I po co te wielkie kwantyfikatory? Bezpieczniej byłoby powiedzieć: „w wielu” i „przez wielu”, ale Paweł jednak jedzie grubym ściegiem i upiera się, że: „Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich”. Ewidentnie Apostołowi Narodów nie zależy na bezpiecznej, łatwej do obronienia tezie. Nie sądzę też, by chciał szokować. O co mu zatem chodzi? A może zwyczajnie o prawdę? Może jest tak, jak pisze? Ten, który był siekany rózgami, zamykany w więzieniach, miał swój udział w losie rozbitka na morzu, doświadczył wiele zła od ludzi – on to odkrył, że jednak Bóg działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. Taki sposób widzenia świata i rozumienia zdarzeń to jest właśnie mistyka chrześcijan. Czy tego rodzaju podejście do życia niesie za sobą jakieś konkretne reperkusje, wpływa bezpośrednio na postawy i zachowania?
Paweł i Sylas w Tiatyrze uwolnili pewną niewolnicę od złego ducha. Pokrzyżowało to interesy wpływowych ludzi. Apostołowie zostali wtrąceni do więzienia. Strażnik okazał się bardzo gorliwy, a nawet nadgorliwy, i nie dość, że zamknął ich w wewnętrznym lochu, to jeszcze zakuł im nogi w dyby. Oczywiście pozycja nie do pozazdroszczenia, jednakże nie przeszkadzało to mężczyznom śpiewać po nocach. Doszło do cudownego uwolnienia. Strażnik, gdy się obudził, z przerażeniem odkrył, że więzienie jest otwarte. Z rozpaczy chciał popełnić samobójstwo, na co Paweł zaczął krzyczeć z głębin lochu, by nie robił sobie żadnej krzywdy, bo wszyscy są na miejscu. Finał całej przygody? Ten okrutny strażnik ugościł w swoim domu prześladowanych i obmył im rany.
Wniosek mój jest może zbyt śmiały i wyciągnięty na skróty, ale myślę, że ów pozbawiony nawet cienia żalu czy pretensji apel skierowany przez Pawła do swojego prześladowcy, by ten nie wyrządzał sobie krzywdy, miał swoje źródło właśnie w przekonaniu, że Bóg działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich, bo jest Bogiem wszystkich.
Jak można wdrapać się na takie szczyty chrześcijańskiej mistyki? Jak zrobić miejsce w sercu, usuwając na bok swój rozum i rozbudowane „ja”, by Bóg mógł wlać w nie trochę łaski i światła? No właśnie, jak?