Logo Przewdonik Katolicki

Ukryta agresja, niewidzialna manipulacja

Katarzyna Frużyńska, psycholog
fot. Malte Mueller/GettyImages

„Przesadzasz”, „histeryzujesz”, „wydaje ci się”. Jeśli rozpoznajesz niektóre z tych komunikatów, to możliwe, że stałeś się ofiarą mikroagresji.

Czy ktoś ostatnio próbował wmówić ci, że mylisz się co do swoich wrażeń i emocji? Że nie możesz czuć tego, co czujesz? A może między wierszami krytykował twoje postępowanie: „no wiesz, inni jakoś sobie radzą, w twojej sytuacji nie masz powodów do narzekania”. Warto przyjrzeć się takim drobnym zachowaniom, bo pod nimi mogą kryć się realne zranienia. Wśród takich szkodliwych zachowań możemy rozróżnić dwa typy. Pierwszym są mikroagresje, a drugim tzw. gaslighting.

Agresja w skali mikro
Po raz pierwszy terminem „mikroagresja” posłużył się w latach 70. Chester Pierce, psychiatra z Uniwersytetu Harvarda. Mikroagresja jest formą dyskryminacji, przy czym jej sprawca może, ale nie musi, być świadomy szkodliwych skutków swojego zachowania. Mogą one odzwierciedlać ukryte uprzedzenia, ale niezależnie od tego, czy było to zamierzone, czy nie, nawet te niuanse mogą mieć wpływ na ich odbiorców.
Przykładem mikroagresji może być proszenie jedynej kobiety na spotkaniu w męskim gronie o zrobienie kawy i notatek, zakładając, że jest ona asystentką. To także komentowanie: „jak na Polaka to całkiem nieźle mówisz po angielsku”, proszenie członka mniejszości „powiedz coś po śląsku” lub komentowanie zmęczenia młodego ojca „teraz jesteś zmęczony? Poczekaj aż urodzi ci się drugie”. Mikroagresją jest sytuacja na uczelni lub w programie publicystycznym, kiedy do kobiety, która ma tytuł naukowy, mówi się „Pani Basiu”, a w tej samej rozmowie do mężczyzn „panie doktorze, panie profesorze”.
Być może byłeś też świadkiem sytuacji, gdy kobieta, która przejmuje inicjatywę, jest krytykowana jako „ta, która się rządzi”, a w podobnej sytuacji mężczyzna jest chwalony jako „konsekwentny i pewny siebie”. Mikroagresją może być zarówno uznanie kobiety pracującej w szpitalu za pielęgniarkę, podczas gdy w rzeczywistości jest lekarzem, jak i spytanie osoby o innym kolorze skóry, skąd pochodzi, i komplementowanie jej „bardzo egzotycznych włosów” wraz z pytaniami „czy mogę dotknąć?”, albo uwagi: „tak świetnie mówisz po polsku! Gdzie się nauczyłaś?”. Zdarza się, że mikroagresje są również tym, czego nie zrobimy – nie zapraszamy kogoś na wspólne wyjście, nie włączamy go w rozmowę, nie pytamy o zdanie.
Czasami są to drobne sytuacje i nie mamy niczego złego na myśli, a wręcz chcemy powiedzieć komplement. Sama, spotykając ostatnio koleżankę po długiej przerwie, gratulowałam jej urodzenia dziecka, które miało już prawie rok. Rzuciłam bezmyślny komentarz: „gratuluję, nigdy nie jest za późno” i od razu się poprawiłam, bo chodziło mi o to, że nigdy nie jest za późno na gratulacje z okazji urodzin, nawet przy rocznym dziecku. Wyszło niezręcznie, ale niewyjaśniona sytuacja byłaby o wiele gorsza.

