Najnowsze Annuarium Statisticum Ecclesiae in Polonia, czyli Rocznik Statystyczny Kościoła w Polsce przygotowany przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, przynosi bardzo interesujące dane. W tym roku oprócz danych dotyczących podstawowych wskaźników, jak communicantes (przystępujący do Komunii św.) i dominicantes (uczestniczący we Mszy św. niedzielnej), są też takie informacje, jak liczba wiernych przypadających na parafię czy też na jednego księdza, rodzaje nabożeństw maryjnych, liczba alumnów w seminariach, typy zaangażowania świeckich w parafiach.
Ze wszystkich danych najbardziej zaciekawiła mnie tabela podająca liczbę sióstr zakonnych pracujących w parafiach według rodzaju podejmowanej posługi. Otóż okazuje się, że najwięcej sióstr pracuje jako animatorki wspólnot i ruchów – blisko 3 tys. Ponad 2 tys. sióstr pracuje zawodowo jako katechetki. Zakrystianki to około 1,2 tys., potem są organistki, kucharki (około 0,5 tys.), kancelistki i opiekunki parafialne. Jeśli przypomnieć sobie rzeczywistość zakonną sprzed kilkudziesięciu lat, to trzeba zauważyć istotną zmianę, jeżeli chodzi o zakres zaangażowania sióstr. Można powiedzieć, że siostry zakonne – oczywiście nie wszystkie i nie zupełnie – opuściły plebanie i przeniosły się w przestrzeń pracy duszpasterskiej i katechetycznej.
Za czasów mojej młodości w rodzinnej parafii były dwa zgromadzenia: siostry serafitki i siostry elżbietanki. Te pierwsze pracowały zawodowo w Domu Pomocy Społecznej, drugie były zaangażowane w życie parafialne. Była wśród nich kancelistka, zakrystianka, kucharka na plebanii, organistka i dwie katechetki, które oczywiście nie pracowały w szkole, bo katecheza była przy parafii. Dzisiaj coraz rzadziej spotykamy już siostry zakonne w charakterze kucharek plebanijnych czy kancelistek. Te zgromadzenia, które znam, bardzo starają się powrócić do swoich pierwotnych charyzmatów, które oczywiście muszą być na nowo przemyślane i zaktualizowane. Dzisiaj jest sytuacja zgoła inna niż na początku XIX w. na przykład, i choć wciąż są – jak to się wówczas mówiło – „kobiety upadłe”, to trudno im w ramach „nawrócenia” proponować zaangażowanie w szwalni czy przy hafcie ornatów.
Trudno powiedzieć, jaka będzie przyszłość zakonów żeńskich. Charyzmaty też mają swoją żywotność. Niektóre rodzą się w odpowiedzi na potrzeby duchowe czy społeczne, inne się wyczerpują. Trzeba być na to wyczulonym, bo inaczej może się to skończyć frustracją z powodu braku powołań. Myślę, że wartością, którą mogą nam zaproponować siostry zakonne, jest przede wszystkim duchowość. Obserwowałem to przez kilka lat we Francji, gdzie trochę towarzyszyłem przy powstawaniu domu Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Na początku można było wyczuć dystans wobec tradycyjnego habitu, ale z czasem lokalna wspólnota odkryła wartość obecności sióstr, które w gwarantowały istnienie źródła życia duchowego.
Dzisiaj nie trzeba być zakonnicą, żeby zostać – jak to było kiedyś, kiedyś – pielęgniarką. Z drugiej jednak strony świadectwo osób zakonnych w środowiskach pracy jest bardzo ważne. W cytowanym roczniku nie znalazłem danych na temat zaangażowania sióstr zakonnych poza parafią, a przecież wiemy, że są siostry pracujące w szpitalach, hospicjach, szkołach, ośrodkach rehabilitacyjnych, ale nie tylko – także na uczelniach wyższych czy mediach (no i na scenie…). Czy są to duże liczby? Pewnie nie, ale przecież to zaangażowanie też jest widoczne.
2 lutego – jak co roku – będziemy obchodzili Dzień Życia Konsekrowanego. To taki dzień, kiedy warto sobie odpowiedzieć na pytanie, po co jest siostra zakonna. Bez względu na to, czy będzie zaangażowana w parafii, czy poza nią, w kuchni czy na uniwersyteckiej katedrze, istota powołania pozostaje ta sama – konsekracja. A konsekracja to nie tylko poświęcenie, ale także oddzielenie. Trzeba mieć odwagę, by oddzielić się od świata.