Owszem, są w nich i afery, ale jedynie jako tło dla spraw zdecydowanie ważniejszych. Kilka lat temu lat temu w HBO pokazano serial Paulo Sorrentino Młody papież. Wciąż dyskutujemy o niedawnych Dwóch papieżach Fernando Meirellesa, a obecnie można już oglądać pierwsze odcinki Nowego papieża, kontynuacji hitowego serialu.
To ciekawe, bo przecież Kościół, chrześcijaństwo, Watykan mają słabą raczej reputację w światowych mass mediach. Jako taką pobłażliwością może się tam cieszyć – od czasu do czasu i po dostosowaniu do masowych wyobrażeń o Kościele – jedynie papież Franciszek. Tymczasem światowi potentaci filmowi biorą się za papiestwo i Watykan, angażując do swoich przedsięwzięć duże pieniądze i wybitnych aktorów (Hopkins, Law, Malkovich!) i to bynajmniej nie po to, by kontestować, odrzucać, wyśmiać, lecz raczej aby zbadać, przyjrzeć się, postawić pytania. Mało tego, okazuje się, że te świetnie zrealizowane produkcje odnoszą sukces. O co chodzi? Jak to rozumieć? Zacząłem się nad tym na nowo zastanawiać po obejrzeniu dwóch pierwszych odcinków Nowego papieża.
Być może przemawiają przeze mnie pobożne życzenia, ale widzę w tym poszukiwanie trwałości w nietrwałym świecie; tęsknotę za jakimś punktem odniesienia w rzeczywistości, w której wszystko płynie; zafascynowanie instytucją, która w czasach, gdy sprawy życia i śmierci zdają się być wyłącznie kwestią indywidualnego uznania – wciąż głosi tę samą naukę. A więc ciekawość wobec instytucji, która w czasach ubóstwiania indywidualizmu i zachęt do kwestionowania prawd utrwalonych przez historię, kulturę, religię – podkreśla, iż jej depozyt jest niezmienny i stara się przekazać go światu, głosząc „w porę i nie w porę”. Z czym ma oczywiście problem, bo ów święty Kościół boryka się przecież z grzesznością tworzących go ludzi, przy jakże wielkim zainteresowaniu ową grzesznością ze strony świata.
Nie oznacza to, że są to produkcje bez zarzutu oraz, że tu i ówdzie nie budzą oporu (że wspomnę choćby o mocno chybionym portrecie Benedykta XVI w Dwóch papieżach), ale nie o to tu chodzi. Ważne, że pomimo obecnego w nich tonu ironii, groteski czy surrealizmu – są w istocie bardzo serio.
Szkoda, że podobnie intrygujące produkcje nie powstają w Polsce. W katolickim kraju, który niepojętym zrządzeniem Opatrzności został obdarowany postacią rangi tak wyjątkowej jak Jan Paweł II, nikt jak dotąd nie potrafił przekuć tego wielkiego doświadczenia na dzieło filmowe, które stawiałoby – światu, Europie lub choćby tylko nam, Polakom – pytania na dziś. Tak jak filmy Sorrentino i Meirellesa.