Logo Przewdonik Katolicki

Jak siebie samego

Weronika Frąckiewicz
il. Agnieszka Sozańska

Zdrowie psychiczne jest tak samo ważne jak zadbane ciało czy rozwój duchowy. Kiedy przestajemy odnajdywać się w codzienności, warto poszukać kogoś, kto pomoże nam pozbierać rozsypane elementy naszego życia.

Zdarza się, że traktujemy siebie samych w sposób wybiórczy. Troszcząc się o byt materialny, zapominamy, że człowiek ma zdecydowanie większy repertuar potrzeb do zaspokojenia niż tylko te cielesne. Również praktyki religijne i pogłębiona relacja z Panem Bogiem w bezpośredni sposób nie wpłyną na poprawę naszej kondycji psychicznej. A niestety w obecnych czasach ma ona prawo nie przedstawiać się najlepiej. Pandemia, małe i duże kryzysy ekonomiczne, nadmierna presja otoczenia, to tylko niektóre z czynników sprawiających, że nasze zdrowie psychiczne bywa mocno nadszarpnięte. Według danych GUS 1,6 mln osób korzysta w naszym kraju z pomocy psychologicznej. Biorąc pod uwagę to, że mamy jeden z największych odsetków samobójstw w Europie, liczba ta nie jest wygórowana. Tymczasem psychoterapia to lekarstwo, które daje nam nauka, abyśmy mogli zatroszczyć się o psychikę.

Nie przemodlić
Kornelii od kilku lat towarzyszył niczym nieuzasadniony lęk, jakby gdzieś czyhało na nią niebezpieczeństwo. Myśli nie były natrętne, ale mimo to, krok po kroczku, zatruwały jej normalne funkcjonowanie. Lęk w codzienności objawiał się m.in. niemocą podejmowania decyzji. Moment krytyczny przyszedł niespodziewanie. Coś zaczęło się ,,sypać” w jej ówczesnym związku. Przed wizytą w gabinecie psychoterapeutycznym broniła się z dwóch powodów. Po pierwsze, całe życie ze wszystkim świetnie sobie radziła, a pójście na terapię pokazałoby jej słabość. Po drugie, miała przekonanie, że jako osoba wierząca powinna problem ,,przemodlić”, a nie szukać pomocy u ludzi. Z pomocą przyszedł jej ksiądz, który podczas spowiedzi zasugerował jej, aby skorzystała ze spotkania z terapeutą. Mimo oporów zdecydowała się na wizytę. – Terapeutka zaproponowała mi kilka spotkań, podczas których miałyśmy przepracować traumatyczne wydarzenia z mojego życia. Jej zdaniem to one leżały u podstaw towarzyszącego mi lęku – opowiada kobieta. Terapia zakończyła się po czterech miesiącach. – Po terapii nie zaszły jakieś spektakularne zmiany w moim życiu, ale spotkania z terapeutką dały mi tyle, ile byłam w stanie przyjąć w tamtym czasie – wspomina. Kilka miesięcy po terapii przeżyła trudne wydarzenie, które mocno nadszarpnęło jej kondycję psychiczną. – Zaczęłam zahaczać o stany depresyjne. Każdy dzień był walką o przeżycie. Czułam podświadomie, że powinnam rozpocząć nowy etap terapii, ale wszystko we mnie krzyczało ,,nie, nie chcę, nie mam siły grzebać się w tym na nowo” – opowiada Kornelia. Podczas spotkania ze znajomymi poznała Kingę, która od kilku lat pracowała jako psychoterapeuta. Kobieta od razu wzbudziła zaufanie Kornelii. – Ciągle broniłam się przed podjęciem psychoterapii, bo miałam w pamięci trud poprzednich spotkań z psychoterapeutką. Jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że już dłużej nie dam rady sama ogarniać swojej rzeczywistości. Wiedziałam, że muszę skorzystać z ,,koła ratunkowego”.

Trudna prawda
Sesje terapeutyczne, ze względu na sporą odległość miejsc zamieszkania, odbywały się przez internet. – Na początku miałam duże obawy, czy sesje on-line są dla mnie. Myślałam, że aby się otworzyć, potrzebuję spotkać się z kimś w realu. Szybko jednak przyzwyczaiłam się do nowej formy kontaktu i teraz w ogóle nie stanowi to dla mnie problemu – opowiada Kornelia. 
Bardzo zależy jej, aby terapia nie odbywała się w oderwaniu od sfery duchowej. Nosi w sobie głębokie przeświadczenie, że sfera psychiki i ducha wzajemnie się przenikają i uzupełniają. – W moim procesie terapeutycznym przyjęłam taki model, że gdy odkrywam coś w sobie na terapii, automatycznie idę z tym do Boga, biorę to na modlitwę. Mam świadomość swojej niemocy. Tyle, ile po ludzku jestem w stanie zrobić, robię, a resztę zostawiam Bogu. To bardzo pomaga mi się zmagać z tym, co odkrywam o sobie, bo wiem, że nie jestem w tym wszystkim sama. Terapię traktuję jako narzędzie, którym posługuje się Bóg w moim życiu – uważa Kornelia. Najtrudniejsze w procesie terapeutycznym jest dla niej odkrywanie prawdy o samej sobie. – Czasem mam świadomość, że całe moje dotychczasowe życie wali się w gruzy. Przekonania, które miałam na swój temat, okazały się fałszywe. Z drugiej strony wiem, że trud, którego teraz doświadczam, krok po roku prowadzi mnie do prawdy. A przyjęcie prawdy o sobie samym jest początkiem nowego życia – opowiada. – Jest to także etap doszukiwania się odpowiedzi na pytania dotyczące mojej historii. Niektóre z nich noszę w sobie od wielu lat.

Powrót do przeszłości
Bycie psychoterapeutką to marzenie z jej dzieciństwa. Uwielbiała oglądać amerykańskie filmy, w których ktoś ,,leżał na kozetce” w gabinecie terapeuty. Dziecięce fascynacje w dorosłym życiu zakopała głęboko na dnie samej siebie. Ukończyła studia niezwiązane z psychologią, rozpoczęła pracę. Dopiero gdy urodziła troje dzieci, zaczęła się zastanawiać, dlaczego właściwie nigdy nie zrealizowała planów z przeszłości. Podjęła decyzję i w ciągu półtora miesiąca zaczęła studia psychoterapii. Magdalena Cieślawska od pięciu lat prowadzi terapię w nurcie psychoterapii integratywnej, łączącej w sobie różne szkoły psychoterapeutyczne. Z piętnastoma pacjentami lub klientami, jak lubi ich nazywać, spotyka się raz lub kilka razy w tygodniu, na około 50-minutowych sesjach. Jak sama przyznaje, przede wszystkim zależy jej na tym, aby każda osoba, która do niej przychodzi, była usłyszana wraz z bólem, który w sobie niesie. Niektórzy z jej klientów będą na terapii przez co najmniej rok, a inni po kilku spotkaniach zakończą pewien etap pracy psychologicznej. Wszystko zależy od wyznaczonych celów. – Była ostatnio u mnie osoba, która rozstawała się ze swoim partnerem po wielu latach związku. Zgłosiła się, ponieważ potrzebowała wsparcia akurat w tym konkretnym momencie. Te dziesięć spotkań pozwoliło jej stanąć na nogi i odnaleźć się w nowej sytuacji, a także zrozumieć mechanizmy, które sprawiły, że coś się nie udało w budowaniu relacji. Nie dotykałyśmy jej głębszych problemów, nie wracałyśmy do dzieciństwa, zranień z przeszłości. Nie to było głównym planem naszych spotkań – przyznaje terapeutka.

Współczucie
Punktem wyjścia do rozpoczęcia terapii, zdaniem psychoterapeutki jest moment, w którym człowiek zdaje sobie sprawę, że życie wymyka mu się spod kontroli, a rzeczywistość zaczyna go przytłaczać. – Takim bodźcem do rozpoczęcia terapii mogą być pojawiające się pytania: dlaczego rzeczywistość jest inna, niż sobie wyobrażałem; dlaczego chciałem, a nie mogę; dlaczego pragnę, a nie potrafię tego sobie zapewnić; dlaczego po raz kolejny robię to samo – wymienia Magdalena. Czasem zdarza się, że z prośbą o pomoc przychodzi do niej człowiek, w relacji z którym jest jej trudno już od pierwszych chwil. – W takich sytuacjach od razu zaczynam myśleć, że prawdopodobnie innym w kontakcie z nim jest równie trudno jak mnie i że to jest ciężar, który on musi nieść. To pomaga mi wejść w siebie i zadać sobie pytanie: dlaczego ja w relacji z tym człowiekiem tak się czuję, a tym samym mogę uzyskać odpowiedź: jakie problemy tego człowieka mogą stać za tym, że w relacji z nim pojawia się dyskomfort. Przede wszystkim jednak rodzi się we mnie duże współczucie dla tego człowieka – przyznaje psychoterapeutka. Różnice światopoglądowe nie są dla niej przeszkodą w prowadzeniu terapii. – Najbardziej rozbieżności w tej kwestii ujawniają się w okolicach wyborów (śmiech). Nie dotykają mnie one jednak w żaden sposób. Ja mam swój świat, do którego nie wpuszczam pacjentów. Oni nie znają moich preferencji politycznych, poglądów czy przekonań religijnych. Światopogląd nie ma tu znaczenia, najważniejsza jest pewnego rodzaju więź i zaufanie, które wytwarza się w relacji terapeuta–klient. Chodzi o pewną intymność, która wykracza daleko poza nasze przekonania – uważa Magdalena. Większość pacjentów trafia do niej z polecenia. Sama również uważa, że jest to dobry klucz w doborze psychoterapeuty. – Warto, szukając terapeuty, pozbierać różne opinie wśród znajomych, poszukać, popytać, a nie wybierać w ciemno. Raz tylko przyszła do mnie para, która powiedziała, że wśród psychoterapeutów, których zdjęcia widzieli w internecie, najlepiej patrzyło mi z oczu – śmieje się. Każdy człowiek to dla niej nowa przestrzeń do odkrycia. – Dzięki moim pacjentom poznaję nowe światy. Każda osoba, która do mnie przychodzi, niesie ze sobą bogactwo nowych horyzontów. To jest ciągle tak samo fascynujące – to wchodzenie w ten świat, poznawanie, przyglądanie się i próba zrozumienia, jak on wygląda, co się tam dzieje, jakie postaci w nim mieszkają – opowiada psychoterapeutka. – Najważniejsze jednak to poruszać się po świecie tego człowieka jak po sklepie z porcelaną: ostrożnie, delikatnie, z pełną uważnością i troską o najmniejsze szczegóły.

(Nie) trzeba zasługiwać
Kiedy poziom smutku, przygnębienia i bezsilności przekroczył wszystkie znane jej dotychczas granice, postanowiła poszukać pomocy na zewnątrz. Wokół siebie miała kilka bliskich osób będących na terapii i to ostatecznie dzięki ich sugestiom zdecydowała się zmienić coś w swoim życiu. Pierwszym adresem, pod który trafiła Emilia, były spotkania grupy samopomocowej Dorosłych Dzieci Alkoholików. Jak sama przyznaje, podczas mityngów dużo dowiedziała się o sobie, a także skonfrontowała swoją historię z podobnymi opowieściami innych osób. Jednak paraliżujący lęk przed grupą nie pozwolił jej w pełni korzystać ze spotkań. – Właściwie tylko siedziałam i słuchałam. Zaczęłam uświadamiać sobie bardzo dużo kwestii związanych z moją przeszłością, pewne przestrzenie pootwierały się we mnie na nowo. Nie byłam jednak w stanie odezwać się ani słowem, aby podzielić się z innymi tym, co przeżywam. To było dla mnie bardzo trudne doświadczenie – opowiada Emilia. Później kobieta trafiła do psychiatry. Lekarz przepisał jej leki wpływające na poprawę nastroju, a także zalecił psychoterapię indywidualną. Pierwsze wizyty u terapeutki nie należały do najłatwiejszych. – Cały czas miałam poczucie, że nie zasługuję na to, aby ktoś poświęcał mi swój czas. Towarzyszyło mi przekonanie, że nie jestem warta tego, aby ktoś obdarował mnie uwagą – opowiada.

Nadzieja
Dojmujący był także wstyd. – Miałam wrażenie, że muszę obnażyć całą siebie przed obcą osobą – wspomina kobieta. – Tak bardzo mnie to wszystko blokowało, że miałam problem z budowaniem zdań. Podczas kilku pierwszych spotkań wydawało mi się, że mówię jak dziecko – opowiada. Na początku chciała przygotowywać się do sesji terapeutycznych w domu. Planowała, co i w jaki sposób będzie mówić. – Terapeutka stwierdziła, że sprawiam wrażenie uczennicy. A ja chciałam przygotować się do każdego spotkania, bo bardzo bałam się ciszy pomiędzy nami – opowiada. Początki nie były łatwe także ze względu na samą osobę psychoterapeutki. – Początkowo była bardzo oschła. Właściwie niewiele mówiła, głównym słowem, które powtarzała, było ,,słucham”. Jak się później okazało, to charakterystyczna postawa dla terapeutów w nurcie terapii psychodynamicznych. Teraz jestem do tego przyzwyczajona. Dziś mija ponad rok od rozpoczęcia terapii. Emilia wie, że jeszcze długa droga przed nią, ale już teraz zauważa istotne zmiany w swoim funkcjonowaniu, nie tylko podczas sesji terapeutycznych. – Przede wszystkim podstawowa zmiana to to, że stałam się bardziej wyrozumiała w stosunku do siebie. Nie nazwałabym tego stuprocentową akceptacją, ale przynajmniej nie obwiniam siebie za wszystkie negatywne emocje, których doświadczam – opowiada Emilia. Dzięki terapii otworzyła się także na nowe znajomości z mężczyznami. – Jednym z elementów, który doprowadził mnie do momentu terapii, był mój wieloletni, toksyczny związek. Terapia pozwoliła mi uwierzyć, że jeszcze mogę stworzyć z kimś normalną relację – opowiada. – Przez wiele lat inwestowałam czas i pieniądze w doskonalenie zawodowe. Teraz widzę, o ile ważniejsza jest praca nad własną kondycją psychiczną. Mimo że sam proces terapeutyczny jest bardzo trudny i wymagający, dzięki niemu spoglądam z większą nadzieją w przyszłość.
Troska o siebie samych jest nam dziś bardzo potrzebna. Nasza kondycja psychiczna wraz ze zdrowym ciałem i duchem skoncentrowanym na Bogu jest kapitałem, z którego możemy czerpać w zmaganiu się z rzeczywistością. Dlatego czasem warto skorzystać z narzędzi, które daje nam współczesna nauka. ,,Wolę siedzieć na deskach, zgnitym parapecie, ale zadbać o siebie – ja jestem wartościowy bardziej niż mój parapet i nowy samochód. Będę jeździł starym samochodem, ale pójdę na terapię. Uważam że przez dobrych psychoterapeutów Pan Bóg błogosławi ludzkość” – pisał w jednej ze swoich publikacji śp. ks. Krzysztof Grzywocz, rekolekcjonista i psychoterapeuta.

Imiona zostały zmienione.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki