Szczecin – przystanek Gumieńce. Miasto wypiękniało udekorowane śniegiem. Wokół domy jednorodzinne, a każdy z „innej parafii”. Jeden wyróżnia się szczególnie – na froncie wisi duży baner z obrazem Jezu, ufam Tobie. To dowód na to, że dobrze trafiłam. To znak rozpoznawczy fraterni wspólnoty Przymierze Miłosierdzia.
Drzwi otwiera mi Gabriel – jest kilka lat we wspólnocie i kończy właśnie swoją trzyletnią formację. W Polsce jest od kilku miesięcy. Pomimo że pochodzi z Brazylii i trochę narzeka na zimno – chodzi po domu w krótkim rękawku. Ciągle się uśmiecha. Dziś ma dyżur w kuchni i gotuje obiad. W kaplicy modli się Geane – drobna Brazylijka, która mieszka tu już cztery lata. Była odpowiedzialna za całą polską misje, a za parę dni wyjeżdża do Portugalii. Jest trochę zestresowana, że będzie odpowiadała na pytania po polsku – bez tłumacza. Idzie jej jednak świetnie.
„Inna” droga
Geane była w Kościele od zawsze. Jako dziecko ciekawiło ją, co to jest za „opłatek”, po zjedzeniu którego wszyscy się uśmiechają. Z czasem odkryła, że Pan Bóg chce dla niej „innego” życia. W wieku 14 lat zaczęła uczęszczać do wspólnoty młodzieżowej i rozeznawała powołanie do Karmelu. To była jej tajemnica. Podczas Mszy św. jeden z kapłanów miał słowo poznania – trzy obecne tutaj dziewczyny czują powołanie zakonne. Zaprosił je na środek, aby się nad nimi pomodlić. Geane walczyła ze swoją nieśmiałością – bała się wyjść. W końcu ksiądz wymienił ją po imieniu: – Serce biło mi tak mocno, że myślałam, że zaraz będę „kaput”! Bardzo mocno płakałam, ale naprawdę czułam ogromną radość. Łzy płynęły chyba z dwie godziny.
Do Karmelu jednak nie wstąpiła, bo poznała wspólnotę Przymierze Miłosierdzia. Pewnego dnia jeden z misjonarzy głosił dla jej grupy rekolekcje. Była pod wrażeniem. Rafael opowiadał o Jezusie jakoś inaczej – jakby Go dobrze znał. To ją urzekło: – Nie pamiętam już co mówił. Wszyscy byliśmy w szoku. Nie wiedzieliśmy, co to jest! On mówił bardzo prosto i z wielką miłością. Widać było, że jest „inny”.
Po krótkim rozeznaniu wiedziała już, że „miłosierdzie” to coś dla niej. Wstępując do wspólnoty, czuła, że chce być „cała dla Jezusa”. Śluby złożyła po raz pierwszy po pięciu latach. Było to podczas Mszy św. w São Paulo. Razem z nią śluby składało 30 innych misjonarek Przymierza. Każda z nich miała na sobie białą tunikę, każda otrzymała obrączkę i krzyż. Został on zaprojektowany i wykonany przez bezdomnych, którzy mieszkali w jednym z ich domów. – Tunika symbolizuje ramiona Boga – Jego przytulenie, ale także oddzielenie od świata – dodaje Geane.
Po ślubach misjonarka pracuje z dziećmi ulicy i mieszka w brazylijskich slumsach. Głosi rekolekcje i spotyka się z bezdomnymi. Gdy pojawia się możliwość wyjazdu do Polski, stwierdza, że to na pewno nie dla niej. Boi się mrozu, ciągłego jedzenia ziemniaków i trudnego języka. – Jako misjonarze chcemy iść na cały świat, ale była to dla mnie niespodzianka. Myślałam, że pojadę gdzieś, gdzie mówi się po portugalsku lub będę całe życie w Brazylii. Rada wspólnoty jednak zdecydowała, że mam jechać. Miałam duży lęk przed przyjazdem do Polski, ale jeden z kapłanów powiedział mi, że mam modlić się o miłość w moim sercu. To wystarczy – nie muszę wszystkiego rozumieć. Ważne, aby inni widzieli we mnie Jezusa. Na początku było bardzo trudno. Nie rozumiałam nic i nic nie mówiłam. Doskwierało mi zimno i ciemności. Polubiłam jednak śnieg. Dużą zmianą była też cisza – w Brazylii wszyscy są bardzo głośni, a tu tacy spokojni.
