Obcokrajowiec staje na granicy i mówi, że jest uchodźcą. Co na to prawo?
– Z punktu widzenia prawa i naszych zobowiązań międzynarodowych, zwłaszcza Konwencji Genewskiej, w momencie kiedy człowiek na granicy deklaruje, że szuka ochrony międzynarodowej, każde państwo ma obowiązek sprawdzenia, czy rzeczywiście takiego azylu on potrzebuje. Dopiero później podejmuje decyzję o jego ewentualnym wydaleniu.
Czy w prawie są określone warunki? Czy człowiek powinien być na legalnym przejściu granicznym, powinien mieć jakieś dokumenty?
– Prawo międzynarodowe nie zakłada, że przekroczenie granicy będzie legalne. Większość uchodźców ucieka w sposób nieregularny i bez dokumentów. W Europie jesteśmy przyzwyczajeni, że każdy ma swój paszport, ale w wielu państwach świata to tak nie wygląda. Wiele osób paszportów nie ma, wielu są one zabierane, jak kiedyś w Polsce. Jeśli zaś człowiek nie ma paszportu, jedynym sposobem na przekroczenie granicy jest zrobienie tego nielegalnie, czasem podstępem, czasem przy pomocy tak zwanych pośredników czy przemytników. Prawo międzynarodowe nie ogranicza prawa tych osób do ubiegania się o ochronę międzynarodową. Przeciwnie, w Konwencji Genewskiej jest przepis mówiący, że państwa nie będą karać nielegalnego przekroczenia granicy, jeżeli cudzoziemiec poprosił o ochronę niezwłocznie po jej przekroczeniu. Z punktu widzenia Konwencji Genewskiej jest to oczywiste.
Na granicy polsko-białoruskiej mamy do czynienia z tzw. push-backiem, zawracaniem czy wręcz wyrzucaniem ludzi za granicę, którą już przekroczyli. To jest legalne, nielegalne czy po prostu nieludzkie?
– To zarówno nieludzkie, jak i nielegalne. Wiele osób będzie tu argumentować, że większość państw bogatych stosuje push-backi. Mamy z tym do czynienia na granicy hiszpańsko-marokańskiej, na granicy amerykańsko-meksykańskiej, chorwacko-bośniackiej, węgiersko-serbskiej. Rozmawiałem z uchodźcami, którzy granicę grecko-turecką próbowali przekraczać czternaście razy, grecka straż graniczna rozbierała ich do naga, paliła ich rzeczy i puszczała nago z powrotem, żeby przypadkiem nie chcieli po raz kolejny wracać. Społeczność międzynarodowa jest bezsilna wobec suwerennych państw, które powołują się na obowiązek ochrony granic: to jest wartość stojąca po drugiej stronie, którą też trzeba uwzględniać.
Dlaczego w takim razie nie wracają do swoich krajów, nie odpuszczają, tylko próbują po raz czternasty, piętnasty? Spotyka Pan tych ludzi, słucha ich.
– Tak, spotykam ich i myślę, że za każdym razem odpowiedź „dlaczego” jest indywidualna. Wiąże się ona z przyczynami ucieczki z kraju pochodzenia. Powody bywają różne: prześladowania religijne, polityczne, przynależność do określonej grupy społecznej. Uciekają kobiety przed podmiotowym traktowaniem. Uciekają dzieci, które nie mogą chodzić do szkoły. Bywa też tak, że ktoś chce polepszyć poziom swojego życia, ale zwykle są to ludzie, którzy gdyby tylko mogli żyć bezpiecznie w swoim kraju, nigdy by z niego nie uciekli. Argument, który często słyszymy, o dobrych ubraniach, markowych butach czy drogich telefonach do mnie nie trafia – jest raczej potwierdzeniem tego, że tymi ludźmi kieruje coś więcej, niż chęć poprawy swojego życia. Jeśli tam żyli dobrze i niczego im nie brakowało, to muszą uciekać przed inną poważną krzywdą.
Przychodzi moment, gdy docierają do Polski i zgodnie z prawem u Straży Granicznej składają wniosek o ochronę międzynarodową. Co dalej?
– Otóż oni nie składają wniosku. Straż Graniczna zatrzymuje te osoby na granicy i najpierw wszczyna postępowanie deportacyjne. Wynika to z kilku powodów, ale pierwszym jest ten, że większość placówek Straży Granicznej oddziału podlaskiego nie dysponuje możliwością rejestracji danych biometrycznych cudzoziemców. A te dane muszą być odebrane w momencie złożenia wniosku o ochronę.
Czyli nie przyjmujemy wniosków o ochronę międzynarodową, bo nie mamy sprzętu? Dlaczego go nie mamy?
– Nie byliśmy przygotowani na to, że fala migracyjna przyjdzie z tamtej strony. Znam dane z lutego tego roku, wówczas na kilkanaście placówek Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej odpowiednimi urządzeniami dysponowało zaledwie pięć. Dlatego po zatrzymaniu obcokrajowca wszczyna się mu postępowanie o zobowiązaniu do powrotu i postępowanie karne za nielegalne przekroczenie granicy – zanim się nie zbada, czy przypadkiem nie jest uchodźcą, stawiany jest wobec dwóch poważnych procedur. Wniosek o udzielenie pomocy międzynarodowej przyjmowany jest dopiero w ośrodku strzeżonym, a i to nie od razu. Według mnie jest to działanie z naruszeniem prawa w tych sytuacjach, kiedy cudzoziemiec jasno deklaruje, że chce taki wniosek złożyć. Znam przypadki, w których jest zaprotokołowane, że cudzoziemiec deklaruje, że jest prześladowany politycznie, a mimo wszystko nie jest przyjmowany wniosek o ochronę i wszczynana jest procedura deportacyjna. Zgodnie z prawem zanim podejmie się decyzję o potencjalnej deportacji, należy zbadać, czy danej osobie nie grozi prześladowanie.
Zatem do ośrodków dla cudzoziemców trafiają ci, którzy mieli szczęście i nie zostali zawróceni natychmiast?
– To jest moje podejrzenie, ale oparte na prawdziwych wiadomościach: ci, którzy mieli szczęście, że akurat było miejsce w ośrodku strzeżonym. A tych miejsc wobec praktyki kierowania wszystkich zatrzymanych na granicy do ośrodków strzeżonych jest w Polsce za mało.
Gdzie znajdują się te ośrodki i jak wyglądają?
– Ośrodki strzeżone zarządzane są przez Straż Graniczną. Do sierpnia było ich w Polsce sześć, dysponowały kilkuset miejscami. Gdy nastąpiło rozszczelnienie polsko-białoruskiej granicy, zwiększono znacząco pojemność niektórych ośrodków przez adaptację nowych budynków, poszerzenie ich o oddziały zamiejscowe, albo zamieniając ośrodki otwarte na strzeżone. W krótkim czasie stworzyliśmy kilkaset, może tysiąc nowych miejsc.
Ośrodek strzeżony jest pilnowany z zewnątrz przez funkcjonariuszy Straży Granicznej. Wewnątrz ma już dość luźny rygor, choć przez samych obcokrajowców, ze względu na zamknięcie, postrzegany jest jako więzienia. Rodziny mieszkają razem, osoby samotne są w pokojach z osobami tej samej płci. Mają możliwość wychodzenia na powietrze na terenie ośrodka. Powinni mieć dostęp do internetu. Mogą korzystać z własnych telefonów, o ile te telefony nie mają możliwości utrwalania obrazu. Cudzoziemcy nie mogą robić zdjęć i ich również nie wolno fotografować. To kwestia bezpieczeństwa tych osób, którym może grozić niebezpieczeństwo, gdyby zostało odkryte ich miejsce pochodzenia i pobytu. Ale takie telefony bez aparatu fotograficznego trudno jest dziś zdobyć, zwyczajnie ich nie ma. W nowych ośrodkach nie ma też ogólnodostępnego telefonu. Cudzoziemcy skarżą się też, że nie mają dostępu do komputerów i skanerów. To wszystko utrudnia im kontakt z pełnomocnikami czy z organizacjami pozarządowymi, które próbują im pomóc.
Jak długo w takim ośrodku przebywają?
– Prawo mówi, że taki pobyt powinien trwać jak najkrócej, do sześciu miesięcy w przypadku osoby ubiegającej się o ochronę międzynarodową. W przypadku tych, którzy o ochronę się nie ubiegają albo otrzymali decyzję odmowną, jest to osiemnaście miesięcy do wydania i wykonania procedury deportacyjnej. Każdorazowo o umieszczeniu w takim ośrodku i przedłużeniu pobytu decydują sądy. Pomagałem człowiekowi, który w ośrodku przebywał dwadzieścia jeden miesięcy – z naruszeniem prawa, przez opaczne rozumienie przepisów i chyba brak porządku w referacie sędziego, który o tym decydował. Dopiero po tym czasie, na nasz wniosek, ktoś uznał, że nie tylko można go zwolnić, ale nawet pomóc mu dołączyć do rodziny w Niemczech.
Obok ośrodków strzeżonych są jeszcze ośrodki otwarte.
– To ośrodki administrowane przez Urząd ds. Cudzoziemców. Trafiają tam osoby, które złożą wniosek o ochronę i nie zachodzi potrzeba ich identyfikacji. Do takiego ośrodka trafiły na przykład rodziny ewakuowane z Afganistanu drogą lotniczą przez rząd, wcześniej już wstępnie zweryfikowane. W ośrodku otwartym mają zapewnioną pomoc socjalną, dach nad głową, wyżywienie. Dzieci mają obowiązek szkolny. Mogą tam mieszkać do zakończenia procedury uchodźczej. Nie wolno im tylko opuszczać ośrodka na dłużej niż kilka dni, bo wtedy procedury są z urzędu umarzane, uznaje się, że obcokrajowiec opuścił terytorium Polski.
Obcokrajowiec w trakcie procedury uchodźczej może również zamieszkać poza ośrodkiem, w samodzielnie znalezionym mieszkaniu. Otrzymuje wtedy świadczenie 750 zł, jeśli jest osobą samotną, małżeństwo otrzyma razem 1200 zł, rodzina z jednym dzieckiem 1350 zł, z dwójką dzieci 1500 zł miesięcznie. Trudno sobie wyobrazić, żeby to pozwoliło na znalezienie jakiegoś lokum i na życie.
Mogą podejmować pracę?
– Polska zdecydowała się ograniczyć ich prawo do podejmowania pracy w pierwszych sześciu miesiącach od złożenia wniosku. W tym czasie cudzoziemiec nie może podjąć legalnej pracy. Jeśli państwo nie zdąży w ciągu pół roku wydać decyzji, cudzoziemiec automatycznie nabywa prawo do podjęcia pracy.*
Wizytował Pan te ośrodki. Czy one są wydolne, możemy być spokojni, że wszystko działa prawidłowo?
– Ostatnio i w strzeżonych, i w otwartych ośrodkach wielokrotnie zwiększyła się liczba mieszkańców, więc i obcokrajowcy, i zarządzający ośrodkami przeżywają trudny czas. Problemy wynikają między innymi z tego, że z większością umieszczonych tam osób trudno się porozumieć. Do tej pory trafiały tam osoby rozumiejące język rosyjski, w tej chwili są to ludzie z Iraku, Syrii, Afganistanu, często nieznające ani rosyjskiego, ani angielskiego. Tłumaczy języka pasztuńskiego, dari czy kurdyjskiego jest w Polsce bardzo niewielu, przez to nie realizujemy naszych obowiązków wobec uchodźców albo realizujemy je bardzo powoli. Ludzie ci przez pierwsze długie tygodnie trzymani są w ośrodkach strzeżonych, nie znając do końca swojej sytuacji i nie mogąc wyjaśnić, dlaczego się tam znaleźli.
Jakie jest tu rozwiązanie? Może w takim razie dobrze, że Straż Graniczna nie pozwala im wejść na teren Polski?
– Rozumiem, że funkcjonariusze Straży Granicznej stają przed dylematem. W przypadku zatrzymania powinni skierować ludzi do ośrodka, a miejsca w tych ośrodkach nie ma. Po zatrzymaniu musieliby więc puścić ich wolno. W ten sposób teoretycznie stworzyliby zagrożenie dla państwa, pozwalając na swobodne poruszanie się człowieka, którego tożsamość nie została sprawdzona. Być może to właśnie jest przyczyną, że funkcjonariusze zawracają tych nieszczęsnych Afgańczyków, Irakijczyków czy Tadżyków, którzy w tej chwili próbują dotrzeć do Polski. To jest dylemat trudny do rozwiązania i mierzą się z nim wszyscy: jak zachować sprawiedliwą równowagę między zapewnieniem dostępu do ochrony międzynarodowej a zapewnieniem bezpieczeństwa granic.
Czy jako państwa nie stać nas na stworzenie kolejnych ośrodków i na sprawniejsze prowadzenie procedur sprawdzających wobec obcokrajowców?
– To jest bardzo dobre pytanie. Nawet gdyby nie było nas stać, to w normalnych warunkach państwo członkowskie Unii Europejskiej powinno szukać wsparcia w Europejskim Urzędzie Wsparcia Azylowego, w Komisji Europejskiej i u innych państw członkowskich. Kwestia tłumaczeń jest nie do rozwiązania bez pomocy tłumaczy, którzy mogą tłumaczyć z dari czy paszto na angielski. Niestety, my jako Polska nie poprosiliśmy o tę pomoc. Tymczasem to doprowadziłoby do skrócenia czasu trwania procedur, które państwo i tak musi przeprowadzić. W tej chwili na wschodniej granicy przydałoby się zorganizowanie hotspotów, punktów funkcjonujących przy wsparciu instytucji UE, pozwalających na szybkie przyjmowanie wniosków azylowych, weryfikację medyczną i weryfikację twierdzeń cudzoziemców pod kątem tego, czy spełniają warunki bycia uchodźcą. Dzięki temu bylibyśmy w stanie zapewnić godne przyjęcie migrantom, a naszym granicom bezpieczeństwo.
Mówimy o tym, jak niewypełniane są przepisy prawa, jak nie korzystamy z możliwości, jakie daje obecność w UE. Czy Pan jako prawnik czuje się czasem bezradny?
– Rzeczywiście można być bezradnym w momencie zawracania ludzi na granicy bez przyjmowania wniosków. Równie bezradnym można być w przypadku długotrwałego przetrzymywania w ośrodkach strzeżonych osób, które szybko powinny być z nich zwolnione. Znam z ostatnich dni przykład poronienia w takim miejscu. Znam też przykład kobiety w siódmym miesiącu ciąży. W takich sytuacjach jest się bezsilnym, można tylko apelować do instytucji podejmujących decyzję. Jednocześnie wiem, że wiele z tych instytucji jest przygniecionych ilością spraw i indywidualne przypadki mogą przemknąć poza świadomością urzędników. Wiem też, że sami funkcjonariusze, ze względu na narzucaną nam retorykę obrony przed zagrożeniem terrorystycznym są szczególnie ostrożni w zwalnianiu kogokolwiek z ośrodków strzeżonych. Ale jakim zagrożeniem dla naszego państwa jest kobieta w siódmym miesiącu ciąży?
Dr Tomasz Sieniow
Adiunkt na Wydziale Prawa KUL, gdzie koordynuje prace Sekcji Uchodźczej Uniwersyteckiej Poradni Prawnej. Prezes fundacji Instytutu na Rzecz Państwa Prawa. W swojej praktyce reprezentuje cudzoziemców w postępowaniach deportacyjnych i azylowych. Jest Członkiem Komisji do Spraw Migrantów przy Rzeczniku Praw Obywatelskich oraz Konsultorem Rady ds. Migracji przy Konferencji Episkopatu Polski
* Ustawa o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Art. 35. 1. Jeżeli sprawa dotycząca udzielenia ochrony międzynarodowej nie została załatwiona w terminie, o którym mowa w art. 34 ust. 1, i opóźnienie nie nastąpiło z winy wnioskodawcy, Szef Urzędu, na wniosek osoby, której dotyczy
wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej, wydaje zaświadczenie, które wraz z tymczasowym zaświadczeniem tożsamości cudzoziemca uprawnia tę osobę do wykonywania pracy na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej na zasadach
i w trybie określonych w ustawie z dnia 20 kwietnia 2004 r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy (Dz. U. z 2020 r. poz. 1409, 2023, 2369 i 2400). (przyp. red).