Logo Przewdonik Katolicki

Poetka od Hioba

Natalia Budzyńska
fot. PAP Witold Rozmysłowicz

Sto lat temu urodziła się Anna Kamieńska. Poetka dziś zapomniana, zmarginalizowana, pomijana w swoim smutku i długo przeżywanej żałobie oraz pełnej pytań wyznawanej wierze. Tak bardzo niesłusznie.

Anna Kamieńska miała swoje pięć minut. W latach 80. czytało się ją w towarzystwie Herberta, Miłosza, Barańczaka, ks. Twardowskiego, najczęściej w salkach duszpasterstw akademickich i w Klubach Inteligencji Katolickiej. Była ulubioną poetką środowisk skupionych wokół dominikanów, nic dziwnego, ponieważ w pewnym momencie została tercjarką dominikańską. Dominikańskie wydawnictwo W drodze wydawało niektóre z tomików jej poezji i dwa tomy „Notatnika”. Zapraszano ją do seminariów, gdzie wygłaszała wykłady.

Przypuszczam, że właśnie to katolickie zaangażowanie sprawiło, że kiedy nadeszły czasy wolności i świątynie oraz probostwa przestały być kojarzone z miejscami, gdzie promowano dobrą i wolną kulturę, o poezji Anny Kamieńskiej zapomniano. Ona sama już wtedy nie żyła. Nadeszły czasy dla poezji niesprzyjające, a środowiskom katolickim wystarczył w zupełności ks. Twardowski, którego eksploatowano do bólu. Była łatwiejsza do przyswojenia, jakby lżejsza, tryskała humorem, nawet kiedy poruszała rzeczy ważne i istotne.
Anna Kamieńska nie pasowała do takiej wizji radosnego chrześcijaństwa. Wolała milczenie, łzy, pytania, zamyślenie. Analizowała cierpienie. Można powiedzieć, że jej poezji patronuje Hiob – tak gdzieś przeczytałam i nie mogę sobie przypomnieć, gdzie i kto to napisał. Ale to prawda. Jej twórczość była ciągłym dyskursem z Bogiem na temat sensu cierpienia. Ale i pewnością, że tak naprawdę to odpowiedzi na wszystkie pytania znajdują się w Biblii, w „Księdze nad księgami”.
 
Przemiana
Podobno Roman Brandstaetter nie mógł jej wybaczyć, że wyznawała stalinizm, pisząc pochwalne peany na jego cześć i nigdy się z tym nie rozliczając. Nie wiem, czy to prawda, czy jedna z plotek, które lubią krążyć wśród literatów. Fakt, że po wojnie Kamieńska uwierzyła w nowy porządek i zbuntowana wobec Boga postanowiła się od Niego odwrócić. To nie była rzadka postawa w jej pokoleniu, które młodość przeżyło w czasie wielkiej apokalipsy wojennej. Jak po czymś takim wciąż ufać w stare porządki?
Ciekawie opowiada o tym w jednym z wywiadów Julia Hartwig, przyjaciółka Kamieńskiej z czasów panieńskich i lubelskich. Wspominała Annę jako dziewczynę zbuntowaną, w ciągłej rozterce religijnej. Działy się tu też jakieś napięcia emocjonalne pomiędzy nią a bardzo pobożną matką, z którą łączyła ją silna więź. Jeśli przed wojną Anna nie mogła pogodzić się z wiarą w dobroć Boga wobec trudnych i pełnych bólu doświadczeń człowieka, to wydarzenia wojenne sprawiły, że pytania, jakie dotąd zadawała, zamieniły się w otwarty bunt, a nawet zaprzeczenie.
Ale wierzyć w coś musiała, więc tak jakby uwierzyła w socrealistyczne piękno powojennej ojczyzny, które wysławiała w poezji, a także w męża. Wyszła za mąż w 1948 r. za poetę Jana Śpiewaka, urodziła dwóch synów. Była bardzo zakochana, razem pracowali, tłumaczyli, redagowali. O wspólnych latach napisała w swoim „Notatniku”: „19 lat mojego życia z Jankiem, to epizod w czasie stał się całym moim życiem. Cała treść mojego życia w nim się skupiła. Przedtem było tylko oczekiwanie”. A potem była tylko żałoba. Jan Śpiewak zmarł w 1967 r. Jeszcze dziesięć lat potem Mieczysław Jastrun, opisując w swoim „Dzienniku” wizytę u niej, wspomina, że pokój Jana jest nienaruszony, tak jakby Anna wciąż czekała, aż wróci. Miesiąc po śmierci męża napisała: „Oddałam ziemi wszystko”.
A kilka lat potem w „Notatniku” zaznaczyła wyraźnie i dobitnie datę 13 stycznia 1970 r. To dzień łaski, w którym poetka uwierzyła. Powie później: „Szukałam zmarłego, znalazłam Boga”. „Zdawało mi się, że kierunek mojego życia był słuszny i sprawiedliwy – pisała. – Brakowało mi tylko wiary. To wielki błąd. Brakowało wiary, ale po to, aby odmienić całe życie. Wiara nie jest dodatkiem, kwiatkiem do cnotliwego życia. Odmienić się – to więcej dawać z siebie, więcej promieniować, a także więcej zwracać do głębi, do wnętrza, więcej być sobą”. Łaska wiary stała się dla niej wydarzeniem tak bardzo konkretnym, tak realnym i tak pewnym, że na kartach „Notatnika”, który stał się zapisem jej doświadczeń literackich i duchowych, wspominała rocznicę tego Objawienia. Objawił się Bóg. Nie pisze o tym z emfazą charakterystyczną dla neofitów, raczej lakonicznie, można powiedzieć: milczeniem, choć wydaje się to niemożliwe i bezsensowne.
Głębia tej przemiany znajdzie swój wyraz w poezji. W 1970 r. wydaje tomik „Biały rękopis”, który uważany jest za przełomowy w jej twórczości. Bardzo, bardzo smutny. Bo nie szukała Boga radosnego, szukała Boga w cierpieniu, wypłakiwała Mu się. I znowu cytat z „Notatnika”: „W słowach jest zarozumialstwo. I w każdej wiedzy. Teraz chwalę Boga tylko przez łzy. Po trzydziestu latach błądzenia wracam z jedynym majątkiem – całym workiem łez”.
 