Filozofia po polsku
Po kilku godzinach zjawia się Rafael – był na zajęciach. Studiuje teologię na drugim roku w szczecińskim seminarium: – Czasami kiedy mówię rodzinie czy przyjaciołom, że studiuję w języku polskim, to nie wierzą. Ja też nie wierzę! Ostatnio rozmawiałem z księdzem, który był moim kierownikiem duchowym, który powiedział mi: „Rafael, ja nie wierze, że ty uczysz się filozofii w tym języku!”.
Rozmawiamy w małej bibliotece pełnej książek w języku polskim. Rafael jest we wspólnocie siedem lat. Uczył się grać na gitarze i dziewczyna z kursu zaproponowała mu udział w rekolekcjach ewangelizacyjnych „Talitha kum”. – To było dokładnie 21 kwietnia 2007 r. w São Paulo. To wtedy spotkałem Jezusa i nawróciłem się. Wcześniej opuszczenie Mszy św. nie było dla mnie żadnym problemem. Cieszyłem się nawet, że mam więcej czasu. A gdy już poszedłem, to tylko dlatego, „bo tak wypada”, bo takie jest przykazanie. Teraz wiem, że bez poznania Jezusa to wszystko jest puste. Kiedy Go poznajemy, to te nakazy religijne jakby nie istnieją – bo ja pragnę tego, żeby się z Nim spotykać. Nie traktuję już tego jako obowiązku.
Po rekolekcjach Rafael dwa lata ewangelizuje bezdomnych na ulicach São Paulo. Postanawia jednak zostać misjonarzem i wstępuje do wspólnoty: – Należeć w całości do Jezusa – to było moim pierwszym pragnieniem. Zrozumiałem, że On mi wystarczy. Potem dopiero zacząłem myśleć, co chcę robić w życiu. Wiedziałam, że On mi wystarczy niezależnie od tego, czy będę żył w małżeństwie, czy będę konsekrowany, czy będę kapłanem.
Po krótkim czasie pojawiło się pragnienie konsekracji i kapłaństwa: – Przez cztery lata czekałem na moment konsekracji. Wydawało mi się, że ten moment, gdy będę leżał na ziemi przed Jezusem, to będzie jakieś mistyczne przeżycie. Ale to tak naprawdę kwestia decyzji – chcę oddać całe moje życie Jezusowi. I świadomość, że Bóg szczególnie mnie namaszcza i konsekruje wobec Kościoła. Byłem już wtedy w Polsce – z dala od rodziny i bliskich. Nie umiałem jeszcze mówić po polsku. Nie miałem nic. Miałem naprawdę tylko Jezusa.
Z każdym kolejnym dniem upewniał się też w pragnieniu kapłaństwa. Odkrył je, gdy dowiedział się, że kapłan sprawując sakramenty, działa w osobie Chrystusa (in persona Christi). – To jest odpowiedź na to moje pragnienie, by być cały dla Niego.
Świeccy czy nie świeccy?
Choć konsekrowanie świeckich jest możliwe już od 1947 r. dzięki decyzji Piusa XII – w Polsce jest to nadal rzadkość. Osoby te żyją w świecie, a jednocześnie składają śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Mogą żyć samotnie lub we wspólnotach. Szacuje się, że w naszym kraju żyje nieco ponad tysiąc takich osób. Około 240 z nich to wdowy konsekrowane. W porównaniu z 35 tys. sióstr i zakonników to jedynie ułamek. Czy brak habitu może być atutem? – Jest to bardzo dobre w ewangelizacji. Wiele razy kiedy siedzę w pociągu i nie widać mojego krzyża, to zaczynam taką zwykłą rozmowę. Często opowiadam o Brazylii i jej kulturze. I osoby się otwierają. Potem pytają, co tu robię. I mówię o tym, że jestem osobą konsekrowaną – są zdziwieni najbardziej tym, że potrafię rozmawiać też na inne tematy, a nie tylko o Bogu. A potem mogę głosić im Jezusa. Mam jednak pragnienie kapłaństwa i gdy będę wyświęcony chciałbym chodzić w koloratce, aby osoby widziały, że jestem księdzem i mogły poprosić mnie o pomoc i np. udzielenie sakramentu pokuty – opowiada Rafael.
Geane dodaje: – Ludzie się dziwią. Pytają, czy nie chcę ślubu i małżeństwa. I czy nie chcę chodzić na randki. Wielu tego nie rozumie. A inni mówią, że to jest „super” i że to dobry wybór. Jeszcze inni sądzą, że jesteśmy szaleni (śmiech). Według mnie to jest piękne, że siostra nosi habit, to jest znak. Jednak każde powołanie jest piękne i każdy ma swoją pracę do zrobienia. Nie czuję się smutna z powodu, że nie mam habitu. Nasze życie codzienne może mówić bardzo dużo”.
Przymierze Miłosierdzia
Przymierze Miłosierdzia zostało założone w Brazylii w 2000 r. przez ojców Enrique Porcu i Antonello Caddedu oraz świecką misjonarkę Marię Paolę. Mieli pragnienie, aby przyjmować ubogich, głosić im Ewangelię i mieszkać z nimi – nie mogli tego jednak robić w „zwykłej” parafii. Wspólnota narodziła się w favelach (slumsach) São Paulo, gdzie skala ubóstwa jest ogromna. Zaczęli zakładać domy dla bezdomnych, uzależnionych i prostytutek.
Tak powstała wspólnota, która łączy wszystkie powołania w Kościele – razem mieszkają i posługują w niej księża, siostry zakonne, świeccy konsekrowani i małżonkowie. Tworzą jedną rodzinę – razem ewangelizują, modlą się i pracują. W Polsce jest obecnie dziewięciu misjonarzy – jednak Polka i ośmiu Brazylijczyków, w tym cztery osoby świeckie konsekrowane.
Misjonarze na co dzień ewangelizują ubogich, głoszą rekolekcje, wychodzą na ulicę z ciepłą zupą, prowadzą formację dla osób ze wspólnot w całej Polsce. Każdy weekend są w drodze. Codziennie uczą się też języka polskiego – jest tak trudny, że nie ma innego wyjścia. Każdy ma swoje obowiązki w domu – jedna osoba odpowiada za ewangelizację, inna za sprzątanie i gotowanie obiadu. Rafael i Luis dodatkowo studiują. Jaka służba jest dla Geane największą radością? – Jestem nieśmiała, ale bardzo lubię mówić o Jezusie. To pierwsza rzecz, którą ja widziałam, jak poznałam wspólnotę – jak misjonarz mówi o Bogu. To było dla mnie wielkie przeżycie.
