Logo Przewdonik Katolicki

Więź – pierwsza pomoc w traumie

Katarzyna Frużyńska
fot. Malte Mueller/Getty Images

Troskliwy opiekun tworzy u dziecka obraz świata, w którym ludzie nie stwarzają zagrożenia, są przewidywalni i dobrzy, reagują na płacz i oznaki głodu, a potrzeby dziecka są ważne i spełniane. Dziecko uczy się wówczas, że więź z drugim człowiekiem może być źródłem satysfakcji. Co dzieje się, jeśli ta więź napotyka trudności?

Samoregulacji dziecko uczy się już jako niemowlak, np. czuje przyjemność, gdy wraca z zimna do ciepła, z głodu do sytości, kojarzy bicie serca rodzica z bezpieczeństwem. Gdy dorasta otoczone miłością i uwagą, rośnie w nim umiejętność samodzielnego regulowania się – np. poprzez odczytywanie własnego głodu czy złości lub nawiązywanie więzi z innymi.
Głód, pragnienie, zimno, trening sportowy, a potem awans w pracy – to wszystko są stresory, ale przewidywalna i umiarkowana aktywacja reakcji na stres może pomóc budować w nas coraz bardziej elastyczne sposoby reagowania. W ten sposób stres staje się ważnym i oczekiwanym elementem rozwoju, pomaga uczyć się nowych umiejętności i buduje odporność psychiczną.

Gdy coś idzie nie tak
Według książki Co ci się przydarzyło? autorstwa Bruce’a Perry’ego i Oprah Winfrey blisko 40 proc. dzieci poniżej osiemnastego roku życia doświadczyło jakiegoś rodzaju traumy. To może być rodzic uzależniony od alkoholu, przytłoczony pracą lub sfrustrowany, który przenosi atmosferę strachu na swoje dzieci, a zaniedbanie emocjonalne i brak zdrowych więzi mogą być równie toksyczne jak przemoc fizyczna. W tej sytuacji równie ważne staje się pytanie „co ci się nie przydarzyło?”. Jakiej uwagi, potwierdzenia swoich potrzeb i miłości nie otrzymaliśmy? A może ktoś nas oszukał lub wielokrotnie nie dotrzymał danego słowa? Brak silnych relacji może sprawić, że człowiek stanie się bardziej podatny na nadużywanie innych form nagradzania się i sięgać po używki. Pijąc alkohol, może odczuwać przyjemność i poczucie zrelaksowania, a nie odczuwa podobnych stanów w rodzinie. To silny impuls do ponownego sięgnięcia po kojące substancje lub – z bardziej pozytywnych sposobów – wzmacniania więzi z przyjaciółmi, bo wreszcie dla kogoś czujemy się ważni.
Dorosła osoba, która krzyczy, potrząsa dzieckiem lub robi mu krzywdę, buduje niezrozumiały i chaotyczny świat, który działa bardzo rozregulowująco. Jeśli mechanizmy reagowania na stres są aktywowane w tak nieprzewidywalny, skrajny sposób, bez wytchnienia i innych bezpiecznych więzi, stają się nadmiernie reaktywne, czyli uwrażliwione. Jeśli dana osoba ma uwrażliwioną reakcję stresową z powodu traumatycznej przeszłości, nawet codzienne wydarzenia (nagła zmiana, spotkanie nowej osoby, sprawdzian w szkole) mogą wprowadzić ją w stan lęku, nadmiernej czujności, problemów ze snem.
Reakcje na stres bywają różne – jedną z nich jest tzw. dysocjacja, gdy odrywamy myśli od trudnej sytuacji, by się ochronić, zajmujemy się czymś innym i co najbardziej na dłuższą metę szkodliwe – odcinamy uczucia, choć w tej sytuacji może być to ochronne i jedyne dostępne rozwiązanie. Uczymy się uciekać do swojego wnętrza, odłączamy się. Jeśli czujemy, że nie jesteśmy wystarczająco ważni, by otrzymać czyjąś uwagę, możemy chcieć dopasować się do innych, zadowolić ich, by zasłużyć na ich miłość i odcinamy trudne emocje (np. nie mówię, co mnie dręczy, bo znowu usłyszę „nie przesadzaj”). Jeśli wśród najbliższych czuję się odrzucany lub źle traktowany, to buduje mój negatywny obraz siebie, który tylko potwierdzam w innych interakcjach.

Jak można się regulować?
Niekorzystne doświadczenia wpływają na rozwój dziecka. Nie zawsze możemy stwierdzić, jaki będzie ten wpływ i jak może być „buforowany”. Po przeżyciu traumy dziecko wciąż może np. osiągać dobre wyniki w szkole, jednak będzie to od niego wymagało o wiele więcej energii i wysiłku. Możemy zastosować jednak kilka drobnych zmian, które pomogą lepiej wyregulować reakcję stresową i lepiej funkcjonować każdego dnia.
Pierwszym podstawowym sposobem są różne rytmiczne aktywności: spacer, kopanie piłki tam i z powrotem, rzucanie piłką do kosza, wspólne kolorowanie. Pobudzają one korę mózgową i sprawiają, że dostęp do myślących części mózgu, a więc i nauka, stają się łatwiejsze. Dodatkowo sport zawiera też element relacyjny, gdy uczymy się, kiedy podać piłkę i wspólnie przechodzimy przez porażki i zwycięstwa.
Jeśli dziecko jest zbyt rozregulowane (np. ma za dużo bodźców i stresu, a za mało snu), nie otworzy się na nową wiedzę czy doświadczenie. A jeśli będziemy wciąż oczekiwać od niego koncentracji i uczenia się, zburzy się jego poczucie bezpieczeństwa (tzn. przestajemy być dla niego kimś bezpiecznym) i zniknie empatyczna więź, jaka jest między dzieckiem a rodzicem czy nauczycielem. Innymi słowy, najpierw relacja potem nauka.
Warto, aby również nauczyciele zdawali sobie sprawę, że odpływanie myślami przez dziecko tak naprawdę może być dla niego w danym momencie korzystne. Jest to mechanizm radzenia sobie z trudnościami, częsty u osób, które żyją w nieprzewidywalnym środowisku (np. konflikt w domu, uzależnienia rodziców, wybuchowość). Podobnie jak kołysanie się, żucie gumy, rysowanie na marginesach, słuchanie muzyki czy stukanie ołówkiem.
Skrajne reakcje, które czasem stosują nastolatkowie np. samookaleczenia, są paradoksalnie również środkiem obrony, bo w trakcie tej czynności uwalniane są naturalne opiaty organizmu chroniące przed bólem, przypomina to przyjęcie niewielkiej dawki narkotyku i sam efekt nacinania się może wydawać się regulujący i kojący. Co oczywiście nie jest aprobatą dla tego typu zachowań i nie zwalnia nas z obowiązku pomocy dzieciom z trudnościach.

Najpierw zrozumieć
Jak celnie zauważają autorzy wspomnianej książki, dziecko, które ma problemy, nie pomyśli: „Ten biedny nauczyciel nie ma pojęcia o wpływie traumy na moją zdolność do nauki. Powinien pomagać mi w regulowaniu się, a nie w koniugacji”. Mówi więc do siebie: „Muszę być debilem”. Dodatkowo różne bodźce mogą wywoływać traumatyczne wspomnienia, autorzy przytaczają przykład nauczyciela angielskiego, który wyglądem przypominał chłopcu agresywnego ojca i dlatego chłopiec reagował na niego złością na poziomie bardzo pierwotnym. Nie chodzi o to, by usprawiedliwiać trudne zachowania dzieci, ale próbować je najpierw zrozumieć, bo nigdy nie wiemy, z jakimi trudnościami się właśnie mierzą.
Jeśli dziecko nauczy się kontrolować swoje zdolności dysocjacyjne, może być świetne np. w poznawaniu świata poprzez refleksję. Ktoś, kto uczy się przez obserwację albo lubi czytać, przenosząc się w wyobraźni w inne światy, w konstruktywny sposób wykorzystuje swoją zdolność dysocjacji, czyli zmieniania perspektywy, wyobrażania sobie różnych rzeczy w przyszłości i „wychodzenia poza siebie”. Taka dysocjacja może być zdrowa, uzdrawiająca i produktywna.

Relacje i budowanie więzi
Nie tylko więź z rodzicami czy nauczycielami jest istotna, są to również drobne zdarzenia w codziennym otoczeniu. Autorzy wspomnianej książki przytaczają historię kilkuletniego chłopca, którego matka zginęła zabita na jego oczach. W trakcie zakupów w sklepie z ojcem dziecko nagle powiedziało do kasjerki w sklepie: „Moja mama nie żyje. Zabili ją”. Kobieta odpowiedziała: „Och, kochanie, tak mi przykro”. Tego rodzaju interakcje upewniały go w poczuciu, że jego smutek jest ważny, że to było straszne, że ma prawo cierpieć. Jego formalna terapia trwała około roku, ale przez kolejne lata różne „momenty terapeutyczne” podobne do tej interakcji pomogły mu odbudować jego świat z ruiny.
Badania wskazują, że na podstawie historii zdrowych relacji – więzi z rodziną i społecznością – można lepiej przewidzieć zdrowie psychiczne niż tylko na podstawie historii niekorzystnych doświadczeń. Innymi słowy, im więcej dobrych więzi, tym większa szansa na zdrowie. Oprah Winfrey, która doświadczyła trudności w dzieciństwie, pisze, jak ważnym miejscem był dla niej lokalny kościół: „Twoja kościelna rodzina upewniała się, czy miałeś gdzie pójść na niedzielny obiad. To oni odwiedzali cię w chorobie albo organizowali zbiórkę, kiedy nie miałeś co włożyć do garnka. W kościele tworzyliśmy nawet uzdrawiający rytm, łączyła nas muzyka”. Dlatego autorzy piszą, że podstawą w zdrowieniu z traumy jest właśnie „znalezienie sobie kościoła” – wspierających ludzi i własnej społeczności, która uzdrawia.
Działania regulujące to często proste czynności, dziecko nie powie „porozmawiajmy o moich problemach”, ale „pohuśtaj mnie, porysujmy, poskaczmy” (nawet jeśli jest już wieczór i to ostatnie o czym marzymy). Dla dzieci, oprócz bezpiecznych, stałych i fizycznie regulujących interakcji istotna jest też różnorodność interakcji: młodsi koledzy w przedszkolu są świetnymi towarzyszami do zabawy, uspokojenia szukają na kolanach dziadka, a złoszczą się lub wypłakują się u rodziców. To wręcz niezdrowe, by 4-latek wytrzymywał osiem godzin bez dotykania, przytulania czy siłowania się w zabawie z drugim człowiekiem. Jednej osobie byłoby jednak trudno zapewnić to wszystko, pamiętając jednocześnie o własnych potrzebach regulacji.
Ubóstwo relacji – również u osób dorosłych – oznacza mniejszy bufor, kiedy doświadczamy stresu. Spotkania z przyjaciółmi to doświadczenia budujące odporność (warto o tym pamiętać, jeśli mamy wyrzuty sumienia, gdy zostawiamy na wieczór dzieci z kimś innym, dbając o swój stan). Wszyscy potrzebujemy stawać się lepsi w regulowaniu się.
Nie możemy pozbyć się przeszłości, nie jest to też wymówka, ale czasem wyjaśnienie tego, co nas spotkało potem. Wpływają na nas wszystkie nasze doświadczenia, dobre i złe. Ważne, by tworzyć jak najzdrowsze relacje i szukać sposobów, które nas uzdrawiają.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki