Logo Przewdonik Katolicki

Gdzie nogi poniosą

Szymon Bojdo

Pielgrzymka pomaga odkryć, czego oczekuje od nas Bóg. Można przejść tą samą trasą co miliony innych ludzi przed nami, ale osiągnąć zupełnie inny cel.

Droga ze świętymi
Ks. Sergio z miasta Gilbert w Arizonie w USA prowadzi w mieście położonym na pustyni katolickie duszpasterstwo. Trenuje także bieganie, bo ma niezwykły plan: chce wrócić do swojej ojczyzny (urodził się w Hiszpanii) i chce podjąć pielgrzymkę na chyba najpopularniejszym szlaku świata. Nie zamierza jednak przebyć tej drogi sam, choć taka forma to tradycyjny sposób odbywania camino. Do swojej wędrówki zaprosi kilkunastu mężczyzn ze swojej parafii. Część z nich jest zdziwiona, że ksiądz zaprasza ich do takiej przygody: niektórzy traktują ją jak wyzwanie, inni szukają wymówek, by nie wyruszać do Europy. Tym bardziej że duszpasterz wybiera wymagający szlak, prowadzący z Francji, przez góry, w trudnych warunkach i zapowiada, że mogą przytrafić się sytuacje nieprzewidywalne: spanie na dworze, chodzenie w deszczu, ogromne zmęczenie. Amerykanie zdaje się lubią takie wyzwania, bo w końcu ks. Sergio kompletuje grupę piechurów, którzy udadzą się za ocean. Grupa to charakterystyczna: w różnym wieku, z różnymi doświadczeniami życiowymi. Na 40 dni swoje domy i prace pozostawiają ojcowie i mężowie, w trasę udają się z nimi studenci, a także osoby zmagające się ze swoją życiową historią. Swoją pielgrzymkę odbędą jednak w dość niezwykłym towarzystwie: św. Jakuba, do którego się udają, św. Franciszka, który przemierzył podobny szlak, udadzą się na miejsce narodzin św. Ignacego Loyoli, żeby przypomnieć sobie, co oznacza męstwo i rezygnacja z dóbr materialnych, nawiedzą sanktuarium Matki Bożej oraz miejsce, gdzie przechowywany jest największy kawałek Krzyża Świętego, a także Oviedo, w którym przechowuje się chustę, w którą miała być owinięta głowa Jezusa w grobie. To właśnie takie miejsca, gdzie ziemska droga przecina się z niebieskimi szlakami i pokazuje, że każdy jest wezwany do czegoś więcej. Ujmujące są kadry, przedstawiające mężczyzn śmiejących się, uwieczniających wszystko telefonem komórkowym, a po chwili niezwykle skupionych, wręcz poruszonych usłyszanymi historiami.
 
Dokąd zmierzam?
Film Cotelo to jednak nie instruktaż o tym, którą trasę camino wybrać, w których miejscach najlepiej się zatrzymać, jak przygotować swoją podróż. To przede wszystkim zapis rozważań pielgrzymów, rejestracja ich przemiany, zmagań, tego, co zostało w nich po 930 kilometrach drogi. Rozważania te koncentrują się wokół kilku zasadniczych tematów. Pierwszym z nich jest cierpienie: nie tylko fizyczne, którego doświadczają na co dzień, gdy muszą pokonywać kolejne kilometry, mimo bolesnych pęcherzy na stopach. Jak przekonuje spotkany przez nich biskup San Sebastian, najprawdziwsze momenty życia to te, w których wystawiamy siebie na próbę, podejmujemy przeciwności i zwyciężamy je. Uczestnicy drogi zauważają, że ból można pokonać w jeden sposób: nie skupiać się na sobie, ale rozejrzeć się dookoła. Inaczej można też spojrzeć dzięki niemu na sprawy codziennego życia. Poruszające jest to, co o cierpieniu mówi do swoich towarzyszy ks. Sergio: ból przemija, ale pozostaje w nas jego przeżycie, dlatego jako ludzie możemy nadać mu sens. Kolejnym tematem jest cisza – towarzyszka pielgrzymów, choć trudna do utrzymania, gdy idzie się w grupie. Bez niej jednak nie da się usłyszeć tego, co Bóg będzie chciał powiedzieć w trakcie wędrówki. Wyrwanie ze swojego środowiska, pozostawienie tego, czym żyjemy każdego dnia, pomaga otworzyć się na nowe doświadczenia. Kolejne dni wspólnej drogi uczą wrażliwości na siebie nawzajem, na to, że nie można skupiać się tylko na sobie i zostawiać innych ze swoimi trudnościami. To wspólne przeżywanie czasu, wysiłku sprawi, że dotychczas niemal obcy sobie ludzie będą traktować się jak bracia. Wspólne posiłki, rozmowy, modlitwa, a nawet wygłupy, budują mosty między ludźmi, którzy w normalnych warunkach może nawet by ze sobą nie porozmawiali. „Od dziś chcemy służyć najsłabszemu, najbardziej choremu, odosobnionemu” – stwierdzają pielgrzymi i po kilku dniach wędrowania szukają wspólnego tempa, starają się być razem, a nie tworzyć różnych prędkości marszu. Mężczyźni odkrywają bogactwo Kościoła: w sprawowanej codziennie, choć często w niecodziennych miejscach Eucharystii, w modlitwie różańcowej, w świadectwie innych ludzi. Nie bez znaczenia dla pochodzących z pustynnej Arizony jest kontakt z przyrodą, która na całej trasie jest różnorodna, zmienna, momentami nawet oszałamiająca. W tych okolicznościach można ustawić sobie hierarchię wartości: „Jezus, inni, ja” – to kolejność priorytetów, do której dochodzi jeden z pielgrzymów. Zupełnie inne są ich wypowiedzi na końcu drogi niż przemyślenia na jej początku. Choć pewnie mogliby stwierdzić, że była to ich droga życia, ale nie tylko przez odbyty survival, ale dlatego że odbiło się w niej wiele życiowych prawd. I tak jak droga pozostawiła ślad w nich, tak oni teraz pozostawią swoje ślady na różnych drogach. Okazuje się bowiem, że chrześcijanin rozpoczyna swoją życiową pielgrzymkę od momentu, kiedy zaczyna chodzić.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki