesz się głodziła i robiła wszystko, co w twojej mocy, aby wyglądać coraz szczuplej. Nie będziesz jadła bez poczucia winy i bez ukarania siebie za to. To proste: chudnięcie jest dobre, a przybieranie na wadze – złe.
Motyle z dłuższym stażem chętnie dzielą się swoim doświadczeniem. Podpowiadają sposoby na chudnięcie (np. picie octu jabłkowego, codzienne zażywanie aspiryny, faszerowanie się tabletkami na przeczyszczenie). Uczą, jak odmawiać jedzenia, gdy ktoś częstuje (np. właśnie zjadłam, nie jestem głodna, mam alergię, jutro mam badania, chcę pobiegać, a nie lubię z pełnym brzuchem). Dziewczyna, która straciła 34 kilogramy („z czego nie jestem jakoś szczególnie dumna – mogłam «zrzucić» znacznie więcej”), radzi: „Na lewej ręce napisz swoją aktualną wagę, zaś na prawej – swoją wymarzoną. Za każdym razem, gdy będziesz chciała coś zjeść – twoja prawa ręka będzie ci przypominała, jak chuda mogłabyś być, gdyby nie to obrzydliwe JEDZENIE”, „Używaj małych talerzy w ciemnych kolorach – porcje na nich wyglądają na większe niż są w rzeczywistości” oraz „Jedz naprzeciwko lustra – nago lub w bieliźnie, kiedy tylko jest to możliwe. Jeśli nie – patrz na swoje zdjęcie, które uwydatnia np. twoje boczki”.
Jak długo tak można? Aż osiągniesz perfekcję: „Wystające obojczyki, zarysowujące się na ubraniu żebra i kości biodrowe i TE nogi – z przerwą między udami. Idealnie”.
Zepsuty motylek
Przyjaźń z Aną to nieustanna huśtawka emocjonalna. Motyle żyją między euforią z powodu wystających kości policzkowych a lękiem przed napadem obżarstwa i wyjściem ze znajomymi do pizzerii. Boją się przytyć („Pół centymetra w tę «złą» stronę doprowadza mnie do furii, a potem zwijam się na łóżku i chce mi się ryczeć przez całą noc”), ale też boją się reakcji otoczenia („Boję się, że moja mama zauważy, że większość rzeczy z mojego talerza ląduje w śmieciach lub w brzuchu mojego psa. Nienawidzę tego ryzyka, ale uwielbiam efekty, jakie daje”).
Rzadko, ale zdarza się, że o swoich porażkach mówią publicznie. Nie wiadomo, jak zareagują inne motyle – „przyjaciółki” mogą dać wsparcie, mogą też wyzwać od tłustej krowy. Tym bardziej przejmujące są wyznania jak to: „Spadam, spadam coraz niżej – czuję to. Muszę być silna, ale powoli przestaję dawać sobie radę. Jest wiele rzeczy, o których się nie mówi – przemilcza się je lub wspomina krótko i niezauważalnie. Mam dość. Dość tego cholernego bólu głowy. Tych worków pod oczami, które regularnie próbuję ukrywać pod toną podkładu i korektora, ale taka ilość nigdy nie może wyglądać dobrze. Tego, że dzień w dzień wstydzę się rozbierać na basenie i najchętniej pływałabym bez trenera, który patrzy się na mnie. Musi mnie obserwować – w końcu za to mu płacę, ale nienawidzę myśli, że widzi mój tłuszcz. Nie cierpię tego, że kręci mi się w głowie po wejściu na pierwsze piętro. Tego, że budzę się rano i mam ochotę wyć, ponieważ wiem, że muszę coś zjeść, bo inaczej nie dam rady – nie poradzę sobie z kolejnym dniem. Nienawidzę tego, że później mam ochotę wszystko zwrócić – chociaż zjadłam jeden plasterek ogórka. Irytuje mnie nawet smak wody, a przecież muszę ją pić. (…) Czasami… czasami zastanawiam się, czy to wszystko jest tego warte. I wiecie co? Mimo że jest mi tak cholernie ciężko na sercu, to przypominam sobie, dlaczego tak właściwie to robię. I jest lepiej. Czuję się lżejsza, piękniejsza. Jak motylek, tylko z nie do końca sprawnymi skrzydełkami. Przepraszam. Mam nadzieję, że kiedyś się naprawię”.
Droga donikąd
Wszystkie zacytowane w tekście fragmenty pochodzą z bloga Moniki, która swój pierwszy wpis zamieściła jesienią 2015 r. Dwa lata później pamiętnik się urwał, zresztą jak wiele tego typu internetowych dzienników. Czytając je, zadawałam sobie pytanie, gdzie żyją i kim teraz są harujące na swoje chude szczęście motylki. Może rozstały się z Aną? Tylko dlaczego nie pożegnały się ze swoją społecznością?
A może te urwane historie nie mają już ciągu dalszego, jak w przypadku Moniki, której czteroletnia „znajomość” z upadłym Aniołem (jak nazywana jest anoreksja) zakończyła się tragicznie? „Moja siostra, osoba, która od ponad 2 lat tworzyła tego bloga, popełniła samobójstwo prawie równe 2 tygodnie temu. Była chora, a ja – czytając tego bloga, uświadamiam to sobie jeszcze bardziej” – to ostatni wpis. „To koniec. Bez względu co ona pisała w tym miejscu – nie idźcie tą drogą. Ona donikąd nie prowadzi”.
Motyle nie giną przypadkiem
Szukam cię – a gdy cię widzę,
udaję, że cię nie widzę.
Kocham cię – a gdy cię spotkam,
udaję, że cię nie kocham.
Zginę przez ciebie – nim zginę,
krzyknę, że ginę przypadkiem…
To thinspiracja, którą karmiła się chora dziewczyna. Po jej śmierci z jednej strony wydaje się ona boleśnie dosłowna, ale z drugiej – zupełnie nieprawdziwa. Bo motylki nie giną przypadkiem i z dnia na dzień. Umierają powoli. Na oczach nieświadomego tłumu.