Logo Przewdonik Katolicki

Z czego tu się cieszyć?!

Paweł Stachowiak

Nie rozumiem satysfakcji wielu naszych komentatorów wyrażanej przy okazji zaprzysiężenia Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych.

To, że politycy muszą robić dobrą minę do złej gry i oświadczać, że nie ma żadnych powodów do niepokoju, jestem w stanie zaakceptować. Trzeba ratować, co się da, a dobry dyplomata to taki, który nie zamyka sobie żadnych drzwi. Ale publicyści, komentatorzy tryskający entuzjazmem i niekryjący „Schadenfreude” z klęski nielubianych elit to inna sprawa. Faktycznie, Trump doszedł do władzy, odsądzając od czci i wiary cały establishment sprawujący w Waszyngtonie władzę od pokoleń. Uczynił to jednak, cynicznie żerując na nastrojach ludzi dotkniętych neoliberalną polityką ostatnich dekad, sam będąc jednym z tych, którzy na tej polityce najbardziej skorzystali. Pomówienie, kłamstwo i demagogię uczynił podstawowym instrumentem swej walki o władzę. Czy ci, którzy na co dzień piętnują podobne przywary naszej polityki, nie wykazują się przypadkiem „moralnością Kalego”, głosząc apologię Trumpa?
Szczególnie wielu z nich podkreśla swą sympatię do obozu „dobrej zmiany”, dla którego kwestie bezpieczeństwa państwa mają wymiar fundamentalny. Wypada zadać im pytanie, jak oceniają wyraźnie widoczne w retoryce nowego prezydenta akcenty izolacjonistyczne? Co sądzą o relatywizowaniu przez niego zobowiązań sojuszniczych w ramach NATO, uzależnianiu amerykańskiej pomocy wojskowej od wkładu własnego, jaki wnoszą kraje sojuszu. Gdyby tak rozumowali przywódcy USA, po zakończeniu II wojny światowej nie byłoby ani planu Marshalla, ani amerykańskiej obecności wojskowej w Europie. Granice systemu komunistycznego byłyby wtedy zapewne na Pirenejach albo na Cieśninie Gibraltarskiej. Z punktu widzenia polskiej racji stanu nie ma nic bardziej niebezpiecznego aniżeli nawrót izolacjonizmu w USA. I nic tu nie zmienia fakt, że akurat my wywiązujemy się ze zobowiązań i angażujemy się we wspólną politykę obronną NATO. Tu obowiązuje bowiem zasada „wszyscy za jednego” i wszelakie różnicowanie zobowiązań USA wobec państw członkowskich paktu jest drogą ku wspólnej zgubie! Mam wrażenie, że niechęć niektórych publicystów do „liberalnych elit” jest tak duża, że zakłóca jasność widzenia, co dla nas naprawdę ważne i priorytetowe. Wolę rozsądek papieża Franciszka, który tak skomentował zaprzysiężenie Trumpa: „Zobaczymy, co się wydarzy. Wielką nieroztropnością byłoby przestraszyć się teraz albo się cieszyć. To jak być prorokiem katastrofy albo dobrobytu, które mogą nie nastąpić”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki