Bardziej boję się jednak osądu Czytelników o ciche stawanie po jednej ze stron. Krzysztof Jankowiak tłumaczy w nim bardzo spokojnie, na czym polega zasada trójpodziału władzy. Uzasadnia też, w jaki sposób strzeże jej polska konstytucja i nauczanie Jana Pawła II. Zresztą stanowi ona jeden z fundamentalnych elementów katolickiej nauki społecznej. Jeśli istnieje więc jakiekolwiek zagrożenie, że przestanie ona obowiązywać, katolicy powinni powiedzieć: nie wolno! Krzysztof Jankowiak widzi takie niebezpieczeństwo w aktualnej praktyce skracania kadencji sędziów.
Na podstawie tej opinii można łatwo dojść do wniosku, że redakcja „Przewodnika” dołącza do politycznej opozycji. Nie, nie dołącza! Bo otwarte pozostaje inne ważne pytanie: czy zasada trójpodziału władzy nie byłaby w żaden sposób łamana, gdyby nie dokonano żadnej reformy sądownictwa? Czy pozostawienie go takim, jakie ono dotychczas było, gwarantowałoby stabilność demokratycznego państwa? Czy sądy – jak twierdzi PiS – które funkcjonują bez wystarczającej kontroli innej władzy, obsadzane są z korporacyjnego klucza, i które składają się – nawet jeśli tylko częściowo – z sędziów, którzy złamali się pod naciskiem władzy komunistycznej, rzeczywiście dają poczucie bezpieczeństwa? Sędzia Józef Iwulski, który początkowo twierdził, że na sumieniu ma tylko jedną taką sprawę, wydaje się – za sprawą publikacji Onet.pl – dość mocno mijać z prawdą.
Nie jestem politologiem. Nie znam się na sądownictwie. Nie chcę wydawać pochopnych opinii. Nie dołączam też do krzyków opozycji, która z jednej strony chce bronić niezawisłości Trybunału Konstytucyjnego, a z drugiej chętnie zliberalizowałaby prawo do zabijania dzieci poczętych wbrew orzeczeniu tego trybunału. Uważam jednak, że lekarstwo musi leczyć, a nie powiększać chorobę. Sędziowie muszą pozostać niezawiśli. Odebrać prawo do sądzenia można tylko temu, któremu udowodni się niemoralne postępowanie. Paradoksalnie bowiem reformując sądy, samemu można wpaść w pułapkę niesprawiedliwych samosądów.