O obecności katechezy w szkołach zwykle dyskutujemy z pozycji światopoglądowych – i nigdy chyba nie będziemy mieć powszechnej jednomyślności co do tego, czy lekcje religii powinny być obecne w szkole, czy nie. Jednak szkolnej katechezie warto przyjrzeć się także z zupełnie innej perspektywy: mianowicie tego, jaki wpływ ma ona na zdrowie psychiczne uczniów.
Duchowość dojrzała i neurotyczna
Psychologia jako nauka nie zajmuje się potwierdzaniem ani falsyfikowaniem religijnych dogmatów. Tym jednak, co od lat interesuje psychologów, jest to, jaki może być wpływ wyznawanej wiary i praktyk religijnych na kondycję psychiczną jednostki. Współcześnie przyjmuje się, że duchowość oraz religijność mogą stanowić ogromny zasób w życiu człowieka, ale mogą także utrudniać mu funkcjonowanie i być przyczyną dramatycznych konfliktów wewnętrznych. Religijność czy duchowość staje się zasobem wtedy, gdy jest dojrzała, opiera się na przekonaniu o miłości Boga do człowieka i na dostrzeganiu głębszego sensu zarówno w istnieniu całego świata, jak i siebie samego. Religijność, która jest niezdrowa natomiast, często bywa określana mianem neurotycznej – opiera się ona na lęku, poczuciu bycia nie dość dobrym oraz na odczuwaniu nieadekwatnego wstydu. Jak można się spodziewać – to, jaki rodzaj religijności rozwinie się u danej osoby, będzie zależne w znacznej mierze od przekazów religijnych, jakie otrzyma podczas swojego wychowania (choć oczywiście znaczenie będą miały także np. czynniki biologiczne – niektórzy z nas mają silniejsze predyspozycje do odczucia lęku). Katecheta opowiadający o Bogu, który troszczy się o człowieka, który przebacza winy i który wymaga, ale także rozumie dylematy osoby w każdym wieku, pomaga młodym ludziom – nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy – budować zdrową duchowość, która może stanowić dla nich oparcie w razie życiowych kryzysów i niepowodzeń (nawet jeśli dany uczeń w przyszłości nie będzie gorliwym wyznawcą wiary). Analogicznie, katecheta, który swoją misję ewangelizacyjną „realizuje” głównie poprzez opowieści o szatanie, a obraz Boga, jaki przedstawia uczniom, ma wiele wspólnego z istotą sadystyczną i lubującą się w karach, „dokarmia” religijność opartą na lęku i magicznym myśleniu. Tak przeżywana religijność rzadko kiedy jest zasobem – o wiele częściej staje się źródłem psychologicznego cierpienia.
Zrozumieć Boga i siebie
Lekcje religii nie są jedynymi, które mogą mieć niebagatelny wpływ na kondycję psychiczną młodych ludzi. Matematycy czy poloniści również są odpowiedzialni za dbanie o ich dobrostan. Jednak katecheza stanowi w pewnym sensie wyjątkowy „przypadek” wśród innych przedmiotów: to właśnie podczas niej wiele uwagi poświęca się kwestiom moralności, dotyka tematów związanych z sensem życia człowieka, a dodatkowo – katecheta (zwłaszcza noszący koloratkę) wciąż dla części uczniów i rodziców jest większym autorytetem niż nauczyciel historii lub wuefu. Ponadto, dla uczniów wierzących lub poszukujących katecheta staje się też „reprezentantem” Boga – jego słowo znaczy więc dla niejednego młodego człowieka więcej niż słowo geografa. Spotkanie z katechetą, który cierpliwie rozmawia z uczniami nie tylko o religijnych dogmatach, ale także – w empatyczny sposób – o ich wątpliwościach egzystencjalnych, może stać się doświadczeniem niezwykle wzmacniającym. Kontakt z neurotycznym i apodyktycznym nauczycielem religii może wyzwalać lęki i poczucie bycia niewystarczającym. Ksiądz prof. Andrzej Perzyński (UKSW) mówi o tym, że lekcje religii mogą młodemu człowiekowi pomóc lepiej zrozumieć siebie. – Katechezę rozumiem jako przekaz żywej wiary, która często redukowana jest do regułek katechizmowych albo rytów liturgicznych, albo nakazów moralnych. Ta ostatnia redukcja może prowadzić do różnego rodzaju neuroz na tle religijnym. Katechetka/-a przekazuje żywą wiarę, która zmieniła jej/jego życie, tzn. nadała mu nową pozytywną i pociągającą perspektywę. Przekaz żywej wiary to przekaz doświadczenia życia w nowej, fascynującej i realistycznej, dojrzałej perspektywie. W tej nowej perspektywie wszystko, co dotyczy młodego człowieka, ma znaczenie: nauka, relacje, rodzina, trudności, przyjaźnie, sport, inne zainteresowania i pasje. Żywa wiara odpowiada na wymogi życia, to znaczy pozwala oceniać wszystko w świetle tej nowej perspektywy. Przekaz katechetyczny wiary to towarzyszenie młodym w ich duchowych potrzebach, a nie moralizowanie ich Dekalogiem (nie daj Boże straszenie piekłem).
Katecheta, demony i OCD
Jednak słowa ks. Perzyńskiego (i innych osób podchodzących do katechezy w podobny sposób) nie docierają niestety do wszystkich katechetów. Dwudziestodwuletnia Weronika wspomina, że opowieści o szatanie były na lekcjach religii w jej liceum obecne bardziej niż te o Bogu i świętych: – Nasz katecheta (zupełnie świecki) lubował się w opowieściach o opętaniach i dręczeniach przez demony. Na lekcjach puszczał nam nagrania z konferencji wygłaszanych przez egzorcystów i innych ludzi, którzy szatańskie znaki widzieli niemal wszędzie. Ja już wtedy miałam objawy OCD (zaburzenie obsesyjno-kompulsywne – przyp. red.) – natrętne myśli i lęk przed tym, że stanie mi się coś złego, jeśli nie wykonam pewnych swoich „rytuałów”. Lekcje „o diable” sprawiły, że zaczęłam mieć dodatkowe myśli intruzywne o piekle i potępieniu. Dzięki temu, że mam wujka lekarza, wiedziałam, że takie objawy można leczyć, ale… nasz katecheta był niechętnie nastawiony do psychiatrów i terapeutów, a na „nerwicę” zalecał co najwyżej wizytę u chrześcijańskiego psychologa. Kiedy doszedł do tego wszystkiego stres związany z maturą, nie mogłam już normalnie spać ani się uczyć. W końcu rodzice zauważyli, że coś jest nie tak – zabrali mnie na cito do psychiatry, a miesiąc później zaczęłam terapię. Dzięki psychoedukacji wiem, że moje problemy miały źródło dużo wcześniej, ale lekcje religii prowadzone w taki sposób bardzo pogorszyły mój stan. Takie osoby powinny być trzymane z dala od młodzieży.
Martyna, niedeklarująca się wcale jako gorliwa katoliczka, ma natomiast ze szkolnej katechezy zupełnie inne wspomnienia – ksiądz, który prowadził zajęcia w jej liceum, był przez nią uważany za jedyną osobę, która sprzeciwiała się przemocy stosowanej wobec uczniów przez innych nauczycieli: – Chodziłam do szkoły, która miała wychować nas na najlepszych uczniów: byli wśród nas olimpijczycy, laureaci konkursów z właściwie każdej dziedziny. Nasze uczucia i problemy związane z dorastaniem nikogo nie obchodziły – nauczyciele powtarzali, że jeśli chcemy utrzymać poziom tego liceum, to musimy porzucić wyobrażenia o życiu w stylu amerykańskiego high school. Jedna dziewczyna została wzięta do odpowiedzi z biologii tuż po tym, jak dokonała samookaleczenia – nauczycielka powiedziała jej, że takie „tanie numery” na nią nie działają, a najlepszym lekiem na głupie myśli jest dostanie się na porządne studia. Ksiądz był jedyną osobą, która traktowała nas jak ludzi. Mówił o Bogu i o tym, że niedzielna Msza jest obowiązkiem wierzącego, ale podkreślał również, że ukończenie prawa lub medycyny nie gwarantuje nikomu szczęścia. Opowiadał nam o ludziach, którzy nie zdobyli nawet matury, a i tak prowadzą ciekawe życie. Wydawało nam się to po prostu niemożliwe, myśleliśmy, że ksiądz chyba żyje w jakimś innym świecie – ale jednak jego słowa były jakąś ulgą. À propos dziewczyny, która się pocięła – to właśnie ten ksiądz powiedział jej na indywidualnej rozmowie, że wszystko się ułoży, żeby odpuściła bycie perfekcjonistką, że dla Boga każde życie jest cenne – nie tylko osoby, która osiąga same sukcesy. Ten ksiądz podobno zwrócił też uwagę jednej z nauczycielek, która zresztą była postrachem szkoły, że wpisała do dziennika trzeci sprawdzian w tygodniu, a to jest wbrew regulaminowi i za bardzo nas obciąży. Nie mam jasnego zdania na temat tego, czy religia powinna być w szkole, czy nie, różnie można na to patrzeć. Ja sama wierzę w Boga, ale nie jestem jakoś „zaprzyjaźniona” z Kościołem. Natomiast do tej pory wspominam lekcje z tym księdzem jako jeden z nielicznych momentów normalności w liceum. Na pewno wszystkim, którzy chodzili na religię, wyszło to „na zdrowie”.
Ambasador Watykanu
Tak samo jak w przypadku innych nauczycieli, istotne znaczenie dla jakości opieki, jaką katecheci „oferują” swoim podopiecznym, ma ich własna kondycja psychiczna. Oznacza to, że katecheza może być budującym doświadczeniem wtedy, gdy osoba ją prowadząca sama jest stabilna emocjonalnie i ma narzędzia do tego, by na bieżąco radzić sobie z trudnościami. Jednak katechetom w stopniu nie mniejszym niż polonistom czy fizykom dają się we znaki niewystarczające zarobki, przebodźcowanie i postawa oceny oraz krytyki ze strony uczniów. Co więcej, katecheta jest niekiedy – mówiąc językiem psychologii analitycznej – obiektem, który skupia na sobie emocje i wybrażenia na temat Kościoła i wiary, które są żywe wśród uczniów i rodziców. Katecheta Dariusz tłumaczy, że czasami uczniowie, rodzice, ale także inni nauczyciele traktują go jak osobę, która ma przyjmować na siebie ich frustrację związaną z napięciami na linii państwo – Kościół: – Matka jednego ucznia pytała mnie, po co się wpycham do szkoły, skoro zamiast religii dzieci mogłyby mieć więcej zajęć z matematyki. Nauczycielka WOS-u z kolei podczas protestów opiekunów osób z niepełnosprawnościami w Sejmie zadawała mi pytania, gdzie jest głos Kościoła, gdy matki są źle traktowane przez władzę. Nie wiem, co mam odpowiadać w takich momentach – mam swoje zdanie, ale tak naprawdę to nie ono tych ludzi interesuje. Czasami czuję się jak ambasador Watykanu, jak osoba, która ma tłumaczyć i odpowiadać na wszystko, co wiąże się z instytucją Kościoła. Czasami odechciewa się otwierania ust, bo zaraz ktoś mnie oceni i nadinterpretuje moje słowa.
Katecheci potrzebują zatem przestrzeni (np. grup wsparcia), w których mogliby się wymieniać doświadczeniami i rozmawiać o bolączkach związanych z wykonywaniem własnego zawodu. Bez wątpienia przydatne byłyby także szkolenia (organizowane np. przez wydziały katechetyczne), w jaki sposób asertywnie reagować na pytania i komentarze przekraczające granice. Oczywiście nie jest to jedyny obszar, w którym katechetom potrzeba uzupełnienia i aktualizacji wiedzy. Osoby uczące religii powinny wiedzieć, jak wspierać zdrowy (pod względem psychologicznym) rozwój duchowy uczniów, czym jest religijne OCD (wiele na ten temat pisał chociażby Jacek Prusak SJ), a także jakie sygnały pojawiające się podczas katechezy powinny skłonić nauczyciela do rozmowy z uczniem lub interwencji. Katecheta powinien mieć świadomość, że jeśli uczeń pyta np. o możliwość zbawienia samobójcy, to może kierować nim coś innego niż zwykła eschatologiczna ciekawość – i że z takim dzieckiem powinien porozmawiać również szkolny pedagog lub psycholog. Podobnie uczeń, który nadmiernie interesuje się opętaniami, zniewoleniami i dręczeniem przez diabła, może potrzebować specjalistycznej konsultacji z psychiatrą lub psychoterapeutą, o czym powinni wiedzieć jego rodzice. Z drugiej strony – jeśli rodzic (lub inny nauczyciel) zauważa, że katecheta przejawia podczas lekcji religii niepokojące zachowania i przekazuje wątpliwe merytorycznie treści, ma pełne prawo zgłosić swoje zastrzeżenia do dyrekcji i „kościelnych” przełożonych katechety.
Współpracujący ze szkolnym psychologiem i rodzicami uczniów katecheta, który posiada wiedzę na temat kryzysów psychicznych u dzieci i młodzieży, może stanowić dla młodych ludzi cenne wsparcie i ochronić ich (przynajmniej w pewnym stopniu) przed rozwojem patologicznych form duchowości.
Niektóre imiona i szczegóły zostały zmienione.