Logo Przewdonik Katolicki

Przeczytaj moje ramię

Monika Białkowska
fot. Facebook Free Life Photography Inc._zm

Pracownik salonu tatuażu w kanadyjskim Calgary zdziwił się, gdy do jego drzwi zapukała 81-letnia staruszka. Żwawa starsza pani ze starannie ułożonymi siwymi włosami nie wyglądała na miłośniczkę „dziar”.

Poprosiła o tatuaż na piersi. Szczupła, z typowym dla starszych ludzi brakiem mięśni, usłyszała, że to raczej zły pomysł – skóra leży na samych kościach, to będzie bardzo bolało. Ale jej zależało na takim miejscu, które niekoniecznie będzie widoczne dla całego świata: ważne, żeby było widoczne dla lekarzy. Ostatecznie zdecydowała się na lewe ramię. Poprosiła tatuażystę o wyrysowanie krótkiego napisu: „Don’t euthanize me”. Po polsku to znaczy: nie poddawajcie mnie eutanazji.
– Wcale nie bolało! – mówiła kanadyjskim mediom Christine Nagel. – Jestem katoliczką i chciałam, żeby moja deklaracja była ostateczna.
 
Papier łatwo zgubić
Na pomysł tatuażu Christine wpadła pod wpływem kazania pewnego holenderskiego biskupa. Radził on parafianom, żeby spisali na kartce swoją wolę pozostawienia ich przy życiu do naturalnej śmierci i by włożyli ją do portfela, żeby zawsze mieć przy sobie. – Pomyślałam, że łatwo jest zgubić kawałek papieru z portfela – wspomina. Wymyśliła dla siebie skuteczniejszy sposób. Najskuteczniejszy, choć trochę wbrew sobie, bo przez całe życie ostrzegała swoje dzieci, by salony tatuażu omijały szerokim łukiem. Drastyczny, ale podjęty świadomie. – Mam zamiar żyć, dopóki Bóg nie będzie na mnie gotowy! – mówi.
Do podjęcia tak zdecydowanego kroku zmotywowała Christine Nagel decyzja kanadyjskiego parlamentu, który w lipcu ubiegłego roku podjął decyzję o legalizacji eutanazji i wspomaganego samobójstwa. Te dwa pojęcia nie są równoznaczne. Eutanazja polega na tym, że lekarz podaje cierpiącemu pacjentowi śmiertelną dawkę leku, ewentualnie w inny sposób powoduje jego śmierć. Wspomaganego samobójstwa pacjent dokonuje sam, lekarz dostarcza mu tylko odpowiednie środki. Ustawa wprowadzająca to prawo (tzw. Bill C-14) ściśle reguluje procedury. Pacjent przynajmniej 10 dni przed śmiercią musi w obecności dwóch niezależnych świadków podpisać zgodę na zakończenie swojego życia. Musi również przedstawić dwie niezależne, pisemne opinie lekarskie stwierdzające, że jego stan zdrowia jest „ciężki i nieodwracalny”, a „naturalna śmierć jest przewidywalna”.
 
Dobre rozwiązanie?
Christine Nagel wie, że jej tatuaż formalnie nie ma znaczenia. Możliwość eutanazji jest na razie ograniczona ścisłymi procedurami, więc bez jej pisemnej zgody i tak nikt nie zada jej śmierci. Uważa jednak, że zmieniając prawo Kanada weszła na drogę, która jest równią pochyłą. Przypomina, że w Holandii opisano już 560 przypadków uśmiercenia ludzi bez ich wyraźnej zgody. – Zawsze zaczyna się od ścisłych wytycznych – mówi. – Ale szybko znajduje się ktoś, kto pomyśli, że skoro pacjent cierpi, nie można go ani wyleczyć, ani ulżyć w bólu, to na pewno chce umrzeć.
Christine Nagel jest katoliczką, a swoją wiarę traktuje bardzo serio. Jeśli ją o to pytają, odważnie odpowiada, że nie podoba jej się, że kanadyjskie prawo pozwala na zabawę w Boga, na decydowanie o życiu i śmierci.
Kanada rzeczywiście ma problem. Tamtejsze społeczeństwo starzeje się w zastraszającym tempie, a starzy i chorzy ludzie mocno obciążają system opieki zdrowotnej. W ciągu kilku najbliższych lat koszty utrzymania seniorów, będących przeważającą częścią populacji, mogą stać się nie do udźwignięcia. Chrześcijanie tacy jak Christine nie mogą jednak zgodzić na to, by problem starzenia się społeczeństwa rozwiązywać przez zabijanie najstarszych i najbardziej kosztownych w leczeniu. – Tak zwane „humanitarne, bezbolesne i bez konieczności cierpienia” usuwanie ludzi nie może być sposobem na zbawienie dla naszych systemów opieki zdrowotnej – mówi Nagel, pokazując, jak łatwo można zacząć traktować eutanazję jako rozwiązanie łatwiejsze niż opieka nad chorymi.
 
Prymas się pomodli
– W Kanadzie praktycznie nie ma dziś rodzin wielopokoleniowych, mieszkających pod jednym dachem – mówi Justyna Lemieux-Lefebvre z Quebecu. – Starsi ludzie nie mieszkają nawet w swoich własnych mieszkaniach. Sprzedają je, żeby przenieść się do czegoś w rodzaju naszych polskich „domów spokojnej starości”. Wtedy też często zaczynają się schody finansowe. Kiedy w lipcu ubiegłego roku zalegalizowana została „pomoc medyczna przy końcu życia”, a dostęp do niej można rozmaicie interpretować, wielu zauważyło, że to może być świetny sposób na problemy finansowe: bo wymagającego nakładów finansowych dziadka czy babcię można po prostu poddać eutanazji. Myślę, że znaczenie straciło tu pojęcie ludzkiej godności: psom nadaje się imiona i nazwiska, i uważa za członków rodziny – a starszych ludzi w rodzinie traktuje jak schorowane psy… Dziś Kanadyjczycy o eutanazji mówią otwarcie, nie zdając sobie sprawy, jakie to ma znaczenie moralne. Na jednym ze spotkań do prymasa Kanady podeszła pani, prosząc go o modlitwę, bo za tydzień o tej porze już jej nie będzie wśród żywych.
 
On zdecyduje
– Zabijanie jest dla nas, chrześcijan, nie do przyjęcia – mówi Christine Nagel. – Patrzymy na Chrystusa na krzyżu, obnażonego z szat, wijącego się w agonii i całego we krwi. To jest prawdziwy obraz Syna Bożego. Ale to, co dzieje się na końcu Jego życia, musi rozegrać się między Nim a Ojcem. Nie chcę, żeby ktokolwiek zakłócał Boży plan wobec mojego życia. Wierzę, że gdy nadejdzie mój czas, nikt nie powinien się w to wtrącać. Poza tym jakbyś się czuł, gdybyś stanął u bram św. Piotra, a on powiedziałby: Chwileczkę, przecież nie spodziewaliśmy się ciebie jeszcze przez 18 miesięcy!”?
Juliana, córka Christine, szanuje jej decyzję. – Wyraziła ją jasno, będąc zupełnie świadomą. Nikt nie sprzeciwi się jej woli, zapisanej w tatuażu – mówi.
Christine Nagel wie, o czym mówi. Doskonale rozumie, czym jest cierpienie, któremu nie można ulżyć. Jej matka chorowała na stwardnienie zanikowe boczne, objawiające się zanikiem mięśni i systematycznym pogarszaniem sprawności ruchowej, aż po paraliż mięśni i ostatecznie zatrzymanie pracy mięśni oddechowych. Jako dziecko pod nieobecność ojca sypiała z mamą w łóżku, by móc w nocy reagować na skurcze i ulżyć jej w bólu. – Chciała zostać z nami tak długo, jak tylko mogła – wspomina.
Christine jest byłą nauczycielką, matką siedmiorga dzieci i babcią piętnaściorga wnucząt. Choć w styczniu skończyła 82 lata, nadal pracuje jako wolontariuszka na oddziale paliatywnym i zanosi Komunię św. do hospicjum. Rozumie, że ludziom niewierzącym trudniej jest przeżywać cierpienie, ale też widzi, jak często właśnie niewierzący pytają ją o wiarę, gdy do nich przychodzi. – Bóg przysłał mnie na ten świat i On weźmie mnie z powrotem, gdy nadejdzie czas. To On podejmie decyzję, kiedy będzie najlepszy czas na moje odejście – powtarza.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki