Logo Przewdonik Katolicki

Pieśń z ducha i z ciała

Ewa Kiedio
Monika Jeronimek, Oblubieniec. Oblubienica II fot. fot. Roman Zilinko, Ostap Lozynsky

Czy można Pieśń nad Pieśniami wymalować jako ikonę? Granice swoich możliwości sprawdzali na tym temacie artyści z Polski i z Ukrainy, a efekty ich pracy obejrzymy w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.

To już trzynasta odsłona warsztatów ikonopisów, odbywających się od  2009 r. we wrześniu w Nowicy. Tym razem wprawdzie zmianie uległo miejsce – artyści spotkali się w Krzyworówni na Huculszczyźnie – niezmienne pozostało jednak stawianie sobie wysokich wymagań, niepowtarzalna atmosfera zgrupowania tylu utalentowanych osób w jednym miejscu (co skutkuje oczywiście fascynującymi rozmowami o życiu i sztuce!), a w końcu wspólny, zadany temat. Obok tych, które są dobrze zadomowione w tradycji ikony, jak Ikony świąteczne, Czas życia, czas śmierci czy Słowo stało się ciałem, pojawiały się już w ubiegłych latach takie, dla których w kanonie ikony próżno szukać reprezentacji, a więc Psalmy czy Przypowieści. Skupienie się na Pieśni nad Pieśniami to znów pomysł z grupy nietypowych i zaskakujących. Co z tego wyszło?

Dosłownie…
Podczas wernisażu jeden z organizatorów warsztatów oraz kurator wystawy, Mateusz Sora, stwierdził, że rozstrzyganie, czy są to ikony, nie powinno koncentrować na sobie uwagi. Najważniejsze jego zdaniem jest to, że w obrazach tych mamy przed sobą świadectwo żywej wiary. Są to słowa, które wiele mówią o tej wystawie. Sama pytałam kiedyś organizatorów w wywiadzie, czy nie słuszniej byłoby, w przypadku Nowicy, mówić o warsztatach sztuki religijnej. Tym razem pytanie to wraca ze zdwojoną siłą ze względu na przewagę prac, które nie tylko powstały w obcych ikonie technikach (np. linorytu), ale też nie odwołują się do sposobu obrazowania, przyjętego w sztuce ikony. Koncentrowanie się na tym może rzeczywiście odebrać całą radość i duchową owocność, płynącą z oglądania wystawy. A jest się przed czym zatrzymać!
Prezentowane prace są tak różne, jak różne bywają interpretacje samej Pieśni nad Pieśniami. Niektóre z nich, m.in. obraz Sen Andrija Wynnyczoka, przedstawiający parę przytuloną do siebie w łóżku, kierują się mocno w stronę odczytania dosłownego. Jeśli są to drogi mistyki, to tej szczególnej, na styku z erotyką. Nie ma zresztą w takiej interpretacji niczego karygodnego. Choć Pieśń nad Pieśniami znalazła się wśród świętych ksiąg Biblii, nie pojawia się w niej ani razu imię Boże. Współcześnie komentarze biblistów uznają nierzadko odczytanie dosłowne za podstawowe. Pieśń nad Pieśniami jest według nich pochwałą ludzkiej miłości, niepozbawionej wymiaru fizycznego. W komentarzu zawartym w Biblii Jerozolimskiej czytamy: „W Pieśni nad Pieśniami nie widać żadnego dążenia do alegoryzacji […]. Temat księgi jest wyłącznie świecki, gdyż sam Bóg pobłogosławił małżeństwo, pojmowane w mniejszym stopniu jako środek służący prokreacji, a raczej jako serdeczną i stałą wspólnotę mężczyzny i kobiety. […] Nie ma więc przeszkody, która zabraniałaby poświęcić tej miłości całą księgę i przyjąć ją do kanonu ksiąg natchnionych. Nie do nas należy wyznaczanie granic natchnieniu Bożemu”.

…ale nie tylko
Komentarz ten nie odmawia jednak poprawności interpretacjom, które widzą w tej księdze obraz relacji Chrystusa z Kościołem lub zjednoczenia duszy z Bogiem. Przez niektórych pod postacią Oblubienicy odczytywana bywa także Maryja. Wybrzmi to w subtelnych obrazach na desce Sylwii Perczak, która w dyptyku do słów „Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu” przedstawiła scenę zaśnięcia Matki Boskiej. Chrystus – zgodnie z ikonografią chrześcijańskiego Wschodu – bierze jej maleńką niczym dziecko duszę na ręce i trzyma właśnie na wysokości swego serca. Inna praca artystki ukazuje przebitą dłoń, nie pozostawiając wątpliwości, kto jest tytułowym „Oblubieńcem”.
Wers „Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu” skupił również uwagę Moniki Jerominek. Na wystawie zobaczymy jej ciekawie zakomponowaną temperę na desce, przedstawiającą w wielkiej bliskości dwie twarze: mężczyzny i kobiety skłaniającej mu głowę na pierś. Choć jest to przedstawienie spoza kanonu ikony, przyjęty został charakterystyczny dla tej sztuki sposób modelowania twarzy. Rysy mężczyzny i delikatnie zarysowana aureola nad jego głową są czytelnymi, ale nienarzucającymi się znakami, że chodzi tu o postać Chrystusa. Zachowane zostaje jednocześnie zakorzenienie w miłości oblubieńczej, wyrażanej poprzez fizyczność, gestami zbliżenia ciał. Ta właśnie praca bodaj najmocniej ze wszystkich oddaje dwojaki – dosłowny i alegoryczny – sens Pieśni nad Pieśniami.
Na wystawie znalazły się także prace abstrakcjonistów, Joanny Mazuś i Krzysztofa Sokołowskiego, którzy myśl Pieśni nad Pieśniami i buzujące w niej emocje oddali językiem kształtów przywołujących na drodze intuicji i skojarzeń pewne stany, uczucia, cechy. Na tle przedstawień figuratywnych wyraźnie odcinają się również obrazy tyleż słynnego ostatnio, co kontrowersyjnego i tajemniczego (niepokazującego się w mediach i na wernisażach) Borysa Fiodorowicza. Nie sięga on tym razem po jarmarczne w stylu przetworzenia ikon, kierujące ostrze krytyki przeciw współczesnym zjawiskom społecznym. Proponuje swego rodzaju koncepty, rebusy, operujące na symbolach, jak w pracy „Który gładzisz grzechy świata” z krzyżem wpisanym w kod kreskowy. Obryzgująca go krwista czerwień z pewnością sprawi problem czytnikom przy kasie. Należności nie trzeba już regulować. Dług został spłacony…

Silniejsza niż lęk
Co roku na nowickich warsztatach pojawiał się ktoś nowy. Przez te lata stabilne stało się jednak także grono osób, które przyjeżdżały zawsze i które stały się rozpoznawalne dla zwiedzających poplenerowe wystawy. Jednym z takich artystów był Ostap Łoziński, zmarły na początku tego roku w wieku zaledwie 39 lat. Jego prace zawsze zwracały uwagę niepokojącym nastrojem – jak przed burzą – chłodem, obfitym wprowadzeniem szarości i czerni. Przedstawione na nich postaci sprawiały wrażenie wyobcowanych, zdystansowanych wobec siebie, w nieprzezwyciężalny sposób osobnych, jakby przerażonych sobą samym i światem naokoło. Taki charakter zachowują także dwie prace z ubiegłorocznych warsztatów, prezentowane w sali muzeum archidiecezjalnego: Matko, oto syn Twój ze sceną spod Chrystusowego krzyża oraz Wyzwolenie, na którym połączenie motywów przebitych stóp, jabłka oraz męskiej i kobiecej postaci – w połowie przedstawionych jako szkielety, w połowie zaś przyobleczonych ciałem – nasuwa ogrom interpretacji. Intrygująco zakomponowane, stanowią mocny punkt ekspozycji.
Covid oddzielił od nas także jedną jeszcze osobę. Trwająca teraz wystawa poplenerowa była pierwszą, którą otwierał nie, zmarły blisko rok temu, ks. Mirosław Nowak, ale nowy dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, Piotr Kopszak. Słusznie organizatorzy we wstępie do katalogu wystawy piszą o „kolejnym roku obaw, ograniczeń i zatrważających prognoz”. Zaraz obok mówią jednak o przedstawionej w Pieśni nad Pieśniami miłości, która silniejsza jest niż lęk.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki