Poezja Emily Dickinson jest dzisiejsza i niedzisiejsza. Lekka i przejrzysta niczym firanka, a równocześnie konkretna w swojej codzienności. Czasem lubię bez żadnego powodu sięgnąć po tomik z jej wierszami i przeczytać jeden lub dwa, stojąc przy półce z książkami. Zdarza się, że popadam wówczas w krótką melancholię, chociaż Emily Dickinson nie pisała wierszy smutnych. Nie w ma w nich rozpaczy ani żalu, ani smutku, ani tęsknoty. Jej oko obserwujące świat jest raczej usposobione pozytywnie, pogodne. Na jej ustach błąka się lekki uśmieszek. Chciałaby wszystkich przytulić. Ale też absolutnie nie jest typem ciotki albo starej panny z kotem na kolanach! Spogląda na świat z dużym dystansem i wyrazistą ostrością. Tak samo też na swoje emocje, uczucia i różne stany ducha.
A pisze tak, jak nikt w jej czasach. Krótko i zwięźle, bez egzaltacji. Nie za bardzo ją rozumiano, szczególnie jeśli chodzi o formę. Za mało przecinków, za dużo myślników. Poprawiano ją za życia, po śmierci i w tłumaczeniach. A ona pisała cały czas, tak jakby pisanie było jej sposobem komunikowania się ze światem, jej sposobem na życie. Kiedy jeszcze miała ochotę wychodzić do ludzi i była młoda, podobno wkładała na siebie suknie pełne kieszonek, w których trzymała skrawki papieru i ołówki. Potem ubierała się tylko na biało i nie opuszczała swojego domu rodzinnego przez dwadzieścia lat, pisząc we dnie i w nocy. Nie tylko wiersze, ale także mnóstwo listów. Całymi dniami patrzyła przez okno i w głąb swojej duszy. Nie interesował jej świat poza niewielkim miasteczkiem, w jakim się urodziła, a może nawet poza przydomowym ogrodem. Wojny, sprawy społeczne i polityczne, katastrofy – przecież największe rzeczy działy się w skali mikro. Nawet z rodziną (siostrą i bratem) rozmawiała przez uchylone drzwi swojego pokoju. Zostawiła po sobie tysiąc siedemset wierszy! Tysiąc siedemset! Nikt nie zdawał sobie sprawy, że aż tyle. Leżały zamknięte w kufrze, w jej pokoju. Zachowało się jedno jej zdjęcie, zrobione, kiedy miała lat szesnaście. Gdy zmarła, rodzina kazała je starannie wyretuszować, domalowano loczki, dodano koronkowy kołnierz. Film angielskiego reżysera Terence Daviesa pod tytułem Cicha namiętność dość wiarygodnie pokazuje życie Emily. Cynthia Nixon świetnie oddała charakter poetki. Na tyle, na ile w ogóle możliwe jest ją zrozumieć i poznać.
Urodziła się w 1830 r., zmarła w 1886, a ja bardzo ją lubię. Jest mi bliskie jej spojrzenie na rzeczywistość. Emily dostrzegała w tym świecie rzeczy wieczne, niezmienne, doskonale rozumiejąc naturę człowieka.