Logo Przewdonik Katolicki

Kłopoty z posłuszeństwem

Monika Białkowska
Czy mnie i moim następcom przyrzekasz cześć i posłuszeństwo? fot. Tomasz Barański/Reporter/East News

Żyjemy w czasach demokracji i synodalności. Posłuszeństwo jawi się nam jako relikt przeszłości. Na jego tle od czasu do czasu wybuchają małe konflikty i wielkie skandale.

O co chodzi w kościelnym posłuszeństwie, na czym ono polega, czemu służy i jakie niesie ze sobą zagrożenia?

Urząd czy charyzmat?
Napięcie między urzędem i charyzmatem jest tak stare jak Kościół. Od początku w Kościele zderzały się prawo i żywe doświadczenie spotkania z Jezusem. Urząd w Kościele jawi się jako coś skostniałego, jako bezduszne prawo, które krępuje entuzjazm, zapał i spontaniczność charyzmatu. Charyzmat owo krępowanie postrzega jako pewien ucisk. 
Relacje między darami hierarchicznymi (urzędem) a darami charyzmatycznymi w Kościele opisuje wydany w 2016 r. list Kongregacji Nauki Wiary. Kongregacja, doceniając wartość charyzmatów, przyznaje, że istnieje „konieczność uznania ich przez władze Kościoła”. To uznanie nie jest narzędziem kontroli czy ograniczenia. Kościół z biskupami na czele musi mieć pewność, że ludziom wierzącym (którzy nie mają głębokiej wiedzy teologicznej) nie podaje do wierzenia treści błędnych, niebezpiecznych, pochodzących z urojenia. Musi mieć pewność, że wszystko, co jest w nim głoszone, jest niezmiennym nauczaniem prawd wiary, przekazywanych od apostołów. Owszem, często okazywana tu ostrożność jest niejako „na wyrost”. Zdarza się, że któryś z biskupów zakazuje albo wstrzymuje działalność, która okazuje się potem w pełni prawowierna. Ale w kwestii tak poważnej jak prawdy wiary dużo lepsza jest zbytnia ostrożność niż nadmierna frasobliwość. Jeśli wiernym odebrać jedną wspólnotę i jednego księdza, prawdziwą wiarę i prawdziwe sakramenty znajdą również w wielu innych miejscach. Jeśli tym wiernym pozwolić uwierzyć w fałsz o Jezusie Chrystusie, można zrobić im tym krzywdę na wieki. 
Wracając do pytania, kto ma rację – urząd czy charyzmat – odpowiedzieć by zatem należało, że „charyzmat potwierdzony przez urząd Kościoła” lub „urząd Kościoła ożywiony charyzmatem”. Każda próba oderwania od siebie tych rzeczywistości albo kierowania się jednym tylko elementem sprawi, że albo popadniemy w skostniały formalizm, albo w emocjonalne uniesienia, które w łatwy sposób wyprowadzą nas na drogę fałszu. 

Strona urzędowa
Narzędziem do egzekwowania pewności wiary jest w Kościele posłuszeństwo. Trzeba zaznaczyć, że nie zajmujemy się tutaj kwestią posłuszeństwa osób świeckich. Świeckich obowiązuje posłuszeństwo innego typu: to posłuszeństwo wiary, posłuszeństwo wskazaniom Ewangelii i nauczaniu Kościoła. Obowiązuje ono w sumieniu i rozliczamy się z niego jedynie w konfesjonale. Jako świeccy nie jesteśmy zobowiązani prawnie do posłuszeństwa ani biskupowi, ani księdzu. Nie mają oni prawa wydawać nam poleceń dotyczących naszego sposobu życia, obowiązków, dysponowania naszym czasem, talentami czy pieniędzmi. 
Zajmujemy się tu wyłącznie kwestią posłuszeństwa wewnątrz urzędu Kościoła, w hierarchii: posłuszeństwem dotyczącym relacji księdza i biskupa, zakonnika i jego przełożonych. Spróbujemy też spojrzeć na to z jednej tylko, prawnej i praktycznej strony, choć posłuszeństwo ma również swoją głęboką teologię. Teologia ta, choć cenna, wydaje się jednak wyrastać na bazie praktycznego i niezbędnego dla porządku rozwiązania: jest ona nie tyle przyczyną, ile raczej uzasadnieniem posłuszeństwa. Skupmy się zatem na przyczynie.

Wolność na służbę
Żeby zrozumieć, dlaczego księża powinni być posłuszni przełożonym, wystarczy wyobrazić sobie Kościół, w którym posłuszeństwo nie istnieje, a księża kierować się mają tylko i wyłącznie sumieniem. Każdy z nich byłby samodzielnym „pracownikiem winnicy Pańskiej”, decydującym o tym, gdzie i kiedy chce posługiwać. Być może duża część z nich działałaby z większą gorliwością w miejscach, które rozumieją, i z ludźmi, którzy ich rozumieją. Kościół nie byłby jednak w stanie zapewnić opieki duszpasterskiej wszystkim swoim wiernym. Parafie bywają większe albo mniejsze, ale w krajach takich jak Polska cały teren jest objęty zasięgiem Kościoła – nie ma wsi, nie ma nawet jednej ulicy, która nie należałaby do parafii, gdzie ludzie nie mieliby „swojego” księdza. Bez posłuszeństwa nikt nie byłby w stanie zagwarantować, że rodzina, mając w domu umierającego chorego, będzie wiedziała, gdzie szukać dla niego kapłana. Nikt nie byłby w stanie obiecać, że dzieci zostaną ochrzczone. Na zasadzie dość odległej analogii można powiedzieć, że żadna firma nie byłaby w stanie funkcjonować, gdyby pracownicy robili to, co akurat podyktuje im sumienie, bez żadnego podziału obowiązków. W Kościele księża nie podpisują umowy o pracę, ale przyjmując święcenia, składają przyrzeczenie posłuszeństwa. Rezygnują z części swojej wolności dla osiągnięcia innych korzyści, już nie dla siebie, ale w służbie wspólnoty. Na tym między innymi polega ofiara z życia, jaką składają wspólnocie duchowni.

Ryzyko następcy
Oczywiście księża, jak wszyscy ochrzczeni, zobowiązani są w sumieniu do posłuszeństwa Ewangelii i nauczaniu Kościoła. Na płaszczyźnie prawnej zobowiązują się też do posłuszeństwa innego rodzaju. W czasie liturgii sakramentu święceń klękają przed biskupem i wkładają swoje złożone dłonie w jego ręce. Kiedy biskup pyta: „Czy mnie i moim następcom przyrzekasz cześć i posłuszeństwo”, każdy z nich odpowiada: „Przyrzekam”. Pytanie o „mnie i moich następców” jest pytaniem ważnym, a odpowiedź na nie zawsze niesie ze sobą pewne ryzyko. Młody ksiądz zna swojego biskupa. Ufa mu, szanuje go, świadomie oddaje swoje życie do dyspozycji Kościoła przez jego ręce. Nie ma jednak pewności co do tego, jacy biskupi będą jego przełożonymi w przyszłości. Nie wie, czy będą go rozumieli, czy będą liczyli się z jego potrzebami i umiejętnościami, czy on będzie darzył ich szacunkiem i zaufaniem. A jednak, niejako w ciemno, również tym następnym mówi „przyrzekam”. Zgadza się, że kiedy w diecezji nastanie inny biskup, to on przejmie nad nim jurysdykcję. Już nie polecenia poprzednika będą się liczyć, ale to, co nakaże obecny przełożony. Złożenie takiej obietnicy posłuszeństwa jest po ludzku ogromnym ryzykiem – ale jest ryzykiem, które przyjmujący święcenia doskonale znają i je rozumieją – ryzykiem, na które się zgadzają.

Nie naśladuj
Żeby zrozumieć, czym jest posłuszeństwo, najprościej będzie wyliczyć to, czym na pewno nie jest. Unikniemy w ten sposób błędnych kalek, które automatycznie przychodzą nam do głowy, kiedy słyszymy o posłuszeństwie.
Po pierwsze, posłuszeństwo nie jest naśladowaniem. Nie chodzi w nim o to, żeby robić to, co robią przełożeni, a kiedy oni zachowują się niegodnie, w imię sumienia wypowiadać im posłuszeństwo. Nawet jeśli przełożony zachowuje się niegodnie, to on będzie z tego rozliczany. Brak kwalifikacji moralnych nie odbiera mu jednak automatycznie jurysdykcji na poziomie prawa. Nadal to on decyduje o miejscu i rodzaju posługi księdza. Oczywiście przełożony powinien rozumieć swoje zadania nie jako władzę, ale jako posługę całej wspólnocie Kościoła. Sam również powinien jako pierwszy być posłuszny Ewangelii i nauce Kościoła. Jeśli jednak z jakiegoś powodu tak się nie dzieje, on odpowie za to przed Bogiem. Ale podwładny nie ma narzędzi, żeby wydawać wyrok na przełożonego i tym usprawiedliwiać odmowę posłuszeństwa.
To jest trudne, dla wielu jest bolesne i kosztujące wiele cierpienia. Ale to jest również ta ofiara, którą ksiądz z siebie składa. Znów wystarczy sobie wyobrazić, jak wyglądałby Kościół, gdyby ksiądz sam mógł uznać, że „takiemu biskupowi” on posłuszny nie będzie i w związku tym sam wybierze sobie rodzaj i miejsce misji.

Nadal wolni
Po drugie, posłuszeństwo nie jest odebraniem wolności. Nawet jeśli zdaje się tę wolność ograniczać, zawsze wynika z osobistej i dobrowolnej decyzji księdza. Jeśli w życiu małżeńskim ślubujemy sobie wierność, jest to ograniczenie pewnej wolności – ale dzięki dobrowolności przyrzeczenia nie da się nazwać tego ograniczenia niewolą.
Posłuszeństwo nie dotyczy absolutnie wszystkich wymiarów życia człowieka. W sensie teologicznym, owszem, jest pewnym nastawieniem ducha, kierunkiem całego życia. Na poziomie praktycznym i prawnym jest ono jednak szczegółowo regulowane przez prawo. Biskup ma prawo żądać posłuszeństwa, kiedy wypełnia nałożone przez prawo kanoniczne obowiązki, czuwając nad jednością lokalnego Kościoła i nad przekazywaniem czystej wiary. Nie może oczekiwać posłuszeństwa, jeśli chodzi na przykład o poglądy polityczne czy – uciekając się do skrajnych, acz znanych z historii przypadków – o obsługiwanie go podczas urodzinowej imprezy. Nie ma również najmniejszego prawa zmuszać kogokolwiek do popełnienia czy tuszowania przestępstwa.

Sumienie
Tu dochodzimy do kwestii sumienia. To właśnie ono jest instrumentem, który służy nam do podejmowania decyzji. Moralne działanie wymaga postępowania zawsze zgodnie z głosem sumienia. Czy posłuszeństwo ów głos sumienia zastępuje?
Postawienie sprawy jako alternatywę: albo posłuszeństwo, albo sumienie, jest błędne. Człowiek rzeczywiście każdą decyzję podejmuje w sumieniu. Wybory sumienia jednak nie są zawieszone w próżni. Sumienie ważyć będzie argumenty: sytuację, okoliczności, opinie za i przeciw, zdanie innych ludzi, wcześniejsze doświadczenia, w tym również własne upodobania człowieka, to, na co ma on ochotę, co jest mu bliższe. Ten proces jest naturalny i przebiega w sposób niemal nieświadomy: sumienie potrzebuje zbioru danych, bazy, na podstawie której podejmie decyzję.
Obietnica posłuszeństwa znajduje się w tej bazie danych jako jeden z wielu elementów. Całą sztuką jest to tylko, by wola biskupa ważyła więcej niż własne upodobanie. To, co „ja bym chciał”, odchodzi na dalszy plan – ważniejsze jest to, czego oczekuje przełożony. Nie zmienia się analiza naszej kondycji, umiejętności, okoliczności czy moralności danego czynu. Nie zmienia się to, że nadal mogę powiedzieć „nie”, ponosząc tego konsekwencje. Posłuszeństwo nigdy nie może zmusić księdza do popełnienia czynu niemoralnego. Może jednak zmotywować go do podjęcia zadań, w których nie ma upodobania, albo które wydają mu się ponad siły.

Słuchanie
Oczywiście przełożony może popełnić błąd. Spotykamy się z księżmi, których przerosła sytuacja, którzy nie udźwignęli zadań i poddali się zwątpieniu, zachorowali na depresję, poczuli się okradzeni z energii i talentów. Dlatego równie wyraźnie, jak mówimy o konieczności posłuszeństwa, mówić należy o właściwym sposobie sprawowania władzy i o nadużyciach z nią związanych.
Najważniejszą rzeczą, jaką powinni wypełniać przełożeni, jest słuchanie. Wielu myli te pojęcia, obawiając się, że słuchając podwładnych, staną się im posłuszni. Tymczasem już św. Benedykt pisał, że w klasztorze wysłuchać należy nawet najmłodszego, bo również przez niego mówić może Duch Święty. Opat nie ma być najmłodszemu posłuszny. Opinia najmłodszego do niczego go nie zobowiązuje. Ale musi jej wysłuchać. Musi wiedzieć i rozumieć. To służy dobremu sprawowaniu władzy, a przez to całej wspólnocie: ten, kto dobrze zna swoich podwładnych, zna ich upodobania i talenty, będzie potrafił wykorzystać je w sposób najbardziej owocny i dla nich, i dla całej wspólnoty. Słuchanie podwładnych w Kościele chroni przed pokusą dyktatury, przejęciem kontroli nad każdym ich krokiem. Podwładni mądrego przełożonego mogą być twórczy, mogą odważnie szukać i inicjować nowe zdarzenia. Posłuszeństwo będą rozumieć jako gotowość poddania swoich inicjatyw namysłowi Kościoła: bo wkładając swoje ręce w dłonie biskupa, zdecydowali, że każde ich działanie będzie nie ich prywatne, ale stanie się częścią misji Kościoła.

Pierwsi posłuszni
Jeśli przełożeni nie będą słuchać, jeśli swoją misję traktować będą jak władzę, a nie służbę wspólnocie, wtedy dochodzić będzie do szkodliwych nadużyć. Ich owocem będzie lęk. Lęk paraliżuje: nie pozwala wychodzić z nowymi inicjatywami, krępuje najprostsze działania. W sytuacjach lękowych najlepiej odnajdywać się będą ludzie mierni, bez własnej inicjatywy, niewyrastający ponad przeciętną. Nadużycia biskupów wobec księży w naturalny sposób powodować będą nadużycia kapłanów wobec świeckich. Ksiądz niewysłuchany, stłamszony przez biskupa, któremu odebrano poczucie sprawczości, może próbować odbić to sobie na grupie świeckich, tam wreszcie czując się silnym i sprawczym. To właśnie w takich sytuacjach dochodzić będzie do poważnych, duchowych krzywd.
Dlatego, choć posłuszeństwo kapłanów w Kościele jest ważne i potrzebne, równie mocno jak o nie upominać się trzeba również o jego źródło: o posłuszeństwo biskupów wobec Boga, Ewangelii, Magisterium Kościoła i prawa. Podwładni mądrego, pokornego i służącego biskupa nie będą mieli pokusy ani buntu, ani uzurpowania sobie władzy absolutnej nad żadną wspólnotą.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki