Logo Przewdonik Katolicki

Męczennik z Salwadoru

Małgorzata Szewczyk
Abp Oskar Arnulfo Romero y Galdámez / fot. Wikipedia

Kim był abp Oskar Romero? Gorliwym duszpasterzem, zwolennikiem teologii wyzwolenia czy mesjaszem teologiczno-politycznym?

„W imieniu Boga, w imieniu ludu umęczonego tak długim cierpieniem, którego skargi wznoszą się do niebios i każdego dnia są większe, proszę was, błagam was, rozkazuję wam w imieniu Boga: zaprzestańcie represji” − te dramatyczne słowa abp Oskar Arnulfo Romero y Galdámez kierował do władz Salwadoru 23 marca 1980 r. Następnego dnia, w kaplicy szpitala onkologicznego Opatrzności Bożej w San Salvador, przy którym mieszkał, przewodniczył Mszy św. Była godz. 18.40. 73-letni abp Romero zakończył właśnie homilię, gdy padł w jego stronę śmiertelny strzał. Komu zależało na jego śmierci i dlaczego wokół tej postaci narosło tak wiele mitów, które odżyły ponownie, gdy niedawno Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych opublikowała dekret o męczeństwie arcybiskupa San Salvador?
 
Kraj na rozdrożu
Salwador lat 70. i 80. XX w. W państwie, w którym zwalczają się dwa środowiska polityczne, panuje chaos i olbrzymie dysproporcje społeczne. Zaledwie jeden procent właścicieli ziemskich − czternaście bogatych rodów − posiadał aż 40 procent najlepszych gruntów, nadających się pod uprawy. Bogacący się właściciele ziemscy wywłaszczali małorolnych chłopów, zabierając ich ziemie pod plantacje kawy, a wszystko to za przyzwoleniem rządu. Rozpoczął się wielki exodus wiejskiej biedoty do miast, która też − od czasu do czasu − mobilizowana przez komunistów wylegała na ulice. Dochodziło do krwawych starć, panował terror i gwałt. Co miesiąc ginęło okołó 3 tys. osób. W tych trudnych okolicznościach Kościół stanął przed problemem, po której stronie się opowiedzieć: popierać legalną władzę czy wziąć pod opiekę zdesperowaną biedotę? Znaczna część salwadorskich księży stanęła po stronie ubogich, opowiadając się tym samym za budzącą wiele zastrzeżeń Watykanu teologią wyzwolenia. Punktem wyjścia było dla niej doświadczenie ubóstwa i niedorozwoju w krajach Trzeciego Świata. Pod tym kątem poszukiwano w Biblii i tradycji kościelnej impulsów dla praktyki wyzwoleńczej, zmieniającej rzeczywistość w interesie ubogich i uciśnionych. Kierunek Kościoła całej Ameryki Łacińskiej, w tym także Kościoła w Salwadorze, wytyczyło Zgromadzenie Generalne Rady Konferencji Biskupów Ameryki Łacińskiej w 1979 r. w Puebla w Meksyku. Podczas spotkania potwierdzono „wybór na rzecz ubogich”, nakreślony wcześniej podczas spotkania w Medellin w Kolumbii, choć część biskupów uważała, że nie należy osłabiać pozycji rządu w walce z komunistycznymi bojówkarzami. W takiej sytuacji społeczno-politycznej przyszło duszpasterzować abp. Romero. Po studiach na Uniwersytecie Gregoriańskim, gdzie uzyskał doktorat, miał opinię wybitnie zdolnego. Gdy Paweł VI w 1977 r. powoływał go na arcybiskupa San Salvador, postrzegano go jako człowieka pobożnego, umiarkowanego konserwatystę, który będzie umiał budować mosty między Episkopatem a rządem.
 
„Nie musimy o nic żebrać u ziemskich polityków”
W ciągu lat narosło wokół osoby abp. Romero wiele mitów, a niedawna decyzja papieża Franciszka postrzegana jest przez niektóre środowiska jako kontrowersyjna. Arcybiskupowi zarzucano praktykowanie teologii wyzwolenia. Tymczasem były sekretarz hierarchy, ks. Jesus Delgado przekonywał niedawno, że abp. Romero nie interesowała teologia wyzwolenia. − Nie znał jej i nie chciał jej poznać. Wiernie trwał przy nauczaniu Kościoła katolickiego, a przede wszystkim przy nauczaniu papieży – powiedział ks. Delgado agencji CNA. Ujawnił, że były arcybiskup San Salvador od przedstawicieli teologii wyzwolenia otrzymywał wiele książek. Nigdy ich jednak nie czytał.
Pierwotnie uważano go za cichego zwolennika prawicy, potem lewicy, co jednak nie było prawdą. Nie prowadził walki politycznej, jedynie bronił prześladowanych, kapłanów i katechetów. „Nie musimy o nic żebrać u ziemskich polityków, bo mamy światło oświecające całą sferę życia politycznego. Nie angażujmy się po stronie żadnej partii politycznej” − powtarzał kapłanom. Uważał jednak, że nie może milczeć, bo jego głos może uratować życie wielu mieszkańców Salwadoru. Szybko stał się rzecznikiem tych, których pozbawiono głosu. Krytykował nadużycia reżimu. Wielokrotnie apelował do władz o powstrzymanie przemocy, utrzymywał kontakty z rodzinami pomordowanych. Domagał się wszczęcia procesu wyjaśniającego zabójstwo jezuity Rutilio Grande, swojego najlepszego przyjaciela. Rząd jednak nie rozpoczął dochodzenia. Wówczas, w geście protestu, abp Romero zakazał odprawiania Mszy św. w poszczególnych kościołach i wszystkich zaprosił na nabożeństwo do katedry w San Salvador, któremu sam przewodniczył. Podczas Mszy św. wojsko zabiło kilkadziesiąt osób.
Gdy Stany Zjednoczone planowały zwiększyć pomoc dla junty wojskowej, napisał do prezydenta Jimmy’ego Cartera: „Jestem bardzo zaniepokojony wiadomością, że rząd Stanów Zjednoczonych rozpatruje sposoby udzielenia pomocy wojskowej Salwadorowi, (…) Pański rząd (…) popiera niesprawiedliwość i represje wobec zorganizowanego ludu, który bardzo często walczy o respektowanie elementarnych praw człowieka”. Prezydent USA apelu nie wysłuchał i wysłał skargę na abp. Romero do Watykanu. Jeszcze w 1979 r. udał się do Watykanu i odbył audiencję u Jana Pawła II. Wiązał z nią duże nadzieje, jednak jak później wspominał, ani pierwsza, ani późniejsza − w 1980 − nie przyniosły oczekiwanego przez niego rezultatu. Uznał, że papież był jednostronnie informowany o sytuacji w Salwadorze. Jan Paweł II nie mógł pogodzić się z opinią Romero, że rewolucja jest dozwolona jako ostateczny środek.
 
Z nienawiści do wiary
Mimo prowadzonego dochodzenia w sprawie mordu na abp. Romero śledztwo wymiaru sprawiedliwości nie przyniosło jak dotychczas żadnego rezultatu. Z raportu Komisji Prawdy, która badała zbrodnie popełnione w czasie wojny domowej w Salwadorze, która trwała do 1992 r., wynika jednak, iż istnieje „ewidentny dowód” udziału w tym zabójstwie Roberto D’Aubuissona – zmarłego w 1992 r. założyciela Narodowego Sojuszu Republikańskiego – partii rządzącej Salwadorem w latach 1989–2009.
Na pogrzeb abp. San Salvadoru przyszło ponad 100 tys. ludzi. Meksykański kard. Ernesto Ahumada, wysłannik Jana Pawła II, nazwał zamordowanego hierarchę męczennikiem sprawiedliwości. Papież Polak − mimo oporu władz państwowych − z własnej inicjatywy odwiedził jego grób podczas wizyty w Salwadorze, a potem dodał jego nazwisko do wspomnienia męczenników XX w. w roku Wielkiego Jubileuszu.
Watykan długo badał, czy abp. Romero został zamordowany in odium fidei (z nienawiści do wiary) czy z przyczyn politycznych. Proces beatyfikacyjny abp. Romero na szczeblu diecezjalnym trwał w latach 1993–1997. W lutym 2008 r. media podały, że został zawieszony. Na początku stycznia kolegium teologów Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych jednogłośnie opowiedziało się za autentycznością męczeństwa in odium fidei. Biskup pomocniczy archidiecezji San Salvador, Gregorio Rosa Chávez podkreślił, że Franciszek jest przekonany, że abp Romero jest „świętym i męczennikiem”.
Romero sympatyzował z ruchem Opus Dei, przywiązany był do duchowości ignacjańskiej. − Był to człowiek modlitwy, człowiek Boży, człowiek Kościoła, Pisma Świętego, głębokich tradycji. Był wierzącym, który z własnego wyboru stanął wśród ubogich, wiedząc, że królestwo Boże, jak mówi Jezus, jest wśród najuboższych i kroczy razem z nimi. To nauczanie łączy abp. Romero z wielu współczesnymi męczennikami − zaznaczył postulator procesu beatyfikacyjnego abp Vincenzo Paglia. Prof. Roberto Morozzo della Rocca, związany z procesem abp. Romero zauważył: „Tę śmierć przez długi czas interpretowano retoryką słów, które już po niej wyszły spod pióra pewnego gwatemalskiego dziennikarza: «Jeżeli mnie zabiją, zmartwychwstanę w salwadorskim ludzie. Niech moja krew będzie posiewem wolności, niech moja śmierć będzie dla wyzwolenia mojego ludu». Te zdania, stale powtarzane, ale nie przez bliskich przyjaciół arcybiskupa, stworzyły mit Oscara Romero jako mesjasza teologiczno-politycznego”. Wszystko wskazuje, że są apokryficzne. W rzeczywistości o znaczeniu swej śmierci arcybiskup pisał krótko przed nią w swoich notatkach duchowych: „Powierzam Opatrzności Serca Jezusowego całe moje życie i przyjmuję moją śmierć. Nie zamierzam nadawać jej intencji, choć chciałbym, żeby była dla rozwoju mojego kraju i rozkwitu naszego Kościoła. Serce Chrystusa będzie umiało dać jej taki cel, jaki chce”.
 
 
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki