Logo Przewdonik Katolicki

Prawda czasu i prawda ekranu

Paweł Stachowiak
W Europejskim Centrum Solidarności można przenieść się w czasie i w mieszkaniu z epoki posłuchać przemówienia I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka fot. Wojciech Strozyk/REPORTER/East News

Gierkowskie dziesięciolecie stało się antytezą Polski lat 90., które dla pokoleń wychowanych w PRL-u były czasem chaosu, braku stabilizacji i jasnych reguł, jakże różnym od tego, do czego przywykli i co w jakiś sposób akceptowali.

Jest prawda czasu i jest prawda ekranu – powiada Zagajny, reżyser Ostatniej paróweczki Hrabiego Barry Kenta w filmie Miś. Myśl Zagajnego niosła treść głęboką, dokonywała rozróżnienia między rozmaitymi „prawdami” – innymi wobec tego, co rzeczywiste, i wobec tego, co postulowane. Miś był inspirowany realiami epoki „późnego Gierka”, schyłkiem lat 70., gdy kryzys państwa, gospodarki i poczucie absurdalności kraju, w którym żyliśmy, osiągnęły apogeum.
Wtedy właśnie, w lipcu 1980 r., w przeddzień sierpniowego buntu, poznański kabaret Tey wystąpił podczas festiwalu w Opolu z legendarnym programem Z tyłu sklepu. Teksty, piosenki i aluzje, dla późniejszych pokoleń nie całkiem zrozumiałe, budziły wtedy żywą i entuzjastyczną reakcję publiczności, która w lot łapała ów nieoczywisty humor. „W pierwszym rzędzie witamy wszystkich siedzących” – tak witał Zenon Laskowik opolską publiczność i wszyscy wiedzieli, co ma na myśli. Taka była powszechna świadomość, wcale nie ograniczona tylko do środowisk inteligenckich, naznaczona poczuciem nieposzanowanej godności, propagandowych manipulacji, coraz bardziej dokuczliwych realiów dnia codziennego.
Edward Gierek był wtedy wyrazistym symbolem tego, co bolało większość Polaków. Jego usunięcie ze stanowiska I sekretarza PZPR 6 września 1980 r. zostało przyjęte jako zasłużona kara za kryzys, w który wpędził kraj i jego obywateli. Ze świecą byłoby wtedy szukać jakiegokolwiek sentymentu do osoby Gierka. To wtedy wszyscy z lubością opowiadali, skądinąd nieprawdziwe, historie o Stanisławie Gierkowej latającej do Paryża do fryzjera, o złotych klamkach w rezydencji itp.
Nikt po Gierku nie płakał, także wtedy, gdy 13 grudnia 1981 r. Wojciech Jaruzelski nakazał go zamknąć w obozie dla internowanych. Generał wiedział, że ta akurat decyzja może spotkać się z szeroką aprobatą społeczeństwa. Gierek i jego epoka zdawali się spoczywać na śmietniku historii.

Szok lat 90.
Wszystko zmieniło się w latach 80., a szczególnie na początku III RP, gdy wielu Polaków stanęło wobec niezrozumiałych dla nich konsekwencji transformacji wolnorynkowej. Najpierw bezrobocie, zjawisko w PRL istniejące, choć ukryte, abdykacja państwa z roli opiekuńczej, odwrócenie hierarchii społecznego prestiżu – ci, którzy niegdyś byli piętnowani, jako badylarze, cinkciarze, spekulanci i prywaciarze, nagle stali się bohaterami nowej epoki. Koniec gospodarki niedoboru, w której decydująca rolę w pozyskaniu dóbr odgrywały nie pieniądze, ale stosunki, zastąpionej rzeczywistością powszechnej dostępności towarów, uzależnionej jednak od zasobności portfeli – to wszystko tworzyło głęboki dysonans w umysłach pokoleń ukształtowanych w PRL-u.
Niejednokrotnie spotykamy się z oceną, iż masowy bunt społeczny początku lat 80. był wynikiem rozczarowania społeczeństwa, szczególnie ludzi pracy, lekceważeniem przez władzę zasad, które oficjalnie głosiła. Tzw. realny socjalizm miał być systemem egalitarnym, wdrażającym w życie marksowską zasadę: „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego pracy”. Wielkim sukcesem systemu, ale równocześnie zarodkiem jego klęski, było zaaprobowanie tych haseł przez robotników – społeczne zaplecze władzy. Oni uwierzyli w to, co dla elit komunistycznych było ledwie propagandowym zaklęciem. Strajkujący stoczniowcy nie odwoływali się do liberalnej równości szans, oni chcieli równości żołądków. Czujemy to, czytając 21 postulatów gdańskiego MKS.

Sukces propagandy
Edward Gierek i propaganda jego epoki odegrali kluczową rolę w uformowaniu takiego sposobu myślenia. „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” – to hasło było w latach 70. wszechobecne i nie widziano w nim jedynie pustego sloganu. Rozwój Polski miał przynosić wzrost poziomu życia jej obywateli, tworzyć szansę sukcesu, nie tylko dla przyszłych pokoleń, ale także wtedy żyjących. Gierkowska „propaganda sukcesu” okazała się „sukcesem propagandy”. Była skuteczna, wielu w nią uwierzyło. Obraz lat 70. ukształtował się w społecznej pamięci raczej jako efekt oddziaływania propagandy, niż jako osobiste wspomnienie mizerii drugiej połowy tamtego czasu.
Któż, pamiętający tamtą epokę, potrafi dziś rozdzielić to, co było rzeczywistością, od tego, co było kreacją propagandy? Poza tym dała o sobie znać naturalna skłonność do kierowania się w ocenach przede wszystkim własnym, osobistym doświadczeniem. Przekaz rodzinny, stereotypy i klisze, bardziej niż interpretacje historyków, ekonomistów i politologów, wpływały i wpływają na zbiorową pamięć epok i ludzi. Wspominamy darmowe wczasy, szeroko rozbudowaną sferę usług socjalnych, inwestycje, otwarcie na zachodnią popkulturę.
Niewielu potrafi dostrzec, iż u źródeł „dobrobytu” lat 70. stało nieracjonalne wykorzystanie kredytów, że „przejedliśmy” znaczną część tego, co miało uzdrowić polską gospodarkę. Któż zastanawia się nad przyczynami tego iluzorycznego „cudu”, któż postrzega go w kontekście zapaści początku lat 80.?

Wybiórcza pamięć
Decydujące znaczenie dla historycznej rehabilitacji Gierka i jego epoki miało zatem zjawisko społecznego zapominania, wybiórczy charakter naszej pamięci, ale przede wszystkim rzeczywistość posttransformacyjna, konsekwencje zmian początku lat 90. dla tzw. zwykłego człowieka. Polacy nie byli przygotowani na szok wolnego rynku, szczególnie ci, którzy najpierw byli bohaterami walki z systemem, a później stali się ofiarami reform. Zaczęła rosnąć nostalgia za epoką socjalnego bezpieczeństwa, mniemanego egalitaryzmu, a dla inteligencji za czasem „nocnych rodaków rozmów”, gdy „serca w nas pałały”, gdy nie musieliśmy szukać miejsca w prozie wolnego rynku.
To wtedy rosnąć zaczął Gierek i jego epoka. Dla jednych wspomnienie względnego dobrobytu, bezpieczeństwa socjalnego, równości żołądków, dla innych czas szlachetnej opozycyjności, gdy walka z systemem narażała na represje, ale przecież nie takie, jak bywało poprzednio. Gierkowskie dziesięciolecie zaczęło się stawać antytezą Polski lat 90., które dla pokoleń wychowanych w PRL-u były czasem chaosu, braku stabilizacji, jasnych norm i reguł, jakże różnym od tego, do czego przywykli i co w jakiś sposób akceptowali.

Nostalgia za Gierkiem
Czas „polskiej rewolucji”, „karnawału Solidarności”, zakończonego wprowadzeniem stanu wojennego, był zdominowany przez ideowy maksymalizm. „Bo lepiej byśmy stojąc umierali, niż mamy klęcząc na kolanach żyć” – śpiewano w atmosferze wzmożenia, ciała nabierały ducha romantycznej literatury, „wiał wiatr historii”. Któż miał wtedy odczuwać nostalgię za Gierkiem? Otóż nawet w tamtym czasie i później, w latach 80., istniała silent majority, milcząca większość, nieobecna w społecznej pamięci, zdominowanej przez romantyczny paradygmat. Dla niej „karnawał Solidarności” był bałaganem, szaleństwem naruszającym poczucie bezpieczeństwa, cenniejszego aniżeli abstrakcyjna wolność.
W latach 90. ta „większość” zaczęła mieć głos. Dominacja romantycznej tradycji walki, poświęcenia, moralnej słuszności, przestała mieć uprzywilejowaną pozycję w sferze społecznego dyskursu. Czasy PRL-u nie były już, szczególnie po rehabilitujących tamten system wyborach 1993 i 1995 r., przedmiotem jednoznacznego potępienia. Nostalgia za epoką Gierka, sentyment do jego osoby, przestały być absolutnie niepoprawne. Nie trzeba było już tych emocji trzymać w tajemnicy, wolno było powiedzieć: tak, lata 70. były najszczęśliwszą dekadą mojego życia.
To jest oczywiście „prawda ekranu”, „prawda pamięci” – w żadnym wypadku nie „prawda czasu”, ani „prawda historii”. Kogóż jednak interesują ustalenia i oceny historyków, efekty naukowej refleksji, zobiektywizowane interpretacje przeszłości? Historia przegrywa z pamięcią, tym bardziej gdy popkultura schlebia stereotypom. Ludzie po projekcji Gierka wstają, klaszczą i płaczą nie dlatego, że widzą prawdziwy obraz tamtych czasów. Oni są wzruszeni tym, że film schlebia ich pamięci. Jakże skądinąd odległej od faktów.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki