Na czym polega dramat odkupienia?
– Syn Boży przyszedł na ziemię, do swojej własności, a swoi Go odrzucili i skazali na śmierć. To jest dramat. Hans Urs von Balthasar wyrażał żal, że teologia wczesnochrześcijańska, interpretując Pismo Święte w kontekście ówczesnej kultury, oparła się na statycznej filozofii greckiej, a nie na greckiej tragedii. Ta druga jest bliższa temu, co dokonało się w życiu i posłannictwie Jezusa – poprzez ukazywanie dramatycznych wyborów człowieka, refleksję na temat sensu życia, śmierci, przemijania, konfliktu sumienia. Hans Urs von Balthasar postuluje, by o dziejach odkupienia mówić językiem teatru, dramatu (w sensie „wydarzenia”). Teatr jest dla szwajcarskiego teologa streszczeniem i zagęszczeniem egzystencji, ukazuje konflikty i perypetie ludzkiej doli. Balthasara fascynuje tajemnica wolności, którą Bóg się z nami realnie podzielił. Historia zbawienia to wielkie theatrum mundi (łac. teatr świata): Bóg Ojciec napisał scenariusz; Duch Święty jest reżyserem; Syn Boży staje się aktorem – wchodzi na scenę ludzkich dziejów, aby „zagrać rolę” i pokazać nam, jak pięknie można to zrobić. Balthasar mówi o teodramacie – dramacie Boga. Pyta nie tylko o to, co będzie, gdy człowiek utraci Boga, ale także co będzie, jeśli Bóg straci człowieka!
W filozofii ks. prof. Józefa Tischnera dramat był ważną kategorią dotyczącą spotkania. Von Balthasar ma pewnie słuszność, bo dramat najlepiej oddaje sytuację, w której my, stworzeni przez Boga, przemocą odbieramy Mu życie.
– W Katechizmie Kościoła katolickiego pada pytanie o odpowiedzialność za śmierć Chrystusa ówczesnych mieszkańców Palestyny: Żydów, Rzymian itd. Autorzy cytują wypowiedź Katechizmu trydenckiego mówiącą o tym, że my jesteśmy bardziej winni niż ludzie, którzy dwa tysiące lat temu przyczynili się do ukrzyżowania Jezusa. Oni uczynili to nieświadomie. My – znając Go już jako Boga – krzyżujemy Go przez niewierność, przez nasze grzechy i brak miłości.
Ksiądz Arcybiskup dobrze zna koncepcję kozła ofiarnego René Girarda. Jakie tak naprawdę znaczenie ma ofiara Jezusa Chrystusa? To nie jest „ofiara z ludzi”, składana czasem w innych religiach. Jak napisał Ksiądz Arcybiskup w jednym z artykułów, Jego ofiara jest protestem przeciwko wszelkiej przemocy – i wszystkim ofiarom tego typu. Co to znaczy?
– Przemoc jest czymś, co najbardziej sprzeciwia się wolności i godności człowieka. Towarzyszy ludzkiej historii od najdawniejszych czasów. Ciągle nie możemy się wyrwać z zaklętego kręgu przemocy. Teoria René Girarda, francuskiego antropologa, który żył i tworzył w USA, jest w tym kontekście bardzo interesująca. Aby ją przybliżyć, trzeba zacząć od człowieka. Według Girarda człowiek jest istotą pożądającą. Pożądanie, po francusku désir, nie ma konkretnego obiektu (jak twierdzili Freud i Marks), ale kieruje ku przedmiotom przez naśladowanie pożądania innych. Girard mówi o trójkącie pożądania – człowiek pożądający, przedmiot pożądania i drugi pożądający. Kolejne kluczowe pojęcie to naśladowanie.
Mimetyzm.
– Człowiek wszystkiego się uczy przez naśladowanie. Mówimy po polsku, a nie po chińsku, bo tak się nauczyliśmy od rodziców. Większość z nas w ten sposób przyjęła także wiarę. O roli naśladowania (mimesis) mówił już Platon. Girard zwraca uwagę na negatywną stronę pożądania, która prowadzi do współzawodnictwa. Ono się pojawia, jeżeli wielu ludzi pożąda tego samego. To wtedy powstaje trójkąt pożądania. Między ludźmi pożądającymi tworzy się dziwna relacja – fascynacji, podziwu (on to ma!), ale równocześnie zazdrości.
Rywalizacji?
– Tak, rywalizacji i walki. Ten motyw wykorzystują współcześnie reklamy. Ukazują ludzi szczęśliwych z posiadania czegoś. Mają wzbudzić w odbiorcach chęć naśladowania, posiadania i rywalizacji. Ta jednak prowadzi do konfliktów. Jeżeli na przykład wszyscy chcemy się opalać, nie ma problemu, gdy jest miejsce na plaży. Słońce świeci dla wszystkich. Ale często dobra, których ludzie pragną, nie są tak łatwo podzielne i stają się przedmiotem konfliktu.
Tu przechodzimy do społecznego wymiaru teorii Girarda. Konflikty powstające w efekcie mimesis i pożądania prowadzą do chaosu wewnątrz społeczności, tzw. kryzysu mimetycznego. Jego zakończeniem bywa skupienie zbiorowej nienawiści na przypadkowej ofierze i jej uśmiercenie. Autor zwraca przy tym uwagę na fakt, że człowiek jest jedynym stworzeniem, które zabija regularnie przedstawicieli własnego gatunku. W świecie zwierząt są to wyjątkowe wypadki.
Według Biblii to skutek grzechu pierworodnego. Co się stało z ludźmi, widać po czynie Kaina.
– Dlatego mówimy o „kainowym plemieniu”. W społeczeństwach pierwotnych, w których nie było jeszcze systemu prawnego, ratunkiem przed rozpadem grupy był opisany przez Girarda mechanizm kozła ofiarnego. Określenie „kozioł ofiarny” występuje w wielu językach, oznacza spychanie winy na drugiego, najczęściej przypadkowego człowieka. Obraz wzięty jest ze Starego Testamentu, z Księgi Kapłańskiej. W Dzień Pojednania arcykapłan wyciągał ręce nad kozłem składanym w ofierze i obarczał go symbolicznie grzechami całego ludu. Potem kozła wypędzano na pustynię, aby został pożarty przez dzikie zwierzęta.
W naszych czasach funkcjonuje system prawny (system „uporządkowanej zemsty”). Za każde przekroczenie przewidziana jest konkretna kara. Natomiast we wspólnotach pozbawionych systemu prawnego agresja prowadziła do chaosu. Rozwiązaniem problemu stawała się kanalizacja agresji w kierunku przypadkowej ofiary i pozbawienie jej życia.
„Kozioł ofiarny” zawsze jest niewinny. Jak pisze Girard: to ktoś „inny, obcy czy ułomny”. O tym, kto zostanie ofiarą, decyduje przypadek. Sprawca podświadomie wybiera jednak osobę lub grupę, która jest na tyle słaba, że nie odpłaci mu odwetem.
– Mechanizm kozła ofiarnego istnieje także w czasach współczesnych. Możemy odnaleźć jego ślady nie tylko w postaci różnych rytów, jak np. „palenie Judasza”, ale także w wielu wymiarach życia społecznego i politycznego. Winni są zawsze „inni”, a nie my. Potrzebny jest nam obraz wroga, abyśmy się łudzili, że jesteśmy lepsi.
Do czego jeszcze służy wróg?
– Tworząc obraz wroga, mobilizuje się łatwiej ludzi dla osiągnięcia własnych celów. W społeczeństwach pierwotnych zabicie ofiary, którą obwiniano za chaos i kryzys, przywracało jedność skłóconej wspólnoty. Systemy totalitarne posługiwały się ta metodą. Celem były konkretne osoby, ale i grupy ludzi. Proletariusze wszystkich krajów łączyli się przeciw kapitalistom. Narodowi socjaliści w Niemczech obwiniali o wszystko Żydów i postanowili ich wyeliminować. Komuniści w Polsce straszyli naród imperializmem amerykańskim i rewizjonizmem niemieckim. Według Girarda mechanizm ten wciąż się odradza, bo jest mitem założycielskim wszelkiej kultury.
Jak dokonał tego odkrycia?
– Zaczynał jako krytyk literacki. Czytając dzieła wybitnych pisarzy, dostrzegł ukazane w nich uniwersalne mechanizmy rządzące ludzkim zachowaniem: indywidualnym i społecznym. Artyści pióra dzięki szczególnemu natchnieniu opisywali na przykładzie konkretnych postaci i grup działanie mimesis, zazdrości, ukazywali przyczyny rodzenia się konfliktów i próby ich rozwiązania. Teoria Girarda przemówiła do wielu ludzi, znalazła zastosowanie w licznych dziedzinach nauki o człowieku i społeczeństwie.
Girard jest bardzo znany na świecie, ale nie w Polsce. Był interdyscyplinarny. Poruszał się w obszarze takich zagadnień jak mit, archetyp, kultura, religia, psychologia zachowań itd. Dla nas katolików najciekawsza jest chyba jego antropologia. Według Księdza Arcybiskupa u Girarda „religia pozwala rozwiązać fundamentalny problem antropologiczny” – a jest nim… ludzka skłonność do przemocy.
– Antropologię Girarda charakteryzuje pewien pesymizm. Ukazuje ciemną stronę natury ludzkiej, co koresponduje z chrześcijańską wizją grzechu pierworodnego. Girard był człowiekiem niewierzącym. Poszukując odpowiedzi na pytania o źródła przemocy, wziął na warsztat swoich badań literackich Pismo Święte. Odkrył, że autorzy biblijni stają po stronie ofiar. W Starym Testamencie ten proces dopiero się zaczyna. Boże Objawienie przebija się stopniowo przez ludzkie uwikłanie w mechanizm kozła ofiarnego aż do radykalnego zdemaskowania tego mechanizmu przez Jezusa Chrystusa. Analiza tekstów Pisma Świętego przybliżyła Girarda na nowo do wiary Kościoła.
Girard analizował historię różnych kultur i religii, pytając o przyczyny zła. Według niego największym złem niszczącym człowieka, jego godność i relacje, jest przemoc. To przez nią umarł Bóg, zabity na krzyżu.
– Kiedyś zapytano Jana Pawła II, jakie zdanie w Ewangelii uważa za najważniejsze. Zacytował Ewangelię św. Jana: „Poznacie prawdę a prawda was wyzwoli"(J 8, 32). Benedykt XVI zatytułował swoją pierwszą w encyklikę Deus caritas est „Bóg jest Miłością”(1 J 4, 6). Istotą ewangelicznego przesłania jest prawda i miłość. Nic się temu przesłaniu bardziej nie sprzeciwia tak frontalnie, jak nienawiść i kłamstwo. Girard mówi o zakłamaniu kultury zrodzonej z mechanizmu kozła ofiarnego. Ofiara nie jest winna! Chrystus, najniewinniejszy ze wszystkich ludzi, wziął na siebie ciężar ludzkich grzechów. Przyjął skierowaną ku sobie przemoc, żeby zdemaskować kłamliwy mechanizm i skompromitować go raz na zawsze.
Uczniowie Chrystusa powinni być od niego wolni. Ale nie są.
– Raymund Schwager, nieżyjący już wybitny teolog ze szkoły innsbruckiej, dokonał recepcji teorii Girarda na gruncie teologicznym. Musimy pamiętać, że Girard nie był teologiem. Jego intuicje rozwinął na terenie teologii Schwager, ukazując poszczególne akty dramatu zbawienia, widoczne w życiu i nauczaniu Chrystusa. Najpierw nauka o królestwie Bożym, która została odrzucona: „Przyszedł do swoich, ale swoi go nie przyjęli” (por J 1, 11). Słowo nie nawróciło, ale nawróciła ofiara krwi Bożego Syna. Przez wskrzeszenie z martwych Jezusa Bóg przebacza tym, którzy nie wiedzieli, co czynią. I uczniom, którzy nie sprostali próbie krzyża. Mocą Bożego Ducha powstaje wspólnota, która nie buduje na kłamstwie i nienawiści, ale na miłości i prawdzie. Dramat odkupienia uobecnia się w Eucharystii. Jej uczestnicy nie obwiniają innych, ale uderzają się we własną pierś: „moja wina, moja bardzo wielka wina”. To jest ogromnie ważne, wyznać: moja wina! Wszyscy mówią: twoja wina, ich wina, wina okoliczności, ale nie nasza; my jesteśmy czyści.
Przemoc jest odtwarzana w religijnych rytuałach.
– Religie pierwotne powtarzały mechanizm kozła ofiarnego, zabijając zwierzęta zamiast ludzi, bo był to sposób na przezwyciężenie przemocy i chaosu, które zagrażały wręcz istnieniu wspólnoty. W religii chrześcijańskiej ofiara Chrystusa jest końcem wszystkich ofiar. Chrystus stał się dobrowolnie kozłem ofiarnym, aby zdemaskować kłamliwy mechanizm.
Błędne koło przemocy zostało przerwane.
– Przemoc istnieje nadal, ale Chrystus obnażył jej kłamstwo. Rozpoczął gromadzenie wspólnoty, która nie szuka wrogów i potrafi przyznać się do winy. Bardzo ważna jest w tym rola Ducha Świętego, który łączy i jednoczy. Buduje mosty i burzy wszelkie podziały.
Nie ma człowieka, który nie czułby złości, wściekłości, nienawiści… My odpowiadamy jednak za to, co z uczuciami zrobimy. Jezus uczy „przekuwania” ich w miłość. Jest wiecznym Źródłem mocy, które zło zwycięża dobrem; przemoc – miłością. Wybaczył sprawcom.
– To prawda, że czasem jesteśmy zdenerwowani, rozzłoszczeni, niechęć narasta w naszych sercach, budzą się mechanizmy przerzucania winy na drugiego człowieka. W naszej pysze uważamy się za lepszych. Chcemy się pokazać z najlepszej strony, a innych stawiamy w złym świetle. A przecież nic tak nie buduje wspólnoty, jak przyznanie się do słabości i winy, jak małe słowo „przepraszam”; jak wielkie słowo „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”. Musimy stale przezwyciężać ów mechanizm, bo on w nas tkwi. Stał się częścią naszej natury.
Kościół poświęca sporo miejsca wojnom, konfliktom i przemocy w polityce, między państwami. Tyle że przemoc to element relacji w domu, w szkole, w pracy, we wspólnotach. Dlaczego Kościół tak mało angażuje się w etyczny sprzeciw wobec przemocy? Nie ma tego w kazaniach, na katechezie itd.
– Najlepszym lekarstwem na przemoc jest miłość. Kościół nieustannie przypomina, że Bóg jest miłością. To jest pozytywna walka z nienawiścią i przemocą: głoszenie Miłości. Bóg z miłości stworzył świat, z miłości posłał na ziemię swojego Syna. Z miłości wziął na siebie nasze grzechy i przyjął śmierć. My wszyscy jesteśmy wezwani do miłości – Boga i bliźniego. Tego dotyczą dwa najważniejsze przykazania. Poza tym my tworzymy w Kościele wspólnotę, w której jest miejsce dla wszystkich. Niezależnie od stanu posiadania, wykształcenia, poglądów politycznych.
Ksiądz Arcybiskup użył terminu Girarda „pożądanie”. Jestem pewna, że pierwsze skojarzenie większości Czytelników to nie przemoc, a seks – i to on jest w centrum refleksji moralnej.
– Jak już wspomniałem, Girard utrzymuje, że ludzkie pożądanie nie jest skierowane w sposób konieczny na z góry określony obiekt. To zdecydowanie odróżnia go od Freuda, który wszystko odnosił do sfery seksualnej. Francuskie désir oznacza dla Girarda nieodparte pragnienie czegoś, co można posiadać. Zresztą IX i X przykazanie Dekalogu brzmi w całości następująco: „Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego”. Girard podkreśla, że najczęściej naśladujemy pragnienia innych.
Słowo „mobbing” pojawiło się w latach 90. XX w. Wrażliwość na kwestię przemocy pojawiła się po doświadczeniu Holokaustu, komunizmu. Może Kościół dopiero się otwiera na problem, ale na razie ma przechył w stronę piętnowania zła seksualności. Ten temat jest dopiero, jak mawiał ks. prof. Tischner, „przed nami”?
– Przemoc ma wiele imion i wiele sposobów, aby się rozpowszechniać na kształt pandemii. Na pewno teoria Girarda, od której wyszliśmy, jest dla nas bardzo odkrywcza. To, co Pani mówiła o interdyscyplinarności, wymaga spotkania różnych środowisk i tak się często dzieje w kręgach, które dyskutują na te tematy. Teoria Girarda jest także ponadkonfesyjna. Dotyka centralnych prawd chrześcijaństwa, wspólnych dla wszystkich wyznań. Z chrześcijańskiego punktu widzenia największą zasługą René Girarda jest uświadomienie współczesnemu człowiekowi, jak wiele Biblia ma mu do powiedzenia. Jest wręcz kluczem do kodu ludzkiej cywilizacji.
Kościół jest krytykowany przez ruchy lewicowe. Wbrew pozorom one bardzo się różnią od marksizmu: nie wierzą w istnienie prawdy obiektywnej, odcinają się od przemocy, dążą do obalenia patriarchatu – sytemu męskiej władzy opartego rzekomo na przemocy wobec kobiet, dzieci oraz innych.
– Tylko czy jesienne demonstracje były pozbawione przemocy? Słownej i fizycznej? Czy Kościół nie stał się w tym przypadku kolejnym kozłem ofiarnym? Kryzysy mimetyczne wybuchały często w czasach zarazy. Istniała niezaspokojona potrzeba znalezienia winnego, oskarżano Żydów o zatrucie studni, wybuchały krwawe pogromy. Typowy obraz mechanizmu kozła ofiarnego to wielki tłum ludzi, którego napięcia kanalizują się w akcji przeciwko komuś, kogo uznano za winnego wszystkich nieszczęść i kłopotów. Może to być pojedyncza osoba, ale także grupa, instytucja.
To prawda. Mimo tego medialny obraz konfliktu jest taki: po jednej stronie stoją kobiety w sojuszu z ludźmi LGBT. Po drugiej jest „męski” patriarchat, który posiada władzę, siłę, pieniądze – i wsparcie państwa. W obronie Kościoła stają kibice, narodowcy… Może Kościół powinien odpowiedzieć na krytykę teorią Girarda? To genialne narzędzie. Tym bardziej, że sam Jezus nigdy nie użył przemocy.
– „Gwałt niech się gwałtem odciska” – mówił poeta, trafnie odczytując rewolucyjne nastroje młodych. Ale nie jest to hasło chrześcijańskie. Nie wolno nam dać się wciągnąć w spiralę przemocy. Krzyż nie jest odpowiednim sztandarem do walki. Przecież Jezus oddał na nim swoje życie po to, aby nie było już żadnej przemocy.
Każde pokolenie musi też na nowo odpowiedzieć na pytanie: Kim jest dla nas Jezus Chrystus? W Jego życiu, w Jego śmierci i zmartwychwstaniu; w przekształceniu przez Niego zabójczej nienawiści w miłość. Nienawiść odebrała Mu życie. Miłość je przywraca. Tu bije samo serce chrześcijaństwa. A my wciąż jesteśmy od niego daleko.
Obraz Jezusa jakby dojrzewa w dziejach?
– Pierwsze tysiąclecie chrześcijaństwa pokazywało go jako Chrystusa nauczającego albo panującego. Drugie – jako Chrystusa umęczonego, wiszącego na krzyżu. W starożytności na krzyżu nie umieszczano wizerunku Chrystusa. Był sam krzyż: zwycięski, triumfujący. Potem nastąpił zwrot ku Jezusowi jako człowiekowi: żłóbek i krzyż: wcielenie i odkupienie. Każda epoka ma swój obraz i dopiero wszystkie razem zbliżają się do pełni. Teraz mamy fenomen światowego zasięgu kultu Jezusa miłosiernego: „Jezu, ufam Tobie”.
Jezus miłosierny, który odrzuca przemoc, to obraz do odkrycia na trzecie tysiąclecie?
– Jest to szczególny znak naszych czasów. Jeden z wielki darów pontyfikatu św. Jana Pawła II. „Iskra”, która ma, według św. Faustyny, przygotować świat na powtórne przyjście Chrystusa. Temat podjęty przez papieża Franciszka, który ogłosił Światowy Jubileusz Miłosierdzia i zgromadził młodych z całego świata w Krakowie pod hasłem „,Miłosierni jak Ojciec”. Jeżeli staniemy się miłosierni jak Ojciec, zbudujemy wspólnotę, która nie szuka wrogów, która przebacza z Chrystusem Ukrzyżowanym i przyznaje się do winy.
W polskim Kościele ten nowy obraz znajdzie oddźwięk?
– Mamy piękny wzór w błogosławionym księdzu Jerzym Popiełuszce. W swoim życiu i śmierci zrealizował zasadę św. Pawła – zło dobrem zwyciężaj. Mamy przykład w błogosławionym już wkrótce kardynale Stefanie Wyszyńskim, który wybaczył swoim prześladowcom i odprawił Mszę św. za Bieruta, który go uwięził. Mamy bogaty bezprzemocowy „arsenał”. Musimy go tylko stosować.
Debata o przemocy
Na obecny kryzys Kościoła składa się wiele czynników, które częściowo mają źródło w przemianach zachodzących w świecie (neutralnych aksjologicznie procesach społecznych związanych z globalizacją, upowszechnieniem internetu, demografią czy pandemią oraz intencjonalnych zmianach spowodowanych przez presję tzw. nowych ruchów społecznych), a częściowo – w zachowaniach katolików. Przy uważnej analizie widać jednak, że wszystkie te problemy zlewają się w jeden, który ma konkretną nazwę – stosunek Kościoła do przemocy.
Cała krytyka ze strony ruchów kobiet, LGBT i innych mniejszości sprowadza się do tego, że Kościół to system o nazwie patriarchat, który przemoc uczynił niepisaną, lecz stosowaną w praktyce normą w walce o budowę… chrześcijańskiej cywilizacji i ładu społecznego. Głosząc miłość i dobrą nowinę o Mesjaszu, katolicy potrafią okrutnie traktować dzieci, kobiety, odmieńców seksualnych (LGBT), kulturowych (rdzenni mieszkańcy Kanady itd.), religijnych (Żydzi, poganie), czy też nieposłusznych i nielojalnych „swoich”. Nikt w Kościele nie afirmuje przemocy, mało kto jednak jednoznacznie ją piętnuje, staje empatycznie po stronie słabszych.
Przemoc stała się na przełomie XX i XXI w. głównym problemem moralnym kultury Zachodu, a wrażliwość na cierpienie ofiar – najważniejszym kryterium etycznej oceny zachowań ludzi. Wiele wskazuje na to, że kwestia przemocy jest autentycznym znakiem czasu, o którym pisał niedawno na łamach „Przewodnika” ks. Artur Stopka. Czy sprzeciw wobec niej jest „duchem czasu” przeciwnym Ewangelii, czy odwrotnie: „znakiem czasu”, który mamy dopiero w pokorze odkryć? Rozpoznać w nim w świetle Ducha Świętego prawdę o Chrystusie, ucząc się od Niego wrażliwości na krzywdę słabych, bezbronnych, innych? Temat jest tak aktualny i naglący, że wymaga publicznej, rzeczowej, interdyscyplinarnej debaty.
Inspiracją do niej stał się wywiad z abp. Stanisławem Budzikiem, który pokazuje, że mamy znakomite narzędzia poznawcze do takiej dyskusji. Kolejnymi uczestnikami będą socjolog prof. Michał Łuczewski oraz historyk Kościoła abp dr hab. Grzegorz Ryś. Czy miłość Boga da się pogodzić z przemocą w jakiejkolwiek formie?
Abp Stanisław Budzik
Ur. 1952, doktor habilitowany nauk teologicznych; rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie (1998–2004), biskup pomocniczy tarnowski (2004–2011), sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski (2007–2011), arcybiskup metropolita lubelski od 2011 r.