Krajowa Rada Sądownictwa jest organem ustanowionym przez konstytucję. Jest to ciało powołane do stania na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów (art. 186 konstytucji). Ma również bardzo konkretne uprawnienie – to właśnie ona występuje z wnioskiem do prezydenta o powołanie sędziów (art. 179 konstytucji). Żaden sędzia w Polsce nie może być powołany bez wniosku Krajowej Rady Sądownictwa.
Na czym polega problem, który miał rozstrzygnąć Trybunał? Otóż konstytucja określa skład Krajowej Rady Sądownictwa. Należy do niej pierwszy prezes Sądu Najwyższego, minister sprawiedliwości, prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego oraz osoba powołana przez prezydenta. Oprócz tego są przedstawiciele parlamentu – cztery osoby wybrane przez Sejm spośród posłów oraz dwie osoby wybrane przez Senat spośród senatorów. I są sędziowie. Konstytucja dokładnie mówi tak: „piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych” (art. 187 ust. 1 pkt 2). Jak więc widać, w przeciwieństwie do pozostałych członków Krajowej Rady Sądownictwa, nie jest powiedziane, kto sędziów do tej rady powołuje. Krajowa Rada Sądownictwa powstała w 1989 r. i zawsze sędziów w jej skład powoływali sami sędziowie. Formalnie jednak w konstytucji nie zostało to zapisane. W 2017 r. nowa ustawa powierzyła uprawnienie do powoływania sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa Sejmowi.
Czy takie rozwiązanie jest zgodne z konstytucją? Z jednej strony nie określa ona, kto ma uprawnienie do powoływania sędziów w skład tego organu. Z drugiej jednak określa, kogo Sejm ma prawo powołać – cztery osoby wybrane spośród posłów. Można więc z tego wnosić, że konstytucja nie daje Sejmowi uprawnienia do powoływania kogoś innego. Przede wszystkim jednak konstytucja określa, jakie jest podstawowe zadanie Krajowej Rady Sądownictwa. Art. 173 konstytucji stanowi, że sądy i trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz. Tej właśnie niezależności ma strzec Krajowa Rada Sądownictwa. Czy na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów może realnie stać organ, którego wszyscy członkowie powołani są przez inne władze?
Właśnie przed takimi pytaniami stanął Trybunał Konstytucyjny. W swoim wyroku uznał, że przyjęte rozwiązanie jest z konstytucją zgodne.
Problemy z losowaniem
Można zadać pytanie, czy ta sprawa ma jakiekolwiek znaczenie dla zwykłego obywatela. Otóż ma i to bardzo istotne. Nikt pewnie nie chciałby stawać przed sądem. Każda osoba jednak, która przed sądem staje, chciałaby, aby jej sprawę rozpoznali sędziowie niezawiśli, niezależni od jakiejkolwiek władzy, którzy będą kierowali się wyłącznie prawem, nie zaś spełniali czyjeś życzenia albo oczekiwania. Aby tak się działo, musi być zarówno właściwy tryb powoływania osób pełniących funkcje sędziowskie, jak i właściwy sposób przydzielania konkretnych spraw poszczególnym sędziom.
Zajmijmy się najpierw tą drugą kwestią. Wśród wszystkich licznych zmian, jakie od paru lat dotykają sądownictwo, jedna nie budziła kontrowersji. Było to wprowadzenie zasady losowego przydziału spraw. Sprawy wpływające do sądów wpisywane są do systemu informatycznego, który przydziela je poszczególnym sędziom. Wcześniej odbywało się to w ten sposób, że ustalano zasady przydziału spraw – np. pierwsze trzy jednemu sędziemu, kolejne trzy – drugiemu, następne trzy – trzeciemu itd. Był to więc również system w pewnym sensie losowy, jednak teoretycznie możliwe były manipulacje, bo osoba wpisująca sprawy mogła do pewnego stopnia ustalać kolejność ich wpisywania. Obecnie o wszystkim decyduje ślepy los – przydziału dokonuje program komputerowy.
System wprowadzono z początkiem roku 2018. Jak działa? Źle. Po wyborach samorządowych w pewnym okręgu zgłoszono trzy protesty wyborcze. Wpisano je do systemu, który miał je rozlosować pomiędzy trzech sędziów. Jednemu przydzielił dwie sprawy, drugiemu jedną, a trzeciemu żadnej. Otrzymanie dwóch spraw zamiast jednej nie jest oczywiście wielkim problemem. Kłopot pojawia się, gdy jedna osoba otrzymuje niespodziewanie kilkaset spraw więcej. Takie sytuacje się zdarzają i to bynajmniej nie sporadycznie. Nierówny przydział spraw powodują również choroby, urlopy, zmiany personalne – system niby to uwzględnia, ale w sposób, który raczej mnoży problemy, niż je rozwiązuje. Trzeba zaś pamiętać, że nierówny przydział oznacza, iż część spraw będzie rozpoznana później – jeśli ktoś otrzymał ich więcej, będzie musiał poświęcić na ich rozpoznanie więcej czasu.
Właściwie większość systemów informatycznych nie działała dobrze na starcie – wystarczy sobie przypomnieć, co działo się w poszczególnych miastach z chwilą wprowadzania elektronicznych kart w komunikacji miejskiej. Kłopot polega jednak na tym, że informatyczny system przydziału spraw w sądach funkcjonuje już niemal półtora roku i ciągle nie działa poprawnie.
Sprawiedliwie nie znaczy równo
To wszystko jest jednak problemem o charakterze informatycznym, nie sposób tu mówić o niczyjej złej woli, raczej o trudnościach z opanowaniem materii, która okazała się niezwykle skomplikowana. Gorzej, że jeśli chodzi o przydzielanie spraw poszczególnym sędziom, nie wszędzie nierówności wynikają z problemów technicznych.
Tak się bowiem jakoś dziwnie składa, że losowego przydziału spraw nie wprowadzono ani do Sądu Najwyższego ani do Trybunału Konstytucyjnego. Ustawa o Trybunale Konstytucyjnym mówi, że sędziów do składu orzekającego wyznacza prezes Trybunału według kolejności alfabetycznej (art. 38 ust. 1). Teoretycznie wszystko jest jasne, każdy powinien otrzymać tę samą ilość spraw. Tyle że w 2017 r. i 2018 r. sędziowie Piotr Tuleja i Marek Zubik byli wyznaczani do składów orzekających 5 razy, sędzia Piotr Pszczółkowski 6 razy, natomiast sędzia Andrzej Zielonacki 17 razy, sędzia Zbigniew Jędrzejewski 16 razy, a sędzia Grzegorz Jędrejek 14 razy. Nietrudno się domyśleć, że ci trzej ostatni sędziowie zostali powołani do Trybunału przez Sejm obecnej kadencji. Co ciekawe, przez Sejm obecnej kadencji został powołany również sędzia Pszczółkowski (wcześniej był posłem Prawa i Sprawiedliwości), tyle że w momencie, gdy okazał się człowiekiem niezależnym, zaczął być traktowany tak samo jak sędziowie powołani wcześniej.
W tym kontekście nie powinna zaskakiwać odpowiedź na pytanie, jaki skład wydał wyrok w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa. Byli to wyłącznie sędziowie powołani przez Sejm obecnej kadencji (bez sędziego Pszczółkowskiego). Skład Trybunału Konstytucyjnego został więc skompletowany po raz kolejny nie według obowiązującej kolejności alfabetycznej, a według zupełnie innych kryteriów. A sprawa, którą Trybunał rozstrzygał, miała fundamentalne znaczenie właśnie dla tego, kto będzie nas sądził, jeśli zdarzy się nam stanąć przed sądem. Jednym z zadań Krajowej Rady Sądownictwa jest przecież składanie wniosków o powołanie sędziów. I ma zasadnicze znaczenie, czy rada będzie wybierała kandydatów na sędziów, kierując się względami merytorycznymi czy też jakimiś innymi kryteriami.
Dotychczasowe działania budzą poważny niepokój, w szczególności w odniesieniu do sędziów nowych izb Sądu Najwyższego. Wskazywano na rozmaite powiązania powoływanych osób z Ministerstwem Sprawiedliwości, na pomijanie osób o uznanym autorytecie prawniczym. Zdarzały się też sytuacje, gdy odrzucano kandydatów na sędziów wyłącznie z tego powodu, że ośmielili się krytycznie wypowiadać na temat przeprowadzanych zmian w sądownictwie. Wydaje się więc, że sposób powoływania członków Krajowej Rady Sądownictwa ma bezpośrednie przełożenie na ich działanie. Można zadać pytanie, jakie znaczenie ma tak szumnie reklamowany system losowego przydziału spraw, skoro każda sprawa może trafić ostatecznie do Sądu Najwyższego (np. w drodze wniesionej przez ministra sprawiedliwości skargi nadzwyczajnej), gdzie będzie można według dowolnych kryteriów dobrać skład, który ją rozstrzygnie?
Jak wybierać sędziów
Ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa jest również przedmiotem skarg i pytań zadanych przez polskie sądy w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej. To, że została uznana za zgodną z polską konstytucją nie oznacza, że musi zostać uznana za zgodną z prawem unijnym. Podczas rozprawy przed Trybunałem, która odbyła się 19 marca 2019 r. przedstawiciel polskiego rządu wskazywał na rozwiązania obowiązujące w niektórych innych krajach unijnych, gdzie sędziów powołują przedstawiciele rozmaitych organów władzy wykonawczej.
Rozwiązania przyjęte w Europie są rzeczywiście bardzo różne, niemniej zasadniczo wszędzie zapewniony jest istotny wpływ przedstawicieli samorządu sędziowskiego. Można na przykład napisać, że w Danii członków Rady ds. Powołań Sędziowskich mianuje minister sprawiedliwości, ale wypada dodać, że może powołać wyłącznie kandydatów mających rekomendację zgromadzeń sędziów. Analogiczne rozwiązania obowiązują we wszystkich krajach. Jedynym wyjątkiem są Niemcy, gdzie decydujący głos mają wyłącznie politycy. Tam jednak z kolei niemożliwe jest powołanie sędziów głosami tylko jednej partii (choćby rządzącej), gdyż skład reprezentacji poselskiej w komisji rekrutacyjnej musi odzwierciedlać proporcjonalnie układ sił w Bundestagu, a połowę członków komisji stanowią przedstawiciele landów, gdzie jak wiadomo rządzą różne ugrupowania. Mimo to rozwiązanie niemieckie jest krytykowane za zbytnie upolitycznienie.
Dlaczego jednak w Niemczech nie słychać o jakichś gwałtownych protestach w związku powoływaniem sędziów? Oprócz samego brzmienia przepisów istotna jest pewna kultura, pewien styl sprawowania władzy. Można przecież korzystać z należnych sobie uprawnień w ten sposób, że powołując ludzi na określone stanowiska, kierować się będzie wyłącznie kryterium kompetencji i fachowości i nikomu wręcz nie przyjdzie do głowy, że mogłyby wchodzić w grę jakiekolwiek inne kryteria. Na przykład w Holandii formalnie tylko połowę członków tamtejszej Rady Sądownictwa muszą stanowić sędziowie zgłoszeni przez środowisko, ale po II wojnie światowej w ogóle nie zdarzyło się, by minister sprawiedliwości zaproponował królowej bądź królowi powołanie do Rady kogokolwiek innego.
Z pewnym westchnieniem warto przypomnieć, że taki styl sprawowania władzy jeszcze nie tak bardzo dawno panował również w Polsce. Na przykład na sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez wiele lat powoływano wybitnych specjalistów, którzy uzyskiwali w Sejmie zdecydowaną większość głosów, nie tylko aktualnej strony rządowej, ale również opozycji. Co istotne, nawet jeśli dana osoba była wyłącznie kandydatem jednego ugrupowania, ugrupowanie to nie oczekiwało, że będzie w Trybunale realizowała jego interesy i nie obrażało się, gdy orzekał w sposób niewygodny dla partii, która go powołała.
Chciałoby się powrotu do takiego stylu uprawiania polityki. Wydany właśnie dokument Episkopatu „O ład społeczny dla wspólnego dobra” z wielką troską mówi o podziałach panujących w polskim społeczeństwie i wzywa do „poszukiwania punktów możliwego porozumienia”. Jest wiele pól, na których to wezwanie można realizować. Jednym z nich jest funkcjonowanie sądownictwa.
---------
Krzysztof Jankowiak
Prawnik, członek Ruchu Światło-Życie. Mieszka w Poznaniu