Logo Przewdonik Katolicki

Czarny dym nad Czarnogórą

Jacek Borkowicz
fot. SAVO PRELEVIC/AFP-East News

Gęsty dym zasnuł niebo nad Cetinje, starą stolicą Czarnogóry. W przedziwny sposób bijące w niebo czarne kłęby sprzęgły się z dźwiękiem cerkiewnych dzwonów, oznajmiających intronizację nowego metropolity.

Do monasteru, gdzie w niedzielę 5 września uroczystość się odbyła, prawosławny władyka musiał dolecieć helikopterem, gdyż wjazdy do miasta zatamowano blokadami z płonących opon, a pod klasztornymi bramami demonstrowały tłumy przeciwników duchownego. Doszło do starć z policją, w której użyto nawet pojazdów opancerzonych.
Skąd te protesty? Otóż metropolita Joannicjusz jest Serbem, manifestanci zaś to Czarnogórcy. Wydawałoby się, że to ustawia nam ocenę konfliktu, jako że w niepodległej Czarnogórze to Czarnogórcy, a nie Serbowie, powinni mieć ostatnie zdanie. Sprawa jednak nie jest taka prosta.

Złudna wartość etykietek
Najpierw statystyka. Prawie 30 proc. obywateli państwa, które ogłosiło niepodległość w 2006 r., zaś od czterech lat jest członkiem NATO, uważa się za Serbów. Jeszcze więcej, bo 40 proc., deklaruje, że mówi po serbsku. Trzeba tu od razu dodać, że drugie 40 proc. mówiących po czarnogórsku (pozostałe 20 proc. przypada na albański i dialekty bośniackie) właściwie również jest serbskojęzyczne, gdyż mowa mieszkańców Cetinje prawie niczym nie różni się od mowy obywateli Belgradu, a termin „język czarnogórski” raczej ma tutaj znaczenie politycznej deklaracji.
Natomiast zdecydowaną przewagę nad „Czarnogórcami” mają „Serbowie” jeśli chodzi o stosunki kościelne. Czarnogórska Cerkiew Prawosławna (CCP), której zwolennicy protestowali przed murami monasteru, liczy sobie 50 tys. wiernych. Prawosławna metropolia Cetinje, podległa patriarsze w Belgradzie, ma ich 400 tys. To większość obywateli republiki. Ale i tutaj nie może być mowy o łatwych podziałach, stąd umieszczone powyżej cudzysłowy.
CCP stoi na gruncie pełnej niezależności cerkiewnej od matki-Serbii, uznając się za kościół autokefaliczny. Z kolei Serbska Cerkiew Prawosławna, a razem z nią prawie wszystkie narodowe wspólnoty prawosławne świata, nie uznaje kanoniczności – czyli legalności – CCP, której hierarchia jest w oczach Belgradu jedynie gronem uzurpatorów.

Jak powstali Czarnogórcy
Skąd w ogóle wzięła się czarnogórska odrębność? Przed wiekami wszyscy prawosławni byli tu Serbami, ale zmieniło się to od momentu okupacji tureckiej (koniec XIV w.). Serbowie belgradzcy przez prawie 500 lat cierpieli pod osmańskim jarzmem, buntując się co prawda, ale z każdym upadłym powstaniem tracąc kolejne cząstki narodowej substancji. Tymczasem ich pobratymcy z Czarnogóry – jak sama nazwa wskazuje, zaszyci w niedostępnych dla Turków górach – zachowali niezależność, jako jedyni na Bałkanach. Stąd wzięło się, narastające w upływem wieków, poczucie odrębności.
Władcami góralskiego państewka byli prawosławni biskupi z rodu Petroviciów-Njegoszów. Jako że monarchia była dziedziczna, a biskupowi nie wolno mieć potomstwa, za każdym razem godność ta przypadała bratankowi zmarłego władyki.
Gdy w XIX stuleciu wybiła się na niepodległość Serbia, jej czarnogórska siostra pozostała odrębnym królestwem, z czasem już świeckim. Czarnogórcy nie chcieli się wiązać z belgradzką dynastią Karadżordżewiciów, skoro mieli „lepszą”, bo starszą swoją własną. Zresztą terytorium Serbii oddzielał wówczas od Czarnogóry pas ziem tureckich. Gdy na przełomie wieków państwo osmańskie osłabło na tyle, że opłacało się je zaatakować, Serbowie i Czarnogórcy podzielili ten pas i w ten sposób stali się sąsiadami. Granica wówczas wytyczona przetrwała do dzisiaj.
Ale niebawem, bo w 1918 r., powstała Jugosławia, w której pierwsze skrzypce grali Serbowie. Ci szybko rozprawili się z czarnogórską odrębnością, wypędzając na wygnanie tamtejszego króla, zaś terytorium po prostu wcielając do jednolitego państwa. Rzec jasna nie wszystkim się to podobało. Nastroje separatystyczne wzrosły jeszcze podczas II wojny światowej. Nowa, titowska Jugosławia ostro je zwalczała. Dość powiedzieć że na 212 czarnogórskich księży prawosławnych z rąk faszystów (włoskich i niemieckich) zginęło tylko piętnastu. Aż 105, czyli połowę całego stanu, zamordowali komunistyczni partyzanci oraz powojenna bezpieka.

Można być Serbem w Czarnogórze
W jugosłowiańskiej federacji Czarnogóra stanowiła część składową, dlatego wszyscy Słowianie deklarowali się tam jako Czarnogórcy. Był to jednak wyraz odrębności regionalnej, a nie etnicznej, ani tym bardziej politycznej. Zmieniło się to gwałtownie w latach 1991–1992, czyli w momencie rozpadu Jugosławii. Przykryte federalnym pokostem różnice wyszły na jaw i nabrały ostrości. W Czarnogórze słowo „Czarnogórzec” przestało oznaczać jedynie mieszkańca określonego terytorium, a związało się z wyrazistą opcją narodową. Z tego też powodu za Czarnogórców uznali się ludzie żyjący w starej części kraju, gdzie żywe są jeszcze tradycje monarchii Njegoszów. Mieszkańcy nowych, zdobytych ongiś na Turkach terenów, wybrali narodowość serbską. Stąd cytowane wyżej proporcje statystyki.
Deklarację niepodległości uchwalono w 2006 r. większością 55 proc. obywateli. Trzeba przyznać, że, łagodnie mówiąc, nie jest to większość miażdżąca i czarnogórskie państwo od początku skazane było na dryfowanie pomiędzy Zachodem (do którego aspirują nowe elity) a Wschodem, reprezentowanym przez prawosławną Serbię.
Życząc więc wszystkiego najlepszego młodemu państwu czarnogórskiemu nie należy lekceważyć uczuć tych jego obywateli, którzy czując się Czarnogórcami, uważają jednak, że mówią po serbsku, oraz nie chcą zrywać historycznych związków z patriarchatem w Belgradzie.
Tym bardziej że sam patriarcha Porfiriusz, który Joannicjusza w Cetinje wyświęcił, nie uległ łatwej pokusie potępienia inaczej myślących. „Przepraszam wszystkich, którzy zostali w jakikolwiek sposób zranieni, i proszę ich o wybaczenie. Modlę się do Pana za ten kraj, za ten naród i za wszystkich ludzi oraz proszę ich, żeby modlili się za mnie” – oświadczyła głowa Serbskiej Cerkwi Prawosławnej po powrocie do Belgradu.
Serbscy prawosławni, często przedstawiani w mediach jako podpora Władimira Putina na granicy Bałkanów i Unii Europejskiej, nie zasługują na tę skrajnie upraszczającą etykietkę. To stary, bogaty w tradycje Kościół słowiański. I zawsze przychylny Polsce, o czym też warto pamiętać.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki