Logo Przewdonik Katolicki

Z braku więzi i bliskości

Magdalena Guziak-Nowak
ILUSTRACJA AGNIESZKA SOZAŃSKA

O tym, że anoreksja dziecka jest często objawem choroby całej rodziny oraz o granicy między dbałością o szczupłą sylwetkę a zachorowaniem, z psychoterapeutką Joanną Battek rozmawia Magdalena Guziak-Nowak.

O anoreksji mówimy w kategorii uzależnienia. Tymczasem powszechnie słowo „uzależnienie” kojarzy się z przyjmowaniem substancji psychoaktywnych np. nikotyny, alkoholu, narkotyków. Na czym więc polega to konkretne zaburzenie, czyli od czego jest uzależniona osoba chora?
– Anoreksja ma swoje miejsce w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Zaburzeń (ICD-10). Aby je zdiagnozować, wystarczy poznać i zrozumieć kryteria diagnostyczne, których jest zaledwie sześć: trudna do opanowania potrzeba zażywania lub kontaktu z przedmiotem uzależnienia; upośledzenie kontroli nad ilością, czasem lub intensywnością zażywania; zmiana tolerancji (zapotrzebowania) na daną substancję lub aktywność; objawy odstawienia; kontynuowanie zażywania substancji lub wykonywania danej czynności mimo świadomości szkód, jakie ona przynosi. W przypadku jadłowstrętu psychicznego (anorexia nervosa) możemy mówić o uzależnieniu behawioralnym, czyli od zachowania – niejedzenie staje się wówczas czynnością kompulsywną, nad którą dana osoba stopniowo traci kontrolę. Uzależniającym może być też sam stan głodu. Wielu z nas próbowało zapewne głodówek oczyszczających w celach zdrowotnych. Na początku osoby stosujące głodówkę czują się świetnie – nie odczuwają głodu, są w stanie pobudzenia, a nawet euforii, co jest związane z tzw. przejściem organizmu na odżywianie wewnętrzne i wydalaniem nieczystości. Umysł się rozjaśnia i wszystko, co dotychczas było trudne i skomplikowane, nagle wydaje się proste. Jednak długotrwały post, czy wręcz głodówka, niszczy układ nerwowy. Powoduje m.in. zaburzenia koncentracji i problemy z pamięcią, a następnie prowadzi do obniżenia nastroju, zawrotów głowy, a nawet zasłabnięć. W przypadku anoreksji bulimicznej możemy też mówić o uzależnieniu od substancji psychoaktywnej – cukru.
 
Cukier jest w batonikach. Anorektyczki jedzą trzy listki sałaty…
– Anoreksja w czystej postaci, czyli tzw. restrykcyjna, nieleczona, w naturalny sposób prowadzi do śmierci, dlatego „anorektyczki z kilkuletnim stażem” to najczęściej osoby cierpiące na bardziej skomplikowaną postać tego zaburzenia, nazywaną anoreksją bulimiczną. Jest to kilkutygodniowe głodzenie przerywane napadami obżarstwa, często zakończonymi wymiotami lub innymi sposobami pozbycia się zjedzonych „kalorii”, np. poprzez kompulsywne ćwiczenia fizyczne, wyziębianie organizmu itd.
Takiemu napadowi, podczas którego głodna osoba spożywa kilogramy często bardzo słodkiego jedzenia, towarzyszą też silne emocje. Dlatego taki człowiek „ucztuje” w ukryciu – to dla niego wstydliwe (bo traci kontrolę) i intymne momenty.
 
Gdzie przebiega granica między dbałością o sylwetkę a popadnięciem w anoreksję?
– Problem zaczyna się wtedy, gdy osoba deklarująca „zwykłe odchudzanie” zaczyna tracić nad nim kontrolę. Jak to rozpoznać? Objawów jest wiele. To na przykład nadmierne i obsesyjne kontrolowanie masy ciała i całkowita koncentracja na ilości oraz jakości spożywanej żywności. Kolejnym objawem jest zaburzone postrzeganie własnego ciała, jego wagi i kształtu. Najistotniejszym jednak aspektem jest emocjonalny stosunek takiej osoby do własnej sylwetki oraz do jedzenia. Osoba chora stopniowo całkowicie zaczyna koncentrować się na jedzeniu, liczeniu kalorii, utracie wagi itd. Równolegle lęk przed przytyciem narasta. Zastanawia się, co zrobić, żeby ukryć fakt, że nie je. Ponadto celebruje posiłki. Godzinami przygotowuje się do zjedzenia połowy jabłka i cieszy się swoim „obiadem”. Anorektyczka jest zmuszona podporządkować jedzeniu swój rytm dobowy. Trudno jej zasnąć „na głodnego” i trudno się uczyć „na głodnego”, więc planuje jedzenie o konkretnej porze (osoby chore nierzadko chcą być perfekcyjne w każdej dziedzinie – nie tylko w niejedzeniu, ale również na przykład w nauce). Osoba uzależniona często czuje, że oszukuje otoczenie, wycierając masło z kanapki o blat stołu. Z tego powodu choroba staje się źródłem ogromnego wewnętrznego cierpienia.
 
Które jej potrzeby nie są zaspokojone?
– Znacznie bardziej chodzi tutaj o potrzeby emocjonalne niż o potrzeby pierwszego rzędu. Ale jakie, które? – to sprawa indywidualna. Gdybym miała się pokusić o generalizację, powiedziałabym, że to problemy związane z więzią, bliskością. Jedzenie lub niejedzenie staje się reakcją na problemy emocjonalne. Anorektyczka ma poczucie, że w jej otoczeniu brakuje osoby, do której mogłaby przyjść, porozmawiać i nie być odrzuconą. Uwaga – absolutnie nie mam na myśli, że chorują osoby z tzw. rodzin patologicznych. O anorektyczkach często mówi się, że przecież mają wszystko: bogatych rodziców, dobrą szkołę, znajomych, a mimo to czują się opuszczone. Przeżywają siebie na swój sposób, w wieku nastoletnim niejednokrotnie mają emocje  na wierzchu, a więc żadnemu rodzicowi nie powiedziałabym, że choroba dziecka jest jego winą. Poza tym pamiętajmy, że dorośli dają dzieciom tyle, ile potrafią dać. Mając własne zranienia, nie zawsze potrafią zareagować w adekwatny sposób.
Poza tym podatność dziecka na zachorowanie jest sprawą indywidualną. Upraszczając, można powiedzieć, że przecież są dziewczyny, które mają piekło w domu i nie zachorowały. Nie zachorowały, bo być może mają inną wrażliwość i większe zasoby do radzenia sobie z trudnymi (dla nich, w ich ocenie) sytuacjami.
 
Powiedziała Pani, że choroba jest dla anorektyczki źródłem wewnętrznego cierpienia. Czy możemy więc powiedzieć, że osoby chore wiedzą, że mają problem?
– W początkowym okresie ani osoba chorująca, ani najbliżsi nie zauważają rozwijających się zaburzeń jedzenia. Są przekonani, że jest to po prostu zdrowy styl życia, ewentualnie „nieszkodliwe” eksperymentowanie w zakresie swojego wyglądu i odżywiania. To kiedy i czy w ogóle chory uświadamia sobie problem, jest osobniczo zmienne, ale należy pamiętać, że nieodłącznie towarzyszące temu zaburzeniu zniekształcenie postrzegania własnego ciała bardzo zaciemnia obraz choroby.
 
Czy anoreksję można rozpoznać tylko po niejedzeniu i ekstremalnie wychudzonej sylwetce? Na jakie inne objawy powinniśmy być wyczuleni jako rodzice, nauczyciele?
– Dziecko się izoluje. Nie chce rozmawiać, szczególnie na drażliwe dla niego tematy takie jak figura, ciało, jedzenie. Przestaje przychodzić na wspólne posiłki i nie je tego, co do tej pory lubiło. Zaczyna ważyć i mierzyć porcje. Już wtedy warto porozmawiać i dyskretnie wybadać, czy wszystko jest w porządku. Oczywiście, zgubienie kilku kilogramów nie jest wystarczającą podstawą, by sądzić, że dziecko ma anoreksję. Może brak apetytu jest spowodowany chorobą somatyczną? A może dziecko celowo nie je, aby zwrócić na siebie naszą uwagę?
Pretekstem do rozmowy powinna być także znajomość z wychudzoną osobą, gdyż w grupie rówieśniczej nastolatki łatwo przejmują różne mody.
 
Najczęściej mówimy o anoreksji w odniesieniu do dorastających dziewcząt. A chłopcy i dorośli?
– Powszechnie uważa się, że anoreksja to choroba nastolatek i nie jest to pogląd wzięty znikąd, bo na presję wyglądu bardziej narażone są dziewczynki i kobiety. Jednak chłopcy też chorują i scenariusze są podobne: otyły nastolatek odchudza się dla zdrowia (uzasadnienie obiektywne), po czym owo odchudzanie staje się procesem niekontrolowanym i wreszcie chorobowym. Dającą się wyodrębnić grupą narażoną na zachorowania są chłopcy wychowywani przez samotne matki. Niejednokrotnie przytłoczeni ich miłością, potrzebują niezależności. Kontrolowanie jedzenia daje im poczucie kontroli w ogóle, dodaje śmiałości, potwierdza autonomię i buduje poczucie własnej wartości.
 
Czy każda osoba chora wymaga terapii?
– Terapia jest procesem świadomych i kontrolowanych zmian, przyspieszonych w czasie. Mogą one zachodzić także poza terapią, natomiast jeśli mamy do czynienia ze stanem zagrożenia życia, nie ryzykowałabym zaniechania jej. Można więc powiedzieć, że to, czy osoba wymaga terapii, zależy od etapu, na którym zdiagnozujemy chorobę. Dziewczyna mierząca 160 cm i ważąca 45 kg może jej potrzebować, ale jeśli waży 30 kg, to już na pewno potrzebuje i terapeuty, i leczenia farmakologicznego. Kluczowy jest stosunek osoby chorej do leczenia. Jeśli nie wykaże minimum dobrej woli, to żadna terapia nie zadziała. Nie musi to być entuzjazm od pierwszej sesji, ale chociaż zaciekawienie. Jednym słowem – małe dziecko można siłą zaprowadzić do przedszkola i prawdopodobnie się zaaklimatyzuje, ale wrzeszcząca nastolatka wchodząca do gabinetu? Nic z tego nie będzie.
 
Zatem co zrobić, kiedy moje dziecko zachorowało? Jak pomóc?
– Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, to namówić na terapię. Oczywiście, nie groźbą. Jeśli rodzina byłaby otwarta na terapię rodzinną, mogłaby się ona okazać cenną pomocą.
 
Nastolatka nie czułaby się, jak jedyny zepsuty element w idealnym systemie, który trzeba naprawić?
– Właśnie. Czasem dziecko choruje jako najsłabsze ogniwo w rodzinie. Oznacza to, że choroba jest reprezentacją głębszego problemu w rodzinie – cały system rodzinny niedomaga, ale objawia się to w dziecku.
Wartością terapii rodzinnej jest to, że nie wysyłamy dziecku komunikatu: „Ty jesteś chora, ty idź na terapię, ty się napraw”, ale przyznajemy, że wszyscy jesteśmy gotowi popracować, coś zmienić. Pokazujemy swoją gotowość do przyjęcia krytyki pod własnym adresem i nie stoimy na stanowisku: „Jak to jesteś chora?! Przecież ty masz wszystko!”.
Jednak tu też nic na siłę. Dziecko może powiedzieć: „Przez tyle lat was nie interesowałam, to teraz mi nie chce się z wami gadać”. Można wtedy sięgnąć po terapię małżeńską – nawet jeśli uważamy, że mamy całkiem fajny związek. Rodzina to system naczyń połączonych. Kiedy zmieniają się rodzice, dziecko to widzi, czuje.
 
Ale nastolatka nadal odmawia terapii…
– Jest to sytuacja trudniejsza, ale nie beznadziejna. Można przyjść do terapeuty i porozmawiać o córce.
 
Co by mi Pani powiedziała, gdybym była tą mamą?
– Nie ma gotowego schematu. Wysłuchałabym pani bardzo dokładnie. Być może zachęciłabym, abym razem z mężem przyjrzała się pani swojemu małżeństwu i poleciłabym spotkania dla rodziców chorujących dzieci.
 
W internecie działa wiele portali dla anorektyczek. One same nazywają siebie motylkami i tworzą coś na kształt subkultury, do której uzależnienie wydaje się jedyną przepustką. Jakie znaczenie w popadaniu w anoreksję może mieć przynależność do takiej społeczności?
– Tu znów sporo zależy od punktu wyjścia. Jeśli osoba ma przyjaciół i konstruktywną grupę rówieśniczą, odchudzanie jest dla niej towarzyskim kłopotem. Gdy traci kilogramy, znajomi zaczynają się o nią martwić. Pytają, czy ma problemy i jak mogą pomóc. Jeżeli jednak punkt wyjścia jest inny, np. osoba jest narażona na towarzyski ostracyzm, to utrata kilogramów często budzi zainteresowanie i uznanie rówieśników oraz staje się powodem nobilitacji. Osoba nagle zyskuje popularność, bo stała się chuda. Czuje się dobrze, bo inni zazdroszczą jej ładnej sylwetki i silnej woli. Fora i blogi, które pochwalają anorektyczny styl życia, wzmacniają taką postawę. Anorektyczka przeżywa swoją drogę do „ideału” już nie tylko w kontakcie z samą sobą, ale z podobnymi sobie. Wchodzi do innego świata, staje się elitą.
Czy trzeba dodawać, że punktem wyjścia są też relacje w domu? Przyglądajmy się naszym dzieciom z zainteresowaniem, a nie z korektą. Gdy zadajemy pytanie, nie stawiajmy tezy. Nastolatki to czują – czy faktycznie jesteśmy zainteresowani ich życiem, czy tylko szukamy potwierdzenia swoich przemyśleń.
 



Joanna Battek
Psychoterapeutka, członkini nadzwyczajna Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej z doświadczeniem klinicznym. Prowadzi psychoterapię indywidualną dla dorosłych, nastolatków oraz dzieci, a także terapię par. Współpracuje z Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie oraz regularnie organizuje akcje zdrowia psychicznego przy krakowskiej parafii
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki