Zakaz handlu w niedzielę nad Wisłą niestety się nie przyjął. Gdy ograniczenie handlu w niedzielę było omijane przez pojedyncze i mniejsze sklepy, można było na to machnąć ręką. Ustawodawca przecież celowo umieścił w regulacjach wyjątki, by w razie czego zawsze można było gdzieś uzupełnić spożywcze braki. Jednak gdy ograniczenie handlu zaczyna być omijane nawet przez największe sieci, a placówki handlowe w niedzielę zamknięte stają się mniejszością, to wtedy sytuacja robi się już poważna. Nie tylko dlatego, że rozwiązanie mające wspierać jedną z najsłabszych grup zawodowych w rzeczywistości nie działa, przez co sprzedawcy i kasjerki w niedzielę muszą pracować tak jak w pozostałe dni. Również dlatego, że jawne kpienie sobie z przepisów podważa zaufanie i szacunek do prawa, państwa oraz jego instytucji. A to na dłuższą metę demoralizujące dla społeczeństwa. Skoro można łamać przepisy dotyczące handlu w niedzielę, to dlaczego nie można by nie łamać innych?
Sieć za siecią
Pierwszą wielką siecią detaliczną, która generalnie nie stosowała przepisów o ograniczeniu handlu w niedzielę, była Żabka. Większość jej placówek mogła to robić zupełnie legalnie, gdyż model biznesowy sieci opiera się na franczyzach, a tych przepisy nie dotyczą – na ponad 7 tys. Żabek aż niemal 6 tys. to właśnie franczyzy, czyli formalnie osobne podmioty prowadzone zwykle przez osoby fizyczne na działalności gospodarczej. Gdy za kasą w niedzielę stawał więc franczyzobiorca, wszystko było legalne. I tak właśnie w większości przypadków się działo. Jednak w międzyczasie sieć nawiązała współpracę z kilkoma firmami kurierskimi, a nawet z Pocztą Polską, więc znaczna część jej sklepów stała się formalnie placówkami pocztowymi. Mogły więc być otwarte w niedzielę nawet wtedy, gdy za kasą stał pracownik.
Żabki to sklepy małego lub średniego formatu, więc powiedzmy, że to było jeszcze do przełknięcia. Wszak ograniczenie handlu w niedzielę miało być również ukłonem w stronę tego rodzaju placówek handlowych, coraz mocniej wypychanych z rynku przez dyskonty. Problem w tym, że placówkami pocztowymi stają się także te ostatnie. Już w maju podpisanie umowy z Ruchem potwierdził Polomarket, którego kilkadziesiąt z niemal trzystu sklepów oferowało usługę „Paczka w ruchu”, więc mogły zostać otwarte w niedzielę. Pikanterii dodawał fakt, że Ruch jest obecnie własnością Orlenu, a więc jedna z największych spółek Skarbu Państwa de facto pomaga omijać przepisy. Tak więc państwo jedną ręką zakazuje, a drugą pozwala.
Wiosna generalnie obfitowała w ujawnianie tego typu umów. Sieć dyskontów Intermarche podpisała umowę z kurierami UPS i InPost, więc jej sklepy także zaczęły być w niedzielę otwierane. Początkowo tylko kilkanaście na ponad dwieście, jednak już w czerwcu zaledwie kilka placówek tej francuskiej sieci w niedzielę było zamkniętych. Kolejne sieci dołączały do maruderów omijających zakaz handlu w ten mało oryginalny sposób, co wzbudzało spore kontrowersje. Gdy Kaufland obwieścił, że także jego placówki umożliwią odbieranie paczek, pewna szczecińska radna zaczęła nawoływać do blokowania parkingów przez sklepami tej sieci. Początkowo jeszcze w maju Kaufland wstrzymał się z otwarciem sklepów w niedzielę, jednak już w czerwcu można było w nich zrobić zakupy każdego dnia.
Fikcyjne przepisy
Wisienką na torcie była niedziela 11 lipca, gdy sklepy otwarła Biedronka, czyli największa i najpopularniejsza w Polsce sieć dyskontów. Biedronka oferuje obecnie usługi Poczty Polskiej, czyli kolejnej spółki Skarbu Państwa, która chętnie umożliwia omijanie regulacji dotyczących handlu w niedzielę. Jak na razie nie wszystkie Biedronki są otwarte, gdyż sieć testuje nowe usługi. Według informacji „Business Insidera”, 11 lipca otwarto tylko kilkadziesiąt z nich, a cała sieć ma ich ponad 3 tysiące. Jednak można przypuszczać, że to tylko kwestia czasu. Wszak konkurenci Biedronki również początkowo otwierali tylko część sklepów na próbę, by po jakimś czasie włączyć do świadczenia usług pocztowych praktycznie wszystkie.
Gdy nawet największa sieć dyskontów otwiera swoje placówki w niedzielę, to trudno już o bardziej dobitny dowód na to, że przepisy o ograniczeniu handlu stały się zupełnie fikcyjne. A gdy pomaga jej w tym spółka Skarbu Państwa, jeszcze tak istotna jak Poczta Polska, to sprawa staje się naprawdę poważna. Nic więc dziwnego, że trwają prace nad uszczelnieniem regulacji. Nad nowelizacją pracuje między innymi poseł PiS i były związkowiec Janusz Śniadek. W rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” stwierdził, że projektowane przepisy są już właściwie gotowe i w lipcu trafią do Sejmu. Jego słowa potwierdził zresztą rzecznik rządu Piotr Müller. Według Śniadka projektowane przepisy mają nadal umożliwiać działalność placówkom pocztowym pod warunkiem, że są faktycznie w pierwszej kolejności placówkami pocztowymi, a więc przychody z takich usług są dominujące – tj. stanowią ponad połowę obrotu.
Zakaz przed Trybunałem
Sprawa w międzyczasie może się stać jednak bezprzedmiotowa, gdyż konstytucyjność regulacji ograniczających handel w niedzielę oceni Trybunał Konstytucyjny. Pierwotnie werdykt miał zapaść już w marcu, jednak z niewyjaśnionych przyczyn TK zmienił termin wydania orzeczenia na 27 lipca. Sprawa trafiła przed TK za sprawą wniosku Konfederacji Lewiatan, złożonego już w 2018 r. Pracodawcy zwrócili uwagę na kilka kwestii. Jedną z nich są właśnie „niedające się usunąć wątpliwości interpretacyjne”, z powodu których część podmiotów omija przepisy, co prowadzi do wypaczenia rynkowej konkurencji. Niekonstytucyjne miało być również krótkie vacatio legis przepisów, które dały przedsiębiorcom handlowym zbyt mało czasu na dostosowanie się. Według Lewiatana niekonstytucyjne może być także wprowadzenie różnych grup podmiotów, spośród których część może w niedzielę działać, co ma prowadzić do różnicowania sytuacji poszczególnych grup pracowników.
Niestety, w razie zakwestionowania poszczególnych przepisów przez Trybunał rządzący mogą zechcieć wykorzystać tę okazję do wyrzucenia całej koncepcji do kosza. A to dlatego, że ograniczenie handlu budzi w Polakach mieszane uczucia. Według badania przeprowadzonego w 2020 r. przez Havas Media Group już prawie połowa Polaków jest przeciwna zakazowi handlu, tylko ponad jedna trzecia go popiera, a 15 proc. nie ma w tej kwestii sprecyzowanego zdania. W największych miastach aż 60 proc. ankietowanych chciałoby likwidacji ograniczenia handlu w niedzielę. Ponad połowa ankietowanych wskazuje, że sama omija zakaz handlu, szukając w niedzielę otwartych sklepów, chociaż odczuwanie negatywnych efektów regulacji wskazała jedynie jedna trzecia. Od 2019 r. liczba przeciwników ograniczenia handlu minimalnie wzrosła – o kilka punktów procentowych.
Może się więc okazać, że Polacy tak się przyzwyczaili do robienia swobodnych zakupów w niedzielę, że ograniczenie niedzielnego handlu zostanie po cichu zlikwidowane zaledwie już po kilku latach. Być może wtedy pracownikom handlu zostanie zaoferowana nagroda pocieszenia w postaci dwukrotnego wzrostu płacy za pracę w niedzielę, o co od dawna zabiega związek zawodowy OPZZ. To byłoby jednak przykre, gdyż okazałoby się, że nad wolną niedzielę przedkładamy pieniądze.