Dokładnie pamiętam tytuły książek poustawianych na regałach w moim rodzinnym domu: Możesz, jeśli myślisz, że możesz, Potęga myśli, Zmień myślenie, a zmienisz swoje życie. Jeśli o coś gorąco się sprzeczałam w dzieciństwie z moją mamą, to właśnie o to, czy mogłaby przestać czytać takie motywacyjne brednie i wierzyć w magiczne teorie o tym, że myśli mają moc. Jako urodzony sceptyk podważałam każdą koncepcję, która nie była udowodniona naukowo. Nie do wiary było dla mnie to, że stanie dziesięć minut dziennie przed lustrem i powtarzanie sobie: „Jesteś mądry, wartościowy, cenny” pomoże jakkolwiek uwierzyć w siebie. I choć z czasem jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że mechaniczne wmawianie sobie rzeczy, w które i tak nie wierzymy, nie przyniesie żadnego efektu, to studia psychologiczne i praca z osobami doświadczającymi różnych przykrych emocji skutecznie przekonały mnie, że myśli naprawdę mają wielką moc.
Dwie drogi przetwarzania emocji
Kiedy pytam ludzi o to, czy według nich pierwsza jest emocja czy myśl, 90 proc. twierdzi, że najpierw coś poczujemy, a dopiero potem o tym pomyślimy, nie na odwrót. Na swój sposób to naturalne, że tak wybieramy. W trudnych sytuacjach to właśnie emocje wydają nam się bardziej dostępne niż myśli, np. wtedy, gdy automatycznie złościmy się na kierowcę, który wyjechał nam nagle na drogę. Ten intuicyjny wybór pierwszeństwa emocji nad myślą w większości przypadków okazuje się jednak błędny. Badacze mózgu nazywają to dwiema drogami przetwarzania emocji: pierwsza z nich jest pierwotna i związana z ewolucyjnie wykształconymi mechaniznami obronnymi człowieka. Przypuśćmy, że wybieramy się pierwszy raz w życiu na wycieczkę w Bieszczady. Gdy wędrujemy spokojnie wyludnionym szlakiem, nagle naszym oczom ukazuje się potężny niedźwiedź. Co robimy? Większość z nas natychmiast rzuca się do ucieczki, nieliczna garstka nieruchomieje lub postanowia zawalczyć ze zwierzęciem. Na tej ścieżce przetwarzania emocji nie ma czasu na myślenie, ponieważ zagrożenie życia jest zbyt duże, a zatem z automatu pojawia się w nas emocja (np. strach), która sygnalizuje konieczność reakcji: ucieczki albo walki (ang. flight or fight).
Jest jednak jeszcze druga ścieżka przetwarzania emocji – i to właśnie z niej korzystamy najczęściej (pierwsza to zaledwie kilka procent sytuacji). Zobaczmy to na przykładzie: dwie osoby odbierają wyniki badań krwi, obie widzą na nich liczne odchylenia od normy wskazujące na chorobę. Jedna z nich natychmiast wpada w panikę, zaczyna płakać i odczuwać lęk przed śmiercią. Bez wahania włącza komputer i w internecie poszukuje wyjaśnienia, na co jest chora i jakie są możliwe konsekwencje jej stanu. To wpędza ją w jeszcze większy lęk, uniemożliwia uspokojenie i prowadzi do chaotycznych decyzji i zachowań. Druga osoba natomiast myśli: „Tak, to najwyższy czas, by o siebie zadbać”. Mimo niepokoju czuje przypływ motywacji i energii i od razu zaczyna planować, jak zmienić swój styl życia, by sobie pomóc. W przeglądarce zamiast wpisywać hasło: „Czym to grozi?”, wpisuje: „Jak wyzdrowieć?”. Ta sama sytuacja zostaje rozwiązana na dwa skrajnie różne sposoby, a kiedy przyjrzeć się bliżej, okaże się, że wszystko zaczęło się od sposobu myślenia, a nie od trudnych okoliczności.
Siła myśli
Psychologowie z nurtu poznawczego, czyli zajmującego się myślami i jego wpływem na nasze życie, twierdzą, że nasze emocje i zachowania zależne są nie tyle od okoliczności, które nam się przydarzają, ile tego, co o nich myślimy. Nazywają to łańcuchem zależności ABCD, gdzie jeden czynnik wpływa na kolejny: sytuacja (A) – myśl (B) – emocja (C) – działanie (D). Najpierw mamy więc jakąś sytuację, która jest punktem zapalnym, a następnie coś konkretnego myślimy (o sobie, o innych, o świecie). To z kolei wywołuje w nas określone emocje i prowadzi do spowodowanych nimi działań i decyzji. Jak w przykładzie powyżej, osoba pierwsza prawdopodobnie pomyślała: „Mogę umrzeć” lub „To na pewno poważna choroba, z której nigdy się nie wyleczę”, co spowodowało przykre emocje (panika, lęk, stres) i doprowadziło do określonych zachowań (poszukiwanie konsekwencji choroby, błędne koło wzmacniających lęk decyzji). Druga osoba pomyślała coś zgoła innego: „Te wyniki to dowód na to, że o siebie nie dbałem do tej pory. Najwyższy czas to zmienić”. Nie dziwne, że taka myśl doprowadziła ją do pozytywnych emocji i konstruktywnego działania. Choć sytuacja była identyczna dla obu osób, przeżyły ją one całkiem inaczej i tym samym każda z nich zafundowała sobie całkiem inną przyszłość.
Nasza strefa wpływu
Z powyżej opisanego mechanizmu wynika, że to przede wszystkim nad swoimi myślami powinniśmy pracować, jeśli chcemy czuć się dobrze i kształtować wysoką jakość naszego życia. Bardzo często za zmianę zabieramy się od złej strony – próbujemy kontrolować otoczenie zewnętrzne, wpływać na okoliczności lub regulować emocje w sztuczny sposób. Powtarzanie sobie jak mantra: „Nie denerwuj się” lub „Nie zamartwiaj się” nie przyniesie większego skutku ponad chwilowe wyciszenie emocji. Dopóki nie zajmiemy się źródłem problemu, jakim są nasze przekonania, możemy nie doświadczyć potrzebnej nam zmiany. Ktoś, kto nieustannie będzie myślał o sobie lub o innych negatywnie, tak samo będzie się czuł i finalnie tak ukształtuje całe swoje życie. Ktoś natomiast, kto będzie myślał pozytywnie, nada pozytywny wymiar swojej codzienności, będzie doświadczał wielu dobrych emocji, a jego życie będzie miało twórczy charakter. Jeśli więc chcemy pracować nad zmianą swojego życia, musimy pamiętać, że to właśnie obszar myśli jest wielką strefą wpływu, w której możemy mieć kontrolę nad sobą i jakością swoich doświadczeń.
Zmień myślenie
Negatywne myśli są dla naszej psychiki tym samym, czym fas food dla żołądka – nie tylko nas nie karmią, ale jeszcze trują. Tak jak od niezdrowego jedzenia możemy nabawić się chorób ciała, tak od niezdrowych przekonań możemy wpaść w depresję czy stany lękowe. Dlatego niebagatelną sprawą staje się sposób naszego myślenia, bo to właśnie on w dużym stopniu warunkuje, czy będziemy szczęśliwi i spełnieni, czy raczej wiecznie rozczarowani i smutni. Jeśli jednak od dziesiątek lat w głowie wałkujemy myśli: „Nie nadaję się”, „Nie potrafię”, „To się nie uda”, czy możliwe jest, by odwrócić ten trend? Dr Caroline Leaf, badaczka mózgu i jego neurobiologii, a jednocześnie chrześcijanka poszukująca zależności między słowem Bożym a psychologicznym wymiarem człowieka, twierdzi, że nasz mózg jest plastyczny i może się nieustannie zmieniać – a to, co go zmienia, to nasza konsekwentna i zdyscyplinowana praca nad myślami. Tak jak zwiększa się objętość mięśni, gdy podnosimy ciężary, tak zmienia się nasz mózg, gdy niejako „ćwiczymy myśli”. Według badaczki potrzeba kilkudziesięciu dni konksekwentnego powtarzania sobie nowej myśli (np. „Jestem w stanie to zrobić”, gdy dotąd myśleliśmy „Nie potrafię”), aby mózg w nią uwierzył i zaczął według niej działać. Potrzeba więc naszych jakby „ćwiczeń” umysłowych, by pomóc sobie osiągnąć inną, lepszą jakość życia.
Odnowienie umysłu
Św. Paweł również dostrzegał znaczenie zmiany myślenia dla naszego życia: „Przemieniajcie się przez odnowienie umysłu waszego”. Umysł przemieniony to taki, który poddał każdą myśl pod autorytet Słowa Bożego. Czy chrześcijanin, dziecko Boże świadome swojej królewskiej tożsamości, może poddawać się pod niewolę negatywnego myślenia? Bóg, który nadał nam niezwykłą godność swoich dzieci, określił tym samym naszą najwyższą wartość. Jeśli nasze myśli są pełne niechęci i pogardy do samych siebie, to znaczy, że jeszcze nie nauczyliśmy się myślenia po Bożemu. Nie wystarczy bowiem myśleć tylko pozytywnie, musimy raczej starać się myśleć tak jak Bóg, ponieważ ostateczną prawdą o nas nie jest to, co o sobie myślimy, ale to, co myśli o nas nasz Ojciec. Tylko mając Jego myśli na nasz temat, będziemy mogli odczuwać prawdziwie dobre emocje i działać w sposób konstruktywny, a żadna okoliczność nie będzie dla nas zbyt trudna do przeżycia.
Maria Krzemień psycholog, psychoterapeutka, autorka projektu Żyj po Bożemu.