Logo Przewdonik Katolicki

Lekcje z sieci

Kamila Tobolska

Uczniowie za nimi nie przepadają, a wielu ściąga je z internetu. Coraz częściej w dyskusji na temat szkoły pojawia się pytanie, czy zadania domowe to nie przeżytek.

Jeśli chodzi natomiast o szkołę, to 37 proc. uczniów codziennie używa internetu do odrabiania lekcji, a kolejne 43 proc. robi to przynajmniej kilka razy w tygodniu. Jednocześnie prawie 23 proc. korzysta w tym celu z wyszukiwarki i nie zwraca uwagi na źródła wiedzy. Posiadanie urządzeń mobilnych z dostępem do sieci daje też uczniom dodatkową możliwość ściągania podczas sprawdzianów. I niestety, aż ponad 40 proc. badanych deklaruje, że czasami wykorzystuje taką możliwość.
Internet (nie tylko dla nastolatków, bo zaczynają z niego samodzielnie korzystać już dzieci przed ukończeniem 10. roku życia) to głównie strefa rozrywki. Młodzi ludzie cenią sobie dostęp do filmów i muzyki oraz zdecydowanie częściej niż w telewizji to właśnie w internecie poszukują bieżących informacji. To także podstawowy środek komunikacji ze znajomymi. 78 proc. badanych codziennie korzysta z serwisów społecznościowych.
 
Belferskie sposoby
– Jesteśmy świadomi, że uczniowie ściągają z internetu – przyznają nauczyciele. Wielu doskonale wie, zwłaszcza spośród uczących w szkołach ponadpodstawowych, jakie treści z ich przedmiotów są dostępne w sieci. – Mam wrażenie, że uczniowie świetnie się bawią, kiedy uważają, że nas oszukują. Zabawa traci urok, kiedy mówimy im, że o tym wiemy – zauważa Iwona Tomaszewska, nauczycielka matematyki w gimnazjum w niewielkim Obrzycku na północy Wielkopolski. – Dlatego trzeba podkreślać, że mamy tego świadomość. Co więcej, mówić też o tym, jakie to będzie miało dla nich w przyszłości negatywne konsekwencje. Z przedmiotami ścisłymi jest jak z nauką gry na instrumencie, pewne rzeczy trzeba po prostu wyćwiczyć – dodaje.
Iwona bez problemu, za pomocą kartkówek, sprawdzianów czy odpytywania przy tablicy, potrafi stwierdzić, kto sam rozwiązuje zadania, a kto je ściąga od kolegów czy ze stron internetowych. Dlatego żeby zachęcić uczniów do samodzielnej pracy w domu, stosuje kilka zabiegów. Z dnia na dzień zadaje bardzo niewiele zadań, czasami nawet tylko jedno czy dwa, ważna jest tutaj regularność. Jednocześnie zadaje też obszerniejsze, tygodniowe prace, za które uczniowie dostają oceny. Nie obciąża też ich zadaniami, kiedy są jakiekolwiek dni wolne od nauki. I stosuje metodę znaną z dobrej dydaktyki mówiącą, że zadania domowe muszą być łatwiejsze niż materiał z lekcji. Wówczas również słabsi uczniowie mają szansę je rozwiązać i nie czują się zniechęceni. – Uznaję też w zadaniach domowych prawo do tego, że dziecko nie umie go zrobić. Kiedy ktoś przychodzi do mnie ze swoimi próbami rozwiązania, mimo że się one nie powiodły, traktuję to jak odrobione zadanie. Taka opcja jest właściwsza niż ściągnie z internetu – wyjaśnia.
W szczególny sposób problem z odrabianiem zadań domowych widoczny jest w technikach i w szkołach zawodowych. W obu typach tych szkół w Gnieźnie matematyki uczy Beata Denisiuk. – Dominuje u nas zasada: byle się prześlizgnąć, zwłaszcza w technikum, gdzie oprócz wiedzy ogólnej podobnej jak w liceum jest jeszcze do opanowania sporo materiału zawodowego. Wielu moich uczniów to osoby dojeżdżające spoza miasta. Wracają późno do domu, a niektórzy muszą jeszcze pomóc rodzicom w gospodarstwie i po prostu nie mają czasu na odrabianie lekcji – opowiada. Beata zmieniła więc taktykę. – „Piłuję” uczniów na lekcjach, staram się z nimi ćwiczyć jak najwięcej. Zadań domowych zadaję niewiele, nie sprawdzam ich na lekcji, jedynie od czasu do czasu robię z nich kartkówkę. Cały czas uczę też młodzież, że oszustwo się nie opłaca. Zdarza się bowiem, że do technikum przychodzą osoby, które nie umieją tabliczki mnożenia czy ułamków, bo zawsze spisywały zadania od innych czy z internetu.
 
Im wcześniej, tym lepiej
To właśnie przed dorosłymi stoi zadanie nauczenia dzieci umiejętnego korzystania z internetu. Można w nim przecież znaleźć nie tylko gotowce, ale na przykład strony, na których tłumaczone są metody liczenia zadań. Psycholog dr Izabela Grzankowska z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy podkreśla jeszcze raz znaczącą rolę nauczyciela. – Trudno, żeby pół klasy miało takie same ściągnięte z sieci zadania domowe, jeśli nauczyciel rzetelnie je sprawdza. To zresztą nauczyciel powinien pomagać uczniom w porządkowaniu wiedzy tak łatwo dostępnej w internecie – stwierdza.
A co sądzi o propagowanym przez niektóre środowiska edukacyjne twierdzeniu, że dzieciom w szkołach podstawowych nie powinno zadawać się zadań domowych? – Jeśli na początku edukacji nie zadaje się zadań, to potem trudno wprowadzić ten zwyczaj. Istotne jest jednak, aby w każdym wieku zadania były na miarę możliwości ucznia. Zadania domowe wyrabiają samodyscyplinę, uczą odpowiedzialności i obowiązkowości. Kształtują charakter, bo dziecko musi w wolnym czasie na chwilę zrezygnować z przyjemności i poświęcić się powinności. Im wcześniej więc się je wdroży, tym lepiej. Dzieci, zwłaszcza zdolne, które na początku prawie wcale nie musiały się uczyć, często przeżywają w starszych klasach czy w gimnazjum kryzys, bo okazuje się, że nie da się funkcjonować w szkole bez pracy w domu – tłumaczy psycholog. Izabela Grzankowska zauważa też wśród niektórych nauczycieli szkół średnich trend do studenckiego podejścia do uczniów. – Nie zadają im już zadań domowych, wychodząc z założenia, że jak uczeń chce, to sam sobie doczyta na dany temat, a inni i tak ściągną je z internetu. Jednak w tym wieku tylko nieliczni uczniowie mają silną motywację do samodzielnego uzupełniania wiedzy. Kiedy nie ma zadań domowych, uczniowie mają poczucie, że się od nich nie wymaga.
 
Wciągnięci przez sieć
Jednym z argumentów, który ma przemawiać za zaniechaniem zadawania uczniom zadań do domu, jest zapewnienie im większej ilości wolnego czasu. Trzeba sobie tutaj jednak postawić pytanie, jak spędzają go najczęściej nastolatki. – Nie oszukujmy się, ale większość z nich „siedzi” po prostu w internecie. Wielu moich uczniów przychodzi zmęczonych do szkoły. Kiedy pytam, o której szli spać, skoro zasypiają na lekcji, zdarza mi się usłyszeć, że o czwartej nad ranem. I wiem, co odpowiedzą, kiedy zapytam, co robili. Siedzieli przed komputerem – opowiada Iwona Tomaszewska. Przyznaje też, że w gimnazjum, w którym uczy, młodzież może na przerwach korzystać z telefonów. – Często używają ich wtedy do słuchania muzyki i tacy „rozkręceni” wchodzą do klasy, gdzie muszą wysiedzieć godzinę lekcyjną. Wyciszenie się zajmuje im sporo czasu.
Badania instytutu NASK pokazują też, jak ważne jest mówienie o niebezpieczeństwach czyhających na młodzież w internecie. Nastolatki zapytano bowiem również o przemoc w sieci. 39 proc. badanych przyznało, że o fakcie jej doświadczenia nikogo nie powiadomiło. Jednocześnie 23 proc. młodych ludzi zadeklarowało spotkanie w realnym świecie z poznaną w internecie dorosłą osobą. Co trzeci nastolatek z tego grona nikomu nie przyznał się do takiego spotkania. Co piąty badany nie widzi z kolei potrzeby ochrony swojej prywatności w internecie. A niemal jedna piąta przyznaje, że poznane w sieci osoby mają bezpośredni wpływ na ich stosunek do istotnych życiowych kwestii.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki