W 1884 r. odnaleziono manuskrypt ze szczegółowym, wręcz reporterskim zapisem pielgrzymki do Ziemi Świętej, którą prawdopodobnie od Wielkanocy 381 do Wielkanocy 384 r. odbyła hiszpańska pątniczka Egeria. Dzięki temu dokumentowi wiemy, że już pod koniec IV w. w Palestynie obchodzono święto Czterdziestnicy Epifanii (Objawienia).
Święto Spotkania
14 lutego, 40 dni po świętowaniu Bożego Narodzenia (w Palestynie Boże Narodzenie wpierw obchodzono 6 stycznia jako święto Epifanii), wierni gromadzili się, aby upamiętnić dzień przyniesienia Jezusa do świątyni w Jerozolimie i dzień rytualnego oczyszczenia Maryi. Egeria była tak zachwycona procesją zmierzającą do bazyliki Zmartwychwstania w Jerozolimie, że zanotowała w swoim dzienniku: „Wszystko odbywa się jak zwykle z największą radością, jak na Wielkanoc”. Szybko ta uroczystość na Wschodzie zyskała nazwę „Święto Spotkania” (gr. hypapante), ponieważ Bóg – Jezus Chrystus – przyszedł do swojego ludu, który go oczekiwał w świątyni jerozolimskiej, w osobach starca Symeona i prorokini Anny. Nazwa tego święta jest cudowna, gdyż pokazuje, że nasz Bóg dąży do spotkania z człowiekiem. Sam szuka człowieka, aby się z nim spotkać, bo naprawdę Mu na tym spotkaniu zależy.
Święto Przedstawienia Pana
Trzeba było jeszcze trochę poczekać, aż do VII w., żeby Święto Spotkania trafiło do kalendarza liturgicznego Kościoła w Rzymie. Tutaj jednak wyznaczono na jego celebrację dzień 2 lutego, ponieważ 40 dni liczono od Bożego Narodzenia, które w Rzymie świętowano 25 grudnia. Z czasem jednak akcenty w przeżywaniu tego święta zostały przesunięte tak, że zyskało nową nazwę – „Święto Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny”. Pod tą nazwą funkcjonowało aż do drugiej połowy XX w., kiedy to miała miejsce reforma kalendarza liturgicznego. Wówczas świętu przywrócono bardziej pierwotny charakter, nazywające je In Praesentatione Domini, co w Polsce – trochę nieszczęśliwie – zostało przetłumaczone jako „Święto Ofiarowania Pańskiego”. Lepsze byłoby tłumaczenie „Święto Przedstawienia Pana”. Żeby zrozumieć, dlaczego lepiej mówić o przedstawieniu Pana, a nie Jego ofiarowaniu, popatrzmy na biblijną scenę opisaną przez św. Łukasza (2, 22–24), czytaną tego dnia w kościołach, a która to scena stoi u podstaw celebracji tego święta.
Prawo żydowskie
Prawo żydowskie bardzo precyzyjnie określało akty rytualne związane z narodzinami dziecka. Na ósmy dzień po narodzeniu trzeba było obrzezać dziecko, na znak wejścia w przymierze z Bogiem i nadać mu imię (Kpł 12, 3). Tak też zrobili Maryja z Józefem wobec Jezusa. Następnie Prawo nakazywało 30 dni po urodzeniu dokonać wykupienia pierworodnego dziecka. Na pamiątkę cudownego ocalenia wszystkich pierworodnych Izraela i wygubienia pierworodnych Egiptu w noc wyjścia z niewoli egipskiej Pan Bóg zastrzegł, że każde pierworodne stworzenie należy do Niego w szczególny sposób, tak że jest Jego własnością (Wj 13, 2; 34, 19–20). Jednakże Bóg nie chciał, aby ktokolwiek składał drugiego człowieka w ofierze, co czyniły inne ościenne kultury, dlatego ustanowił obrzęd wykupienia pierworodnego dziecka. Miał to uczynić ojciec dziecka, płacąc 5 syklów, czyli mniej więcej odpowiednik dwudziestu dni pracy robotnika. Tego aktu nie trzeba było jednak dokonywać w Jerozolimie, w świątyni. Można to było uczynić w swoim rodzinnym mieście.
Kolejnym ważnym aktem wymaganym przez Prawo było oczyszczenie kobiety po urodzeniu dziecka. Oczyszczenie, które należy rozumieć bardziej w sensie rytualnym i kultycznym niż moralnym. Chodziło o to, że w przekonaniu Żydów każdy upływ krwi z człowieka sprawia, że zaciąga on nieczystość, ponieważ traci życie i boski pierwiastek, które znajdują się we krwi. Wobec tego kobieta, która urodziła, musiała 40 dni po urodzenia chłopca i 80 dni po urodzeniu dziewczynki udać się do świątyni, aby tam złożyć ofiarę oczyszczenia. Trzeba było złożyć jednorocznego baranka na tzw. ofiarę całopalną, a także młodego gołębia lub synogarlicę na tzw. ofiarę przebłagalną. Jeżeli zaś rodzina była uboga, wystarczyło złożyć dwa gołębie lub dwie synogarlice (Kpł 12, 6).
Św. Łukasz w swoim opisie łączy te dwa przepisy Prawa i ukazuje Maryję i Józefa jako ludzi wiernych Prawu, całkowicie mu podporządkowanych. Udają się oni zatem do Jerozolimy, aby wykupić swoje pierworodnego dziecko i aby Maryja mogła oczyścić się z rytualnej nieczystości. Jednakże Łukasz opisuje to wydarzenie bardziej jako moment, w którym Jezus zostaje przyniesiony do swojego domu, tam, gdzie jest Jego Ojciec. Łukasz nie mówi nic o tym, żeby Józef zapłacił wymagane przez prawo pięć syklów, ale wspomina, że został On przedstawiony Panu. To wyrażenie nawiązuje do Starego Testamentu, gdzie niektóre osoby poświęcono wyłączonej służbie Bogu w świątyni. Precyzyjnie można oddać to wyrażenie jako „postawić przed Panem”. Księga Powtórzonego Prawa (10, 8; 21, 5) mówi o tym, że kapłani byli po to, aby stać przy Panu, i w tym sensie zostali Mu poświęceni. Kiedy Józef z Maryją przynieśli swoje Dziecko do świątyni, to wskazali tym samym, że Jego misją będzie nieustannie służenie Panu, że zawsze będzie czynił to, czego chce Jego Ojciec. Jego misją będzie stanie przy Panu.
Ten fragment pokazuje, że rodzice nie mogą ofiarować swojego dziecka – nawet Bogu. Mogą je Panu przedstawić, powierzyć Jego opiece, poprosić o błogosławieństwo, wychowywać w perspektywie obecności Boga, ale ostatecznie nikt nie może drugiego człowieka złożyć w ofierze. Jezus sam ofiaruje się Ojcu, w najpełniejszy sposób przez swoją śmierć krzyżową. Ale to będzie Jego decyzja, a nie Jego rodziców. Maryja z Józefem przedstawili Jezusa w świątyni, ale ofiarował się On sam. Rodzice mają wychować dziecko do tego, aby się ofiarowało Bogu, ale nie mogą tego uczynić za nie. Każdy musi się ofiarować Bogu sam.
Światło
Podczas tego wydarzenia Chrystus spotkał się także ze swoim ludem, który oczekiwał przybycia Mesjasza. Na widok małego Jezusa Symeon wypełniony Duchem Świętym wyśpiewał z Jego inspiracji hymn uwielbienia i błogosławienia Boga, w którym mówił o tym, że jego oczy ujrzały zbawienie, którym jest światło na oświecenie pogan. Ten motyw światła stał się centralnym dla Święta Ofiarowania. Nie wiemy, czy Egeria zobaczyła w Jerozolimie procesję ludzi niosących świece i dlatego była tak zachwycona tym widokiem. Jednakże na pewno już wiek później celebracja odbywała się z zapalonymi świecami. Może właśnie dlatego pierwsze skojarzenie Egerii było związane z Wielkanocą, kiedy to również nocna celebracja rozpoczynała się od procesji ze świecami? Dzisiaj również – choć niestety nieczęsto w praktyce możemy tego doświadczyć – liturgia Ofiarowania Pańskiego może się rozpocząć od uroczystego błogosławienia świec i procesji z zapalonymi świecami. Ten motyw faktycznie stanowi węzeł łączący tajemnicę Bożego Narodzenia z Wielkanocą. Chrystus urodził się po to, aby oddać za nas swoje życie, aby na krzyżu ofiarować się Ojcu dla naszego zbawienia. Miał rację Symeon, kiedy widząc małe Dzieciątko leżące w Jego ramionach, wyśpiewał, że teraz Jego oczy ujrzały zbawienie. 2 lutego zapalimy świece. To symbol misterium życia i śmierci Jezusa – symbol jednego misterium, chociaż obchodzonego podczas dwóch świąt – Bożego Narodzenia i Wielkanocy.
Władca i niewolnik
Kluczowym momentem po przyniesieniu Jezusa do świątyni było Jego spotkanie ze starcem Symeonem, który jest symbolem człowieka nadziei. Symeon był człowiekiem w podeszłym wieku, wręcz u jego schyłku, ale który ciągle ufał, że Bóg przygotował dla niego jeszcze coś niezwykłego, że wszystko to, co najważniejsze, jest jeszcze przed nim. Dlatego czuwa. Dopiero moment spotkania z Jezusem w świątyni, kiedy jego oczy ujrzały zbawienie, kiedy jego ręce trzymały Światłość świata, będzie dla niego końcem służby. Wyśpiewuje to w pierwszym wersecie swojego hymnu, który tradycja liturgiczna nazwała Nunc dimittis, od pierwszych słów łacińskiego tłumaczenia.
Kiedy czytamy ten tekst w polskim tłumaczeniu, otrzymujemy bardzo piękne, poetyckie wyznanie: „Teraz, o Panie, pozwól odejść swojemu słudze”. Jeśli jednak sięgniemy do oryginału greckiego, w pierwszej chwili możemy się zbulwersować, widząc, w jaki sposób ustawia Symeon swoją relację z Bogiem. Pierwszy werset pieśni wyśpiewanej przez Symeona w języku greckim brzmi: Nyn apolyeis ton doulon sou, despota. Wyrażenie Nyn apolyeis („teraz pozwól”) było terminem technicznym w starożytności, w którym niewolnik prosił swojego pana/właściciela, aby mógł cokolwiek zrobić, gdyż bez tej zgody nie mógł nic uczynić. Sam Symeon o sobie mówi, że wobec Boga jest doulos, czyli sługą, który jest niewolnikiem. Boga zaś nazywa słowem despota, które nawet w języku polskim kojarzy się nam z kimś, kto ma władzę absolutną i często z niej korzysta. Symeon sam ustawia się w relacji do Boga jako ktoś, kto jest niewolnikiem wobec Władcy absolutnego, wobec swojego Pana. On wie, że jest sługą Boga, kimś, kto jest całkowicie od Niego zależny, kto całe swoje życie poświęcił na to, aby pełnić Jego wolę. Misja Symeona dobiegła końca, kiedy ujrzał Jezusa. Jego ziemska służba się zakończyła, może teraz odejść, może umrzeć, aby służyć Panu bezpośrednio w Jego domu, w samym niebie.
Wołać do boku
Symeon przyszedł do świątyni za natchnieniem Ducha Świętego, który wypełnił Jego serce, ponieważ był stęskniony obecności Bożego Ducha. Symeon „wyczekiwał pociechy Izraela”. W języku greckim to wyrażenie „pociecha Izraela” brzmi paraklesin tou Israel. Od razu to wyrażenie powinno się nam skojarzyć z „imieniem” Ducha Świętego, który w Janowej Ewangelii jest nazywany Parakletem, czyli pocieszycielem, obrońcą, adwokatem, kimś, kto zawsze jest po naszej stronie. Samo wyrażenie parakaleo znaczy dosłownie „wołać do boku”, dlatego na łacinę zostało przetłumaczone jako ad-vocatus – „wołany do”. Symeon jest człowiekiem, który oczekuje kogoś, kto stanie przy jego boku, kogoś, kto w najtrudniejszych momentach będzie obecny przy nim i nigdy go nie opuści.
Święto Ofiarowania Pańskiego jest dla nas okazją, aby spotkać się z przychodzącym Panem. Potrzebujemy jednak wpierw oczyścić nasze serca i tak jak Symeon oczekiwać z wytrwałością pocieszenia od Pana. Wtedy zobaczymy, że ten mały Chrystus, który został przedstawiony Panu w świątyni, który stanął wobec Pana, aby Mu służyć, równocześnie jest Kimś, kto zawsze stoi przy naszym boku. Cokolwiek by się nie działo, jak trudnych sytuacji byśmy nie doświadczali, jak bardzo upokarzałby nas nasz własny grzech, On jest pocieszycielem, Bogiem zawsze obecnym, Bogiem bliskości, który naprawdę jest zaangażowany w nasze życie.