Logo Przewdonik Katolicki

Kto dzisiaj będzie się bił za Polskę

Jarosław Stróżyk
fot. Darek Delmanowicz / PAP

Z jednej strony panika, że będzie można niemal każdego wezwać na przeszkolenie wojskowe, z drugiej tysiące ludzi, którzy sami zgłaszają się do wojska. Reakcje na to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą są skrajnie odmienne.

Co zrobisz, jeśli Rosja nas napadnie? Jak myślisz, czy naprawdę może nam grozić wojna? Kto z nas nie słyszał w ostatnich dniach podobnych pytań w pracy, szkole czy podczas rozmów ze znajomymi. To jeden z głównych tematów rozmów Polaków. Odpowiedzi jakie podczas tych rozmów padają, są bardzo różne.
– Natychmiast pakujemy się w samochód i uciekamy na Zachód – deklaruje Paweł. – Nie będę ryzykować swojego życia i swojej rodziny w obronie państwa, które przez lata nie zrobiło nic, by się do obrony przed napaścią przygotować – dodaje.
– Wraz ze znajomymi zgłaszamy się do wojska. Nie po to tyle lat Polska walczyła o niepodległość, by w obliczu pierwszego zagrożenia natychmiast stąd zwiewać – mówi Wojciech. – Jeśli Rosja myśli, że tak łatwo byłoby jej podbić Polskę, to mocno się zdziwi. Nieraz w historii już się przekonywała, że jak trzeba, to potrafimy się bić jak nikt inny – dodaje.
Większość postaw jest gdzieś pośrodku. Ludzie mają duże wątpliwości. – Nie wiem, co bym w takiej sytuacji zrobił. Nie spodziewałem się, że za mojego życia będę w ogóle stawiał sobie takie pytania – szczerze przyznaje Marcin. – Pewnie wysłałbym rodzinę za granicę, żeby byli bezpieczni, a sam poszedłbym się bić. A może nie. W końcu nie wiedziałbym nawet, gdzie się zgłosić – podkreśla.

Obawa i brak wiary
Choć oficjalnie politycy i media twierdzą, że takiego tematu nie ma, to obawy Polaków po tym, co dzieje się na Ukrainie, z dnia na dzień rosną. Z sondażu przeprowadzonego przez Millward Brown dla TVN24 wynika, że prawie 39 proc. Polaków obawia się, że znów może dojść do wojny, a 49 proc. uważa, że w razie konfliktu NATO nie dotrzyma zobowiązań traktatowych.
Obawy Polaków przebiły się nawet do najważniejszych zagranicznych mediów. Niemiecki „Die Welt” opisał wspomniany wyżej sondaż. Natomiast amerykański „New York Times” pisze: „Wielu Polaków obawia się, że po Ukrainie przyjdzie kolej na nich. Jest w nich strach przed agresywnym i nieprzewidywalnym sąsiadem. A zapewnienia, że Rosja wcale nie ma wrogich zamiarów, wywołują co najwyżej nerwowy śmiech”.
W tej sytuacji niewiele trzeba, by wywołać panikę. Premier Ewa Kopacz podpisała kilka dni temu rozporządzenie, pozwalające wezwać na obowiązkowe ćwiczenia wojskowe każdego, kto jest zdolny do służby. Do tej pory powołania mogli otrzymywać wyłącznie ci, którzy mają za sobą czynną służbę. Rozpowszechnienie tej informacji w internecie wywołało prawdziwą burzę.
Wojskowi są w szoku. – Zaczęło się od kilku portali, które po swojemu zinterpretowały dokument. Autorzy nie sprawdzili, nie dopytali i puścili famę, że każdy może zostać wezwany do wojska. Potem dołączyły kolejne media i lawina ruszyła. Robimy dziś, co możemy, by prostować te fałszywe informacje – tłumaczył gen. Bogusław Pacek, doradca ministra obrony narodowej.
Gen. Roman Polko, były dowódca GROM, źle ocenia system informowania ludzi o stanie bezpieczeństwa państwa oraz możliwych szkoleniach. – Takie sygnały to dezinformacja. Po raz kolejny wypływa na zewnątrz, że rezerwiści będą szkoleni, wzywani, więc ludzie mają powody do niepokoju. Nawet zwykłe zaproszenie do WKU, aby porozmawiać, jest odczytywane jako pobór do wojska. Konsekwencja jest taka, że delikwent się zastanawia, czy nie uciec do Londynu i udawać, że przypadkiem go nie ma w Polsce – podkreśla.

Zgłaszają się sami
Wielu ludzi nie trzeba zachęcać do wojskowego przeszkolenia. Sami zgłaszają się do WKU, dzwonią i pytają, gdzie mogliby takie przeszkolenie odbyć. W zdecydowanej większości przypadków odbijają się od ściany. Wojskowi przyznają, że nie byli na takie zainteresowanie przygotowani. Tylko w ostatnich dniach chęć przeszkolenia zgłosiło kilka tysięcy osób. Wojsko próbuje wyjść naprzeciw ich chęciom.
– Na pewno nie obserwowalibyśmy takiego zainteresowania szkoleniami wojskowymi wśród młodych, gdyby nie zaostrzający się konflikt na Ukrainie. W tym roku planujemy w ten sposób przeszkolić 12 tys. ochotników, w przyszłym i kolejnym po 30 tys. – deklaruje gen. Pacek.
Wojskowe Komendy Uzupełnień w całym kraju przyjmują zgłoszenia od 1 marca. Wojsko stawia ochotnikom kilka warunków: muszą to być osoby, które mają uregulowany stosunek do służby wojskowej, niekarane, z polskim obywatelstwem, co najmniej 18-letnie, z minimum gimnazjalnym wykształceniem. Nie jest ważna płeć ochotników. Oferta wojska skierowana jest przede wszystkim do osób w wieku 18–50 lat, którzy jak dotąd nie mieli do czynienia z armią. Założenie munduru będzie dla nich szansą na zdobycie nowych umiejętności, na przykład strzeleckich, z podstaw topografii czy tych z zakresu udzielania pierwszej pomocy medycznej.

Pawłowicz do WKU, Olechowski do Australii
Różnice w postawach Polaków w obliczu zagrożenia dobrze pokazują też głośne ostatnio historie z udziałem znanych polityków. Pod koniec lutego posłanka Krystyna Pawłowicz z PiS napisała na jednym z portali społecznościowych, że chce przejść przeszkolenie wojskowe na wypadek zagrożenia Polski. – Chcę dać przykład młodszym. Zresztą, jak się zgłoszę, to chyba mnie nie wyrzucą. W czasie zagrożenia państwa każdy może się przydać – tłumaczyła.
Pawłowicz zgłosiła się nawet do Wojskowej Komendy Uzupełnień na warszawskiej Ochocie, ale wówczas okazało się, że takie szkolenia nie są organizowane, bo nie ma żadnych rozporządzeń w tej sprawie. Później gen. Bogusław Pacek, doradca ministra obrony narodowej tłumaczył dziennikarzom, że w szkoleniu mogą wziąć udział kobiety do 50. roku życia, a Pawłowicz ma 63 lata. Poza tym, zgodnie z prawem, posłowie nie podlegają służbie wojskowej.
Postawa Pawłowicz wywołała sporą dyskusję w mediach i internecie. Podobnie jak zupełnie odmienna deklaracja byłego ministra spraw zagranicznych Andrzeja Olechowskiego. – Założeniem jest, że Rosjanie nie są samobójcami, że nie chcą otwartej wojny. Takie jest założenie. Ono może być kompletnie fałszywe. Jeśli Rosjanie są gotowi i chętni do wojny, to trzeba się pakować i wyjeżdżać do Australii. Mnie się wydaje, że oni nie są gotowi – stwierdził Olechowski w TVN24.
– Żyjemy w atmosferze wojennej histerii, nieadekwatnej do tego, co się dzieje. Dekadę lat temu słyszeliśmy, że polska armia ma być przygotowywana do zwalczania międzynarodowego terroryzmu, a teraz mamy się szykować do wojny terytorialnej – mówi nam dr Rafał Chwedoruk. – Wypowiedź Olechowskiego jest w stylu tych na pograniczu histerii i groteski. Być może chciał pokazać, że konflikt z jednym ze światowych mocarstw może się zakończyć dramatem, ale nie powinien tego robić w taki sposób – dodaje politolog i podkreśla, że jeśli tak do sprawy podchodzą politycy, to trudno się dziwić zwykłym Polakom, którzy mają podobne dylematy.

Polska nieprzygotowana
Tym bardziej że z mediów co i rusz płyną sygnały, jak dalece Polska jest niegotowa do ewentualnego konfliktu zbrojnego. Okazuje się, że nasz kraj planuje wydać na zbrojenia w najbliższych latach ponad 100 mld zł. Polskie wojsko ma dysponować nowoczesnym uzbrojeniem, ale dopiero po 2020 r. Przygnębiające wrażenie robi porównywanie obecnego potencjału militarnego Polski i Rosji. Jeszcze bardziej wypowiedzi polityków, w tym byłych ministrów obrony, którzy deklarują, że w razie konfliktu z Rosją, Polska nie ma żadnych szans.
- W przypadku wojny Polska nie wytrzymałaby trzech miesięcy – stwierdził były wiceszef polskiego MON Romuald Szeremietiew. Furorę robiły też stwierdzenia rosyjskich mediów, że gdyby zechciały, to wojska rosyjskie mogłyby być w Warszawie w trzy dni.
Szeremietiew uważa, że w Polsce potrzebna jest zmiana sposobu patrzenia na system obrony narodowej. Jego zdaniem trzeba stworzyć taki system, który pomoże sojusznikowi przyjść nam z pomocą, a nie będzie tylko polegał na oczekiwaniu na niego. – Dlatego od dawna mówię, że w Polsce potrzebny jest system obrony terytorialnej. Tak, jak ma to miejsce choćby w Szwajcarii – podkreśla.
Trudno się z taką diagnozą nie zgodzić. Pytanie tylko, dlaczego 16 lat po przystąpieniu Polski do NATO i 6 lat po wprowadzeniu w naszym kraju w pełni zawodowej armii, dyskusja na ten temat dopiero się rozpoczyna? 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki