Logo Przewdonik Katolicki

Matteo Salvini: świadectwo wiary czy upolitycznianie religii

Hubert Ossowski
fot. Massimo Percossi/PAP-EPA

Zyskujący w sondażach Matteo Salvini nie cieszy się poparciem włoskiego Kościoła. Tym razem episkopat skrytykował go za religijne gesty w czasie wiecu wyborczego. Nie jest to jednak jedyna oś sporu.

Ostentacyjne użycie różańca, by przywołać niebiańską pomoc w sondażach wyborczych, wypaczanie przesłania Ewangelii, prowadzenie ostrej polityki migracyjnej, a także porównania i rankingi papieży – to tylko niektóre zarzuty pojawiające się pod adresem Matteo Salviniego, włoskiego wicepremiera i przewodniczącego Ligi Północnej. Według gazety „Avvenire”, stanowiącej oficjalne medium Konferencji Episkopatu Włoch (CEI), Salvini ponownie ogłosił się chorążym katolicyzmu, ale katolicyzmu upolitycznionego, w wielu punktach sprzecznego z nauczaniem Kościoła.
 
Granice solidarności
Reakcja episkopatu na religijne gesty Salviniego, które miały miejsce podczas wiecu wyborczego Ligi Północnej i jej europejskich sojuszników, jest tym razem stanowcza. Przypomnę, że wicepremier Włoch wykonał je na Piazza Duomo przed mediolańską katedrą. Na zakończenie swojego przemówienia wyjął z kieszeni różaniec, by prosić Matkę Bożą o opiekę i sukces w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego dla jego partii i koalicjantów. – Powierzam Włochy, moje i wasze życie Niepokalanemu Sercu Maryi, które z pewnością doprowadzi nas do zwycięstwa – zapewnił wyborców. – Powierzamy się także świętym patronom Europy. Zawierzmy im nas samych, a także przeznaczenie, przyszłość, pokój i pomyślność naszych narodów.
Zanim jednak uderzył w religijne tony, mówił przede wszystkim o potrzebnym w polityce europejskiej zdrowym rozsądku i wyzwoleniu Włoch spod nielegalnej okupacji ze strony Brukseli. Według niego Jean-Claude Juncker, Angela Merkel i Emmanuel Macron zdradzili Europę i zamiast zjednoczonego wokół chrześcijańskich wartości kontynentu, zbudowali unię finansów i niekontrolowanej imigracji. Przestrzegał przed nieodpowiedzialnym i niekontrolowanym przyjmowaniem migrantów. Cytując włoską dziennikarkę i pisarkę Orianę Fallaci, mówił o „Eurabii”, w którą już niebawem może przekształcić się Europa. Salvini obiecał więc swoim wyborcom, że jeśli tylko zwycięży, jego ugrupowanie zmieni kierunek europejskiej polityki migracyjnej, tak by już nikt z niepożądanych uchodźców nie dostał się na kontynent. Tak jasne stanowisko nie przeszkodziło mu za chwilę cytować Jana Pawła II, który mówił o powołaniu Europy do braterstwa i solidarności.
Włoski wicepremier zwrócił się też do papieża Franciszka, który wcześniej zaapelował o podjęcie działań, skutecznie zmniejszających liczbę zgonów w basenie Morza Śródziemnego. – Prowadzimy politykę wobec migrantów w całej Europie i nie przyjmujemy już nikogo więcej. Mówię to także papieżowi Franciszkowi: działania obecnego rządu Włoch prowadzą do tego, by liczba migrantów tonących w morzu spadła do zera. Są to wysiłki podejmowane z dumą i w duchu chrześcijańskim – podkreślał Salvini. Gdy włoski wicepremier przywołał imię papieża, publiczność zareagowała buczeniem i gwizdami.
 
Akcja i reakcja
Narracja polityka spotkała się z bardzo ostrą krytyką ze strony katolickiego tygodnika „Famiglia Cristiana”, z którym w przeszłości Salvini nieraz miał już na pieńku. „Podczas gdy przywódca Ligi pokazywał Ewangelię, następny statek pełen ludzi został odepchnięty, a ONZ potępił nas za dekret w sprawie bezpieczeństwa (tzw. dekret Salviniego)” – czytamy w jednym z felietonów. A jest to komentarz o tyle istotny dla rozumienia napięcia, jakie się rodzi na styku Kościół–Salvini, że nawiązuje do aktualnej sytuacji: na wybrzeżach Lamedusy stoi statek wypełniony uchodźcami, który – zgodnie z decyzją Salviniego – nie może wpłynąć do portu. Nie może tego zrobić także na mocy strategii politycznej włoskiego rządu, który najlepiej oddaje hasło porti chiusi (porty zamknięte). Zdaniem redakcji wystąpienie  Salviniego jest tylko jednym z wielu przykładów instrumentalnego wykorzystywania religii do usprawiedliwienia systematycznego łamania praw człowieka. Natomiast wymachiwanie różańcem i gwizdy tłumu pod adresem papieża Franciszka uznała za „fetyszystyczny suwerenizm”.
Stanowczego komentarzu nie oszczędził też jeden z najbliższych współpracowników papieża Franciszka, kard. Pietro Parolin, sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej – którego dość ułomnie moglibyśmy porównać do „premiera” w państwie watykańskim. Kard. Parolin przestrzegł przed polityką partyjną, która dzieli społeczeństwo. – Bóg jest wszystkich, a wzywanie Go w celu realizacji własnych celów politycznych jest z punktu widzenia samej religii bardzo niebezpieczne.
Podobnie wypowiedział się również o. Antonio Spadaro, redaktor naczelny prestiżowego pisma katolickiego „La Civiltà Cattolica”. Przypomniał on, że przykazanie „nie będziesz brał imienia Boga nadaremno” wzywa nas, byśmy nie wykorzystywali imienia Boga dla własnych celów. „Obecnie różańce i krucyfiksy posiadają konotacje polityczne, odwrotnie niż to miało miejsce w przeszłości. Dzisiaj to Cezar rzuca wyzwanie i chce zawładnąć tym, co należy do Boga – podkreśla w swoim czasopiśmie o. Spadaro. – Sumienie  chrześcijańskie powinno przestraszyć się takiej pogardy i upokorzenia”.
 
Spróbuję się wytłumaczyć
Na reakcję po stronie przeciwnej nie trzeba było długo czekać. – Jestem ostatnim wśród dobrych chrześcijan, ale jestem dumny z tego, że zawsze noszę różaniec w kieszeni – skomentował Salvini komentarze zamieszczone w „Famiglia Cristiana”. – Jestem pierwszym z grzeszników, ale chcę bronić historii, chcę bronić chrześcijańskich korzeni, katolickich szkół i wolontariatu, a jedyne, o co proszę, to szacunek. Jestem zszokowany, że kiedy mówię o chrześcijańskich korzeniach w Europie, ktoś się z tym spiera. Będę się raczej martwić o islamskich ekstremistów, którzy przybywają do naszego domu i mówią, że kobiety są mniej warte od mężczyzn – przekonywał włoski wicepremier. Kilka dni później zamieścił na Instagramie zdjęcie z wiecu, na którym całuje różaniec. Dopisał też komentarz, w którym przekonuje, że jego gest jest świadectwem wiary, bo to on ratuje życie oraz walczy z niewolnikami i handlarzami ludźmi, i że to on potrafi otwierać się na tych, którzy naprawdę potrzebują pomocy, ale z poszanowaniem zasad i granic. Wyraził również zadowolenie ze wsparcia wszystkich, którzy podobnie jak on, starają się ocalić Europę przed utratą żydowsko-chrześcijańskich korzeni, które zostały zakwestionowane przez biurokratów z Brukseli. Dlatego właśnie nazywa ich sługami finansów i silnych mocarstw. Warto też wspomnieć, że sam Salvini jako 31-latek był europosłem. W Strasburgu, zgodnie z początkowymi hasłami Ligi Północnej, działał na rzecz separacji północnych regionów Włoch.
 
Salvini, precz!
Nie jest to pierwsza sytuacja, kiedy Salvini upolitycznia religię i nie pierwszy raz, gdy kategorycznie sprzeciwia się temu włoski episkopat i większość środowisk katolickich. Przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi wymachiwał Ewangelią, a w czasie kampanii wyborczej zapowiedział, że wyrzuci z Włoch pół miliona nielegalnych uchodźców. Słowa przekuł w czyn zaledwie dwa dni po zaprzysiężeniu rządu. Poleciał na Sycylię, aby tam oświadczyć, że migranci mogą zacząć się już pakować. Jako minister spraw wewnętrznych, Salvini stał też za decyzją, by nie wpuścić do włoskiego portu statku Aquarius z ponad 600 osobami na pokładzie. Pokłosiem tego wydarzenia jest tekst w „Famiglia Cristiana”, w którym Salvini porównany został do Szatana. Na okładce tygodnika można było przeczytać: vade retro Salvini (idź precz Salvini), co było nawiązaniem do łacińskiej formuły egzorcyzmu. Lider Ligi Północnej stwierdził wówczas, że okładka jest lekceważąca i w złym guście. – Nie pretenduję do tego, aby kogoś pouczać, nie jestem ideałem chrześcijanina, ale myślę, że na to nie zasługuję – przekonywał na jednym z portali społecznościowych. – Pocieszam się, że codziennie otrzymuję wsparcie od wielu członków Kościoła.
Mediolański wiec ponownie osłabił, i tak już słabe, relacje między Salvinim a włoskimi biskupami. Główną osią sporu jest kwestia uchodźców. Pod koniec 2018 r. Włochy przyjęły tzw. dekret Salviniego. Miał on na utrudnić migrantom możliwość przybycia do Włoch oraz osiedlania się w tym kraju. Zastosowanie nowego prawa spowodowało wykluczenie ponad kilkudziesięciu tysięcy osób z procedur integracji, zaś media opisywały przypadki wyrzuconych na ulice migrantów. Wobec takiego rozwiązania sprzeciwiali się włoscy biskupi, których Salvini zbył, twierdząc, że katolicy są po jego stronie, a nie po stronie „jakichś panów biskupów”.
Jednym z hierarchów, który najmocniej zareagował na decyzję włoskich władz, był abp Bruno Forte, członek Rady Stałej CEI. – Nie znajdujemy się w obliczu opcji, czegoś pozostawionego swobodnemu wyborowi preferencji. Przyjście z pomocą istotom ludzkim znajdującym się w takiej sytuacji jest moralnym imperatywem – zauważył hierarcha w wypowiedzi dla dziennika „Corriere della Sera”. – Jeśli Salvini chce być katolikiem, niech przestanie pouczać, a zacznie słuchać papieża, którego wypowiedzi są bardzo klarowne. Sianie paniki i oskarżanie migrantów o inwazję są propagandowymi kłamstwami, którymi Salvini posługuje się, by pozyskać wyborców. W podobnym tonie wypowiadał się także bp Calogero Peri: „Przed letnimi wakacjami publikuje się piękną reklamę: nieludzkie jest porzucanie psów na ulicy i ten, kto to robi, jest karany przez prawo. Natomiast porzucanie na ulicy migrantów lub, jeśli wydaje się to zbyt mocne, odprowadzanie ich i zostawianie na ulicy, jest zapewnieniem bezpieczeństwa i jest zgodne z prawem”.
 
Korytarze współpracy
Sprzeciw wobec antyimigracyjnej polityki obecnego rządu Włoch wyrażany jest nie tylko przez biskupów. Wspólnota parafialna z Lampedusy skierowała apel, w którym jej członkowie powołując się na Ewangelię i swoje sumienia, stwierdzając, że w żaden sposób nie mogą zaakceptować wprowadzonego dekretu o bezpieczeństwie. Niemożliwe, według nich, jest dostosowanie się do praw, które są sprzeczne z ewangelicznymi zasadami. W swoim apelu deklarują odrzucenie logiki, która żeruje na konfliktach pomiędzy ubogimi i w której nadużywanie władzy jest argumentowane sprawiedliwością, zaś nacjonalizm bezpieczeństwem. Wspólnota stanowczo zażądała otwarcia portów oraz umożliwienia przyjęcia wszystkich potrzebujących.
Jedynym aspektem pomocy uchodźcom, w którym Konferencja Episkopatu Włoch i włoski wicepremier mówią wspólnym głosem, jest kwestia korytarzy humanitarnych. Zostały one utworzone jeszcze w 2016 r., czyli przed powstaniem obecnego rządu. Kard. Gualtiero Bassetti, przewodniczący CEI, podkreśla humanitarny wymiar tego rozwiązania, które jest także legalnym sposobem na uratowanie wielu niewinnych ludzi. Z kolei Salvini określa korytarze humanitarne mianem oczywistego rozwiązania.
 
Nie ma miejsca na milczenie
Ostre i zdecydowane reakcje przedstawicieli włoskiego episkopatu stanowią przykład tego, że są sytuacje, w których nie ma miejsca na milczenie Kościoła, a tym bardziej na jakiekolwiek jego ustępstwa i kompromisy. Zwłaszcza w sprawach, które są społecznie ważne. Kościół we Włoszech chce być wierny Ewangelii i papieżowi Franciszkowi, dlatego w sposób kategoryczny sprzeciwia się działaniom rządu, który instrumentalnie wykorzystuje wiarę oraz symbole religijne do zbijania kapitału politycznego. Ważne są także głosy osób świeckich, które nie tylko sprzeciwiają się decyzjom władz, ale są także gotowe, aby przyjąć w swoim kraju tych, którzy potrzebują pomocy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki