Monika Białkowska: Wino się w Ewangeliach obficie leje, ale leje się też oliwa. I nie jest ona tylko produktem, jak jeden z wielu. Jest produktem sztandarowym, jest dumą, jest wręcz symbolem! Swoją drogą marzyło mi się, żeby mieć drzewko oliwne w ogrodzie, ale one naszych mrozów nie znoszą, więc cóż – pozostanie to tylko marzeniem.
Ks. Henryk Seweryniak: Rzeczywiście nie jest to zwyczajne drzewo. Kiedy czytamy o potopie, gołąb powracający do Arki Noego przynosi gałązkę oliwną. I ten symbol stał się tak ważny, że kiedy Pablo Picasso w 1948 r. był w Polsce na Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju, to też narysował gołąbka pokoju z gałązką oliwą w dziobie.
MB: Swoją drogą, narysował go ot tak, przy kawiarnianym stoliku. A żeby przylecieć do Polski, pierwszy raz w życiu wsiadł do samolotu. Ale to rzeczywiście pokazuje, jakiego czasu dotyczy ten symbol i jak szeroko się pojawia – od Starego Testamentu po lewicujących komunistów.
HS: W herbie Izraela ten symbol jest do dziś, obok menory. Zresztą nie tylko o symbol tutaj chodzi. Oliwa miała ogromne znaczenie na poziomie duchowym. Namaszczano nią króla, namaszczano proroka, namaszczano kapłanów. To miało wymiar ponadnaturalny, bo przecież takie namaszczenie nie miało ani funkcji ochronnych, ani odżywczych. Można powiedzieć, że było bezużyteczne.
MB: Tu bym się spierała. W XXI w. – przynajmniej my, kobiety – odkrywamy na nowo zalety olejowania włosów czy twarzy. Takie zupełnie bezużyteczne to nie jest, jest etapem naturalnej pielęgnacji. Choć w przypadku namaszczania na króla było wydarzeniem jednorazowym, więc z pewnością nie służyło urodzie.
HS: Taki namaszczony człowiek nazywany był „pomazańcem”. Do istoty judaizmu należało i należy oczekiwanie na pomazańca czasów ostatecznych, który łączyć będzie cechy króla, proroka, kapłana. Po grecku hebrajskie messiah – pomazaniec, to christos, tytuł, który najczęściej, obok rabbi, odnoszono do Jezusa. W chrzcie każdy z nas jest namaszczany olejem na znak uczestnictwa w posłannictwie królewskim, prorockim, kapłańskim Jezusa – Chrystusa.
MB: Wpisujemy się w ten sposób w długi, bardzo długi ciąg historii i ten związek człowieka z drzewem oliwnym. I w historię pozyskiwania oleju z owoców, bo to przecież też jest długi proces.
HS: Produkcja oliwy była jednym z najważniejszych zajęć w Palestynie i jednym z głównych źródeł dochodu, zwłaszcza z eksportu. Samo drzewo oliwne jest wiecznie zielone, rośnie od Judei po Galileę. Jego uprawa jest dość prosta. Drzewa rosną wprawdzie powoli, ale produkują oliwki obficie i żyją kilkaset lat. Z jednego drzewa można pozyskać około sześćdziesiąt litrów oliwy rocznie. Ciekawe jest to, że głównymi nabywcami zagranicznymi był Egipt i Arabia, bo tam drzewek oliwnych jest mało.
MB: Tam nie tyle się olejem namaszczali, ile raczej używali jej jako paliwa do lamp. Oprócz tego była także oczywiście produktem spożywczym.
HS: Samo drewno oliwne też jest cenione przez stolarzy, bo jest bardzo twarde.
MB: O tym akurat boleśnie się przekonałam, przywożąc z Grecji małą figurkę ptaszka. Miał być breloczkiem, ale złamałam na nim trzy śruby i wiertło.
HS: Nie miałaś odpowiednich narzędzi! Ludzie musieli się nauczyć obrabiania tego drewna. Przede wszystkim jednak rozwijali sposoby wydobywania oliwy z oliwek i one w zasadzie od trzech tysięcy lat są niezmienne, choć oczywiście dzisiaj zmechanizowane. Oliwki trzeba było zebrać między wrześniem i grudniem. Strząsano je z drzewa, to im w żaden sposób nie szkodziło, jak szkodzi na przykład jabłkom. Potem miażdżono je w specjalnych prasach, których dużo się w Izraelu zachowało do dziś. Czasem obracano kamień miażdżący ręcznie, czasem zaprzęgano do tego osiołka. W ten sposób wydobywano część oliwy. Potem zbierano miąższ do worków, układano na płycie ze żłobieniami, przyciskano kamieniem i czekano, aż wypłynie reszta. Z czasem te tłocznie stawały się coraz bardziej rozbudowane, z mechanizmem pras. Taka na przykład, jak wiemy, była w ogrodzie Getsemani.
MB: Oliwą namaszczano. Oliwa stosowana była jako paliwo do lamp. Gdzie jeszcze można jej było użyć?
HS: Paliwem była też miazga po wydobyciu oliwy. Bardzo ją ceniono. Samej oliwy używano też do składania ofiar. A poza kultem służyła do pieczenia ciast czy mięsa, do smażenia, często też na bazie oliwy robiono różnego rodzaju polewki. W medycynie zmiękczano nią rany i używano jako ochronnego balsamu. Kiedy Jezus opowiada historię miłosiernego Samarytanina, wspomina, że wylał on na rany pobitego przez zbójców oliwę i wino. Przypuszczam, że odbyło się to w odwrotnej kolejności. Wino, jako że zawiera alkohol, oczyszczało ranę i ją dezynfekowało. Jeśli nie było wina, używano w tym celu octu. A olej nakładało się potem, działał kojąco. Wspomnienie o winie i oleju pokazuje nam, że ten człowiek naprawdę zatroszczył się poważnie o rannego.
MB: Oliwa była też elementem gościnności. Namaszczało się przecież gości na powitanie, na znak czci, życzliwości, przyjaźni. Świadectwa tego też mamy w Ewangeliach.
HS: W Ewangeliach, ale też w archeologii. W 1988 r. jeden z archeologów z Uniwersytetu Hebrajskiego znalazł zakopane w jakimś dole spore szklane naczynie w kształcie kolby, owinięte palmowymi liśćmi. To naczynie miało dwa otwory: jeden na górze, przez który można było wylać zawartość – i drugi z boku, pod uchwytem, przez który można było je napełnić. Oba te otwory były zamknięte masą tłuszczową. Olej w środku po wiekach niestety stracił swój zapach, ale naukowcy zidentyfikowali nawet, skąd pochodził. Łatwo też było się domyślić, w jaki sposób z tego naczynia korzystano: żeby nabrać oleju, trzeba było rozbić górną, kruchą część naczynia, trochę jak skorupkę jajka.
MB: U św. Marka jest o tym, że kobieta rozbiła naczynie, żeby namaścić Jezusa.
HS: Ewangelia i archeologia potwierdzają się tu wzajemnie, ale o tym przecież dobrze wiemy i to właśnie próbujemy tu pokazywać. Jezus w domu faryzeusza wyraźnie nie został przywitany, jak inni goście: niewolnik nie obmył nawet wodą Jego stóp, jak to się zwykle odbywało. Kobieta robi więc nie tylko to, co powinno się stać, ale dużo więcej – namaszcza stopy Jezusa drogą oliwą. Po opisach w Ewangeliach – u wszystkich ewangelistów, ale różniących się wyraźnie szczegółami – możemy przypuszczać, że to nie była jedyna taka sytuacja w życiu Jezusa, że to namaszczanie stóp było elementem Jego uszanowania w różnych miejscach.
MB: Jezus sam też różnego rodzaju namaszczenia zaleca. Różni się tu wyraźnie od esseńczyków, którzy ich wręcz zakazywali, nie używali oleju do pielęgnacji.
HS: Rzeczywiście. Każe poszczącym namaścić głowę, żeby się nie obnosić z pokutą. Kiedy wysyła uczniów na ich pierwszą misję, oni tam namaszczają chorych oliwą i uzdrawiają. Nie wiemy, czy to namaszczenie należało do aktu uzdrowienia. Sam Jezus nigdy do cudów uzdrowienia nie używał żadnego oleju.
MB: A już się przez moment wydawało, że wszystko wiemy – i znów zostajemy z pytaniami! Czy Ewangelia nie jest ciekawa?