Na emocjonalnych biegunach
Marcin Perfuński, bloger (Supertata.tv), najgorzej wspomina rezonans magnetyczny swojej córeczki. – Dostała w żyłę narkozę i w ciągu 10 sekund zwiotczała, osunęła się w moje ramiona i przestała się ruszać. Zamarłem, a potem rozpłakałem się przy wszystkich. Teoretycznie nic się nie stało, zwykła narkoza, ale emocjonalnie odebrałem to tak, jakby dziecko odeszło... Uczucia wyprzedziły rozum – relacjonuje. Po 30 minutach przywieźli mu córeczkę, żeby się wybudziła, a on modlił się jak szalony. – Gdy na mnie spojrzała, znowu się rozpłakałem, ale ze szczęścia. Przedziwne przeżycie, na emocjonalnych biegunach – przyznaje.
Lęk o zdrowie dziecka, także tego jeszcze nienarodzonego, jest trwale wpisany, tak samo w macierzyństwo, jak i ojcostwo. U trzeciego dziecka Błażeja lekarze podejrzewali zespół Downa albo inne zaburzenia, które skończą się śmiercią przed narodzinami. – Baliśmy się – wspomina. Ale zawierzyli Bogu. Inaczej nie potrafili. Błażej zajmował się wtedy zawodowo hospicjami perinatalnymi. Zastawiał się, czy jego dziecko tam trafi. Dziewczynka urodziła się całkiem zdrowa. Cud? Błędna diagnoza? A czy to ważne?
Janek mówi, że trudne doświadczenia porodu nie przełożą się na ich ewentualną decyzję o kolejnym dziecku. – Najwyżej staranniej się do tego przygotujemy, pod względem doboru miejsca i osób, nawet gdyby to wiązało się z dodatkowymi kosztami – zapewnia.
Deficyt czasu
Koszty. Coś, co w raporcie pojawia się jako jeden z najczęstszych powodów, dla których mężczyźni obawiają się powiększania rodziny. Co ciekawe, w opowieściach „moich” ojców argument finansowy w ogóle nie pada. Jeśli już mowa o jakimś deficycie, to raczej czasu.
Dla Maćka najtrudniejsze w ojcostwie jest pogodzenie pracy z rodziną. – Pracuję dużo, na szczęście z domu, więc mam elastyczny czas pracy. Ale to orka na ugorze, bo niestety warunki w Polsce są takie, że jednej osobie trudno utrzymać rodzinę z kilkorgiem dzieci. To dla mnie prawdziwe wyzwanie. Dlatego skracam czas na sen – przyznaje szczerze bloger, a zawodowo specjalista postprodukcji filmowej.
Współcześni ojcowie to pierwsze pokolenie, które zasadniczo żyje w partnerskim modelu relacji, przez co jest tak aktywnie zaangażowane w opiekę nad dziećmi – kąpią, przewijają, karmią, wychodzą na spacery. W związku z tym doświadczają też takich przyziemnych, codziennych trudności. – Najtrudniejsze są te sytuacje, w których się po prostu nie chce. Nie chce się wstać z łóżka w nocy, oderwać od pracy, gdy dziecko woła do zabawy, siedzieć godzinę przy łóżeczku podczas usypiania albo po raz dwudziesty czytać tę samą książeczkę – wylicza Janek. Ale szybko dodaje: – Ofiarowanie siebie dziecku jest najtrudniejsze w takich konkretach, bo tak ogólnie to wiadomo, chcę poświęcać dziecku siły, czas...
Dr Jekyll i Mr Hyde
Dla Błażeja z kolei najtrudniejsze są wybory. Te pomiędzy rozwojem osobistym a dziećmi. Bywam samolubem. Chętnie pojechałbym na konferencję albo poszedł na kolejne studia. Ale kiedy wybieram rodzinę, wszystko inne zaraz okazuje się niekonieczne – przekonuje Kmieciak.
A Marcin mówi, że największym wrogiem jego ojcostwa jest on sam. – Rodzicielstwo bezlitośnie obnażyło wszystkie moje słabości, które przez lata tak skutecznie pudrowałem: niecierpliwość, wybuchowość, krzykliwość. Są momenty, gdy z wzorowego stoika przeistaczam się nagle w wampira łaknącego krwi, by po chwili wrócić do poprzedniego stanu. Taki doktor Jekyll i pan Hyde, tylko kilka razy dziennie. Bez dzieci nie poznałbym tej prawdy o samym sobie – przyznaje szczerze Perfuński.
Oczywiście nie jest tak, że ojcostwo to tylko trudy i znoje, a dzieci wyłącznie coś zabierają. Jak się okazuje, dają i to bardzo wiele. – Może to zabrzmi patetycznie, ale bycie tatą nadaje sens mojemu życiu. Każde inne osiągnięcie przestaje mieć znaczenie. Powiedzmy szczerze: sukces w pracy, sporcie, kulturze przeminie. To tylko złudzenie, że otrzymując Oscara, zmieniamy świat. Za parę lat nikt już nie będzie pamiętał naszego nazwiska. Świat zmieniamy przez nasze dzieci – mówi Białobrzeski. – A ja nie potrafię myśleć o ojcostwie w takich kategoriach – buntuje się Buczyński. Dla niego, jeśli ojcostwo coś „daje”, to tylko pozornie – to np. satysfakcja, szczęście. – Moje ojcostwo nie jest dla mnie, ale dla moich dzieci. To im ma coś dawać – tłumaczy.
Miło koło tatusia
Na koniec pytam moich rozmówców o najpiękniejsze wspomnienia. To chyba najtrudniejsze pytanie, bo tych chwil jest całe mnóstwo i nie da się wskazać jednej. Błażej wymienia kangurowanie najmłodszej córeczki tuż po urodzeniu czy promocję doktorską, na której była obecna najstarsza. Moje ojcostwo nie jest dla mnie, ale dla moich dzieci. To im ma coś dawać Piękne są te z pozoru zwyczajne chwile. Rozmowa przed snem albo to, jak żona z córką wymyśla piosenkę o mnie. Choć daleko mi do doskonałości, wiem, że jestem dla nich kimś szczególnym i ważnym – mówi Kmieciak.
Dla Janka to był moment, kiedy córka świadomie zaczęła mówić „tatu”, i te chwile, kiedy on (i nikt inny!) mógł sprawić, że przestawała płakać. – Każdy tata lubi czuć się niezastąpiony – przyznaje. Dla Marcina to motywacja. Kiedy poczwórny tata próbuje sobie przypomnieć swoje życie sprzed ośmiu lat, czyli sprzed narodzin pierwszej córki, pierwszym słowem, jakie przychodzi mu na myśl, jest pustka. – Taki raczkujący hedonizm, byleby zaspokoić swoje proste potrzeby i zasnąć w spokoju. Dzieci okazały się silnikami rakietowymi, który wyniosły moje życie w kosmos. Teraz unoszę się nad ziemią, patrzę wyżej, szukam dalej. Córki nie dają mi osiąść na mięciutkiej kanapie lenistwa, tylko wciąż chcą więcej, mocniej, intensywniej. To najlepszy motywator, jaki znam – przekonuje.
A Maciek dodaje, że dzieciaki mają niesamowitą umiejętność przebijania swoich osiągnięć w tworzeniu najpiękniejszych wspomnień. – W poniedziałek Wiwi powiedziała mi, że „tatuś jest kochany”, we wtorek dołożyła do tego przytulenie, w środę stwierdziła też, że jest „miło koło tatusia”, a w czwartek całość sfinalizowała narysowaniem serduszka. Ilekroć wydaje mi się, że piękniej być nie może, dzieciaki postarają się, abym był w błędzie – kończy.