Przemoc jest grzechem ciężkim, chyba nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale z obszaru którego przykazania dekalogu?
– Przykazanie piąte: „Nie zabijaj”. Ale może być także z zakresu pierwszego przykazania: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Myśląc religijnie, w świetle Objawienia judeochrześcijańskiego.
Z tej perspektywy każde przykazanie jakoś odnosi się do pierwszego.
– Tak, ale tu w szczególny sposób. Objawienie mówi, że każdy człowiek nosi w sobie obraz Boga. W związku z tym przemoc w stosunku do człowieka jest też pogwałceniem tego obrazu. Zmarły niedawno rabin Jonathan Sacks mówi, że jeśli ta przemoc ma dodatkowo wymiar religijny, jest dokonywana w imię Boga, to jest podwójnym świętokradztwem. Każda przemoc jest świętokradztwem, ale przemoc „w imię Boga” jest podwójnym – uderza i w Boga, i w Jego obraz w człowieku.
W Katechizmie Kościoła katolickiego jest część poświęcona omówieniu poszczególnych przykazań. Tam, gdzie jest piąte, o przemocy nie ma prawie nic (a jest np. o paleniu tytoniu). Przez ostatnich kilka dekad wiedza na temat mechanizmów przemocy znacznie się rozwinęła, zarówno naukowa, jak i praktyczna. Przemoc psychiczna jest codziennością w pracy, w szkole, w grupie. Dlaczego temat ten jest zaniedbany w nauczaniu Kościoła?
– Z całą pewnością Kościół ma pełną świadomość tego, że przemoc istnieje. Podejmuje szereg konkretnych działań antyprzemocowych, np. Kościół w Polsce od wielu lat podnosi temat współczesnego niewolnictwa (we wrześniu będziemy przeżywać już 10-lecie sekcji Bakhita przy KEP). Kościół tworzy też domy interwencyjne dla kobiet, ratując je przed sprawcami przemocy. Jeden z pierwszych takich domów powstał w Łodzi, wiele lat temu. Zastanawiam się, z czego wynika niemówienie w jakiś szczególny sposób o grzechu przemocy. Może po prostu nie mówi się o sprawach oczywistych? Nie słyszałem też zbyt wielu kazań o kradzieży albo o tym, że trzeba płacić podatki. Niewiele też się pisze na ten temat.
Najwięcej pisze się o grzechach cielesnych.
– Może kiedyś tak było, iż – z racji na proporcje nauczania na tematy moralne – szóste przykazanie urastało niemal do rangi pierwszego. Teraz jednak tego nie widzę. Chętnie się o to Kościół oskarża, bo on nie chce się wpisać w kulturę, w której seksualnie wolno wszystko i każde zachowanie jest równouprawnione. Myślę, że świat ma znacznie większą obsesję na punkcie seksu niż Kościół.
Kościół nie idzie „za tym światem” w stronę docenienia seksualności, odrzuca antykoncepcję i ma ku temu powody. Czemu nie stawia równie radykalnego oporu przeciwko uprzedmiotowieniu osoby w przemocy – ostatnim przykładem są ofiary z Kanady – i nie został Chrystusowym „znakiem sprzeciwu”?
– Po pierwsze, śmiem twierdzić, iż Kościół docenia seksualność bardziej niż „świat”, bo nie zgadza się w żaden sposób z banalizacją seksualności i z jej redukcją do poziomu realizacji własnych „potrzeb”. Kościół wiąże życie erotyczne nierozerwalnie z miłością i mówi o nim, że jest „bardzo dobre”.
Po drugie, zestawienie w jednym pytaniu antykoncepcji z jednej strony, a z drugiej udziału katolików (szerzej: chrześcijan) w fizycznej i kulturowej eksterminacji rdzennej ludności w Kanadzie to droga trochę na skróty i stawianie obok siebie rzeczy niezestawialnych. Kościoły w Kanadzie dały się wpisać w rolę kolonizatorów, stając się częścią państwowego systemu. Przyczyn takiego uwikłania można by szukać daleko w historii, pewnie aż w IV wieku, w powstałym wówczas konstantyńskim modelu relacji państwa i Kościoła. Nigdy dość refleksji nad tamtym modelem i nad wynikłymi z niego patologiami w życiu Kościoła.
To jasne, że Kościół powinien przeprosić i wziąć na siebie odpowiedzialność za to wszystko, co jego ludzie zrobili w Kanadzie. To oczywiste. Tamta przemoc nie wyniknęła ani z tego, czym Kościół jest, ani z tego, czego w prawdzie naucza, lecz z tego, co wypacza jedno i drugie. Nauczanie o niegodziwości środków antykoncepcyjnych nie jest żadną patologią ewangelicznego Orędzia, ale odczytaniem treści Objawienia.
Z Objawienia wynika, że niegodziwy jest akt przemocy wobec drugiego człowieka. Gdy jest on członkiem rodziny, parafii, ale i grupy innej narodowości.
– Absolutna zgoda.
Zatem skąd taka dysproporcja w poświęcaniu czasu, miejsca i środków na niegodziwość jednych czynów przy pomijaniu innych? Weźmy na przykład związki niesakramentalne: mąż i żona mogą przystępować do Komunii, pod warunkiem że powstrzymają się od współżycia. Inne niegodziwe zachowania, w tym przemoc wobec małżonka, nie stanowią prawnej przeszkody. To samo widać też w duszpasterstwie, katechezie itd.
– To, że coś jest grzechem, nie oznacza, że to drugie nie jest. Gdyby Kościół chciał nauczać zgodnie z proporcjami, to przede wszystkim powinien mówić o wszystkich grzechach przeciwko Bogu: niewiary, ateizmu, apostazji, schizmy, podziałów w Kościele, rozbijania jednego Ciała Chrystusa. Najcięższymi grzechami są te przeciwko Bogu. Nauczanie nie zawsze oddaje rangę poszczególnych fragmentów przesłania Ewangelii.
Poza tym najczęstszą formą przepowiadania w Kościele jest dziś homilia. Stanowi komentarz do tych tekstów, jakie na dany dzień przynosi liturgia. Komentuje się to, co jest bezpośrednio odczytywane w Słowie Boga. Osobiście wolę to niż naciąganie tego Słowa do przedstawiania tematów, które z jakichś powodów uważam w tej chwili za konieczne.
Chrystus zostawił nam przykłady, które wręcz aż się same proszą o mądry komentarz w homilii – tyle że ich prawie nie ma. Przykład z Biblii: Samarytanin ma ludzki odruch, troszczy się o ofiarę przemocy, słudzy świątyni (kapłan i lewita) są obojętni na jej cierpienie. Ani razu nie słyszałam homilii o skutkach przemocy – i reakcji świadka.
– Całkiem niedawno ukazała się taka interpretacja papieża Franciszka. Myślę, że w ślad za nią Przypowieść o Samarytaninie stała się kanwą wielu rekolekcji wielkopostnych w naszych parafiach i diecezjach. To chyba nie jest też tak, że jak nie padnie słowo „przemoc”, to nie ma kazania na ten temat. Bo dojdziemy do momentu, w którym człowiek całe życie pisał prozą i nie miał o tym bladego pojęcia.
Czytałem w „Przewodniku” rozmowę z abp. Stanisławem Budzikiem Klucz do kodu ludzkiej cywilizacji, która rozpoczęła tę dyskusję. Jestem w stanie się podpisać obydwoma rękami pod słowami, że całe orędzie chrześcijańskie (i judeochrześcijańskie) jest skierowane przeciwko przemocy – każdej. Od pierwszej strony Biblii po ostatnią.
Jeśli tak jest, to na ile my jako chrześcijanie, katolicy, za tym głosem poszliśmy? Gdyby to było oczywiste, w Kościele nie byłoby przemocy. A gdyby się już zdarzyła, sprawcy mieliby ogromne wyrzuty sumienia, poczucie winy. Nie wiem też czy ogólne orędzie miłości jest odbierane jako zakaz używania przemocy. Czy promocja zdrowia wystarczy, żeby nie brać narkotyków? Założenie „domyśl się” to błąd w komunikacji.
– Może tak. Z drugiej strony jednak, samo nauczanie nie eliminuje jeszcze grzechu i postaw negatywnych. To Sokrates uważał – i uważał błędnie (!) – że wiedza o cnocie czyni cnotliwym. Nie, nie czyni! W Kościele jest przemoc. Ludzie Kościoła sięgali i sięgają po przemoc; dlatego też to Kościół jest pierwszym adresatem (zresztą w każdej dziedzinie) własnego nauczania.
Teraz wróćmy do Biblii. Zacznijmy od tego, co jest w pierwszych jedenastu rozdziałach Księgi Rodzaju. To jest biblijna próba przedstawienia tego, jaki jest człowiek – w każdym czasie, w każdym miejscu. Niezależnie od tego, czy żył w czasach Abrahama i Mojżesza, czy żyje dzisiaj. Ten rodzaj literacki nazywa się w egzegezie „historią etiologiczną”. Opis człowieka wcale nie jest tam hurraoptymistyczny. Wręcz przeciwnie! To człowiek, który chce sam ustanawiać prawa przeciwko Bogu (grzech rajski). To człowiek, który jest mordercą. Charakterystyczne, że to pierwsze morderstwo jest bratobójstwem, a nie ojcobójstwem, i również charakterystyczne, iż to morderstwo dokonane zostaje w kontekście religijnym (składanej Bogu ofiary). O tym (o bratobójstwie) moglibyśmy długo rozmawiać, gdyż Biblia pokazuje tę patologię relacji wielokrotnie – już w konkretnych przypadkach historycznych – jak bracia się nawzajem eksterminują. Człowiek pierwszych jedenastu rozdziałów Pisma nie potrafi też brać odpowiedzialności za drugiego. Nawet jak jest sprawiedliwy jak Noe. To również człowiek, który tworzy społeczności totalitarne – to jest cała historia wieży Babel. I znów, również w tej sytuacji potrafi naciągać religię do swoich potrzeb – na szczycie wieży Babel miała stać przecież świątynia. Ten, kto ją stawia, jest człowiekiem „religijnym” i przemocowym. Tak dalece, jak przemocowy jest totalitaryzm… Biblia mówi: taki człowiek jest w każdym czasie i w każdym miejscu świata.
Na taki stan człowieka odpowiedzią jest Objawienie. Bóg pokazuje człowiekowi: możesz być inny. Ale wtedy i wyłącznie wtedy, kiedy jesteś w rzeczywistej relacji ze Mną. Jeśli w nią wejdziesz, bo to Ja ku tobie wychodzę. Proponuję ci związek ze sobą, który cię uczyni innym człowiekiem. Czy tak się dzieje? Czy tak się dzieje od razu? Z własnego doświadczenia wiemy, że nie. To, że się nie dzieje, że nie ma w nas widocznej zmiany, można z jednej strony uznać za nasz brak konsekwencji i pójścia za Objawieniem. Z drugiej – wprost za świadomy opór, jaki stawiamy temu Słowu, działaniu Boga. To, co św. Paweł nazywa starym człowiekiem w nas, jest dość mocne.
To pole do rachunku sumienia dla każdego z nas. Jaką mamy relację z Bogiem? Co ona w nas zmienia na lepsze?
– Tak, to wymiar indywidualny. W wymiarze historycznym to Orędzie chrześcijańskie przychodzi do ludzi, którzy mają swoje wartości; swój Ethos i Logos. I wcale niekoniecznie są aż tak otwarci na przyjęcie tego, co niesie ze sobą chrześcijaństwo. A kiedy je przyjmują, dochodzi do pewnej fuzji, bo wymiana wartości czy postaw dokonuje się w obu kierunkach.
Przykład często przywoływany przez historyków to chrystianizacja barbarzyńców Germanów. W długim procesie oni stali się innymi ludźmi, ale też chrześcijaństwo, które do nich przyszło i w ostatecznym rozrachunku zdobyło, też stało się inne… Pewnie można wykazać wiele rozbieżności między pierwotnym Orędziem a jego realizacją w perspektywie długiej inkulturacji (barbaryzacji), ale to byłby dość długi wywód historyczny. Nigdzie nie ma „chrześcijaństwa w wersji czystej”. Ono zawsze jest przyjęte przez konkretnego człowieka, ale też w określonym kontekście – jego środowiska, kultury, społeczeństwa itd. Śledząc ten proce, można zauważyć, jak w pewnym momencie Chrystus staje się… panem feudalnym. To jest obraz bardzo daleki od tego, jaki znamy z Ewangelii. Warto sobie natomiast postawić pytanie, czy był w ogóle możliwy inny? Lub – na ile był możliwy. Mówimy o bardzo poważnych procesach. Podkreślam natomiast – chrześcijaństwo w historycznej realizacji nigdy nie jest idealne, takie jak powinno być.
Teoretycznie tak. W praktyce katolikom coraz trudniej zrozumieć, jak możliwa była przemoc wobec wychowanków domu dziecka boromeuszki siostry Bernadetty; bicie, poniżanie i gwałty dominikanina ojca Pawła M.; mobbing w stowarzyszeniu ks. Jacka Stryczka, przemoc seksualna wobec dzieci i dorosłych sprawców w sutannach i habitach… Ofiary w Kanadzie to nie jest epizod. Nie za dużo tej… patologii?
– Przypominam sobie teraz wielką liturgię pokutną, jaką Jan Paweł II poprowadził na oczach niemal całego świata w I niedzielę Wielkiego Postu 12 marca 2000 r. Tamta modlitwa przebłagalna za grzechy wymieniała niemal wyłącznie grzechy przemocy: najpierw stosowanie przemocy w służbie przekazu czy obrony prawdy, potem winy wobec Izraela, następnie „czyny przeciw miłości, pokojowi, prawom narodów, godności kultur i religii, wreszcie grzechy godzące w godność kobiety. Ostatnie wezwanie przytoczę dosłownie: „Módlmy się za wszystkich ludzi na świecie, zwłaszcza za niepełnoletnie ofiary przemocy, za ubogich, odepchniętych, ostatnich…”. I następujący po nim tekst papieża: „Boże, nasz Ojcze, który zawsze słyszysz wołanie ubogich, ile razy także chrześcijanie nie rozpoznali Ciebie w tych, co cierpią głód, pragnienie i nagość, w prześladowanych i uwięzionych, w pozbawionych wszelkiej możliwości samoobrony (…). Za wszystkich, którzy dopuścili się niesprawiedliwości, pokładając ufność w bogactwie i władzy, a gardząc «maluczkimi», szczególnie drogimi Tobie, prosimy Cię o przebaczenie…”. Patrzyłem na tę liturgię; do dziś ją noszę w sobie jako jedno z najważniejszych wydarzeń pontyfikatu Jana Pawła.
Z drugiej strony, dość łatwo jest dzisiaj potępiać XIX-wiecznych liderów Kościołów w Kanadzie, kiedy się ma za sobą tamtą liturgię, a przede wszystkim cały Sobór Watykański II; będąc mądrzejszym o to, co na nim się stało. O cały XX wiek. Cały wiek XIX był w Kościele powszechnym okresem dramatycznego sporu o właściwe ułożenie relacji Kościół–państwo; o uwolnienie Kościoła od kurateli państwa i jego powrót do właściwych mu ubogich środków; o jasne opisanie wiary w relacji do wszystkich „rzeczywistości stworzonych”. Jeden z podstawowych błędów, jaki się robi w historiografii, polega na tym, że cofamy nasze dzisiejsze kategorie moralne do oceny pokoleń, którym one nie były znane. To, co mówię, wcale zresztą nie oznacza, że my sami z siebie jesteśmy o wiele mądrzejsi, a tym bardziej lepsi od nich…
Kilka lat wcześniej odkryto dziecięce groby w Irlandii – także przy ośrodkach prowadzonych przez Kościół. Kolonizacja nowych kontynentów była okrutna, nikt nie jest bez winy. Kościół w XXI wieku jest globalny. Ale też problemy takie jak przemoc dotykają katolików w skali globu. Może pora uznać kwestię przemocy za znak czasu?
– Nie wiem. Może tak, może nie. Faktem jest, że takiego okrucieństwa, jakie ludzie wykazali względem siebie w XX wieku, nigdy wcześniej nie było (nawiązując do wywiadu z prof. Michałem Łuczewskim Proces cywilizowania na obraz Chrystusa). Pytanie o to, jak to było możliwe, jest bardzo ważne, bo to się może kiedyś powtórzyć.
Aktualne pytanie brzmi: jak możliwa była przemoc interpersonalna, codzienna, wieloletnia, w czasach pokoju? A przede wszystkim – w Kościele? Ludzi zaczyna przerażać brak odruchów pomocy, obojętność wobec krzywdy tylu niewinnych dzieci. To katastrofa ojcostwa kapłanów ale też – figury Kościoła kochającej matki.
– Jedno z najważniejszych pouczeń Jezusa udzielonych uczniom brzmi następująco: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swoją władzę. NIE TAK BĘDZIE MIĘDZY WAMI. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą…” (Mt 20, 25n). Przemoc jest tam, gdzie nie chodzi już o nic więcej, tylko o władzę – dodajmy w jakimkolwiek wymiarze, również (a może nawet przede wszystkim?) w wymiarze duchowym czy religijnym. Jezus mówi: „nie tak będzie między wami!”, ale nam się wydaje, iż owo „nie tak” jest po prostu nieskuteczne. Wtedy tworzymy Kościół, który jest odwrotnością Ewangelii. Na Soborze Kościół odczytał na nowo jako wiodący obraz Chrystusa-Sługi; jaki zaś obraz Chrystusa – taki obraz Kościoła. Szukanie władzy, a nie służby jest w nas miarą oporu stawianego Duchowi Świętemu, który objawił się na Soborze. Inna rzecz, że ów Duch Soboru musi się przebijać przez ciągle jeszcze funkcjonujące dawne schematy i myślenia, i działania.
Co powiedziałby Ksiądz Arcybiskup tym, którzy cierpią, bo doświadczyli krzywdy ze strony jakiejś katoliczki lub jakiegoś katolika?
– Najpierw wolałbym go posłuchać… Bez tego mówienie będzie obok. Zawsze też będzie niewystarczające. Na doświadczenie (złe) odpowiedzią adekwatną może być jedynie doświadczenie (dobre). Nie zawsze jednak jest ono możliwe, a na pewno nie zawsze jest możliwe od razu.
Abp Grzegorz Ryś
Dr hab. historii Kościoła; metropolita łódzki, członek Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski oraz watykańskiej Kongregacji ds. Biskupów