W XX wieku słodzone napoje szturmem zdobyły podniebienia konsumentów. Dziś trudno sobie bez nich wyobrazić imprezę domową – obok całego zestawu dań i przekąsek spoczywają zwykle dwie dwulitrowe butelki czarnego i przezroczystego, ewentualnie pomarańczowego płynu gazowanego. Słodzone napoje, tanie i całkiem smaczne, stały się też łatwym źródłem orzeźwienia i energii w trakcie ciężkiego dnia pracy. Wielu osobom towarzyszą także podczas chwil wytchnienia, gdyż ich picie bywa zwyczajnie przyjemne, więc umila popołudniowy lub wieczorny moment relaksu. Inaczej mówiąc, towarzyszą człowiekowi niemal w każdej sytuacji.
Niepostrzeżenie te na pozór niewinne słodkie napoje stały się jednym z głównych źródeł otyłości. Ta zaś stała się jedną z czołowych chorób cywilizacyjnych – paradoksalnie dotykającą częściej ubogich. Jednym z wprowadzanych na świecie rozwiązań tego problemu jest podatek cukrowy, nakładający na napoje słodzone dodatkową daninę, dzięki czemu stają się one droższe, a więc – hipotetycznie – mniej atrakcyjne dla konsumentów. Pytanie tylko, czy ci ostatni zachowają się tak, jak się ustawodawcy wymarzyło.
Podatek pana Pigou
Opodatkowywanie produktów, dóbr oraz procesów, które uznaje się za społecznie szkodliwe, ma długą historię. Za twórcę tego pomysłu uważa się brytyjskiego ekonomistę z pierwszej połowy XX w. Arthura Pigou. Badając negatywne efekty zewnętrzne różnych działań i zachowań, zaproponował on obciążanie ich podatkiem, który miałby działanie korekcyjne – tzn. zwiększając koszt, ograniczałby skalę zjawiska. Obecnie najpopularniejszym rodzajem takiego podatku jest akcyza nakładana na alkohol i papierosy. W drugiej dekadzie XXI w. wiele krajów rozwiniętych zdecydowało się na wprowadzenie podobnego rozwiązania dedykowanego napojom słodzonym, by walczyć w ten sposób z epidemią otyłości. Już w 2012 r. podatek cukrowy wprowadziła Francja, a cztery lata później Wielka Brytania.
Podobny ruch szykuje również Polska. Nad projektem ustawy pracuje Ministerstwo Zdrowia, a sam podatek może wejść w życie już 1 kwietnia tego roku. Polski podatek cukrowy najprawdopodobniej będzie miał charakter akcyzy, czyli jego stawka nie będzie procentowa, lecz kwotowa. Napój słodzony jedną substancją zostanie obciążony kwotą 70 groszy, dwiema lub więcej substancjami kwotą 80 groszy, a napoje zawierające również stymulanty (czyli głównie kofeinę) będą droższe o jeden złoty.
Bezsprzeczną zaletą projektowanej daniny będzie to, że wpływy z niej rzeczywiście zostaną użyte w celu poprawy stanu zdrowia. Przychody z podatku cukrowego trafią nie do budżetu państwa, lecz do Narodowego Funduszu Zdrowia. W tym roku NFZ będzie mógł liczyć na dodatkowe 2,1 mld zł, a w kolejnych, gdy podatek będzie już obowiązywał całe 12 miesięcy, na ok. 3 mld zł rocznie. Jednak w kolejnych latach budżet państwa zmniejszy swoją dotację dla NFZ, więc nasza służba zdrowia zyska dodatkowy bonus tylko w tym roku. Zwiększenie dochodów własnych NFZ należy jednak uznać za pozytywne.
Poluzowanie pasa
Jest faktem, że społeczeństwa we współczesnych państwach rozwiniętych ważą coraz więcej. Akurat Polska jakoś nie wyróżnia się na tym tle. Pod względem wagi jesteśmy przeciętni na tle Europy, a na tle obu Ameryk nawet szczupli. Jednak bycie przeciętnym na tle otyłych nie jest powodem do radości. Według Eurostatu, 48 proc. Polaków ma nadwagę, a 18 proc. cierpi na otyłość. Średnia unijna wynosi odpowiednio 45 i 17 proc. Tymczasem wśród Amerykanów nadwagę ma 71 proc. obywateli, w Meksyku 73 proc., a w Chile 74 (dane OECD). Jednak sytuacja, w której niemal co drugi obywatel powyżej 15. roku życia ma nadwagę, bez wątpienia jest symptomem groźnego problemu, którego nie można bagatelizować skwitowaniem, że gdzie indziej jest gorzej.
Narodowy Fundusz Zdrowia opublikował raport „Cukier, otyłość – konsekwencje”. Wynika z niego niezbicie, że obecnie to słodzone produkty przetworzone są głównym źródłem cukru, który spożywamy na co dzień. W latach 2008–2017 spożycie czystego cukru na osobę rocznie spadło z 17 do 11 kg. Jednak spożycie cukru w słodzonych produktach wzrosło z 21 do 33 kg na osobę rocznie, a więc per saldo spożywamy o 6 kilogramów cukru rocznie więcej, choć samego cukru używamy znacznie rzadziej. Za większość tego wzrostu odpowiadają właśnie słodzone napoje, których sprzedaż bardzo dynamicznie rośnie. A szczególnie gwałtownie rośnie spożycie słodzonych napojów energetycznych – w ciągu ostatnich pięciu lat aż o ponad połowę. Energetyki pije dwie trzecie nastolatków w Polsce, a jedna trzecia dzieci do lat ośmiu pije co najmniej raz w tygodniu napoje gazowane.
Otyłość i nadwaga znacznie częściej dotyczy mężczyzn niż kobiet. Tak jest również w przypadku dzieci. Przykładowo nadwagę ma co trzeci chłopak i co piąta dziewczyna. Co gorsza, wśród mężczyzn i chłopców wzrost liczby przypadków nadwagi rośnie zdecydowanie bardziej dynamicznie – otyłość u chłopców rozprzestrzenia się ponad dwa razy szybciej niż u dziewcząt (mowa o okresie 2007–2016). Epidemia otyłości i nadwagi wiąże się oczywiście z wieloma problemami zdrowotnymi, głównie cukrzycą oraz problemami krążenia. Według NFZ, co roku na cukrzycę zapada 400 tys. osób, a ich ogólna liczba w 2017 r. wyniosła 2,7 mln. W tymże roku koszt leczenia cukrzycy wyniósł 1,7 mld zł.
Miecz obosieczny
Problem jest więc niezaprzeczalny, pytanie tylko, czy akurat wprowadzenie tego rodzaju podatku będzie skutecznym rozwiązaniem. Instytut Jagielloński (IJ) opublikował analizę „Podatek cukrowy, a walka o zdrowie podatków”, w którym zwraca uwagę, że dotychczasowe doświadczenia różnych krajów świata pokazują niską skuteczność tej daniny na zmianę nawyków żywieniowych. Według OECD nie ma dowodów na to, że podatek cukrowy rzeczywiście ogranicza spożycie słodzonych produktów. W analizie czytamy, że nawet WHO, która jest zwolennikiem wprowadzania tego podatku, przyznaje równocześnie, że nie ma twardych dowodów na jego skuteczność.
W 2016 r. dokonano ewaluacji podatku cukrowego w Meksyku, w którym wprowadzono go trzy lata wcześniej. Niestety nie zaobserwowano spadku liczby osób z nadwagą, wręcz przeciwnie, ona nadal rosła. W Wielkiej Brytanii w okresie 2015–2018 zanotowano kolejny wzrost spożycia cukru (o 2,6 proc.), pomimo wprowadzenia tam podatku cukrowego. W międzyczasie zrezygnowano z niego w Danii, w której przyniósł on tylko straty finansowe – konsumenci jeździli po napoje słodzone do nieodległych Niemiec – za to zysków zdrowotnych nie zaobserwowano.
Dlaczego tak się dzieje? Analitycy IJ przytaczają wyniki badania IPSOS, według których 77 proc. osób o niskim statusie materialnym stwierdziło, że w przypadku wzrostu cen słodzonych produktów będzie szukało tańszych zamienników, nawet jeśli będą gorsze jakościowo. Może więc się okazać, że konsumpcja osób mniej zarabiających będzie jeszcze mniej zdrowa, a to przecież wśród ubogich otyłość i nadwaga są największym problemem. Można też sobie wyobrazić, że niezamożni ograniczą wydatki nie na słodzone produkty, tylko na inne rodzaje dóbr. Finalnie wszystkie podatki pośrednie, czyli obciążające konsumpcję, uderzają przede wszystkim w mniej zarabiających, którzy na zakupy konsumpcyjne wydają niemal wszystkie swoje dochody. Należy więc się zastanowić, czy skuteczniejsze nie byłoby restrykcyjne uregulowanie rynku napojów słodzonych, np. poprzez uniemożliwienie stosowania szkodliwych substancji (m.in. syropu glukozowo-fruktozowego). A wzrost środków w NFZ można spokojnie zapewnić dzięki podwyższeniu podatków od dochodów najlepiej zarabiających.
LICZBY
48 proc. Polaków ma nadwagę, a 18 proc. cierpi na otyłość
400 tys. osób co roku zapada na cukrzycę
77 proc. osób o niskim statusie materialnym w przypadku wzrostu cen słodzonych produktów będzie szukało tańszych zamienników, nawet jeśli będą gorsze jakościowo