Logo Przewdonik Katolicki

IS - wróg całego świata

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Państwo Islamskie nowy lewiatan na politycznej mapie świata, złowieszczy twór fanatyzmu, którego jednym z najbardziej znamiennych symboli jest już nawet nie tyle ścinanie głów niewiernym, ile ich bestialskie, powolne odrzynanie.

Państwo Islamskie – nowy lewiatan na politycznej mapie świata, złowieszczy twór fanatyzmu, którego jednym z najbardziej znamiennych symboli jest już nawet nie tyle ścinanie głów „niewiernym”, ile ich bestialskie, powolne odrzynanie.

Jeszcze do niedawna wydawało się, że nikt nie będzie w stanie przebić islamskich terrorystów z Al-Kaidy pod względem stopnia okrucieństwa, brutalności i fanatyzmu. Błąd. Wszystko to i tak niknie wobec działań dżihadystów z samozwańczego kalifatu islamskiego, który przez kilka miesięcy swojego istnienia w pełni zasłużył na złowróżbne określenie: „siatka śmierci”.

 

Państwo z niczego

Trudno właściwe wskazać dokładny moment, w którym świat po raz pierwszy

zwrócił uwagę na Państwo Islamskie, zwane dziś z angielska IS (ang. Islamic State). We wszelkich dostępnych źródłach pojawia się informacja, że jego pierwotnym rdzeniem jest salaficka organizacja terrorystyczna działająca w Iraku. Salaficka, czyli nawiązująca do salafizmu – odłamu religijnego postulującego powrót do islamu w jego pierwotnej wersji, czyli islamu radykalnego i najbardziej fanatycznego.

Po raz pierwszy grupa wypączkowała na terenie historycznej prowincji Dżazira, leżącej w granicach dzisiejszej Syrii i Iraku. Tereny te w większości zamieszkują wyznawcy sunnizmu, choć akurat w całym Iraku sunnici stanowią mniejszość. Mimo to przez wiele lat to właśnie sunnici sprawowali tam niepodzielne rządy, korzystając z protekcji samego Saddama Husajna. Wszystko zmieniło się po amerykańskiej interwencji w Iraku w 2003 r. i odsunięciu od władzy irackiego dyktatora. Zaraz potem szyici przejęli władzę nad krajem, a sunnici znaleźli się w opozycji. Początkowo członkowie przyszłego IS stanowili część irackiej Al-Kaidy i to wtedy powstały zręby ich strategii zastraszania i szokowania opinii publicznej poprzez porywanie przypadkowych zakładników i dokonywanie na nich okrutnych egzekucji z transmisją na żywo w internecie. Ich celem padali jednak nie tylko „niewierni” i „krzyżowcy” stacjonujący w Iraku, ale także przedstawiciele szyickiej większości, co bardzo szybko doprowadziło do otwartej wojny religijnej. Dżihadyści, korzystający z hojnego finansowego wsparcia arcybogatych sunnitów z Arabii Saudyjskiej, zaczęli coraz bardziej rosnąć w siłę, aż w końcu byli już w stanie działać zupełnie samodzielnie. Wkrótce potem połączyli siły z sunnitami w Syrii, walczącymi z reżimem prezydenta Baszszara al-Asada, a jednocześnie coraz bardziej izolującymi się od reszty syryjskiej opozycji. Już wtedy coraz głośniej pojawiał się w ich ustach postulat stworzenia na Bliskim Wschodzie radykalnego islamskiego kalifatu opartego na prawie koranicznym. Do Syrii i Iraku zaczęli coraz liczniej przybywać bojownicy z całego świata arabskiego, aby walczyć o kalifat. Tak powstało ISIS Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie, mające wyrąbać siłą tereny pod przyszły sunnicki raj. Terroryści z ISIS wypowiedzieli wojnę dosłownie wszystkim: Kurdom, „niewiernym” szyitom i alawitom, islamistom z konkurencyjnych radykalnym ugrupowań, a przede wszystkim chrześcijanom mieszkającym na Bliskim Wschodzie. 29 czerwca 2014 r., w pierwszy dzień ramadanu, dżihadyści ogłosili powstanie kalifatu pod nazwą „Państwo Islamskie” na zdobytych przez siebie terenach w Syrii i w północnym Iraku. Na czele kalifatu stanął lider ugrupowania, szejk Abu Bakr al-Baghdadi, który już jako kalif Ibrahim ibn Awwad uznał się samowolnie za przywódcę wszystkich muzułmanów na świecie.

 

Najbogatsi terroryści świata

Prezydent USA Barack Obama przyznał w niedawnym wywiadzie telewizyjnym, że Stany Zjednoczone zostały zaskoczone szybkim wzrostem Państwa Islamskiego (IS) i niedoceniały jego siły, jednocześnie przeceniając zdolności i wolę walki irackiej armii. Zdaniem Obamy do wzrostu siły IS przyczynił się także chaos w Syrii, która stała się „strefą zero dla dżihadystów z całego świata”. Efekt tego jest zaś taki, że w rękach terrorystów z samozwańczego kalifatu znalazły się ogromne obszary na Bliskim Wschodzie, w tym całe prowincje Iraku i Syrii, zamieszkiwane przez kilka milionów ludzi i niezwykle zasobne w złoża surowców energetycznych.

Amerykańska CIA szacuje, że w chwili obecnej Państwo Islamskie dysponuje 31 tys. regularnych bojowników. Do tego dochodzi jeszcze nieokreślona liczba ochotników walczących po stronie IS, choć formalnie do niego nienależących. Inne szacunki mówią z kolei o co najmniej 80 tys. doświadczonych bojowników. I jedna z najbardziej zaskakujących rzeczy: jak ocenił kilka dni temu Gilles de Kerchove, koordynator Unii Europejskiej ds. zwalczania terroryzmu, liczba Europejczyków walczących obecnie lub w przeszłości w szeregach Państwa Islamskiego przekroczyła 3 tys. osób. Co to za ludzie? Skąd oni tam się wzięli? No cóż, znaczna część dżihadystów ze Starego Kontynentu to rzecz jasna potomkowie dawnych muzułmańskich imigrantów, urodzeni i wychowani już w „zgniłej Europie” – najczęściej w odizolowanych osiedlach i dzielnicach muzułmańskich – szukający powrotu do swoich religijnych i kulturowych korzeni, często wychowankowie radykalnych szkół koranicznych, szykowani przez imamów do walki z „niewiernymi” i chętnie wykorzystywani w roli zamachowców samobójców. W gronie tym jest jednak także, nieznana z liczby, grupa rdzennych Europejczyków z dziada pradziada – Niemców, Szwedów, Holendrów, a podobno nawet i Polaków, których skusiła perspektywa życia według jasnych, radykalnych i ściśle określonych zasad koranicznych, mówiących jak żyć, co jeść i kogo nienawidzić.

Siła Państwa Islamskiego bierze się więc zarówno z autentycznego fanatyzmu jego aktywistów, jak i z relatywnie dużej siły bojowej ugrupowania. Bojownicy kalifatu potrafili nie tylko poradzić sobie z konkurencyjnymi ugrupowaniami islamskimi, ale także parokrotnie rozbić armię iracką, syryjskie siły rządowe, a nawet bitne oddziały kurdyjskie.

Według szacunkowych danych, już teraz Państwo Islamskie stało się także najbogatszą organizacją terrorystyczną na świecie, której majątek można liczyć nawet na ponad dwa miliardy dolarów. Tym potężniejszą, że położyła rękę na ziemiach zasobnych w ropę naftową.

Analitycy gospodarczy wyliczają, że IS kontroluje obecnie siedem pól naftowych i dwie rafinerie na północy Iraku, a także sześć z dziesięciu pól naftowych w Syrii. I to właśnie na nich koncentrują się dziś ataki koalicji antydżihadystycznej, zmierzając do odcięcia kalifatu od materialnych podstaw jego funkcjonowania.

 

Wołyń po islamsku

Nie sposób oczywiście nie wspomnieć o metodach działania, jakimi posługują się terroryści z Państwa Islamskiego. Metodach, które wzbudzają powszechny szok, przerażenie i oburzenie także w samym świecie islamskim. Jeden z ekspertów od terroryzmu stwierdził nawet, że dzihadyści z kalifatu są tak radykalni, że odcięła się od nich nawet Al-Kaida. Ile w tym stwierdzeniu jest prawdy, nie wiadomo, fakt, że oba ugrupowania pozostają dziś w ostrym konflikcie.

Na zajętych przez siebie terenach członkowie IS dokonują krwawych masakr i czystek etnicznych na ogromną skalę wobec mniejszości religijnych i wszelkich przeciwników ich rządów: chrześcijan, jazydów, szyitów, Kurdów, a nawet umiarkowanych sunnitów – które do złudzenia przypominają krwawe antypolskie akcje ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu podczas II wojny światowej.

Charakterystyczna dla ich sposobu działania jest tragiczna historia prawniczki i działaczki na rzecz praw człowieka w Iraku Samiry Salih al-Nuaimi, porwanej przez dżihadystów kilka tygodni temu z własnego domu na oczach męża i trójki dzieci. Po kilkudniowych bestialskich torturach szariacki sąd skazał ją na publiczną egzekucję za „dokonanie aktu apostazji”. Rzekomo całą jej „winą” były posty na Facebooku, w których krytykowała zniszczenie przez IS miejsc kultu religijnego w Mosulu. Z kolei inny chrześcijanin, który publicznie nazwał rebeliantów bandytami, został za to ścięty, poćwiartowany, a jego ciałem nakarmiono psy.

 

Human Rights Watch oskarża Państwo Islamskie o szereg zbrodni przeciwko ludzkości, m.in. w czerwcu dżihadyści dokonali masakry 1700 pojmanych żołnierzy irackiej armii w Tikricie na północy Iraku. Na zdjęciach przedstawiających egzekucje widać bojowników z maskami na twarzach, którzy rozstrzeliwują grupy ciasno stłoczonych, skrępowanych mężczyzn. Fotografie noszą podpis: „Brudni szyici zabijani setkami”… Lista zbrodni IS dokonywanych w imię prawa szariatu jest rzecz jasna o wiele dłuższa, by wymienić choćby głośne egzekucje amerykańskich dziennikarzy Jamesa Foleya i Stevena Sotloffa. Wszystkie te szokujące doniesienia sprawiają jednak, że do koalicji przeciwko dżihadystom przyłącza się coraz więcej państw, także tych ze świat arabskiego. Proporcjonalne rozwiązanie siłowe popiera w tym konkretnym przypadku również Stolica Apostolska.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki