Logo Przewdonik Katolicki

Nie tylko Boże Ciało. Więcej chrześcijaństwa na Oscarach

Łukasz Adamski
fot. Jan Bielecki/ East News

Nominacja do Oscara dla zdumiewającego pod kątem duchowym filmu Jana Komasy to nie jedyny chrześcijański aspekt na najbliższej oscarowej gali, która odbędzie się 9 lutego w Los Angeles.

O hollywoodzkim sukcesie Bożego Ciała napisano przez ostatni tydzień wszystko. Nie będę pisał oczywistości. Przypomnę tylko, że od razu po seansie filmu, jeszcze przed ostatnim festiwalem filmowym w Gdyni, napisałem, że żaden polski film dotykający tematyki wiary i Kościoła katolickiego nie połączył w zachwycie katolików z ateistami, konserwatystów z liberałami i nawet skrajną lewicą. Największą siłą filmu Jana Komasy jest to, że każdy odnajdzie w nim własną odpowiedź na postawione pytania. Są one prowokujące, drażliwe, ale intelektualnie i duchowo inspirujące. Przede wszystkim pchają do debaty pozbawionej prymitywnego politycznego podziału i uprzedzeń. Z obu stron sporu.
 
Trzecia nominacja
Mało kto się spodziewał kilka tygodni temu, że dzieło Komasy znajdzie poklask w Hollywood na tyle mocny, że dostaniemy trzecią w ciągu czterech lat nominację do Oscara. Szczęście? Nie tylko. Nominacja do Oscara dla filmu Jana Komasy to nie szczęście, ale ciężka praca. Ba, to miesiące wytężonej pracy producentów Leszka Bodzaka i Anety Hickinbotham oraz Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Bankiety, konferencje, udziały w przeglądach, pokazy specjalne – gargantuiczna praca w Hollywood się opłaciła. Akademicy obejrzeli film Jana Komasy i umieścili go w piątce najlepszych międzynarodowych filmów obok takich perełek jak Ból i blask Pedro Almodóvara i faworyta Parasite Bong Joon-ho. Czy ma polski kandydat szansę na statuetkę? Ma. Niewielkie, ale realne. Jeżeli Parasite zdobędzie Oscary w innych ważnych kategoriach (dostał 6 nominacji), to możliwe, że kategoria polskiego filmu pozostanie otwarta. Z drugiej strony Roma Alfonso Cuarona w zeszłym roku zdobyła Oscara za najlepszy film zagraniczny, mimo wygrania statuetki za reżyserię. Boże Ciało ma szansę na bycie „czarnym koniem” z jeszcze jednego powodu. Almodóvar Oscara za film zagraniczny już ma (Wszystko o mojej matce). Do tego zdobył statuetkę za scenariusz Porozmawiaj z nią. Może akademicy na przekór kolejnego Oscara mu nie wręczą. Boże Ciało dostanie natomiast amerykańską wersję w postaci serialu, nad którą pracuje zresztą scenarzysta Mateusz Pacewicz. Amerykanie widzą więc w tej historii potencjał. Kto wie, czy akademicy nie podzielają tej wiary?
 
Papież na ekranie
Nominacja do Oscara dla Bożego Ciała ma natomiast inny ważny kontekst. W tym roku o trzy statuetki (nominacje aktorskie dla Jonathana Pryce’a i Anthony’ego Hopkinsa oraz za scenariusz adaptowany dla Anthony’ego McCartena) walczy Dwóch papieży Fernando Meirellesa. Jest to bajka o tym, jak ultrakonserwatywny i oderwany od współczesnego świata Joseph Ratzinger zrozumiał, iż modernizm musi w Kościele katolickim zwyciężyć (kłania się determinizm heglowski) i namaszcza na swojego następcę postępowego Jorge Bergoglia. Sympatyczny i zrobiony według gatunkowych prawideł „kumplowskiego filmu” netflixowy film wyraźnego entuzjasty papieża Franciszka nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością i jest naznaczony skrętem w stronę niebezpiecznej teologii wyzwolenia, ale mówi o Kościele w sposób miły i przyjemny. Jest to obraz wpisujący się w katolicką debatę nad papiestwem i drogą, jaką powinno ono przyjąć. Infantylne to dzieło, ale nie wrogie chrześcijanom. Nie jest to film równie prowokacyjny i jednocześnie głęboki teologicznie (choć przypadkowo) jak serial Młody papież Paolo Sorrentino, który w zdumiewająco trafny sposób zdiagnozował wiele problemów Kościoła katolickiego. Emitowany właśnie na HBO drugi sezon pt. Nowy papież jest wykastrowany z tej głębi, ale wciąż interesująco prowokuje.
 
Triumf Scorsese?
Wspominam o tych produkcjach, bowiem pokazują one, że mamy do czynienia z jakimś rodzajem tęsknoty do tematyki wiary w popkulturze. Wiary w pojęciu chrześcijańskim, albo chociaż ocierającym się o religijność monoteistyczną. Nie wiadomo, czy będzie to trend stały i czy jest nawet głęboki. Jednak fakt dziesięciu nominacji do Oscara dla Irlandczyka Martina Scorsese jest również znamienny. Oczywiście film Scorsesego nie został tak doceniony dlatego, że jego klamrą jest krzyż, a film kończy się spowiedzią. Irlandczyk to film kończący mafijną sagę maestro z Nowego Jorku, w skład której wchodzą takie arcydzieło jak Chłopcy z ferajny i wielkie filmy jak Kasyno oraz Gangi z Nowego Jorku. W 2017 r. Akademia zupełnie zignorowała przecież wspaniały teologiczny traktat Scorsesego Milczenie o katolickich męczennikach w XVII-wiecznej Japonii. Irlandczyk zazębia się z pierwszym mafijnym dziełem Scorsesego Ulice nędzy (1973) i pokazuje duchową drogę reżysera, skłóconego z Kościołem po niesłusznie odrzuconym przez katolików Ostatnim kuszeniu Chrystusa. Możliwy triumf tego filmu 9 lutego będzie też wiktorią filmu nieunikającego symboliki religijnej, z bardzo mocnym wątkiem odkupienia w ujęciu katolickim.
Jeżeli traktujemy jednak Irlandczyka jako film nominowany w tym roku do Oscarów wbrew wątkom katolickim, to musimy przypomnieć nominacje z zeszłego roku. Pierwszy reformowany Paula Schradera dostał (mimo wielu niepochlebnych recenzji krytyków nieprzyzwyczajonych, że ktoś może sięgać jeszcze do spuścizny Tarkowskiego i Bressona) nominację za najlepszy scenariusz oryginalny. Duet katolicko (Scorsese)-kalwiński (Schrader) jest odpowiedzialny za Taksówkarza, Wściekłego byka, Ciemną stronę miasta i oczywiście Ostatnie kuszenie Chrystusa. Akademia dostrzegła chrześcijański „protest film” Schradera przeciwko niszczeniu ziemi przez wielki biznes nie tylko z powodów ideologicznych. Jego film ma chropowatą duchową siłę i przewrotność podobną właśnie do Bożego Ciała Komasy. Rok wcześniej cztery nominacje do Oscara dostała podejmująca tematykę wolności sumienia Przełęcz ocalonych Mela Gibsona, powracającego po latach upadków do wielkich chrześcijańskich pytań w kinie.
 
Chrześcijańskie Oscary?
Nie zapominajmy też, że w tym roku nominację dla najlepszego aktora drugoplanowego dostał oscarowy weteran (dwie statuetki na koncie) Tom Hanks. W filmie A Beautiful Day in the Neighborhood wciela się on w ikonę amerykańskiej telewizji Freda Rogersa. Ten prezbiterianin wychował kilka pokoleń Amerykanów, prowadząc w latach 1968–2001 program Mr Rogers’ Neighborhood, gdzie przemycał chrześcijańskie treści. Rogers jest jedną z ikon chrześcijańskiej Ameryki, gdy ta lśniła jako biblijne Miasto na górze z przemówień Ronalda Reagana. Postać głęboko wierzącej chrześcijanki i abolicjonistki pojawia się też w nominowanym do dwóch Oscarów Harriett. Natomiast produkowany przez pastora megakościoła DeVona Franklina stricte chrześcijański film Breakthrough zgarnął w tym roku nominację do Oscara za najlepszą piosenkę I'm Standing With You.
Nie stawiam tezy, że Hollywood wraca do chrześcijańskich tematów w mainstreamowym kinie. Niemniej jednak ten trend jest wyczuwalny. Nominacja dla filmu tak zanurzonego w chrześcijański kod kulturowy jak Boże Ciało i przekucie tematu na amerykański grunt jest symptomatyczne. Dla chrześcijanina najbardziej ceniącego chrześcijańskie filmy upadłych grzeszników (Abel Ferrara, Martin Scorsese, Pier Paolo Pasolini), jakim jest piszący te słowa, Boże Ciało już wygrało tę galę. Czymś, co wykracza poza złotą statuetkę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki