Logo Przewdonik Katolicki

Komentarz musi być

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Może to i słuszne, ale gdzie powaga w obliczu śmierci, delikatność wobec bliskich, którzy przeżywają niewyobrażalny ból? A może by tak zaczekać?

W Antoninie w województwie wielkopolskim zdarzyła się tragedia. W nocy dwuipółletni chłopiec wydostał się z domku letniskowego, który zajmował z rodzicami. Wpadł do jeziora i utonął.
Oglądam mój ulubiony program informacyjny – „Wydarzenia” Polsatu. Nic jeszcze nie wiadomo, co przyznaje sam reporter. Nie wiemy, na ile rodzice coś zaniedbali. Mimo to pojawia się w tej relacji pani i ze srogą miną poucza, że „rodzice są nieodpowiedzialni”, zostawiają dzieci same, nie pilnują. Zabrzmiał głos ulicy. A w tym przypadku głos letniska, bo pani była zdaje się sąsiadką tej nieszczęsnej pary.
A jeśli, dajmy na to, w tym domku był popsuty zamek. Czy rodzice powinni mimo to przewidzieć najgorsze i – czy ja wiem – zabarykadować drzwi? Albo pilnować ich całą noc? Mógłbym wymyśleć kilka innych przebiegów zdarzeń, które nie zakładają niczyjej winy za tak straszne nieszczęście. A poza wszystkim, ludzie pozostający w gronie rodzinnym pod dachem mogą nie wyobrazić sobie najgorszego. Choćby tego, że się nie obudzą, kiedy ich dziecko zechce wyjść na zewnątrz.
Ale od razu zapada werdykt. Kolejne dni dopiero ujawniają okoliczności. Rodzice podobno istotnie nie zamknęli drzwi na klucz czy zasuwkę. Na dodatek pili przed położeniem się spać alkohol – zdaje się, że niewiele. Skądinąd we własnych czterech ścianach to nic strasznego, ale w zestawieniu z nieprzekręconym kluczem staje się zbrodnią. Mają być przedmiotem oskarżenia – nie dopilnowali, narazili na niebezpieczeństwo. Takie jest prawo, chociaż w tym przypadku szczególnie trudno się oprzeć wrażeniu, że oni swoją największą karę już odebrali.
Wciąż jednak odczuwam niesmak z powodu owego początku. I nawiedza mnie on za każdym razem – nawet wtedy, kiedy czyjaś wina za tragedię jest bardziej bezsporna. Wypadek samochodowy, zginęli młodzi ludzie. Natychmiast ekspert czy nawet sam reporter naucza, że trzeba być ostrożnym, że za szybkie tempo jazdy, często połączone z alkoholem, prowadzi do złych skutków. Może to i słuszne, ale gdzie powaga w obliczu śmierci, delikatność wobec bliskich, którzy przeżywają niewyobrażalny ból? A może by tak zaczekać? Chociaż dzień…
Z łatwością da się udowodnić, że nie mam racji. Dzisiejsze media działają w niewyobrażalnym dla dawnych pokoleń tempie. Jutro ten news nie będzie już newsem, bo przyjdą następne. Może taka dydaktyka towarzysząca newsom ma jakiś sens? Przecież rodzice z domku w Antoninie i tak pewnie tego nie oglądają. A dziadkowie, krewni, przyjaciele rodziny? Może ich wrażliwość jest mniej istotna niż ogólna nauka, której często jest za mało, nie za dużo?
Dalej wiem, że ten niesmak wciąż mnie nawiedza. Możliwe, że to niesmak wobec samej istoty współczesnego życia, więc niespecjalnie da się z nim coś zrobić. Można prosić o skomentowanie go. Jak wszystkiego. Bo mania komentowania to plaga. Stają do tych zawodów dziennikarze, tzw. eksperci, politycy, wszyscy. Z rozmaitych tragedii próbuje się od razu wyprowadzać generalne wnioski. Czasem są one trafne, a czasem chybione, bo historia wyglądała inaczej. Był wypadek autobusu. Skontrolujmy warunki pracy kierowców, zwiększmy regulacje, podnieśmy kary!
Może w tym nawet wyraża się jakaś funkcja kontrolna opinii publicznej, która już od dawna nie działa na polityków w kluczowych sprawach, bo tam każdy broni swoich. Ale którą możemy sobie przypisać, kiedy debatujemy o dziurze w jezdni czy o pijanych kierowcach. Najgorsze, kiedy komentują ci, co nie mają pojęcia, jak wyglądała konkretna historia. Ale co to przeszkadza? Komentarz musi być.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki