Logo Przewdonik Katolicki

Ściana czy otwarty horyzont?

Agnieszka Kostuch
fot. materiały prasowe

Tomaszowi Jastrunowi nie zależy na tworzeniu pięknych, mądrych, „porcelanowych” wierszy. Jego poezja jest odzieraniem z wszelkich kostiumów, złudzeń – przede wszystkim siebie, ale i innych.

Po trzech latach od wydania ostatniego tomu poezji Tomasz Jastrun wypuścił w świat swoje nowe wiersze w zbiorze Przed zmierzchem (Literackie M2, Warszawa 2021). Gdyby wziąć pod uwagę opinię wielu dojrzałych poetów (nie wyłączając tych najwybitniejszych jak Tadeusz Różewicz) o tym, że z biegiem lat coraz trudniej jest pisać wiersze, samo wydanie tego tomu można by uznać już za sukces. I nie chodzi tu o „brak weny”, ale o utratę wiary w sens tworzenia poezji w ogóle, której doświadcza wielu adeptów sztuki pisarskiej. Dlatego jako wierna czytelniczka Tomasza Jastruna wiadomość o jego nowym zbiorze wierszy przyjęłam z radością, ale nie ukrywam, że również z obawą, czy nie zostanę nim rozczarowana.
Na szczęście jedynego rozczarowania dostarczyła mi korektorka (niestety, pewne błędy są niedopuszczalne, a kiedy jeszcze znajdą się w świetnym tekście, który wizualnie psują, wywołują u mnie szczerą irytację). Za to bardzo dobrą robotę – dodam, po raz kolejny – zrobiła Joanna Wiszniewska-Domańska, autorka okładki. Jest to jej trzecia praca cudownie interpretująca książkę autora. Co warte zauważenia, wszystkie trzy grafiki są wykonane w podobnym klimacie, stanowią ascetyczne metafory i przypominają mimowolnie o dwóch poprzednich książkach – tomie poezji Naprzeciw siebie (2018) i powieści Wyszedł z siebie i nie wrócił (2017). Narzucają też sugestię, że te trzy książki dotyczą tego samego bohatera. I w gruncie rzeczy tak jest.
Grafika, która znalazła się na okładce tomu Przed zmierzchem, przedstawia sylwetkę odwróconego, wyprostowanego sztywno mężczyzny w garniturze, wpatrzonego w horyzont, na którym zarysowuje się coś na kształt wyspy. Ale ten „horyzont” równie dobrze przypomina ścianę. Obok mężczyzny stoi walizka. Tłem dla grafiki jest zdjęcie pomiętego papieru, które od razu przywołało mi na myśl sformułowanie Mieczysława Jastruna – ojca autora – o „papierowym królestwie” pisarzy. I te wszystkie elementy z okładki można znaleźć w środku książki. Jest w niej dojrzały mężczyzna gotowy do drogi w nicość (lub w cokolwiek innego, co następuje po śmierci), mieszkaniec „papierowego królestwa” zajmujący się pisaniem wierszy, które, podobnie jak on, z biegiem lat się kurczą.

Piszę coraz mniejsze
Wiersze
Jak ziarenka piasku
Jak kamyki
Jak zmieścić w nich oko
Z powieką
(Oczy)

Co ważne, mówi to człowiek, który nadal jest bardzo płodny literacko, nie ma problemu z napisaniem kolejnej powieści i regularnie pisze felietony do pism. Ale to „ściśnięte gardło” przy pisaniu wierszy wcale mnie nie dziwi. Jastrunowi nie zależy na tworzeniu pięknych, mądrych, „porcelanowych” (określenie Tadeusza Różewicza) wierszy. W nich najmocniej odsłania swoje najbardziej intymne „ja”. Jego poezja jest odzieraniem z wszelkich kostiumów, złudzeń – przede wszystkim siebie, ale i innych. Najdosadniej wyłożył to w wierszu Łakomi:

Żyjemy złudzeniami
Obżeramy się nimi
Bez miary
Aż trzęsą się nam uszy

Wiernych czytelników poezji Jastruna najnowszy tom raczej niczym nie zaskoczy. Wiersze budową i tematyką nawiązują do wcześniej napisanych. Jastrun słynie z nieuciekania od trudnych tematów, co – obok szczerości – zawsze budziło mój szacunek do niego. W Przed zmierzchem po raz kolejny zmierzył się z problemem starości, odchodzenia, śmierci, ale również z tematem ojcostwa i miłości. Po lekturze tego tomu miałam odczucie wyraźnej kontynuacji poprzednio wydanego zbioru wierszy.
Czy to dobrze? Z punktu widzenia literackiego takie podejście pewnie jest mniej rozwojowe dla samego autora. Czy powtarzalność tematów w kolejnych tomach może odstręczać czytelnika? Pewnie tak, ale mnie osobiście jeden z nich właśnie przyciąga do tej twórczości, bo panuje na niego zdecydowany deficyt w polskiej poezji współczesnej. Chodzi o opisywanie ojcostwa. Już kiedyś w jednej z recenzji zwróciłam uwagę na ten aspekt twórczości Jastruna. A najnowsze wiersze tylko potwierdzają, że jest mistrzem w opisywaniu relacji z dziećmi.

Jedziemy na rowerze
Ja i mój synek
Słońce nas liże
Pomarańczowym językiem
Owady kipią w trawie
Śmieje się pies za płotem
I biegnie naszym śladem
To właśnie jest szczęście
Innego nie będzie
(Szczęście)

Jastrun jest też mistrzem w konstruowaniu klimatu intymności, w tworzeniu poezji miłosno-erotycznej, co, jak twierdził Różewicz, jest równie trudne jak tworzenie liryki religijnej. Rzadko komu udaje się udaje jedna lub druga sztuka. Zdając sobie z tego sprawę, tym mocniej wybrzmiewa wyznanie z wiersza Las:

Siwy zegarmistrz
Który ze szkłem w oku
Naprawia mi zegarek
Nie wie czym jest czas
(...)
Ja który ciebie kocham
Wiem że miłość
Jest tajemnicą

Wchodzę w nią
Jak do ciemnego lasu
Z lwem na smyczy
Z sokołem na ramieniu

Ten wiersz wywołuje też we mnie uzasadnione pytanie do autora, który tak kategorycznie traktuje śmierć w swoich wierszach jako ostateczną rozprawę z życiem, po której nic nie następuje. Jeżeli miłość, której zaznał tak wiele w życiu, pozostaje dla niego wciąż tajemnicą, to dlaczego do śmierci – której nie doświadczył – nie może podejść tym bardziej jak do tajemnicy? Jego dawny nauczyciel, ks. Jan Twardowski, pisał, że: „pewność niepewna / zabiera nam wrażliwość” (Śpieszmy się). Poza tym już Sofokles uczył, że ludzka zdolność poznania jest ograniczona i przyznanie się do niewiedzy bywa przejawem mądrości (słynne „Wiem, że nic nie wiem”).
Ale w jednym z wierszy nawet Jastrun – zadeklarowany ateista, uświadamiający „panikarzy” uciekających w modlitwę, że „Tylko w niebycie” będą mogli się „schować / Przed śmiercią” – odsłania pragnienie istnienia innej, lepszej rzeczywistości po śmierci.

Czasami mi się zdaje
Jestem prawie pewien
Że starość
Będzie można przeżyć
A potem ją zostawić
I wyprowadzić się z niej
Jak z domu w ruinie
(…)
I wprowadzić się
Do nowego domu
Gdzie świeże ściany
Czekają na obrazy
A wieczory i poranki
Mają zapach
Mleka i macierzanki
(Przeprowadzka)

Wspomniałam wcześniej, że najnowszy tom Jastruna „raczej niczym nie zaskoczy” stałego czytelnika jego poezji, ale właśnie powyższy wiersz był dla mnie dużym zaskoczeniem. Myślę, że w jego świetle „ścianę”, przed którą stoi mężczyzna z okładki, możemy jednak zinterpretować jako horyzont, na którym zarysowuje się kształt czegoś niezidentyfikowanego, pozostającego tajemnicą – dla wszystkich.

Mam siedemdziesiąt lat
I nie znam powrotnej drogi
(Zabłąkany)

Niedobrze jest, kiedy z wierszami nie da się dyskutować. Kiedy okrągłe zdania, dopracowane puenty zamykają czytelnikowi usta lub po prostu nudzą swoim banałem. Jak widać z moich powyższych rozważań, z wierszami Tomasza Jastruna z tomu Przed zmierzchem nie miałam takiego problemu, chociaż jego literacki dorobek może onieśmielać nawet najszczerszego krytyka. Uważam jednak, że nie ma nic gorszego dla pisarza, kiedy zamienia się go w posągową ikonę i nie podchodzi się do jego kolejnej książki, jakby była pierwszą przeczytaną.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki