Logo Przewdonik Katolicki

Trójpodział dla bezpieczeństwa

Krzysztof Jankowiak
FOT. ADAM BURAKOWSKI/REPORTER

Nieroztropne regulacje, nawet czynione w dobrej wierze, mogą popsuć dobrze działające instytucje, spowodować rozchwianie systemu prawnego i w efekcie doprowadzić do utraty poczucia bezpieczeństwa obywateli.

Najwyższym organem władzy państwowej jest Sejm – zastanówmy się przez chwilę, czy zdanie to jest prawdziwe? Czy opisuje nasz polski system? Wreszcie, czy to właśnie tak powinno być?
Powyższe zdanie pochodzi ze… stalinowskiej konstytucji PRL, uchwalonej 22 lipca 1952 r. (art. 15 ust. 1). Nie znajdziemy jego odpowiednika w obowiązującej konstytucji. I nie jest to przypadkowe. Uczynienie parlamentu najwyższym organem władzy państwowej wynikało z ideologii komunistycznej (Sejm oczywiście był tą najwyższą władzą tylko formalnie, gdyż faktycznie był tylko posłusznym realizatorem woli rządzącej partii).
Ktoś mógłby jednak zapytać, cóż byłoby złego w tym, gdyby parlament był najwyższą władzą? Przecież pochodzi on z wyborów powszechnych, a więc jest organem najbardziej reprezentatywnym dla ogółu społeczeństwa. Odpowiedź jest prosta i udzielił jej w XIX w. angielski historyk Lord Acton: „Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”. I nie chroni od deprawacji to, że władza pochodzi z wyborów. Demokracja ateńska skazała na śmierć Sokratesa, a niespełna sto lat temu Hitler zdobył władzę w wyniku demokratycznych wyborów.
 
Mechanizm obronny
Jakie jest rozwiązanie? „Równowaga między trzema władzami, z których każda ma określone kompetencje i zakres odpowiedzialności, tak że jedna nie dominuje nigdy nad drugą, jest gwarancją prawidłowego funkcjonowania demokracji” – mówił w 2000 r. do uczestników kongresu włoskiego Stowarzyszenia Sędziów papież Jan Paweł II. Te trzy władze to władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Za koncepcją ich rozdziału, wypracowaną przez francuskiego filozofa Karola Monteskiusza (1689–1755) jednoznacznie opowiedziała się katolicka nauka społeczna.
Taką zasadę przyjęła też obecnie obowiązująca polska konstytucja. Art. 10 ust. 1 mówi: „Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej”.
Przytoczmy jeszcze jedną wypowiedź Jana Pawła II. „Ten porządek odzwierciedla realistyczną wizję społecznej natury człowieka, która wymaga odpowiedniego prawodawstwa dla ochrony wolności wszystkich – stwierdził papież w encyklice Centesimus annus (n. 44). Dlatego jest wskazane, by każda władza była równoważona przez inne władze i inne zakresy kompetencji, które by ją utrzymywały we właściwych granicach. Na tym właśnie polega zasada «państwa praworządnego», w którym najwyższą władzę ma prawo, a nie samowola ludzi”.
Jan Paweł II mówi tutaj o „realistycznej wizji społecznej natury człowieka”. Nie ma ludzi idealnych, pokusom płynącym ze sprawowania władzy może ulec każdy. Dlatego każda władza powinna podlegać ograniczeniom. Czemu mają służyć te ograniczenia? „Ochronie wolności wszystkich”.
Tak właśnie trzeba patrzeć na zasadę podziału władz. Nie jest ona ustanowiona w interesie władz, lecz w interesie każdego obywatela. Jeśli władza nie będzie ograniczona, bardzo łatwo może zostać naruszona wolność człowieka. Nic dziwnego więc – co podkreśla Jan Paweł II – że „koncepcji tej w czasach współczesnych przeciwstawił się totalitaryzm”, czego przejawem było m.in. uczynienie Sejmu najwyższym organem władzy państwowej.
 
Naczynia połączone
Trójpodział władz jest w Polsce ostatnio przywoływany najczęściej podczas dyskusji o niezależności władzy sądowniczej. Przyjrzyjmy się więc, w jaki sposób dotyczy on tego zagadnienia.
Art. 175 konstytucji mówi: „Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz”. Nie oznacza to oczywiście braku jakiegokolwiek powiązania z innymi władzami.
Przede wszystkim sądy nie tworzą prawa, a jedynie je stosują. Żaden sąd w Polsce nie wyda wyroku, który nie wynikałby z ustawy przyjętej przez Sejm. Jeśli więc rozstrzygnięcie sądu uznajemy za niesprawiedliwe, to owa niesprawiedliwość może po prostu wynikać z tego, że takie było prawo, które sąd musiał stosować. Władza ustawodawcza określa również strukturę sądów i decyduje o tym, jakie rodzaje spraw są przez sądy rozpoznawane.
Władza wykonawcza natomiast tworzy konkretne sądy i powołuje ich organy. W czasach komunistycznych powoływanie prezesów sądów było wyłączną domeną ministra sprawiedliwości, w wolnej Polsce do współudziału w procesie powołania dopuszczono (w większym lub mniejszym stopniu) samorząd sędziowski, zawsze jednak ostateczna decyzja należała do ministra.
Rozdział władz realizuje się natomiast w niezależności samych sędziów. I tutaj właśnie możemy najlepiej zobaczyć, jak ma on służyć ochronie wolności obywateli.
 
Koło ratunkowe
Każdy sędzia ma być niezawisły – a więc nikt, w szczególności żaden przedstawiciel jakiejkolwiek władzy, nie może wpływać na sposób rozpoznania sprawy i treść wyroku.
Rozmaite mogą być okoliczności, w których władza chciałaby uzyskać wyrok o określonej treści. Czasem może nie podobać się działalność jakiegoś człowieka, zwłaszcza gdy wiąże się ona z krytyką władzy i wskazywaniem jej błędów. Bywa i tak, że jakiś przedstawiciel organów ścigania chce się wykazać aktywnością i tworzy okoliczności, w których może kogoś oskarżyć. Może się zdarzyć, że władza oczekuje wyroku, który uspokoiłby nastroje społeczne, skanalizował skierowaną przeciwko władzy krytykę. Można wreszcie stanąć naprzeciwko przedstawiciela władzy w sposób zupełnie przypadkowy. Pierwsza Księga Królewska mówi o królu Achabie, który zapragnął winnicy graniczącej z jego posiadłością. Pech właściciela winnicy Nabota polegał na tym, że był sąsiadem króla…
W takich i podobnych sytuacjach jedyną szansą dla obywatela jest niezawisły sąd, który nie będzie orzekał w taki sposób, by władzy się przypodobać. Pierwszym warunkiem jest tutaj oczywiście to, by sędzia był człowiekiem o mocnym charakterze i nie poddawał się żadnym naciskom. Prawa obywateli stających przed sądem nie mogą się jednak opierać tylko na zaufaniu do mocnego charakteru sędziego. Chodzi o to, by w ogóle nie zdarzało się tak, że sędzia będzie się musiał zastanawiać, czy nie poniesie jakichś konsekwencji wydanego wyroku.
Przede wszystkim sędziemu nie może grozić to, że za nieprawidłowy – z punktu widzenia władzy – wyrok zostanie pozbawiony stanowiska. Dlatego też w demokratycznych państwach wymiar sprawiedliwości sprawują zawodowi sędziowie, którzy są nieusuwalni.
Nieusuwalność jest tu rozumiana bardzo szeroko – chodzi o wykluczenie wszelkich sytuacji, w których sędzia mógłby mieć obawy, czy będzie dalej pełnił swoją funkcję. Nie może więc być kadencji, inaczej niż w przypadku innych władz. Pomysły kadencyjności sędziów pojawiają się państwach totalitarnych. Kadencyjni byli sędziowie w Związku Radzieckim. W PRL kadencyjny był Sąd Najwyższy, co ówczesna władza skrzętnie wykorzystywała. Zdarzało się nierzadko, że „nieprawidłowe” wyroki były „prostowane” przez Sąd Najwyższy. Dlatego zresztą po 1989 r. cały skład Sądu Najwyższego powołano na nowo.
 
Nieusuwalność a emerytura
W tym kontekście należy też patrzeć na przejście na emeryturę. Jeden wiek emerytalny, po którym nieodwołalnie kończy się orzekanie, jest rozwiązaniem najlepszym – jasno ustalony jest moment zakończenia pracy, nie może więc nawet powstać sugestia, że taka czy inna treść wyroków wpłynie na prawo do dalszego bycia sędzią.
Gorzej, jeśli jest możliwość przedłużenia orzekania (np. po ukończeniu 65 lat, do ukończenia 70 lat). Jakie kryteria będą decydować o tym, czy komuś prawo do bycia sędzią się przedłuży? W 1998 r. zajmował się tym tematem Trybunał Konstytucyjny. Analizując ówczesną ustawę stwierdził, że nie narusza ona zasady niezawisłości sędziowskiej – jednak ze względu na to, że o przedłużeniu możliwości orzekania decydowała wtedy Krajowa Rada Sądownictwa, składająca się wówczas w większości z sędziów powoływanych przez sędziów. Trybunał stwierdził natomiast: „Byłoby to oczywiście niedopuszczalne, gdyby – jak w okresie PRL – zgodę na przedłużenie sprawowania urzędu sędziowskiego wydawał organ polityczny (Minister Sprawiedliwości) postawiony poza systemem organizacyjnym władzy sądowniczej”.
Cóż – ubiegłoroczna nowelizacja ustawy o ustroju sądów powszechnych złożyła decyzję o przedłużaniu bycia sędzią właśnie w ręce ministra sprawiedliwości, a nowa ustawa o Sądzie Najwyższym powierzyła ją prezydentowi. Jako ciekawostkę można wskazać, że w składzie Trybunału Konstytucyjnego zasiadał wówczas Wiesław Johann, obecnie przedstawiciel prezydenta w Krajowej Radzie Sądownictwa.
A czy można wprowadzać nowe granice wieku emerytalnego dla sędziów? Zezwala na to art. 180 ust. 4 Konstytucji. Jednak nie można go czytać w oderwaniu od całości tego artykułu, przede wszystkim zaś od jego początku, który stanowi podstawową zasadę: „Sędziowie są nieusuwalni” (art. 180 ust. 1). Jeśli więc ustawodawca chce zmienić wiek emerytalny dla sędziów, musi to uczynić w taki sposób, by maksymalnie ocalić zasadę nieusuwalności sędziów. Jak to zrobić? Ograniczenie zmiany do sędziów nowo powoływanych jest tutaj najbardziej oczywistym rozwiązaniem.
 
Ważny jest każdy szczegół
Z dbałości o niezawisłość wynikają również ograniczenia, jakie dotykają sędziów. „Sędzia nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej nie dającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów” – mówi art. 178 ust. 3 Konstytucji. Chodzi o to, by sędzia nie wchodził w powiązania, które mogłyby wpływać na jego orzekanie.
Jak widać, dla zachowania niezawisłości sądów konieczna jest dbałość o szczegóły. Ma to jednak służyć wskazywanej przez Jana Pawła II „ochronie wolności wszystkich”.
„Autentyczna demokracja możliwa jest tylko w Państwie prawnym” – stwierdził Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus (n. 46). Budowanie państwa prawnego jest bardzo ważnym zadaniem. Co więcej: zadaniem, które nigdy się nie kończy. Nieroztropne regulacje – nawet czynione w dobrej wierze – mogą popsuć dobrze działające instytucje, spowodować rozchwianie systemu prawnego i w efekcie doprowadzić do utraty poczucia bezpieczeństwa obywateli.
 



Krzysztof Jankowiak 
Prawnik, członek Ruchu Światło-Życie. Mieszka w Poznaniu

Przewodniczący Episkopatu też o trójpodziale władzy
Organizacja społeczeństwa winna być oparta na równowadze władz, czyli na braku dominacji jednej władzy nad drugą – mówił podczas Mszy św. z okazji 550. rocznicy polskiego parlamentaryzmu abp Stanisław Gądecki. Przewodniczący Episkopatu nazwał trójpodział władzy „fundamentalną zasadą wszelkich rządów demokratycznych i konstytucyjnych”.
Do zebranych w katedrze warszawskiej polityków abp Gądecki mówił też o… politykach. O tym, że ostatecznym kryterium oceny ich działalności nie powinien być sukces, gdyż ten bywa zwodniczy i może prowadzić do zafałszowania prawa i niszczenia sprawiedliwości, a polityka – jak mówił w 2011 r. w Bundestagu Benedykt XVI – musi być staraniem o sprawiedliwość i tworzeniem przesłanek dla pokoju.
O tym, że powinni kochać swój lud, by służyć mu jak najlepiej.
O tym, by byli pokorni na tyle, by słuchać opinii innych i wybierać jak najlepszą drogę.
A także o tym, by byli – jak mówi Ewangelia – „nieskazitelni jak gołębie” i „roztropni jak węże” – tzn. żeby nikomu nie szkodzili, ale też żeby uważali na to, by nam nikt nie szkodził.
Na koniec nawiązując do polskich sporów politycznych, przewodniczący Episkopatu przypomniał słowa papieża Franciszka wypowiedziane podczas spotkania w siedzibie ONZ w 2015 r.: „Niech bracia będą zjednoczeni, bo to jest pierwsze prawo. Niech zachowują prawdziwą jedność w każdym czasie, bo jeśli kłócą się między sobą, pożrą ich ci z zewnątrz”.
Uroczyste posiedzenie Zgromadzenia Narodowego, czyli połączonych izb Sejmu i Senatu, odbyło się w piątek 13 lipca na Zamku Królewskim. Posiedzenie zbojkotowali parlamentarzyści opozycji, którzy wyszli tuż po hymnie. PJ
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki