Dokładnie 4 czerwca 1817 r. polski magnat hrabia Józef Maksymilian Ossoliński funduje we Lwowie bibliotekę i wydawnictwo. Chce, by w czasach, gdy Polacy nie mają swojego państwa, polskie dobra narodowe ocalały i pomagały zachować kulturową tożsamość. Swoje dzieło nazywa Zakładem Narodowym im. Ossolińskich i zaczyna gromadzić w nim wysokiej rangi zabytki kultury. Wśród podarowanych lub zdeponowanych darów są m.in. rękopisy Mickiewicza, bogata spuścizna po Słowackim i Fredrze, niemal cała Trylogia Sienkiewicza i Chłopi, za których Reymont otrzymał Nagrodę Nobla. Wśród obrazów, żeby wymienić tylko znikomą część, Bacciarelli, Kossakowie, Wyczółkowski, Matejko z pierwszym swoim płótnem i słynną Unią Lubelską, a także artyści zagraniczni, m.in.: Canaletto, Tycjan, Rembrandt, Rubens i Dürer. – Instytucja miała przypominać kolejnym pokoleniom Polaków, kim byli ich przodkowie, jakie kultywowali tradycje i jaką mieli literaturę, zanim pozbawiono ich niepodległego państwa – wyjaśnia dr Adolf Juzwenko, od blisko trzydziestu lat dyrektor Ossolineum.
Sekret skuteczności
– To był najbardziej ponury okres w dziejach polski porozbiorowej, coś, co można porównać do czasu po 13 grudnia 1981 r. – mówi o czasach jego powstawania Piotr Galik, historyk z Zakładu Ossolińskich. – Po „karnawale napoleońskim”, gdy Polacy byli pełni nadziei, że odbudują państwo, nastał czas represji i rozczarowania. W tym czasie Józef Ossoliński stosuje nową taktykę działania: zamiast narodowego zrywu wybiera pracę u podstaw. W okresie, gdy w Europie dotychczasowe ustroje przestają się sprawdzać, kształtowało się nowe rozumienie narodu, a jego tożsamość wzmacniano poprzez zakładanie bibliotek i muzeów o wysokiej randze, postanawia skopiować te pomysły. – Wykorzystał swoją wysoką pozycję i zaufanie, jakim cieszył się na austriackim dworze, by stworzyć instytucję pełniącą rolę skarbnicy narodowej – opowiada Piotr Galik. – Działał skutecznie: na terenie zagarniętym wówczas przez najbardziej represyjnego zaborcę stworzył instytucję kluczową w kształtowaniu nowoczesnego, pooświeceniowego patriotyzmu. W efekcie przyczynił się do odtworzenia sto lat później państwa polskiego.
Z czasem do tworzenia Ossolineum dołączają inni polscy arystokraci. Dzięki temu w jednym organizmie funkcjonują już trzy instytucje, które wzajemnie się uzupełniają. Biblioteka gromadzi zbiory literackie i historyczne, muzeum prezentuje cenne zabytki sztuki, a wydawnictwo dba o ich szerokie upowszechnienie. Zakład wciąż jest finansowany z majątku Ossolińskich, dzięki czemu książki są tanie i stają się ogólnodostępne.
– Instytucja kaskadowo oddziałuje na kolejne pokolenia – wyjaśnia Piotr Galik. – Polscy erudyci zachęcają swoich studentów, by to tutaj zgłębiali wiedzę. Studenci, stając się nauczycielami i urzędnikami, zachęcają do tego swoich uczniów i współpracowników. Wiedza, która do tej pory była domeną zamożnej szlachty i arystokracji, dociera do coraz szerszego odbiorcy i przesiąka do niższych warstw społecznych. To kolejna ważna zmiana: pod koniec XIX w. w Królestwie Galicji i Lodomerii studentów pochodzenia chłopskiego jest procentowo więcej niż w okresie późnego PRL-u.
Scenariusz na film
Historia Ossolineum jest jak dobra książka sensacyjna. „Pisze” ją właśnie reżyser Krzysztof Kunert. Szczegóły poznamy już na początku przyszłego roku dzięki kręconemu z okazji jubileuszu filmowi. – Wśród 1,6 mln eksponatów znajdują się m.in. dowody na to, że Słowacki grywał na giełdzie – mówi o swoich odkryciach w dziale rękopisów. – Na luźno zgromadzonych kartkach, drobnym pismem notował skrupulatnie kwoty wygranych i to, na co je przeznaczył. W ossolińskich zbiorach nie brak też opowieści o wielkich miłościach i rodowych tajemnicach. Zaskakują paralele, np. jeden z pierwszych dyrektorów, Wojciech Kętrzyński, tuż po powstaniu styczniowym odsiaduje w twierdzy kłodzkiej wyrok za udział w zrywie narodowym. Ponad sto lat później Adolf Juzwenko, obecny dyrektor, zostaje internowany w Strzelinie, także za działalność niepodległościową. W więzieniach w różnych okresach są zamykani także inni dyrektorzy tej znaczącej instytucji. Można powiedzieć: zdarza się. Jednak w założeniu kuratorzy, dyrektorzy i pracownicy Ossolineum starają się zachować politykę kontrolowanej współpracy zarówno z zaborcą, jak i z komunistycznymi władzami. Mają świadomość, że zakład jest zbyt istotną dla narodu instytucją, by poprzez jawnie wyrażany sprzeciw narażać go na likwidację. Stąd dyrektorzy starają się być przede wszystkim dobrymi gospodarzami, a w poszczególnych okresach Ossolineum pełni rolę instytucji powszechnie szanowanej i traktowanej ponad podziałami narodowymi.
Paradoks historii
Po krótkim okresie niepodległości zakład jeszcze bardziej staje się symbolem polskich losów. Po wybuchu II wojny światowej zbiory dostają się w ręce władz radzieckich; potem, paradoksalnie, ratuje je okupacja i chciwość Niemców. W 1944 r. okupanci wywożą cenne eksponaty na tereny jeszcze niezajęte przez Armię Czerwoną: do Krakowa i dalej na zachód. – To był cud, za który dobrze byłoby Bogu podziękować – mówi Piotr Galik. – Przecież tyle cennych dla nas zabytków zostało podczas wojny świadomie zniszczonych lub ukradzionych bezpowrotnie, a unikatowe zbiory Ossolineum w dużej mierze ocalały. W tym okresie rozgrywa się chyba najciekawsza historia. Dotyczy rękopisu Pana Tadeusza, który w 1939 r. jego właściciele, Tarnowscy, zdeponowali w zakładzie. Gdy przygotowywano zbiory, obejmujące unikaty z Europy Zachodniej, do wywózki do Niemiec, dyrektor Ossolineum, prof. Mieczysław Gębarowicz, ukrywa w nich największe dzieła literatury polskiej, w tym rękopis Pana Tadeusza. Ma nadzieję, że w ten sposób uratują się przed niechybnym zniszczeniem przez nadciągających komunistów. I słusznie: po wkroczeniu armii Czerwonej, komuniści wynoszą część „niepolitycznych” zbiorów na dziedziniec i palą. Do dziś dokładnie nie wiadomo, jakie dzieła wówczas zginęły. Transport z Ossolineum w głąb III Rzeszy z nieznanych przyczyn zatrzymuje się w Zagrodnie (dziś w zachodniej Polsce). Cenne rękopisy, m.in. nadpalone lub pobrudzone fekaliami rękopisy Słowackiego, wiatr roznosił po miejscowości – piszą później we wspomnieniach warszawscy bibliotekarze, którzy udali się na poszukiwanie zbiorów.
Kotwica tożsamości
Po wojnie siedzibą Ossolineum staje się Wrocław, nowa, symboliczna stolica Kresów, tym razem zachodnich. Okres PRL-u to pomimo obowiązującej cenzury politycznej to czas największych badań literackich, przyczyniających się do upowszechniania ważnych dla Polaków dzieł. Aktualnie kopiuje się zbiory, które pozostały w bibliotekach we Lwowie, m.in. największy polski zbiór prasy XIX w. W momencie gdy Pan Tadeusz przestaje być lekturą obowiązkową w szkołach, powstaje poświęcone mu muzeum. – Ossolineum wciąż jest i będzie kotwicą polskiej tożsamości – podsumowuje Piotr Galik. – Jest także opowieścią o tym, że mądre zaangażowanie jednostek potrafi przynieść dalekosiężne i dobre efekty.