Jak reagować?
Warto zwracać na to uwagę, bo efekt mikroagresji może się nasilać w czasie, frustrować i wpływać na zdrowie psychiczne. Zwłaszcza że te zachowania są frustrujące, ale niejednoznaczne i czasem trudno na nie zareagować. W różnych badaniach wskazuje się na związek mikroagresji z niższym poziomem pozytywnych emocji i wyższym poziomem depresji.
Jak możemy reagować? Jeśli jesteśmy odbiorcą mikroagresji, warto dopytywać i poprosić o wyjaśnienie „co miałeś na myśli?”, albo wprost komentować „może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale frustruje mnie, jak mówisz, że przesadzam. Wiem, że z trójką dzieci jest trudniej, ale ja już z jednym jestem zmęczona i mam do tego prawo”. Warto również reagować, jeśli widzimy, że ktoś inny popełnia mikroagresję. Jeśli nie odezwiemy się, możemy nieświadomie wysłać wiadomość do sprawcy i ofiary mikroagresji, że to, co się stało, było do zaakceptowania. 
Jeśli mamy wątpliwości, jak to, co mówimy, zostanie odebrane, warto zadać sobie dwa pytania: czy, będąc na miejscu tej osoby, chciałabym coś takiego usłyszeć? I czy powiedziałbym to samo do osoby, która nie jest przedstawicielem innej płci lub mniejszości?

Nie gaś mojego światła!
Drugi rodzaj zachowania, zwykle subtelny, ale szkodliwy, to tzw. gaslighting (z ang. dosłownie „przygaszanie światła”). Termin ten powstał po premierze Gaslight, amerykańskiego dramatu psychologicznego z 1944 r. z Ingrid Bergman w roli głównej. Świeżo poślubiony mąż bohaterki filmu próbuje ją kontrolować przez wmawianie jej, że coś miało miejsce lub nigdy się nie wydarzyło (znikanie przedmiotów), co jest sprzeczne z rzeczywistością. Zaciera też ślady swoich działań i obwinia o nie żonę, wmawia jej nerwowość, w ten sposób podając w wątpliwość jej pamięć i stan psychiczny, co doprowadza ją niemal do szaleństwa. Tytuł filmu nawiązuje do pojawiających się w różnych scenach świateł lamp gazowych tworzących atmosferę filmu, oświetlenie domu przygasa też, gdy mąż potajemnie korzysta ze światła w innych pomieszczeniach.
Typowe zwroty używane w gaslightingu to „ja tego nie powiedziałem”, „wydaje ci się”, „o co ci znowu chodzi?”, „histeryzujesz”, „przesadzasz”. Nie zawsze osoba je wypowiadająca zdaje sobie sprawę z ich szkodliwości, czasami bywa to złym nawykiem, który można zwalczyć, jednak zdarza się, że gaslighting używany jest świadomie przez osoby, które często kłamią lub zdradzają i chcą od siebie odsunąć podejrzenia. Typowe formy gaslightingu to umniejszanie czyichś uczuć, sugerowanie przesadnych reakcji, kwestionowanie pamięci, zaprzeczanie, że coś się wydarzyło. Próby nawiązania rozmowy na dany temat są ucinane, taka osoba zmienia temat lub zrzuca winę na drugą stronę, a nawet szkodzi naszemu wizerunkowi wśród znajomych lub w pracy, sugerując innym, że mamy problemy z pamięcią, mylimy się lub zmyślamy.
W codziennych sytuacjach gaslighting może powodować u osoby, która go doświadcza, nieustanne zdenerwowanie, trudności w podejmowaniu najprostszych decyzji lub obniżone poczucie wartości. Niektórzy z nas bywają bardziej podatni na tego rodzaju zachowania pomniejszające pewność siebie. Jeśli przyjmiemy, że pewność własnych ocen jest budowana w dzieciństwie, to może być ona nadszarpnięta, jeśli nasi rodzice – w myśl zasady „dzieci i ryby głosu nie mają”, stosowali wobec nas określenia „przesadzasz”, „czemu robisz z tego problem?”, „jak zwykle wymądrzasz się, a nie masz racji”. Takie sytuacje mogą się odnosić zarówno do naszych opinii, jak i odczuć, co doprowadza do sytuacji, że będziemy szukać potwierdzenia naszych emocji lub naszego zdania u innych osób i tym samym możemy być bardziej podatni na gaslighting i innego rodzaju manipulacje. Czasami w dorosłości takie osoby wręcz mają wrażenie, jakby słyszały rodziców, i to sprawia, że wracają mentalnie do dzieciństwa, zgadzając się z partnerem, który mówi: „przecież wiem, że lubisz do nich chodzić”, „ty zawsze tak przesadzasz”.

Nie rani ciała, ale emocje
Jay Carter, badacz zjawiska gaslightingu, uważa, że tylko 1 proc. ludzi celowo stosuje te sposoby, by zranić innych, aż 20 proc. używa ich nie do końca świadomie, raczej jako mechanizm obronny. Pozostali ludzie robią to nieświadomie i sporadycznie, a zatem czasami każdemu z nas może się to zdarzyć. Celem osoby świadomie stosującej gaslighting jest, aby drugi człowiek zwątpił w siebie i polegał na jedynej wersji rzeczywistości. Warto to rozróżnić od sytuacji, gdy ktoś ma po prostu inne zdanie i nawet przedstawia je w nieuprzejmy lub krytyczny sposób, ale niekoniecznie jest to forma gaslightingu, bo nie próbuje nikim manipulować. Owszem, czasami czujemy się przekonani o własnej wiedzy i nalegamy: „mylisz się! Wiem, o czym mówię”, co bywa nieuprzejme, ale niekoniecznie jest aż tak silnym wpływem jak gaslighting, którego celem jest umniejszenie ogólnego poczucia pewności drugiej osoby.
Jest to rodzaj przemocy psychicznej, która może być podobnie szkodliwa jak przemoc fizyczna – nie rani ciała, ale emocje. Ofiary takiej manipulacji mają nieustanne wątpliwości, czy nie są zbyt wrażliwe, nie ufają swoim sądom, a ich poczucie własnej wartości bardzo się obniża. Zaczynają wierzyć przede wszystkim w to, co mówią inni, często usprawiedliwiają zachowanie innych osób („na pewno nie chciał, tylko tak wyszło”). Zaczynają tworzyć listy kontrolne („czy na pewno zrobiłem wszystko i sprawdziłem dwa razy, aby nikt mnie nie skrytykował?”), mają trudności w samodzielnym podejmowaniu decyzji, przygotowują się na konfrontację („co powiem, jeśli…?”), zastanawiają się, czy warto poruszać jakiś drażliwy temat, przyjmują postawę przepraszającą, by nie prowokować drugiej osoby. W miarę jak problem narasta, coraz częściej mogą się posługiwać niewinnymi kłamstwami, by uniknąć niezadowolenia partnera. Ofiary tych zachowań mogą też izolować się od innych, bo trudno wyjaśnić im to, co się dzieje. Takie stopniowe zmniejszanie własnej odporności psychicznej może w efekcie prowadzić do depresji i stanów lękowych.

Jak sobie z tym radzić?
Jeśli masz podejrzenia, że mogłeś paść ofiarą któregoś z wymienionych zachowań, warto znaleźć kogoś zaufanego, z kim skonfrontujesz swoje odczucia („powiedz, czy mi się wydaje, czy jest to dziwne, że…”). Zauważaj lub, jeśli chcesz, zapisuj, co się wydarzyło, na co się umówiliście z drugą osobą, wracaj do tych ustaleń. Jeśli czujesz się bezpiecznie, konfrontuj swoje obserwacje („mówisz, że mamy oszczędności, a ja odkryłam, że na koncie nie mamy pieniędzy”). Jeśli widzisz, że tego rodzaju sytuacje często ci się zdarzają, warto przyjrzeć się swojej historii rodzinnej i sięgnąć po profesjonalną pomoc. Być może twoje poczucie własnej wartości było długo obniżane i warto je świadomie wzmacniać ze wsparciem profesjonalisty.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki