Psychoterapia nie zajmuje miejsca religii, a praktyki religijne nie zastąpią psychoterapii. Jednak również osoby głęboko wierzące mogą wiele zyskać, jeśli zdecydują się na podjęcie pracy nad sobą w ramach terapii psychologicznej – wówczas jednym z efektów terapii może być bardziej świadoma, dojrzała religijność.
Religia nie jest tabu
Jedną z wypowiedzi pacjentów, które zapamiętam już chyba na zawsze (choć właściwie „chyba” jest tu raczej zbędne), jest ta, gdy pewna osoba zdumiona stwierdziła, że w ramach psychoterapii spodziewałaby się rozmów o seksie, ale nie o Bogu. Zdanie to padło tuż po tym, jak zapytałam tę osobę o to, jaki nosi w sobie obraz Boga. Sądzę, że reakcja tego człowieka zasługuje na uwagę, gdyż pokazuje, że nie brakuje katolików (czy też osób jakiegokolwiek innego wyzwania), którzy są przekonani, że ich religijność na terapii stanowi tabu i nie należy tego wątku podejmować. Takie podejście może wynikać z rozróżniania (słusznego!) problemów natury psychicznej i duchowej, a także przeświadczenia (także w znacznej mierze uzasadnionego), że od „leczenia” problemów z duchowością jest spowiednik czy kierownik duchowy, a psychoterapeuta ma za zadanie zająć się zdrowiem „głowy”. Rzecz jednak w tym, że choć oczywiście terapeuta i spowiednik świadczą inne „usługi” (albo i posługi), to jednak sfera duchowa i emocjonalna wpływają na siebie nawzajem, a duchowość i religijność pacjenta także jest częścią jego wewnętrznego świata – nic zatem nie stoi na przeszkodzie, aby również o tym aspekcie życia opowiadać na terapii. Dojrzała wiara może być zasobem pacjenta i pomagać mu radzić sobie z życiowymi wyzwaniami i egzystencjalnymi lękami, a dodatkowo – to, jak ktoś przeżywa siebie w relacji z Bogiem, może powiedzieć sporo ważnych rzeczy na temat jego zdrowia psychicznego. Jeśli ktoś deklaruje, że zawsze czuł bliskość i miłość Boga, ale od pewnego czasu ma poczucie, że Bóg przestał się nim interesować, a do tego kompletnie stracił siłę do modlitwy czy uczęszczania do świątyni, to mogą być to symptomy np. depresji, która wymaga leczenia terapią i lekami, a nie spowiedzią – choć oczywiście wierzący pacjent z depresją także może ze spowiedzi korzystać. Korzystanie z psychoterapii nie wyklucza korzystania ze wsparcia spowiednika czy przewodnika duchowego – emocjonalne zdrowienie nie jest „alternatywą” dla duchowego rozwoju. Trzeba jednak wiedzieć, że czasami to, co wydaje się poważnym duchowym problemem, może być obszarem do pracy terapeutycznej i farmakoterapii. Mniej więcej dekadę temu w Polsce panowała swego rodzaju „moda” na interesowanie się działalnością złych duchów i egzorcyzmami, które miały „leczyć” z wielu różnych przypadłości. Tymczasem natarczywe myśli o byciu obserwowanym i nakłanianym do złego przez diabła mogą oznaczać początek procesu psychotycznego, który także wymaga interwencji specjalistów od zdrowia psychicznego. Kto oglądał uważnie Dziecko Rosemary, pamięta pewnie, że stan głównej bohaterki, który mógł być po prostu schizofrenią lub psychozą poporodową (surrealistyczną końcówkę filmu oglądamy przecież wyłącznie z jej perspektywy), zaczął się manifestować właśnie jako sny, myśli i wyobrażania o Szatanie, które stopniowo zakłócały u niej to, co nazywamy testowaniem rzeczywistości – czyli zdolność rozróżniania obiektywnej prawdy od wydarzeń mających miejsce wyłącznie z życiu intrapsychicznym. Poród zagubionej Rosemary mógłby się skończyć inaczej, gdyby w porę trafiła do terapeuty i psychiatry.
Pod batem Boga
W życiu osób, które są dręczone przez religijne OCD (dawniej nazywane nerwicą eklezjogenną), ambiwalentny obraz Boga czy uwikłanie w toksyczną wspólnotę religijną, zaangażowanie religijne może jednak – pod względem psychologicznym – nie tylko nie stanowić zasobu, ale wręcz powodować ogromne cierpienie. Trudno przecież sobie wyobrazić, by osoba, która ma poczucie, że Bóg tylko czeka, aby zesłać na nią baty za każde najdrobniejsze przewinienie, umiała cieszyć się życiem i ze spokojem wewnętrznym wypełniać – mówiąc językiem kościelnym – obowiązki stanu. Współpraca z terapeutą jest zatem dla takiej osoby szansą na to, aby lepiej kochać nie tylko siebie, ale także – do czego wzywa Ewangelia – swoich bliźnich. Psychoterapeuta nigdy nie dąży do torpedowania lub osłabiania wiary swojego pacjenta, może natomiast – w przypadku duchowości neurotycznej, czyli opartej na lęku – pomóc cierpiącej osobie na nowo poukładać sobie relacje z Bogiem i odkryć, skąd wzięły się patologiczne wyobrażenia na temat świata duchowego. Zwykle są one efektem nadmiernie restrykcyjnego wychowania oraz niewłaściwej formacji religijnej – jednak sama religia czy wprowadzanie dziecka w świat duchowości przez wierzących rodziców nie są w żadnym razie traktowane jako patologia. Ciekawym „zastosowaniem” pomocy psychologicznej dla pacjentów religijnych jest wsparcie w zakresie wyznawania własnej wiary… gdy otoczenie tego nie akceptuje. W zbiorowym myśleniu dość często funkcjonują figury głęboko religijnej (czy wręcz zdewociałej) mamy lub babci oraz zbuntowanej przeciwko religijnym zasadom młodej osoby. Niekiedy jednak to właśnie młody człowiek chce angażować się religijnie, czego nie akceptują jego rodzice, teściowie czy partner. Psychoterapia może być wówczas szansą na naukę „religijnej asertywności” i wzmocnienie u pacjenta poczucia, że ma prawo do wyznawania wybranej przez siebie religii także wtedy, gdy część otoczenia nie jest temu przychylna. Z psychologicznego punktu widzenia praca z rodziną, w której występuje „konflikt religijny”, zwykle będzie wiązała się z pomocą w separacji i nauką brania odpowiedzialności za własne życie – może się tak dziać np. wtedy, gdy rodzice usiłują „wybić z głowy” dorosłemu synowi wstąpienie do seminarium. Jeśli mężczyzna w tym położeniu trafia do terapeuty, to zwykle praca dotyczy tego, by nauczył się on iść przez życie „po dorosłemu” i wybierać to, co uważa za swoją drogę, a nie to, czego w tym zakresie oczekuje rodzina – z kolei kwestie posiadania powołania bądź też nie „rozstrzygają” autorytety duchowe, a nie terapeuta. Co ważne, pomóc pacjentowi z objawami pojawiającymi się także w sferze religijnej może nie tylko terapeuta czy psycholog samookreślający się jako „chrześcijański” – każdy psycholog, psychoterapeuta i psychiatra, nawet jeśli sam jest niewierzący, jest zobowiązany do poszanowania poglądów swoich pacjentów.
Modlitwa a synapsy
Jednocześnie doświadczenie religijne oraz uwarunkowania wiary (czy jej braku) stanowią także obszar dociekań badawczych. Akademicka psychologia opisuje między innymi to, jaki jest związek naszych doświadczeń rodzinnych z obecnym w naszym umyśle obrazem Boga, jak religijność i duchowość może wpływać na stan zdrowia psychicznego osoby czy od czego zależy podatność osób na sugestie autorytetów religijnych. Psychologia jednak nie jest świecką wersją teologii i nie zajmuje się badaniem religijnych dogmatów – psychologów interesuje to, jak kult religijny może kształtować człowieka, w jaki sposób wiara modyfikuje naszą ludzką emocjonalność. Zrozumienie tego, jakie uwarunkowania ma nasza własna religijność, skąd wynika takie a nie inne przeżywanie wiary, ile jest w naszej duchowości elementów wynikających z wychowania, a ile z biologii, może pomóc przeżywać wiarę w sposób mniej magiczny, a bardziej refleksyjny i dojrzały. Jak zauważa o. Jacek Prusak SJ, „By móc pogłębiać wiarę, warto zdać sobie sprawę, na ile jest ona kształtowana przez naszą konstrukcję psychiczną i genetyczne ograniczenia” (Katolik na psychologicznych skałach, www.tygodnikpowszechny.pl).
Nie oznacza to, że jeśli jesteśmy w stanie za pomocą badań obrazowych określić, jak zachowuje się mózg podczas głębokiej modlitwy, to dążymy do zredukowania wiary wyłącznie do kwestii współpracy między synapsami. Dążenie do zrozumienia ludzkiej fizjologii może wszak prowadzić także do zachwytu nad tym, jak wspaniale Stwórca zaprojektował ludzkie ciało, że może ono mieć udział w doświadczeniach mistycznych. Obserwacja tego, jak modlitwa medytacyjna wpływa na działanie układu nerwowego człowieka, może wręcz stać się inspiracją i obszarem badań dla teologów – w Polsce zagadnienie to bada między innymi „neuroteolog” ks. dr Grzegorz Strzelczyk. Dzięki wiedzy neuropsychologicznej wiemy już, że nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że modlitwa może rzeczywiście przemieniać człowieka na poziomie biologicznym.
Antypsychologiczna dezinformacja
Współczesny dostęp do informacji ma jednak także mroczne strony, które mogą bezpośrednio krzywdzić osoby potrzebujące pomocy. Za sprawą internetu możemy bowiem nie tylko wysłuchać konferencji osób, które uznają za istotny „styk” psychologii i duchowości, np. o. Jacka Prusaka, małżeństwa Moniki i Marcina Gajdów czy ks. Krzysztofa Grzywocza, ale także natknąć się na profil kaznodziei, który otwarcie zniechęca chrześcijan do korzystania z pomocy psychologicznej. Katolicki internet nie jest niestety odporny na dezinformację, a ewangelizatorzy, którzy w zdobyczach psychologii widzą głównie nową religię własnego „ja”, mają niekiedy o wiele większe zasięgi niż naukowcy i praktycy, którzy wiedzą, co naprawdę korzystanie z terapii może dać osobie wierzącej. Dramatyczny paradoks takiej sytuacji polega na tym, że im bardziej dana osoba jest neurotyczna i przepełniona obawami (czyli z punktu widzenia psychoterapeuty: potrzebująca pomocy), tym bardziej podatna bywa na antynaukową perswazję. Zdarza się także, że osoby legitymujące się duchowym autorytetem roszczą sobie prawo do rozróżniania „dobrej” i „szkodliwej” psychologii. Pewien egzorcysta twierdził na przykład, że zna bardzo dobrych psychologów (tych chrześcijańskich), zaś „zwykli” psychologowie mogą człowieka jeszcze bardziej „poharatać”. Na listę „duchowych zagrożeń” niektórzy duszpasterze czy religijni publicyści wpisują także np. psychoterapię w nurcie Gestalt lub pracę z ciałem – co wynika zapewne z niewiedzy na temat tych modalności oraz obecności w myśleniu okruchów manicheizmu, czyli przekonania, że to, co cielesne, jest zagrażające i złe. Część ludzi związanych z Kościołem zdaje sobie sprawę z tego rodzaju problemów i próbuje przeciwdziałać „odcinaniu” katolików od pomocy. Warto, by osoby, które mają wątpliwości co do adekwatności form pomocy, szukały wiedzy u specjalistów, a nie osób, które być może nimi są, ale w innych dziedzinach niż psychologia czy psychiatria.
---
Nieodżałowany ks. Grzywocz pisał: „Człowiek jest najbardziej wrażliwą istotą świata”. Wrażliwość ta może rozszerzać się w trakcie naszego życia, czasami za sprawą zaskakujących okoliczności. Również doświadczenie psychoterapii może więc być – choć wydaje się to nieoczywiste – dla osoby wierzącej szansą na to, by pogłębić i uzdrowić swoją duchową wrażliwość.