Przyjaźń
W żałobie i procesie nawrócenia pomaga Annie Kamieńskiej przyjaciel, ks. Jan Twardowski. Trzeba o tej przyjaźni wspomnieć, chociażby ze względu na najsłynniejszy wiersz ks. Twardowskiego, ale to za chwilę. Znał rodzinę, był przy śmierci Jana Śpiewaka. Znowu cytat z „Notatnika”: „Janek leżał na łożu śmierci, już nieprzytomny. Ksiądz Jan Twardowski modlił się przy nim półgłosem. Gdy ksiądz wyszedł, Janek obudził się i powiedział nagle wyraźnie «Ksiądz się modlił. Jestem szczęśliwy». Teraz, gdy rozpamiętuję ten czas, jego słowa wydają mi się istotne. Było to wyznanie wiary. W przeciwieństwie do mnie, Janek zawsze był naturalnie wierzący”. Ks. Twardowski: „Dużo rozmawialiśmy o literaturze, o wierze. Byłem zdziwiony, że uważają się za ludzi niewierzących”. Żyd i socjalista umarł namaszczony.
To wydarzenie wstrząsnęło Anną, po śmierci męża często przychodziła do wizytek, do ks. Twardowskiego. Razem chodzili na cmentarz. Rozmawiali. Modlili się. Czytali Biblię. „Nigdy nie czułem się mistrzem Anny. Po śmierci męża była bardzo dojrzała, bo każda śmierć bliskiej osoby jest progiem do dojrzałości. Potrzebowała jednak przyjaźni księdza, który często mówi o śmierci. W naszych relacjach istniała współpraca: Pan Bóg dawał Annie dojrzałość, a ja odgrywałem jakąś tam rolę, towarzysząc jej w tej drodze. Przyjaźń z Anną Kamieńską była dla mnie niezwykłą przyjaźnią. To była przyjaźń nadprzyrodzona. Jedyna i najważniejsza przyjaźń w moim życiu, taka szlachetna, duchowa” – wspominał Annę ks. Jan.
No i ten wiersz, tak chętnie cytowany przy okazji śmierci bliskich. „Spieszmy się”. To był wiersz, który ks. Twardowski napisał dla Anny, a ona mu odpowiedziała, bo to nie był wcale wiersz przeznaczony na jej śmierć, odpowiedziała mu więc utworem: „Nikogo nie zdążyłam kochać/choć tak się spieszyłam/jakbym musiała kochać tylko puste miejsca…”
 
Poezja
Napisał o niej Miłosz i niektórzy uważali, że wyrządził jej krzywdę. W wierszu zatytułowanym „Czytając «Notatnik» Anny Kamieńskiej” zapisał wers: „Nie była wybitną poetką”. Byli tacy, którzy mieli o to do niego pretensje. Ale przecież ten wiersz mówi o czymś innym, o tym, że sztuka słowa nie była dla niej najważniejsza, nie szukała bowiem słowa, ale miłości. „Dobry człowiek nie uczy się podstępów sztuki” – kończył swój utwór Miłosz. Anny Kamieńskiej nie zajmowały „podstępy sztuki”, mówiła o swej poezji prosto, że jest zwyczajna, że wypływa z życia, że jest drogą. „Powiedziała mi kiedyś – to ks. Twardowski – «Droga, tym jest dla mnie poezja. Zwykła droga mojego życia»”. I jeszcze słowa jej samej: „Piszę wiersze proste jak dla dzieci”.
To oczywiste, że nawrócenie znalazło odbicie w poezji Anny Kamieńskiej i wtedy niestety została nazwana – bo lubimy przypisywać, katalogować i porządkować wszystko, chowając w odpowiednio nazwane szufladki – poetką katolicką. Bardzo to upraszczająca kategoria, jej poezja jest metafizyczna, a to znacznie bardziej szerokie pojęcie, niezamykające przed nikim drzwi, otwierające przestrzeń dla każdego, kto szuka i dotyka duszy, Stwórcy, wieczności.
Można by pisać o niej i pisać, a potem czytać i czytać. Czytać poezję, czytać „Notatnik”, czytać razem z nią Biblię, a jeszcze sięgnąć po tłumaczenia (oprócz poetów tłumaczyła też psalmy i „O naśladowaniu Chrystusa”), no i po książki przeznaczone dla dzieci (od „Rozalki Olaboga” po przewodnik po Biblii „Książka nad książkami”). Anna Kamieńska wciąż czeka na kogoś, kto jej twórczość przywróci.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki