Logo Przewdonik Katolicki

Zbyt bliska świętość?

Ewa Kiedio
Jezus Chrystus Superstar, 2020 Dark dress. Trzy lata później, 2020 300 mil do nieba, 2019 fot. archiwum autora/Borys Fiodorowicz

Matka Boska w maseczce antycovidowej, archanioł sprzątający nieczystości po swoim psie, Dzieciątko Jezus jako uchodźca… Borys Fiodorowicz święte wizerunki łączy ze sprawami współczesnymi, jednych zachwycając, a innych drażniąc.

Przecież to nie są ikony, tylko jakaś jarmarczna tandeta – szydzą niektórzy, widząc wychodzące spod jego pędzla deski. Nie wydaje się, by Borys Fiodorowicz miał się czuć takimi słowami dotknięty. Sam, mówiąc o swoich pracach, używa sformułowania „obrazy inspirowane ikonami”, świadom, że odbiegają one od kanonu i że powstają w innej niż ikony technice, z użyciem farb olejnych lub akrylowych. Chociaż jest sprawnym plastykiem, nie realizuje w wypadku tych przedstawień pełni swoich możliwości, nie skupia na precyzji wykonania. Widać, że kluczową rolę odgrywa tu koncept – dowcipne, zapadające w pamięć uchwycenie ważnych społecznie treści. O modelowanie ciała świętych postaci dba o tyle, byśmy z łatwością rozpoznali je jako przedstawienia religijne, dobrze w kulturze znane, opatrzone. A dalej... Dalej to już zupełnie inna historia.

Sacrum jest tu
Tradycyjna ikona ukazuje rzeczywistość przebóstwioną, pozaświatową, oderwaną od naszego czasu i przestrzeni. U Fiodorowicza – przeciwnie – współczesny kontekst pcha się przed oczy. Maryja chwyta za klamkę Urzędu do spraw Cudzoziemców, na innym obrazie wyraźnie jest przeziębiona, potrzebuje chusteczki, na jeszcze innym wchodzi z Synem do toalety dla matki z dzieckiem. To nie rzeczywistość niebiańska, odległa, ale stan zmagań z ludzką kondycją, jej brakami i cierpieniami. Widzieć w tym można przypomnienie, że zarówno Maryję, jak i – na skutek Wcielenia – Jezusa sprawy ludzkie bezpośrednio dotyczyły. W innym wprawdzie historycznym kontekście, w otoczeniu innych niż współczesne akcesoriów, ale właśnie zgrzyt wywołany przez wprowadzenie przedmiotów ściśle związanych z XXI wiekiem ma moc, by uświadomić nam, że nie możemy Osób tych zamykać w świecie przeszłości czy w jakieś abstrakcyjnej bańce z etykietą „świętość”. Nasze obecne życie, nasze decyzje przenikają się z Ich światem. Drugi człowiek jest dla nas drogą spotkania z Jezusem lub… właśnie miejscem, w którym odrzucamy możliwość tego spotkania: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.
Usłyszeć można opinie, że Fiodorowicz w swoich pracach nazbyt swobodnie wykorzystuje obrazy ze sfery sacrum. Niektórzy czują się dotknięci zestawianiem tych wizerunków z tym, co świeckie, przynależne do sfery profanum. Ten punkt powtarzający się często w krytyce sztuki współczesnej formułowanej przez zaangażowanych chrześcijan skłania, by myśleć o konsekwencjach Wcielenia. Czy faktycznie podział na sacrum i profanum, powstały na gruncie religii przedchrześcijańskich, jest w przypadku naszej wiary adekwatny? Karl Rahner, definiując tę parę pojęć, stwierdził, że „nie nadaje się ona do wyrażenia sposobu, w jaki chrześcijaństwo widzi świat i jak interpretuje samo siebie”.

Poruszyć, by zmienić
Trudno też na metodę działania Fiodorowicza zgodzić się tym, którzy przywiązani są do klasycznego rozumienia sztuki, z kluczową dla niej kategorią piękna. Długo prowadzić by można dyskusje o tym, czy sztuka społecznie zaangażowana, nierzadko operująca wręcz chwytami antyestetycznymi, ma prawo do zaszczytnego miana Sztuki. Czy poszukiwanie piękna może być zastąpione przez poszukiwanie prawdy? Ważniejsze jednak od tego, czy odbiorcy w danym przypadku zechcą się zgodzić na słowo „Sztuka”, jest to, czy prace, które mają przed oczami, coś im mówią. Czy są zdolne ich poruszyć i zmienić. A Fiodorowicz nie ukrywa, że taki właśnie jest jego cel – chce wywołać emocje, wzbudzić refleksję, wypchnąć nas z kolein myślenia.
Chociaż ostrze swojej krytyki kieruje często ku sprawom związanym z religią, nie jest to atak na religię jako taką, ale na pewien fasadowy, naskórkowy sposób jej rozumienia. „Żyję w chrześcijańskim kraju, gdzie bardzo silny jest kult Maryi, gdzie większość ludzi deklaruje, że są katolikami. Czasem zadaję sobie pytanie, czy coś z tego wynika poza deklaracją. Bywa, że niestety, niewiele” – zauważył w wywiadzie udzielonym „Wysokim Obcasom”. W jakich punktach widać według niego to niedomaganie we wprowadzaniu chrześcijańskiego przesłania w życie? Za odpowiedź może posłużyć zestawienie tematów najczęściej poruszanych przez artystę, wśród których niewątpliwie znajdują się kryzys uchodźczy, ekologia, stosunek do innych religii oraz do społeczności LGBT+.
Właśnie praca odnosząca się do tego ostatniego tematu wywołała wzburzenie przy okazji otwarcia wystawy Fiodorowicza „Kwestia umowna” w warszawskiej galerii Art in House. Chodzi o obraz z 2020 r. zatytułowany Welon opieki, na którym Maryja trzyma w rękach chustę w kolorach tęczowej flagi. Matka Boska przedstawiona jest tu w znanym ze sztuki ikony typie Pokrow – jako orędowniczka, pośredniczka, opiekunka. Ta funkcja ochrony, wstawiennictwa symbolizowana jest przez rozciągnięty w jej rękach materiał – welon opieki właśnie. Kontrowersje w przypadku pracy Fiodorowicza obudziło oczywiście wprowadzenie barw, które stały się znakiem społeczności osób nieheteronormatywnych i o odmiennej tożsamości płciowej.

Nieoczywisty welon
Dominikanin, a przy tym ikonopis, o. Tomasz Biłka w tym akurat obrazie Fiodorowicza widzi cechy, które pozwalają go nazwać prawdziwą ikoną. W mediach społecznościowych napisał na ten temat: „Welon opieki naprawdę jest ikoną. Mówiąc najprościej: wizją świata pojednanego – a to, co głosi, jest prawdą; to sztuka dogmatyczna. Tak, Maryja ma w swojej opiece osoby LGBT+. Maryja – a to zawsze będzie znaczyło również Ecclesia. Tak, Kościół ma (mieć) w swojej opiece osoby LGBT+. I boli mnie, że muszę to pisać jako postulat, a nie prostą konstatację. [...] „Welon opieki jest tym przedstawieniem, które jako wspólnota wierzących powinniśmy kontemplować, a które dla osób LGBT+ może stać się pociechą i zapewnieniem, że w ich doświadczeniu i zmaganiu nie są opuszczeni czy pozbawieni łaski”.
Ciekawym kontekstem dla rozumienia tej pracy jest zestawienie jej z inną wersją Welonu opieki, która w bieżącym roku wyszła spod pędzla Fiodorowicza. Tak właśnie, obok siebie, obrazy te funkcjonują na wystawie w Art in House. Tym razem Maryja ma w rękach chustę w kolorach polskiej flagi. Widzieć w tym można skierowane do naszego intelektu pytanie: który z tych wizerunków jest w istocie bardziej kontrowersyjny? Czy nie nazbyt przyzwyczailiśmy się do umieszczania w naszych kościołach znaków obcych pojednanej, świętej rzeczywistości? Na jakiej zasadzie osoby święte mogą być zestawiane z symbolami arbitralnych podziałów ludzkości na mniejsze wspólnoty: państwa, narody – podziałów, co do których można mieć głęboką wątpliwość, czy są z ducha Bożego, czy raczej z ducha antagonizmów i partykularyzmów?


„Wiadomo, skandal to najlepsza reklama. Tania sława z uderzania w nasze świętości” – ten zarzut powtarza się często wobec artystów współczesnych, w tym przypadku również. Ile w tym słuszności? Zakupem jednej z prac Borysa Fiodorowicza zainteresowały się podobno Muzea Watykańskie. On jednak na celebrytę się nie szykuje. Pozostaje w ukryciu. Nie wiadomo, jak wygląda, nie zgadza się na publikowanie swoich zdjęć. Chowanie się uważa za dobre ćwiczenie dla „ego”, a krytyczną myśl, którą wyraża w swoich pracach, odnosi również do siebie: „Jestem częścią tej społeczności i nie stawiam się ponad nią. Obserwuję, a intencją nie jest ocenianie. Świat nie jest czarno-biały i ja go właśnie tak przedstawiam”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki