Wróciłem w mundurze na parking po samochód, a pilnujący go mężczyzna mówi do mnie: - Proszę pana, wojna jest! Pytam: - Jaka wojna? W odpowiedzi usłyszałem: - Stany Zjednoczone zaatakowane przez terrorystów - wspomina tamten dzień ks. Zbigniew Jaworski, kapelan 8 Flotylli Obrony Wybrzeża ze Świnoujścia, proboszcz tamtejszej parafii wojskowej św. Bernarda.
Był 11 września 2001 roku. Ks. Zbigniew Jaworski uczestniczył w sympozjum kanonistów Polskich w warszawskim Seminarium Duchownym. Wychodząc na chwilę na parking do pilnującego samochód mężczyzny, usłyszał, że Stany Zjednoczone zostały zaatakowane przez terrorystów. - Jakich terrorystów i dlaczego? Na te pytania nie znałem jeszcze odpowiedzi - mówi ks. Jaworski.
Ksiądz pośpiesznie włączył radio.
- Stany Zjednoczone w ogniu. Atak terrorystyczny - usłyszał w wiadomościach. - Wtedy już wiedziałem, że zamach w Nowym Jorku zburzył mit bezpieczeństwa USA i zagroził bezpieczeństwu świata, i że teraz przyjdzie nam podjąć walkę z terroryzmem - wspomina.
Moje miejsce na okręcie
Na drugi dzień ks. Jaworski był już w bazie morskiej w Świnoujściu. W komendzie portu wojennego dowiedział się o planach przygotowania do wypłynięcia polskiego okrętu wojskowego nad Zatokę Perską. - Naturalnie czułem, że jako proboszcz miejscowej parafii wojskowej muszę z tym żołnierzami popłynąć - opowiada ks. Jaworski. Rozmyślania o krwawym ataku na USA przerwał telefon od biskupa polowego Wojska Polskiego Leszka Sławoj Głódzia. Biskup zapytał mnie, co ja na ten temat myślę. Odpowiedziałem: - Tam, gdzie są parafianie, tam i proboszcz być powinien. Wyraziłem wolę, że jeżeli ten okręt wyjdzie w morze, to ja chciałbym być na nim i być ich kapelanem.
Kurs na Zatokę Perską
10 lipca 2002 roku statek wojskowy ORP Kontradmirał Xsawery Czernicki z 50 żołnierzami na pokładzie obrał kurs nad Zatokę Perską. Podróż ze Świnoujścia do bazy w Bahrainie, miejscu, w którym polska jednostka miała stacjonować wspólnie z okrętami amerykańskimi, brytyjskimi i australijskimi, zajęła polskim żołnierzom 33 dni.
- Jako ksiądz nie tylko sam musiałem nabrać odwagi, ale też dać ją załodze - mówi ks. Jaworski.
Do bazy w Bahrainie polscy żołnierze płynęli bez przerwy, z jednym postojem w porcie na Malcie.
- Jak wyglądał dzień na okręcie?
- Trzeba go było samemu sobie rozplanować - odpowiada świnoujski kapelan żołnierzy. - Rano musiałem "omodlić okręt" w kabinie, odmawiałem brewiarz, a później odprawiałem Msze św. dla załogi. Oczywiście kapelan jako członek załogi brał udział we wszystkich bojowych alarmach ogłaszanych na okręcie.
Oddech od wojny
Ksiądz przeszedł chrzest morski. - Ceremoniał ten nie oszczędza nikogo, ja również musiałem się jemu poddać, a więc pokłonić się Neptunowi, pójść do fryzjera i kanapki z tą gorzką mazią zjeść - opowiada kapelan.
Bardzo ważnym momentem dla jednostki polskiej było spotkanie z miejscową Polonią, a "Oddechem" dla żołnierzy uczestniczących w operacji wojskowej nad Zatoką Perską był mecz piłkarski z miejscowym klubem z Bahrainu. - Przegraliśmy go 10:1 - śmieje się ks. Jaworski.
- W Bahrainie nie wyczuwa się wojny. To wyspiarskie państewko ma 3 wyspy zaludnione i 30 bezludnych, a cały Bahrain liczy 600 tysięcy mieszkańców. Klimatu wojny nie wyczuwa się w mieście, ale za to w bazie amerykańskiej daje się to odczuć. Zapomnieć o wojnie nie pozwalają ciągle dopływające jednostki wojenne. Tutaj czuje się bliskość konfliktu zbrojnego. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie widok lotniskowca. To potęga, która powoduje powstanie gęsiej skórki. Na okręcie moc ludzi, 70 samolotów, jeden obok drugiego. Odnosi się wrażenie, że taki jeden czy dwa lotniskowce mogą zdławić Irak w ciągu kilku godzin - mówi.
Pływający patriotyzm
- Jak człowiek przebywa 6 miesięcy z daleka od swoich najbliższych, to wtedy łatwiej pojąć znaczenie słowa "patriotyzm" - zauważa świnoujski kapłan. - Każdy sms z wiadomością, który przychodził od rodziny do marynarza, był dla niego wielką radością, wzmacniał go. To jest szalenie istotne, by, przebywając w rejonie groźby wybuchu konfliktu wojennego, nie tracić wiary i determinacji do walki, przecież w każdej chwili mogły paść rozkazy do rozpoczęcia wojny.
Święta na wojnie
Święta Bożego Narodzenia nad Zatoką Perską miały być jak najbardziej polskie. I takie też były. Przygotowano 12 potraw na okrętowym stole wigilijnym, była choinka, wspólne śpiewanie kolęd, dzielenie się opłatkiem oraz o 24.00 tradycyjna pasterka na okręcie. Wtedy też żołnierze wspólnie zaśpiewali kolędę ułożoną przez ks. Jaworskiego.
"Dzisiaj w Bahrajnie, w Zatoce
Perskiej wesoła nowina,
Że się łączymy z naszą Ojczyzną, w Święta Narodzenia
Chrystus się rodzi, sercom przewodzi
Pokój przynosi, o wolność prosi.
Choinka się mieni kolorami tęczy.
Biały opłatek, ludzi łączy.
Wyszedł na głębie bezkresnej toni, nasz okręt "Czernicki"
Polska bandera i biały orzeł, znane już są wszystkim:
Amerykanom i Brytyjczykom,
aborygenom i sojusznikom, którzy walczą z terroryzmem".
Lotem do kraju
Po 6 miesiącach, 200 dniach spędzonych nad Zatoką Perską załoga polskiego okrętu wracała do kraju. Misja zakończona. Żołnierzy i ks. Jaworskiego czekał 16-godzinny lot samolotem wojskowym do Ojczyzny. - Warunki były ciężkie, bo nasza podróż wyglądała jak desant. Każdy miał swoje bagaże przy nogach, zgięty był w połowie. Przerwy były tylko na tankowanie paliwa - wspomina ks. kapelan.
Żołnierze wrócili do swoich rodzin, ksiądz do swojej wojskowej parafii, a okręt pozostał nad Zatoką Perską z nową załogą. Wybuch wojny z Irakiem jest ciągle realny.
- Czy popłynąłby ksiądz znowu nad Zatokę Perską - pytam na zakończenie rozmowy ks. Jaworskiego. - Gdyby był taki rozkaz, to tak.