Kard. Gualtiero Bassetti został arcybiskupem Perugii jeszcze z nominacji Benedykta XVI, ale kapelusz kardynalski otrzymał już z rąk Franciszka. Purpurę otrzymał zgodnie z nowymi wytycznymi papieża. Nie z racji bycia biskupem miejsca tradycyjnie „kardynalskiego”, ale – jak pisały o tym wówczas katolickie media – przez „zapach owiec”, który stał się zapachem jego pasterzowania. Kończąc 75 lat, wydawało się, że teraz czeka go jedynie spokojna emerytura. Stało się jednak inaczej.
Promienny wschód
Biskupi włoscy pierwszy raz w historii w sposób demokratyczny wybrali go na przewodniczącego episkopatu (CEI), a Franciszek tę nominację potwierdził. Chociaż pełnił on już przedtem funkcję wiceprzewodniczącego, wielu dziwiło się, że szefem episkopatu został ktoś, kto nie wyróżnia się stanowczymi wypowiedziami w mediach. On sam podczas konferencji prasowej również przyznał, że jest tym wyborem zaskoczony, a swoje obecne zaangażowanie opisał raczej jako „zachód słońca” niż jego promienny wschód. – Choć i to słońce może dać przecież trochę światła, które przygotowuje nowy dzień – usprawiedliwiająco zażartował. Takiego obrotu spraw wielu ekspertów zupełnie się nie spodziewało.
Po prostu tata
Tuż po przyjęciu nominacji kard. Bassetti powiedział, że jedno wydarzenie związane z jego wyborem wywarło na nim największe wrażenie. Zaraz po ogłoszeniu go nowym przewodniczącym CEI zadzwonili do niego podopieczni ośrodka dla narkomanów, którym od lat się zajmował. Złożyli mu życzenia. Dodali jednak prośbę, „aby tylko nie przestał być ojcem”. Tak podała m.in. polska edycja Radia Watykańskiego. Wysłuchałem tej wypowiedzi w języku włoskim, żeby przekonać się, jakiego słowa użyto w oryginale, i dobrze, że to zrobiłem. Nie było tam mowy o byciu padre (ojcem), ale papá (tatą). Narkomani, którym towarzyszył, poprosili go, żeby nie przestał być „tatą”. A ten sygnał należy odczytać jednoznacznie. Jest on wyrazem obawy, że z kogoś bliskiego ludziom ich przyjaciel biskup zmienić się może w figurę kościelną. Albo, mówiąc językiem papieża Franciszka, zacznie myśleć globalnie, odrywając się od tego, co lokalne: od losu konkretnych ludzi. Podobnie pisał kiedyś bł. John Henry Newman, twierdząc, że nie da się kochać wszystkich, jeśli nie patrzy się z miłością w oczy przynajmniej niektórym. Dla wielu włoskich katolików Bassetti okazał się tej zasady pozytywnym potwierdzeniem.
Ich biskup
Komentarze włoskich mediów utrzymują się w tej samej tonacji. Nowy przewodniczący to człowiek, który jest z ubogimi, więźniami i chorymi nie tylko podczas biskupich wizytacji, ale na co dzień. I jednogłośnie podkreślają, że „nominacja kardynalska nic w tym względzie nie zmieniła”. Zresztą właśnie ona była potwierdzeniem, że nie zostaje się kardynałem z racji miejsca, ale pasterskiego zaangażowania. W minionym roku Bussetti był jedynym biskupem włoskim (poza Kurią Rzymską) nominowanym do kapelusza, a przecież wielu było kandydatów predysponowanych do tego tytułu z racji ważnego historycznie biskupstwa. „Vatican Insider” napisał, że Bassetti jako biskup odwiedzał fabryki w kryzysie, był blisko obcokrajowców, uchodźców i bezdomnych, a nawet osobiście pomagał w szukaniu dla nich tanich mieszkań na wynajem. Potwierdził to przewodniczący regionu Toskanii Enrico Rossi. Słysząc o nominacji Bassettiego, powiedział, że kardynał ma różne talenty, ale najbardziej zachwycają go jego cechy czysto ludzkie, a szczególnie wrażliwość na tych, których społeczeństwo stawia jako ostatnich. I co najważniejsze, tak też o swoim biskupie mówią jego księża. Ich zdaniem Bassetti to ojciec, który „ma dla nich czas, chce pomagać w trudnych sytuacjach i towarzyszy w codziennej pracy”. Jest po prostu ich.
Czas marzycieli
– Powierzenie mi tej funkcji u zmierzchu mego życia świadczy o tym, że papież wierzy w możliwości sędziwych marzycieli – powiedział Bassetti, komentując swoją nominację. Można się tylko domyślać, jakie to marzenia. Sam zainteresowany powiedział jednak, że nie ma sprecyzowanych planów dla Kościoła. Ma marzenia. Szczegół? Jestem przekonany, że nie. Nowy przewodniczący CEI potwierdził to już na pierwszym spotkaniu z episkopatem. Stwierdził wówczas, że nie przynosi w teczce „żadnego wcześniej przygotowanego programu”. – Dużo w swej służbie improwizowałem w zależności od potrzeb duszpasterskich – tłumaczył. Marzenia to co innego niż plany, nawet jeśli brzmią podobnie. To wyraz tego, co pasterz pragnie dla swych owiec, a nie tylko tego, co owce powinny zrobić zgodnie z wolą pasterza. Tej zmiany języka trudno nie zauważyć. Jest świetnym przykładem duszpasterskiego nawrócenia, o którym wielokrotnie wspomina Franciszek, a mówiąc dokładniej, sposobu komunikacji, który zdaniem papieża nie może być zbyt globalny i pragmatyczny, ale konkretny i budzący wyobraźnię.
Zapach kultury spotkania
Wypowiedzi Bassettiego to także efekt jego wnikliwej znajomości współczesnej kultury. Tylko posiadając bowiem taką wiedzę, można doceniać siłę języka wyobraźni, który odgrywa aktualnie decydującą rolę w komunikacji. Nieraz zresztą Bassetti dał się poznać z tej kulturowej fachowości, która jego ewangelicznemu przekazowi nadała wyczuwalną świeżość. Dał temu wyraz już w pierwszym przemówieniu do biskupów. Nie wyrecytował teoretycznych założeń, nie wręczył wypielęgnowanego dokumentu, ale zachęcał ich, żeby „mieć dla siebie czas”, „słuchać się nawzajem, dzielić doświadczeniami i wspierać”. „Już same te słowa stanowią wspaniały program – mówił. – I to właśnie będziemy próbowali razem robić, my biskupi. Właśnie taka postawa pozwoli nam wejść w rzeczywistość świata i Kościoła z oczami i sercem Boga”. W episkopacie zapachniało kulturą spotkania.
Człowiek w centrum
Niezwykłą znajomość komunikowania ze współczesnością Bassetti potwierdził m.in. odpowiadając na pytanie dziennikarzy o eutanazję. Nowy przewodniczący CEI nie rozpoczął od zwrócenia uwagi na błędne ideologie i działania polityczne wrogie Kościołowi, które temat eutanazji propagandowo wykorzystują. Całą uwagę skupił natomiast na ludziach, którzy cierpią. – Osobie, która widzi swoją wartość w oczach innych, jest o wiele trudniej odebrać sobie życie – powiedział. Wskazał więc na istotną przyczynę problemu, z którą trzeba podjąć walkę przez osobiste zaangażowanie. Za drugorzędną uznał dyskusję czysto teoretyczną na ten temat. Podobnie wyraził się już wcześniej, gdy we Włoszech wybuchła sprawa DJ Fabiano, który poprosił o asystowanie w samobójstwie. Bassetti powiedział wówczas, że „refleksja i modlitwa muszą w tym przypadku wyprzedzić osąd”. A przecież znany był już wtedy z jednoznacznego stanowiska w sprawie eutanazji i innych problemów etycznych (chociażby w kontekście małżeństw osób homoseksualnych). Media nazywają go biskupem rodzin.
Kierunek odnowy
Na pierwszy rzut oka nowy przewodniczący włoskiego episkopatu to idealny kandydat papieża Franciszka. Ubogi, towarzyszący ubogim i niezwykle skromny. Ponadto dobrze rozumiejący współczesną kulturę i język komunikacji. Pełna prawda jest jednak taka, że Bassetti nie był kandydatem Franciszka, ale włoskich biskupów – najpierw bowiem został wybrany przez współbraci w episkopacie. Franciszek jedynie potwierdził jego wybór spośród trzech przedstawionych mu kandydatów. Ten jednak otrzymał największą liczbę głosów i papież to uszanował. Jednym z dwóch pozostałych był kard. Francesco Montenegro, znany ze swojego zaangażowania w przyjmowaniu uchodźców na wyspie Lampedusa. Pokazuje to, że takich ludzi jak Bassetti czy Montenegro chcą widzieć włoscy biskupi jako rozpoznawalne znaki odnowy Kościoła.