Misjonarka oprowadza mnie po fraterni i pokazuje wszystkie zakamarki. W domu znajduje się salon, pokoje chłopaków (dziewczyny mieszkają w osobnym mieszkaniu), biblioteka, biuro, kuchnia, a na tyłach w małym domku jest najważniejsze miejsce – kaplica z Najświętszym Sakramentem. To tam misjonarze spędzają co najmniej godzinę dziennie na adoracji. Codziennie też uczestniczą we Mszy św. – albo w parafii, albo w sanktuarium Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Ubóstwo i posłuszeństwo
Czas na obiad. Przychodzą kolejni misjonarze – Patricia i Camila wraz z niepełnosprawnym Krzysiem. Jest on stałym bywalcem w domu misjonarzy od pięciu lat. Jedzą razem obiady i pomagają mu w kąpieli. Krzysiek ma 46 lat i od dziecka cierpi na porażenie mięśni. Porusza się na wózku. Wcześniej był alkoholikiem i nie widział sensu swojego życia. Wspólnotę spotkał na ulicy, gdy żebrał. Wtedy uwierzył w Boga i zrozumiał, że żyje na Jego chwałę. Krzysiek co roku przyjmuje we wspólnocie specjalne przyrzeczenia – jako tzw. ofiara miłosierdzia. Oznacza to, że swoje cierpienie ofiarowuje Bogu w intencji wszystkich członków Przymierza Miłosierdzia i za rozwój wspólnoty.
Siadamy do wspólnego posiłku. Camila najpierw pomaga Krzysiowi zjeść, sama je potem. Wszystko, co jest na stole, to Boża opatrzność – misjonarze jedzą to, co podarują im inni. Dziś sos pomidorowy z mięsem mielonym i ryż. Podobnie jest z ubraniami – nie chodzą na żaden „shopping”, chyba że ktoś da im pieniądze na konkretny cel, np. na utrzymanie misji lub na żywność. Żyją ślubem ubóstwa i opierają się całkowicie na Bogu. Czy jest to trudne, gdy żyje się w świecie? Geane tłumaczy: – Jako osoba konsekrowana we wspólnocie nie mogę używać biżuterii, ani robić sobie makijażu. Nie mam swoich pieniędzy. Dla mnie to nie jest takie trudne. Kiedyś robiłam sobie delikatny makijaż, ale wiem, że to nie dla mnie.
Rafael dodaje: – Ubóstwo, posłuszeństwo i czystość są trudne, ale to powołanie każdego chrześcijanina. Wszyscy mamy być posłuszni wobec Boga i wszyscy mamy być czyści. W pewnym sensie też ubodzy. My żyjemy tym najbardziej radykalnie, ale pokusa jest taka sama dla wszystkich.
Po obiedzie jest czas na porządki. Geane, Camila i Ola ścierają blaty, myją i wycierają naczynia. Na korytarz wystawiają wszystkie krzesła i w ruch idzie mop. Zwykła codzienność. Patricia żegna się, bo chce jeszcze posprzątać mieszkanie dziewczyn. Wieczorem wychodzą na spotkanie z bezdomnymi i muszą zrobić dla nich kanapki.
Dla Geane największym wyzwaniem jest posłuszeństwo: – To jest trudne. Zawsze. Ale to jest nasze zbawienie! Posłuszeństwo uczy nas, aby czynić wolę Bożą, a nie naszą. Wiadomo – każdy chce robić to, czego sam chce. Posłuszeństwo jest trudne, ale dobre. Kilka tygodni temu dowiedziałam się, że przenoszą mnie do Portugalii. I moja pierwsza myśl była – tutaj w Polsce znam już tylu wspaniałych ludzi i nawet zaczęłam ich rozumieć (śmiech). Pan Bóg jednak pracuje nad moim sercem. Łatwo jest powiedzieć – Jezu oddaję Ci całe moje życie. Trudniej, gdy jest konkretna sytuacja, w której mam zrobić tak jak On chce.
Codzienność misjonarzy wypełniają „małe cuda”. W ich domu nigdy niczego nie brakuje. A jak brakuje to… nie na długo. Pewnego dnia otrzymali znaczną ilość żywności i postanowili oddać ją w całości dla ośrodka dla ubogich prowadzonego przez misjonarki miłości. Zostawili sobie tylko to, co mieli zjeść na obiad. Poza tym nic. Po kilku godzinach przyjechała do nich w gościnę dziewczyna, która przywiozła ze sobą żywność na kolację. I tak codziennie. Geane dodaje: – Bóg daje nam wszystko. Widząc jej radość i zaufanie Jezusowi, wierzę jej na słowo.