Logo Przewdonik Katolicki

Wenezuela na krawędzi

Kasper Kaproń OFM, Cochabamba (Boliwia)
FOT. MIGUEL GUTIERREZ/PAP-EPA. Na ulicach Caracas znów było gorąco. 27 maja odbył się protest w obronie telewizji RCTV, najbardziej niezależnej stacji w całym kraju.

Głodujący ludzie jedzenia szukają na śmietnikach, w szpitalach brakuje leków, a reglamentowany jest nawet papier toaletowy. Kraj pogrąża się w coraz większym kryzysie, którego końca niestety nie widać.

Jeszcze nie tak dawno temu było to jedno z najbogatszych państw Ameryki Południowej. Dziś znajduje się w głębokim kryzysie. W kraju, który na początku XXI w. był piątym największym producentem ropy naftowej, brakuje najbardziej podstawowych produktów żywnościowych, takich jak chleb czy mleko. Reglamentowany jest papier toaletowy, w aptekach i w szpitalach brakuje lekarstw. Jednym słowem panuje ogólna bieda. Ludzie szukają pożywienia na śmietnikach, plądrują sklepy nie z chęci zysku, a z głodu. Poważna zapaść ekonomiczna doprowadziła do kryzysu politycznego.
 
Obrońcy zdobyczy rewolucji
W grudniu 2015 r. w wyniku wyborów parlamentarnych po 17 latach niepodzielnych rządów socjalistów, konstytucyjną większość w parlamencie uzyskała dotychczasowa opozycja, a Zjednoczona Partia Socjalistyczna Wenezueli ze zdobytymi 55 mandatami stała się mniejszością w liczącym 167 członków Zgromadzeniu Narodowym. Opozycja zdobyła większość pozwalającą wszcząć procedurę odsunięcia od władzy prezydenta Nicolása Maduro, namaszczonego w 2013 r. na swojego następcę przez ojca „XXI-wiecznego socjalizmu” Hugo Cháveza. Jednak kontrolowany przez popleczników Maduro Sąd Najwyższy Wenezueli najpierw pozbawił z przyczyn proceduralnych mandatów kilku posłów nowej większości, a następnie sam postanowił przejąć władzę z rąk parlamentu, uznając, że nie ma on w ogóle prawa pozbawić prezydenta urzędu.
Opozycja nie złożyła broni i zebrała podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania prezydenta. W odpowiedzi prezydent Maduro, aby „powstrzymać knowania sabotażystów ze Zgromadzenia Narodowego” i aby bronić zdobyczy „rewolucji boliwariańskiej”, ogłosił stan wyjątkowy. Na mocy dekretu o wprowadzeniu stanu wyjątkowego rząd prezydenta Maduro przyznał sobie prawo do „podejmowania decyzji niezbędnych do przeciwstawienia się wyjątkowej, nadzwyczajnej sytuacji wynikającej z koniunktury, w jakiej znalazła się wenezuelska gospodarka”. Decyzja Maduro tylko rozłościła opozycyjnych wobec rządu parlamentarzystów, którzy odrzucili dekret prezydenta.
 
Gry uliczne
Pogłębiająca się linia społecznej polaryzacji biegnąca wzdłuż podziału na zwolenników rządu Maduro (głównie beneficjentów programów społecznych dedykowanych najuboższym) i jego zdecydowanych przeciwników, doprowadziła ostatecznie, że na apel Maduro, który wezwał tuż po wyborach, do „obrony rewolucji na ulicach” odpowiedzieli i jedni, i drudzy. Od początku kwietnia bieżącego roku w stolicy kraju Caracas i innych dużych miastach trwają gwałtowne starcia pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami rządu, w których zginęło już ponad 60 osób, a liczba rannych liczona jest w tysiącach.
Protestujący domagają się przeprowadzenia jeszcze w tym roku przedterminowych wyborów parlamentarnych i ustąpienia prezydenta Maduro ze stanowiska przed końcem jego kadencji, która upływa w grudniu 2018 r., jak również przywrócenia podstawowych swobód obywatelskich, w tym wolności słowa. Sprzyjający władzy winnych aktualnej sytuacji upatrują w prawicowej oligarchii finansowanej przez zagranicznych, głównie amerykańskich, imperialistów. Czyli w skrócie: w każdym, kto przeciwstawia się socjalizmowi. Faktem jest jednak, że także wśród części dotychczasowych zwolenników rządu narasta opór przeciwko metodom działania Maduro i jego nieudolności w polityce gospodarczej. Coraz częściej pod adresem prezydenta słychać zarzuty „zdrady rewolucji ludowej Cháveza”.
 
Odrzucona mediacja
Zadania mediacji, która mogłaby położyć kres dramatycznemu kryzysowi w Wenezueli, gotów jest podjąć się Watykan. Niespełna dwa miesiące temu mówił o tym papież. Franciszek. Wskazał wtedy na bardzo trudną sytuację, gdyż wobec przybierającego na sile konfliktu, sama opozycja jest podzielona i nie chce zaakceptować pewnych warunków watykańskiej mediacji. Istotnie pomimo poparcia dla papieskiej propozycji wyrażonej przez rządy ośmiu południowoamerykańskich państw bezpośrednio zaangażowanych w rozwiązanie kryzysu w Wenezueli, opozycja jednoznacznie odrzuciła tę ofertę, podkreślając, że wróci do rozmów pod jednym warunkiem: natychmiastowym pójściem do urn. Wobec niemożliwości przełamania impasu Franciszek skierował stanowczy apel do rządu i wszystkich Wenezuelczyków, aby unikali dalszej przemocy, przestrzegali praw człowieka i prawdziwie dążyli do rozwiązania kryzysu.
8 czerwca papież Franciszek przyjął na audiencji przedstawicieli episkopatu Wenezueli, z którymi rozmawiał na temat sytuacji tego kraju. Przed spotkaniem biskupi podkreślali, że koniecznym jest, aby administracja prezydenta Maduro nie próbowała narzucać na siłę socjalistycznego, komunistycznego, marksistowskiego, totalitarnego i militarystycznego systemu sprawowania władzy. Przypomniano, że podczas audiencji w 2015 r. dla biskupów Wenezueli Franciszek wzywał ich, aby swoim priorytetem duszpasterskim uczynili dialog i pojednanie.
 
Po stronie ludzi
Jednakże od tego czasu sytuacja w kraju uległa poważnemu pogorszeniu. Socjalistyczne władze tego kraju dopuszczają się bowiem okrutnych represji wobec swych obywateli. Co więcej biskupi zwrócili uwagę na rządowe manipulacje. Kard. Jorge Urosa, metropolita stołecznego Caracas, w wywiadzie udzielonym Radiu Watykańskiemu, powiedział: „Chcemy spotkać się z Ojcem Świętym, który okazał wielkie zainteresowanie, wielką troskę i miłość Wenezueli w tej trudnej sytuacji kryzysu humanitarnego, gospodarczego, społecznego i politycznego. (…) Chcemy jego rady odnośnie do skutecznej posługi Kościoła pośrodku tych problemów. Rząd przedstawia papieża jako swego przyjaciela, a nas biskupów jako swoich wrogów. My tymczasem stoimy po stronie ludu, który cierpi. Trwamy w jedności z Ojcem Świętym i chcemy odrzucić tę rządową manipulację”.
Kard. Urosa podkreślił ponadto, że wobec dramatycznej sytuacji kraju, gdy ludzie umierają z głodu, jedzenia szukają na śmietnikach, dzieci są niedożywione, w szpitalach brakuje lekarstw, wspólnota międzynarodowa powinna wpłynąć na wenezuelskie władze, by podały się do dymisji i zostały rozpisane nowe wybory. Zbliżoną postawę prezentuje także sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin, który wcześniej był nuncjuszem w Wenezueli.
 
Polityczny pat
Co dalej z Wenezuelą? O to zapytałem Karlę Dadys, jedną z moich studentek, która pochodzi z Wenezueli i studiuje teologię na Katolickim Uniwersytecie św. Pawła w Cochabamba w Boliwii. Trudno było jej dać jednoznaczną odpowiedź. Prezydent Maduro z pewnością nie ma pomysłu ani na wyjście z politycznego pata, ani na rozwiązanie kryzysu gospodarczego. Pomysłu nie ma też opozycja, a swoje zwycięstwo w wyborach sprzed dwóch lat zawdzięcza jedynie słabości prezydenckiego obozu. Być może postchavismo, odsunąwszy od władzy skompromitowanego Maduro i innych skorumpowanych polityków własnego obozu, wejdzie w dialog z niektórymi przedstawicielami opozycji, aby wspólnie przeprowadzić konieczne reformy. Czy to wystarczy, aby z obecnego kryzysu zrodziła się nowa Wenezuela – jak brzmią słowa hymnu tego kraju – „zjednoczona więzami, które niebo tworzy”?
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki